niedziela, 22 września 2019

#haul nie tylko kosmetyczny SIERPIEŃ 2019

#haul nie tylko kosmetyczny SIERPIEŃ 2019
Mamy już prawie końcówkę września, a ja zalegam z sierpniowymi szaleństwami zakupowymi! I choć było ich zdecydowanie mniej niż w poprzednich miesiącach (a przynajmniej tak mi się wydaje), to nie chciałabym ich łączyć w niekończący się tasiemiec z tymi z września.. Dlatego dziś w ramach wspominania lata zapraszam Was na sierpniowy haul nie tylko kosmetyczny! :-)
Rozpocznę od skromnego tym razem zamówienia z Avonu, w którym znalazły się dwie nowości - żelowa maska na noc oraz kapsułki do twarzy z wit. C. Maska na noc zawiera mikrokapsułki antyoksydantów, które w kontakcie ze skórą uwalniają witaminę E i olejek marula. Dzięki kapsułkom do twarzy ze skoncentrowaną Wit. C każdy krem możemy wzbogacić o dawkę silnie skoncentrowanej witaminy, która doda naszej skórze blasku i rozświetlenia. W niewielkim słoiczku znajduje się 12 kapsułek do bezpośredniego użycia. Jest to odpowiednia ilość do przeprowadzenia miesięcznej kuracji. Po aplikacji skoncentrowanej wit. C powinniśmy chronić naszą skórę przed nadmierną ekspozycją na słońce. Dlatego ja ze swoją kuracją czekam jeszcze do bardziej pochmurnych miesięcy. Żel na noc używam regularnie od kilku tygodni i podoba mi się moja rozświetlona skóra po nim! Zwłaszcza, że wakacyjna opalenizna niestety tak szybko znika... :/ Pozostałe produkty dołożyłam do zdjęcia, bo mi kolorystycznie pasowały, ale nie są to nowości^^.
Początek sierpnia spędziłam w Ustce nad naszym polskim morzem. Tak mi się spodobało w zeszłym roku, że jak widać wybrałam się ponownie :D Pogodę mieliśmy wspaniałą, morze jak zawsze cudowne, wypoczynek pełną gębą! Do tego jeszcze trafiłam na premierę nowej palety rozświetlaczy Insta Glam marki MIYO, która to marka swoją siedzibę ma własnie w Ustce. I tak oto przywiozłam sobie fajną pamiątkę z wakacji! Paleta powstała we współpracy marki z influencerką Beautyvtricks, czyli Vanessą. 
Wewnątrz kartonowego opakowania z dużym lusterkiem znajduje się pięć brokatowych topperów oraz trzy rozświetlacze. Nazwy wszystkich produktów nawiązują do znaków zodiaku. Toppery mają różnokolorowe, bardzo błyszczące i brokatowe wykończenie. Świetnie wyglądają też nałożone na powiekę samodzielnie. Ostatnio dużo u mnie makijażowych nowości, myślę więc że czas na post o kosmetykach tej kategorii niebawem! 
Ujędrniająco - wygładzający aqua żel z linii Body Positive marki Bielenda zawiera kofeinę, rozświetlającą perłę oraz kwas hialuronowy. Takie zestawienie nawilża skórę i poprawia jej elastyczność. Balsam ma lekką, żelową konsystencję i bardzo szybko się wchłania. Na skórze pozostawia delikatną poświatę, która optycznie koryguje kształty. Fajnie mieć czasami skórę jak syrenka! Ten balsam także przyjechał ze mną znad morza. 
Sierpniowe nadmorskie słoneczko przypiekło mnie nieco zbyt mocno, dlatego bez wahania wrzuciłam do koszyka w Lidlu bambusowy żel. Zwłaszcza przy jego śmiesznie niskiej cenie - 5,49 zł! Kosmetyk ten ma działanie uniwersalne, bardzo podobne do żeli aloesowych. Bardzo szybko koił moją spaloną słońcem skórę, nawilżał i chłodził. Aktualnie używam go po depilacji skóry i tu także sprawdza mi się wyśmienicie. Mogłabym się trochę przyczepić do wydajności, ale..może po prostu go nadużywam?
Nie raz już zachwalałam Wam ubrania z Tchibo. Lubię tę markę, za wysoką jakość - ich ubrania można nosić latami i nie widać śladów użytkowania! Tym razem kupiłam sobie nowe sportowe legginsy, które w promocyjnej cenie wyniosły mnie 35 zł. Co bardzo miłe jeśli jest się członkiem klubu Tchibo to przesyłkę mamy zawsze za darmo! Polecam Waszej uwadze ;)
W ramach programu Hot Noty Avon otrzymałam tym razem produkty do pielęgnacji - mgiełkę hydrate & protect oraz krem koloryzujący NutraEffects. Nawilżająco - koloryzujący krem na dzień Nutra Effects posiada formułę z mikrodrobinkami, które podczas aplikacji uwalniają kolor i sprawiają, że skóra wygląda na lekko opaloną. Mam wrażenie, że w starszej wersji, którą swego czasu używałam bardzo często efekt opalenizny był bardziej subtelny. Krem ma lekką formułę i nadaje się świetnie pod makijaż. Dobrze nawilża skórę mieszaną i działa rozświetlająco. Posiada także filtr SPF 20 co czyni go idealnym kremem a dzień, zwłaszcza wczesną wiosną gdy chcemy już wyglądać na opalone, jak i jesienią aby podtrzymać kolory lata. Recenzję mgiełki znajdziecie w moim poście dotyczącym pielęgnacji skóry (LINK). 
W sierpniu poszczęściło mi się w konkursach, co pokazuje tylko, że ABY WYGRAĆ TRZEBA GRAĆ! I zawsze będę to wszystkim powtarzać, że warto spróbować, bo może się uda i będzie nam miło? Tak jak miło mi się zrobiło, gdy okazało się, że wygrałam w konkursie ogłoszonym przez portal Dress Cloud. Nagrodą był zestaw kosmetyków nieznanej mi marki MAUDI, specjalizującej się w pielęgnacji naturalnej. W zestawie znalazł się peeling, masło do ciała oraz hydrolat. Peeling truskawkowy zawiera masło shea oraz cukier, który delikatnie złuszcza martwy naskórek. Pomarańczowe masło shea można używać nie tylko na ciało, ale i na twarz oraz włosy. Z kolei hydrolat z róży damasceńskiej odświeża i nawilża skórę i mam nadzieję, że ukoi mój ból po różanej wodzie z Evree, która przestała być produkowana (choć wiadomo, że moc hydrolatu jest tysiąckrotnie lepsza!). 
Szczęście uśmiechnęło się także do mnie w instagramowym konkursie marki Yves Rocher, zwłaszcza że nagrodą był m.in. skoncentrowany żel pod prysznic, który bardzo sobię cenię! Miałam już kiedyś wersję z mango, tym razem będę testowała malinę z miętą. Cudownie! Tym bardziej, że nawet chciałam sobie kupić taki żel i nie mogłam się zdecydować o jakim zapachu, bo jest ich już kilka rodzajów :) W zestawie nagrodowym otrzymałam też skoncentrowany szampon do włosów i miniaturki trzech "flagowych" kosmetyków YR: krem do rąk z arniką, mleczko do ciała z rumiankiem oraz płyn do demakijażu oczu z bławatkiem. Wszystkie kosmetyki są dla mnie nowościami, tym większa więc radość na ich testowanie!
Dostałam troszkę spóźniony, ale za to oszałamiający prezent urodzinowy od Lidki, autorki bloga Talarkowa Pisze. Jest nim zestaw pędzli marki Jessup, w którym znajduje się aż 25 pędzli do wykonania kompletnego makijażu! Lidka wiedziała, że zapasów kosmetycznych mam sporo, ale że nie mam narzędzi do nauki make up'u i wpadła na taki piękny pomysł. Pędzle są przecudne, jestem w nich totalnie zakochana i choć nauka idzie mi opornie (coraz bardziej widzę, jak nic nie umiem!), to jestem przekonana że z takim sprzętem pójdzie mi z pewnością bardzo dobrze! 
Pędzlom kupiłam stosowne "mieszkanko" w kolorze rose gold :) Jest to pojemnik ze sklepu MRP Home, który znajduje się we wrocławskiej Magnolii. Uwielbiam ten sklep, bo mają śliczne przedmioty i bardzo fajne promocje (które lubię jeszcze bardziej :D).
Zostałam ambasadorką marki Biovene Barcelona - włoskiego producenta kosmetyków z naturalnymi składami! Pierwszym produktem, jaki otrzymałam jest szampon w kostce Pink Heaven. Od jakiegoś już czasu interesowała mnie formuła takich szamponów, jednak nie wiedzieć czemu ciągle byłam przekonana, że plączą one niemiłosiernie włosy. Nic bardziej mylnego! I choć po umyciu włosy są po nim nieco bardziej sztywniejsze, to użyta później odżywka czy maska z powodzeniem załatwiają ten problem. Ponieważ okazało się, że mam w domu już TRZY zupełnie różne szampony w kostce, różnych marek (a używałam dopiero tego z Biovene), to szykuję niebawem post porównawczy. Także "stay tunned"!
Wakacyjne, różowe paznokcie zamieniłam z końcem sierpnia na delikatne baby boomer. Oczywiście w moim ulubionym salonie kosmetycznym Beauty Boutique we Wrocławiu! Zdobienie baby boomer zostało zrobione produktami marki Makear oraz Słowianka. Bardzo mi się podoba takie delikatne mani!
Nie jestem jakąś wielką "fashionistką", ale lubię czasami zaadaptować dla siebie pomysły projektantów czy stylistów. Tak było z tą wielką gumką XXL z organzy, którą podpatrzyłam u Karoliny Domaradzkiej. Na jej wzór moja koleżanka Gosia uszyła mi podobną :D Gumka jest sporych rozmiarów, przez co stanowi nie tylko podtrzymanie włosów, ale i stylową ozdobę. Ja jestem nią zachwycona, a co wy o tym sądzicie? :-)
Z aliexpressu przyszła mi bransoletka - kotwica, która idealnie uzupełniła mój marynistyczny look :D Od powrotu znad morza bardzo, bardzo tęsknię za szumem fal i skrzekiem mew i w ten sposób chociaż drobne elementy przypominają mi te miłe, wakacyjne chwile. Bransoletka idealnie też wpisała się w design mojego zegarka i choć nie umiem robić zdjęć typu "fashion", to myślę że domyślacie się jak to wygląda? 
We Wrocławiu otworzyli sklep Action i już mogę stwierdzić, że jest to ZŁO totalne! Dużo produktów do dekoracji wnętrz, kosmetyków, wszystko w tak niskiej cenie, że ciężko się oprzeć! Staram się nie zaglądac tam za często, ale ten sklep to uzależnienie! ^^ :D Na zdjęciu moje pierwsze zakupy - lusterko/podkładka do zdjęć oraz dwie maseczki do ust i maseczka do skórek wokół paznokci. Maseczki przetestowane, może zrobię jakiś zbiorczy post o produktach z tego sklepu :D I choć jak zawsze wydawało mi się, że w sierpniu przecież wcale mi tak dużo nie przybyło, to pisząc tego posta okazywało się, że jeszcze to i jeszcze tamto... No i efekt jak widać... Muszę jednak przyznać, że wszystkie nowości, które już udało mi się przetestować okazały się świetne i jestem z nich bardzo zadowolona. Znacie produkty z mojego sierpniowego haula? Coś Was szczególnie zaciekawiło? Dajcie znać w komentarzach! 

  


poniedziałek, 16 września 2019

Recenzja: kosmetyki MIYA moja ulubiona pielęgnacja

Recenzja: kosmetyki MIYA moja ulubiona pielęgnacja
O kremach polskiej marki Miya pisałam już wielokrotnie na moim blogu, jednak jak dotąd nie przygotowałam porządnej recenzji na ich temat. Produkty te znalazły się nawet wśród moich ulubieńców roku 2018 i to na pierwszym miejscu! Czym zachwyciły mnie kosmetyki Miya dowiecie się z dzisiejszego posta.
Miya to polska marka kosmetyczna, której produkty inspirowane są stylem życia nowoczesnych, aktywnych kobiet. Ich motto #JestemGotowa ma nam zapewnić prostą, skuteczną pielęgnację, dzięki której mamy czuć się i wyglądać pięknie. Miya obiecuje piękną skórę, naturalne składniki i wygodę stosowania swoich produktów. Kosmetyki tej marki nie zawierają parabenów, silikonów, parafiny, olejów mineralnych, PEG, sztucznych barwników, czy glikolu. Nie są też testowane na zwierzętach.
W moim niedawnym poście dotyczącym codziennej pielęgnacji (LINK) jedynie wspominałam o produktach Miya, dzisiaj dowiecie się o nich zdecydowanie więcej. Do tej pory z produktów marki używałam czterech wersji kremu My Wonder Balm, serum My Power Elixir, esencji My Beauty Essence oraz kremu rozświetlającego My Secret Glow. Wszystkie kosmetyki kupiłam samodzielnie, zazwyczaj korzystając z promocji w drogerii Hebe. 
my WONDER BALM - Hello Yellow - nawilżająco-odżywczy krem z masłem mango
Mój pierwszy krem MIYA, który sprawdził się u mnie tak świetnie, że od tamtej pory chętnie sięgam po produkty tej marki. Ba! Jest to krem, który pomimo moich wielkich zapasów pojawia się w mojej pielęgnacji ponownie. Jest to także kosmetyk, którym "zaraziłam" mamę, bratową i kilka koleżanek... W czym więc tkwi jego fenomen? 
Krem Hello Yellow zawiera olejki i składniki roślinne, których działanie zapewnia nawilżenie i odżywienie skóry. Masło mango, olejek z pestek winogron, witamina E i prowitamina B5 odpowiadają za łagodzenie podrażnień i wygładzenie skóry. Twarz po użyciu kremu jest elastyczna, dobrze ujędrniona i gładka. Koloryt jest wyrównany, a skóra wygląda na zdrową i lekko rozjaśnioną takim "wewnętrznym" blaskiem. Krem Hello Yellow nie zawiera silikonów, parafiny, olejów mineralnych, PEG oraz barwników. Kosmetyk zamknięty jest w tubce o pojemności 75 ml, z zamknięciem na klik. Konsystencja jest biała, kremowa, najlżejsza ze wszystkich wersji my wonder balm. Hello Yellow wchłania się bardzo szybko i ma przyjemny, owocowy zapach. 
Krem Yello Yellow może być z powodzeniem stosowany nie tylko na skórę twarzy, ale i na dłonie, czy całe ciało. Dzięki szybkiemu wchłanianiu się i uniwersalności jest idealny na wszelkiego rodzaju wyjazdy. Możemy wtedy zapakować do torby tylko jeden krem! :) Jedynym minusem, jaki w nim znajduję jest brak filtrów SPF i ochrony UV. W przypadku mojej wrażliwej na słońce cery jest to warunek konieczny zwłaszcza w kremach na dzień! Mimo tej wady uważam go za swojego ulubieńca :)

Skład:  Aqua (Water), Propylheptyl Caprylate, Decyl Oleate, Glycerin, Potassium Cetyl Phosphate, Cetearyl Alcohol, Stearic Acid, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Hydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Panthenol, Phenoxyethanol, Sodium Polyacrylate, Tocopheryl Acetate, Triethanolamine, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Sodium Phytate, Alcohol, Parfum (Fragrance), Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool


my WONDER BALM - I Love Me - odżywczy krem z olejkiem z róży
Początkowo z wersją różaną miałam dość chłodne relacje, głównie z uwagi na zdecydowanie bardziej bogatą i "ciężką" konsystencję po Hello Yellow. Jednak po prostu musiał nadejść na niego odpowiedni czas! I kiedy tylko przyszły jesienne wiatry i obniżenie temperatury to I Love Me okazał się zbawieniem na wszystkie moje "skórne problemy". Zawarty w kremie olejek z róży tonizuje i lekko rozświetla skórę, a także łagodzi zaczerwienienia i wyrównuje koloryt. Olejki makadamia, sezamowy i słonecznikowy odżywiają i wygładzają skórę, nadają jej miękkości i dbają o odbudowę warstwy ochronnej. Dodatkowo ekstrakt z alg i witamina E wygładzają skórę i dodają jej elastyczności. Krem najlepiej stosowało mi się na noc, kiedy jego nieco bogatsza formuła nie przeszkadzała mi. I Love Me ma gęstszą konsystencję i biały kolor. W zapachu przypomina zeschnięte płatki róż, nie jest to jednak zapach babciny, ale przyjemny i kwiatowy. Z uwagi na nieco gęstszą formułę krem wchłania się nieco dłużej niż wersja z mango. Także i ten kosmetyk możemy stosować na skórę całego ciała. Ja zabierałam go ze sobą całą zimę na siłownię i gdy wracając do domu czułam suchość skóry dłoni, czy łydek, to właśnie I Love Me pomagał mi zniwelować ten dyskomfort. 

Skład: Aqua (Water), Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Decyl Oleate, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Stearic Acid, Glycine Soja (Soybean) Oil, Glycine Soja (Soybean) Oil Unsaponifiables, Rosa Canina (Rosehip) Fruit Oil, Sodium Polyacrylate, Phenoxyethanol, Helianthus Annuus Seed Oil, Algae Extract, Plankton Extract, Ascophyllum Nodosum Extract, Fucus Vesiculosus Extract, Crithmum Maritimum Extract, Tocopheryl Acetate, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Triethanolamine, Sodium Phytate, Alkohol, Parfum (Fragrance), Citronellol, Geraniol
my WONDER BALM - Call Me Later - regenerująco-odżywczy krem z masłem shea
Call Me Later ma najbardziej gęstą i bogatą formułę ze wszystkim kremów serii my wonder balm. Jest gęsty i treściwy, co jest zasługą obecności masła shea. Dodatkowo olejek jojoba, witamina E i prowitamina B5 wygładzają i odżywiają skórę oraz dodają jej sprężystości i chronią przed wysuszeniem. Call Me Later jest polecany do pielęgnacji cery normalnej i suchej. Przy mojej mieszanej świetnie sprawdza się jako krem na noc i tak go właśnie używam. Jak wszystkie my wonder balm nie posiada on filtra UV, ani ochrony przeciwsłonecznej. Mimo bogatszej formuły i wrażenia ciężkości na mojej mieszanej skórze krem ten sprawdził się bardzo dobrze. Szybko i skutecznie koi skórę i sprawia, że jest ona gładka. Pomimo niewielkich trudności z wydobyciem kosmetyku z tubki (jest gęsty!) i nieco dłuższym czasie wchłaniania nie zauważam w nim wad :) Aplikowany na przesuszone łokcie, czy dłonie radzi sobie z nimi bardzo dobrze. Myślę też, że mógłby się sprawdzić w charakterze maski nałożony grubszą warstwą. 

Skład: Aqua (Water), Propylheptyl Caprylate, Cetearyl Alcohol, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetyl Alcohol, Glycerin, Decyl Oleate, Panthenol, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed oil, Phenoxyethanol, Glycine Soja (Soybean) Oil, Glycine Soja (Soybean) Oil Unsaponifiables, Ceteareth-20, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Sodium Phytate, Alkohol, Parfum (Fragrance)
my WONDER BALM - I'm Coco Nuts - intensywnie nawilżający krem z olejkiem kokosowym
Mój "najświeższy" wonder balm pachnie delikatnie kokosem, a konsystencję ma podobną do Hello Yellow, choć wydaje się być ciut treściwszy. Zawiera olejek kokosowy, olejek sezamowy, witaminę E oraz prowitaminę B5. Ostatnie składniki zapewniają skórze elastyczność i ujędrnienie. Dzięki olejkom skóra jest bardzo dobrze nawilżona i odżywiona, a wszelkie podrażnienia są ukojone. Krem ma lżejszą formułę i bardzo szybko się wchłania. Na mojej mieszanej skórze tworzy delikatny film, ale dobrze radzi sobie z podkładem i nadaje się jako krem na dzień. Wiele osób zarzuca mu uczucie ściągania, ja jednak nic takiego nie odczuwam. I'm Coco Nuts przyjemnie wygładza i nawilża skórę nie tylko twarzy, ale też i całego ciała. Jednak jeśli mamy mocniej przesuszone partie to zdecydowanie odpowiedniejsza będzie wersja różana lub z masłem shea.

Skład: Aqua (Water), Sesamum Indicum (Sesame) Seed Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Cetearyl Olivate, Sorbitan Olivate, Glyceryl Stearate SE, Cetearyl Alcohol, Phenoxyethanol, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Sodium Polyacrylate, Xanthan Gum, Ethylhexylglycerin, Sodium Phytate, Alkohol, Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Coumarin, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamalaldehyde. 
my beauty essence Coco Beauty Juice - aktywna esencja w lekkiej mgiełce
Mgiełka MIYA zawiera ekstrakt z owocu kokosa, sok z aloesu, wodę termalną, kwas hialuronowy oraz witaminę B3 i prowitaminę B5. Po spryskaniu nią oczyszczonej twarzy poczujemy natychmiastowe nawilżenie, ale na skórze pozostanie delikatna warstewka odżywczej esencji (a przynajmniej ja to tak odczuwam). Z tego powodu używałam tej esencji zamiast kremu w upalne dni, a teraz włączyłam ją do wieczornej pielęgnacji, ma ona bowiem działanie bardziej pielęgnacyjne niż typowo odświeżające. Zapach jest przepiękny - jak czysta woda kokosowa!  Bardzo umila to aplikację. Zgodnie z informacją producenta esencja w mgiełce łagodzi stany zapalne skóry, wygładza ją i opóźnia procesy starzenia. Jest to bardzo przyjemny kosmetyk, którego atutem jest też brak parafiny, PEG-ów, parabenów, glikolu propylenowego, olejów mineralnych i silikonów. Ekstrakt z owocu kokosa nawilża, odżywia i tonizuje. Sok z aloesu łagodzi, koi, nawilża, przywraca komfort. Woda termalna dostarcza cennych mikroelementów i minerałów. Kwas hialuronowy przywraca i utrzymuje nawilżenie skóry. Prowitamina B5 i witamina B3  działają przeciwstarzeniowo, redukują drobne zmarszczki, ujędrniają.
Aktywna esencja w lekkiej mgiełce ma moim zdaniem trochę przesadzoną cenę. Jednak czasami można dostać ja w fajnej promocji np. w Hebe. W moim aplikatorze coś się przytkało i obecnie z jednej strony psika na mnie strumień wody, co nie jest przyjemne. Dlatego postanowiłam przelać zawartość do innej butelki. 

Skład: Aqua (Water), Cocos Nucifera Fruit Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Sodium Hyaluronate, Hyaluronic Acid, Panthenol, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Sodium Phytate, Alcohol, Sodium Hydroxide, Citric Acid, Parfum (Fragrance), Benzyl Benzoate, Coumarin
my POWER ELIXIR - serum rewitalizujące
Tłustawe serum o konsystencji maści ma prześliczny cytruskowy zapach i wiele zastosowań. Malutki, szklany słoiczek zawiera 15 ml skoncentrowanego kosmetyku. Serum na skórze zamienia się w jedwabisty olejek, który ją  odżywia i rozświetla. Eliksir wygładza drobne zmarszczki, ujędrnia i napina skórę, dodając jej energii i młodzieńczego blasku. Wśród jedenastu składników znajdują się tutaj: olejek ze słodkich migdałów, olejek kokosowy, olejek jojoba, olejek ryżowy, olejek chia, olejek eteryczny z gorzkiej pomarańczy (to stąd ten cudny zapach!), ekstrakt z planktonu, wosk ze skórki pomarańczy, masło mango oraz witamina E i F. Jak wszystkie kosmetyki MIYA także i tutaj nie znajdziemy olejów mineralnych, silikonów, parafiny, PEG czy glikolu. Jako kosmetyk uniwersalny My Power Elixir ma wiele możliwości stosowania. Ja używam go najczęściej jako serum do ust, do pielęgnacji skórek czy jako krem-maska pod oczy. Ze względu na dość tłustą konsystencję olejku nie próbowałam używać go pod makijaż. Wydaje mi się, że przy mojej mieszanej skórze może to być kiepski pomysł. Wiem jednak, że są osoby które używają serum jako rozświetlacza. Mimo niewielkiego słoiczka kosmetyk ten jest bardzo wydajny. Nie ukrywam, że najbardziej uwielbiam w nim ten cytrusowo-pomarańczowy zapach. Gdyby istniał my wonder balm o takim zapachu, pewnie zużywałabym go na kilogramy! :-)

Skład: Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Oryza Sativa (Rice) Bran Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Bitter Orange) Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Wax, Hydrogenated Vegetable Oil, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Cera Alba (Beeswax), Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed oil, Salvia Hispanica (Chia) Oil, Tocopheryl Acetate, Aqua (Water), Glycerin, Artemia Extract, Glyceryl Linoleate, Glyceryl Linolenate, Parfum (Fragrance), Coumarin, Hexyl Cinnamal, Limonene.
Secret GLOW - rozświetlający krem z witaminami all-in-one
To mój najświeższy nabytek MIYA, o czym wspominałam Wam przy okazji lipcowego haul'u (LINK). Ma to być krem o działaniu rozświetlającym i upiększającym, który ma zmniejszać widoczność cieni pod oczami i wygładzać skórę. Wśród składników znajdują się tutaj m.in. ekstrakt z kwiatów peonii, mika, olejki z pestek moreli i makadamia, kwas hialuronowy oraz witaminy C, E, B3 i  prowitamina B5. Niestety nie używałam tego kremu zbyt skrupulatnie i nie czuję się jeszcze gotowa na jego recenzję. Dlatego musicie mi wybaczyć, ale o nim poczytacie w kolejnym poście o kosmetykach tej marki. Myślę bowiem, że jak na razie moja skóra bardzo dobrze się z kosmetykami MIYA czuje i już planuję sprawdzenie kilku nowych produktów, m.in. masek do twarzy. Oczywiście pozostaję także wierna My Wonder Balm i zawsze mam któryś z nich w zapasie :-) Znacie kosmetyki MIYA? Jak się u Was sprawdziły? Podzielcie się swoimi odczuciami w komentarzach! 

sobota, 7 września 2019

Denko, czyli zużycia kosmetyczne SIERPIEŃ 2019

Denko, czyli zużycia kosmetyczne SIERPIEŃ 2019
Z nowym miesiącem zapraszam Was na tradycyjny wpis "denko kosmetyczne". Jest to opis produktów, które udało mi się zużyć w ubiegłym miesiącu. Te puste opakowania zbieram skrupulatnie przez cały miesiąc, aby później dokładnie opisać co i jak się u mnie sprawdziło. Prócz pretekstu do przygotowania recenzji kosmetyków, które aktualnie używam jest to też dla mnie motywacja do zużywania, a nie jedynie "oglądania" produktów do pielęgnacji. Na koniec roku z dwunastu wpisów powstaje podsumowanie. Dzisiaj zapraszam na przegląd zużyć z sierpnia 2019.
Część produktów, które trafiły do mojego denko to efekt porządków w kolorówce. Staram się ostatnio bez sentymentów pozbywać wszelkich staroci i choć wiele z nich trafia do kosza, to nadal jest ich całkiem sporo :D Oprócz staroci (16 sztuk!) w zużyciach znalazło się 14 pełnowymiarowych kosmetyków, 2 wersje mini, 2 maski w płachcie, 2 maski w saszetkach, 8 próbek i jeden totalny bubel. Kosmetyki, które wyjątkowo mnie zachwyciły mają nazwy w kolorze zielonym, przeciętniaki - czarnym, a te do których nie chcę wracać - w kolorze czerwonym. 
DO CIAŁA
- odżywka do włosów Proteinowa Orchidea, Anwen oraz odżywka do włosów Emolientowa Róża, Anwen - dwa świetne kosmetyki, z którymi bardzo polubiły się moje włosy. Mają nie tylko śliczne opakowania i przepiękne zapachy, ale są też bardzo dobre w działaniu! Pisałam o nich przy okazji mojej letniej pielęgnacji włosów (LINK).
- próbka peelingu z grejpfrutem, Scandinavia Cosmetics - podczas targów kosmetyków naturalnych nawąchałam się tego cuda, niestety jednak ten maleńki słoiczek z próbką posiałam w szufladzie i jak już go odnalazłam, to okazało się, że kosmetyk wysechł... ;/
- mydło naturalne Mango & Ananas, Manufaktora Mewa - to ręcznie wyrabiane mydło z maceratem z nagietka, olejem ze słodkich migdałów, a także olejem ryżowym i z pestek moreli. W składzie znajduje się jeszcze masło shea i masło kakaowe. Nie ma tu barwników, konserwantów, utwardzaczy i oleju palmowego. Mydełko jest wegańskie. Kostka jest dosyć spora, ale nie lubię kroić mydełek i wolę się początkowo trochę pomęczyć. Po umyciu skóra na dłoniach nie jest wysuszona, za to wszelkie zabrudzenia zostają usunięte. Jedynie co mogłabym w tym kosmetyku udoskonalić, to aby zapach utrzymywał się nieco dłużej na skórze, bo jest piękny! Pod koniec używania kostka niestety rozpadła się na dwie części, ale poza tym nie było problemów np. z rozmakaniem mydła itp. jak to czasami się zdarza. Chętnie sprawdzę też inne wersje zapachowe, a tą kupiłam na targach Natural Beauty.
- ujędrniające serum do szyi i dekoltu Planet Spa, Avon - to kosmetyk z cyklu "używam go od lat a wiecznie zapominam napisać o nim rzetelnej recenzji" :D Serum ma wodnistą, lejąca konsystencję i opakowanie z pompką uważam za prześwietny pomysł. Dzięki temu nabieramy na dłoń tyle kosmetyku ile trzeba i nie ryzykujemy wylewania się, czy marnotrawienia produktu.  Linia Planet Spa ze śródziemnomorską oliwą z oliwek ma taki specyficzny, orzeźwiający zapach i tak samo własnie pachnie to serum. Nałożone na skórę bardzo szybko się wchłania i powoduje lepsze napięcie skóry i jej wygładzenie. Czasami używałam go też na skórę twarzy i uważam, że równie dobrze się sprawdzało! Czy wrócę do niego? Chyba mam już kolejne opakowanie w zapasach! <3 
- miniaturka żelu pod prysznic Pink Grapefruit, The Body Shop - mała wersja mojego najulubieńszego żelu z TBS. Ja ten zapach tak bardzo lubię, że zużywam litrami dlatego ostatnio kupiłam większą wersję (LINK). Postanowiłam jednak nie wyrzucać opakowania po miniaturce, tylko wykorzystać je do przelewania mniejszych ilości do zabrania na siłownię lub wycieczkę.
- pianka pod prysznic Fresh and Fruity, Balea - ma przecudowny owocowy zapach limonki i różowego grejpfruta. Ten drugi owoc jest moim ulubionym, dlatego nic dziwnego, że jestem absolutnie zakochana w tym kosmetyku! Pianka jest bardzo gęsta i nie przecieka przez palce, wbrew moim obawom była dość wydajna - to opakowanie wystarczyło mi na tyle, ile średniej wielkości żel pod prysznic. Pianka ma różowy kolor i delikatnie myje skórę, która po umyciu nie wysusza się i jest dobrze oczyszczona. Podczas kąpieli przyjemnie pachnie, szkoda tylko że ten zapach nie utrzymuje się na skórze dłużej. Lubię od czasu do czasu sięgnąć sobie pod prysznicem po formułę pianki, a w zapasach mam jeszcze jedną tej samej marki :-)
- żel pod prysznic różowy grejpfrut i mięta Naturals, Avon - TRZECI kosmetyk w aktualnym denko z nutami różowego grejpfruta chyba utwierdzi Was w przekonaniu, że naprawdę BARDZO lubię zapach tego cytrusa :D Żel miał lejącą konsystencję, lekko różowy kolorek, przyzwoicie się pienił i nie wysuszał skóry. Zapach był dość słodkawy i nie spodobał mi się tak bardzo jak wersja z The Body Shop. Miła odmiana, ale jednak nie jest to mój NAJ NAJ żel :D Generalnie jednak lubię żele z Avonu, zarówno z linii Naturals, jak i Senses dlatego z pewnością sięgnę po kolejne wersje zapachowe.
żel pod prysznic o zapachu gruszki, Le Petit Marseiliais - ma zieloną, półprzeźroczystą barwę i jest dość lejący w konsystencji. To głównie z tego powodu nie jest to zbyt wydajny kosmetyk i skończył mi się dość szybko. Z drugiej jednak strony przy tych sierpniowych upałach potrafiłam brać prysznic nawet pięć razy dziennie, co przełożyło się na zużywanie kosmetyków do mycia... Zapach żelu LPM jest bardzo słodki. Jak dla mnie przypomina on jakiś deser z gruszką, niż sam ten owoc. Szczerze mówiąc wolę bardziej "owocowe" zapachy, jednak na szczęście woń czuć tylko podczas mycia, co da się wytrzymać. Jak wszystkie żele LPM kosmetyk dobrze się pieni i nie wysusza skóry. Cieszę się, że mogłam wypróbować ta wersję, jednak z tej marki bardziej podobała mi się ta o zapachu truskawek (LINK)
- peeling roślinny gommage z pestkami brzoskwini, Yves Rocher - przez większą część używania tego produktu byłam przekonana, że jest on przeznaczony do twarzy. Jednak okazało się, że z oczyszczaniem skóry ciała poradził sobie nawet jeszcze lepiej. Cząsteczki peelingujące były dość ostre, ale zatopione w żelu nie robiły krzywdy, za to dobrze oczyszczały skórę i ją wygładzały. Kosmetyki YR mają bardzo przyjemne formuły i pewnie wrócę kiedyś do tego peelingu ponownie, jednak na razie mam trochę innych do zużywania.
- chłodzący żel po opalaniu z aloesem SUN+, Avon - delikatnie chłodzący żel o mentholowym zapachu służył mi dość długo. Miał niebieską, półprzeźroczystą barwę i szybko wchłaniał się w skórę. Skutecznie łagodził podrażnienia po zbyt długiej wizycie na słońcu. Używałam go tak długo, że w międzyczasie w Avonie zmieniły się formuły i opakowania :D
- krem natłuszczająco-nawilżający do twarzy i ciała Atopis - bardzo ciężko się wchłaniał, nie miał zapachu i bielił skórę. Oczywiście jego głównym działaniem było łagodzenie stanów zapalnych skóry przy AZS i innych, a skoro ja takich problemów nie miałam to dla mnie był zwyczajnie zbyt "bogaty". Pisałam o nim więcej przy okazji recenzji tej linii (LINK)
- szampon do włosów Hean & Shoulders 2w1 menthol, Procter & Gamble - szampon, który głównie był używany przez mojego mężczyznę, a ja sięgałam po niego raczej sporadycznie. Kremowa, zielonkawa konsystencja i dość mocny efekt chłodzenia sprawiły, że kosmetyku super używało się latem, ale nieco trudniej gdy było chłodniej :D Wersja 2w1 zawierała ponoć odzywkę i rzeczywiście włosy po myciu tym produktem nie były tak bardzo "szczotkowate" jak zwyczajowo po szamponach przeciwłupieżowych. Dla mnie to "zwyklak", ale mój men go lubi i widzę, że nabył obecnie wersję jabłkową :D
DO TWARZY, HIGIENA I MASECZKI
Musicie przyznać, że jak na moje możliwości to maseczek w tym miesiącu jest bardzo malutko. Spokojnie, zużywałam tym razem wersje w tubkach! I choć żadnej nie udało mi się z nich zdenkować, to jestem na dobrej drodze :D A wracając do kosmetyków do twarzy...
- żel oczyszczający z olejkiem z drzewa herbacianego Love Nature, Oriflame - przyjemny produkt do oczyszczania twarzy, o którym poczytacie więcej w poście o całej serii (LINK)
- żel do pielęgnacji okolic oczu Greek Seas Planet Spa, Avon - bardzo szybko się wchłaniał, miał przyjemny zapach i perłowy kolorek. Niestety nie zauważyłam, aby działał szczególnie "wow". Używałam go zazwyczaj rano, pod makijaż. W swoim działaniu był bardzo podobny do innego żelu tej serii i dlatego śmiem podejrzewać, że kosmetyki te różnią się między sobą jedynie zapachami i kolorami. Mimo wszystko lubię te żeliki i mam już w zapasie kolejną wersję, tym razem z oliwą ze śródziemnomorskich oliwek.
O spirytusie salicylowym, miniaturce płynu do higieny jamy ustnej Listerine, gąbeczce do demakijażu i chusteczkach Cleanic powiem jedynie tyle, że wszystkie były OK, dobrze się sprawdziły oraz że są to produkty, po które sięgam regularnie :) 
- maski w płachcie Jeju Jelly Mask, Skin79 - to maski w płachcie nasączonej gęstą, żelową esencją. Kiedy po raz pierwszy próbowałam pierwszej z nich, to nieźle mnie to zaskoczyło. Esencja była bowiem naprawdę gęsta i było jej dość dużo. Płachta była wykonana z przyjemnej tkaniny, która dobrze przylegała do twarzy, dzięki czemu nic się nie przesuwało podczas aplikacji. Jeju Jelly Mask Skin Soothing (jasnozielona) zawiera w swoim składzie m.in. aloes odpowiedzialny za ukojenie i łagodzenie skóry. Po nałożeniu płachty czułam przyjemne chłodzenie, tym milsze że akurat miałam trochę za bardzo opaloną skórę. Esencji było bardzo dużo i wystarczyłoby spokojnie na dwa użycia, ja jednak wolałam jej resztki wetrzeć w dekolt i skórę dłoni. Aplikacja była bardzo przyjemna i czułam w jej trakcie nawilżenie skóry. Po zdjęciu maski na skórze utrzymywał się filtr. Normalnie bardzo mnie takie warstwy okluzyjne denerwują, ale tym razem jakoś przetrzymałam do rana i po prostu nie używałam już tego wieczoru kremu. Rano moja skóra nadal była fajnie nawilżona i wyglądała na wygładzoną i to była najlepsza nagrodą za wytrzymanie tego filtru :D
Jeju Jelly Mask Skin Purifying (ciemnozielona) oprócz działania nawilżającego miała oczyścić skórę. Tutaj także płachta była bardzo dobrze nawilżona galaretkowatą, gęstą esencją. W zapachu przypominała ona zieloną herbatę, podejrzewam więc, że to olejek z tej rośliny znajdował się w składzie esencji. Tyle moich podejrzeń, bo w internecie znalazłam informację, że ma ona w składzie wodorosty... No i tak to jest kiedy producent nie zostawia informacji na opakowaniu w języku polskim! Maska podczas aplikacji niczym szczególnym się nie wyróżniała, a po zdjęciu płachty skóra była pokryta warstwą okluzyjną. Tym razem ta dodatkowa warstewka mocno mnie irytowała, bo świeciłam się jak latarnia, więc po prostu umyłam twarz. Mimo to skóra była zdecydowanie bardziej oczyszczona, ale też dobrze nawilżona. Obie maski sprawdziły się u mnie bardzo fajnie i myślę, że jeśli będę miała w planach do nich wracać, to koniecznie włożę je przed aplikacją do lodówki, bo przy tej ilości esencji może to być dodatkową przyjemnością.
MAKIJAŻ
Wśród zdenkowanych przez mnie w sierpniu kosmetyków do makijażu znajduje się sporo lakierów do paznokci. Wyrzucam je głownie z uwagi na to, że są one już bardzo stare. Niektóre mają nawet ponad 7 lat! Nie miałam zastrzeżeń co do ich używania, bardzo lubiłam ich kolory. Podobnie niewiele mogę Wam napisać o brązującym żelu Avon Glow z Avonu. Miał on postać półprzeźroczystego, brązowego żelu którym to można było sobie przyciemnić skórę twarzy, dekoltu czy ramion w zależności od potrzeby. Dość dobrze wtapiał się on w skórę i nie tworzył plam. Podłużne pomadki kolorowe oraz pomadka ochronna (wszystkie Avon), które znajdują się na dole zdjęcia także były ok w działaniu, tylko że się zwyczajnie mocno już zestarzały i przyszła pora się z nimi pożegnać. Wśród produktów do makijażu znalazł się jeden bubelek, o którym poniżej.
- nawilżający krem BB korygujący niedoskonałości, Delia - dostałam w prezencie od koleżanki z Dress Cloud. Jest to produkt typu 7w1, który ma w sobie łączyć cechy podkładu z właściwościami kremu na dzień SPF15. Producent zapewnia, że "krem przynosi siedem korzyści dla skóry: 1. Długotrwale nawilża 2. Wspomaga właściwą regenerację 3. Koryguje niedoskonałości 4. Wyrównuje koloryt 5. Rozświetla 6. Zawiera filtry przeciwsłoneczne 7. Doskonały jako baza pod makijaż". Krem w swoim składzie ma zawierać Hydromanil, oligosacharydy i witaminę E. Opakowanie to poręczna, plastykowa tubka o pojemności 30 ml. Krem pachnie nieco dziwnie, w zasadzie możemy uznać, że jest bezwonny. Kosmetyk należy zużyć w 6 miesięcy od otwarcie opakowania.
Niestety, bez owijania w bawełnę u mnie kosmetyk ten nie sprawdził się TOTALNIE. Jako krem BB nie dawał w sumie żadnego krycia! Owszem po kilku minutach (na opakowaniu jest mowa o 10 sekundach, ale to było raczej więcej czasu) miałam wrażenie delikatnego bluru na skórze, jednakże inna cecha tego kremu spowodowała, że zdecydowanie go odstawiłam. Krem ten bowiem na mojej mieszanej skórze mazał się i tak jakby nie chciał się wchłonąć. Próbowałam różnych kremów, żeli pod, nawet bez niczego i ciągle to samo. Po nałożeniu, mimo braku efektu krycia (moje niedoskonałości, cienie wszystko dalej tak samo) miałam wrażenie tłustości skóry, zupełnie jakbym miała na sobie mocno kryjący podkład. Na domiar złego po chwili na skórze zbierały mi się kropelki potu i to nawet w taki chłodniejszy, pochmurny dzień... Kosmetyk totalnie nie dla mojej skóry i żegnam go bez żalu.
Do kosza leca także trzy fajne tusze do rzęs - EyeCatchling z Bourjois pięknie otwierał oko, a jego pełna recenzję znajdziecie TUTAJ, Ultra Volume z Avonu i Color Shock z Miya. Ultra Volume był całkiem fajny, dobrze wydłużał rzęsy i miał szczoteczkę z włosiem, która ładnie rozczesywała rzęsy. Color Shock w kolorze niebieskim dostałam jako gratis do zakupów. Miał cienką, silikonową szczoteczkę, która trochę drapała rzęsy. Kolor, mimo że wydawał się być intensywny, nie był za dobrze widoczny na rzęsach, dlatego traktowałam ten tusz jako "zwykły" a nie "kolorowy". Jeśli chodzi o kolory, to tusze z podstawowej linii Sephora Collection mają zdecydowanie mocniejszą pigmentację. 
PRÓBKI I MASECZKI W SASZETKACH
Jeśli chodzi o próbki, to wszystkie sprawdziły się u mnie bardzo dobrze. Jak widać nadal używam plasterków na niedoskonałości z Isana Young i nadal bardzo je sobie chwalę. Mile zaskoczyła mnie próbka łagodzącego kremu pod oczy z Sylveco. Krem miał bardzo treściwa konsystencję i chwilę się wchłaniał. Jednak skóra była po nim dobrze nawilżona, a także odżywiona. Niestety wydobywanie kremu z saszetki to jest jakieś totalne nieporozumienie i bardzo ciężko jest dobrze wymierzyć ilość kosmetyku. Zwłaszcza, że ma on lekko lejącą konsystencję. Widzę jednak, że pełnowymiarowy produkt ma opakowanie z pompką, co z pewnością uprzyjemnia aplikację. Poza nawilżeniem skóry zauważyłam, że generalnie moja skóra pod oczami stała się delikatnie jaśniejsza i bardziej wygładzona. Ten krem ląduje na mojej liście potencjalnych kremów do kupienia w przyszłości!
Z maseczek zdecydowanie spodobało mi się działanie oczyszczającego zabiegu z kwasami - peeling enzymatyczny marki Lirene. Usuwa on zanieczyszczenia skóry dzięki aktywnym kwasom owocowym i papainie. Nakładamy go na twarz jak maseczkę na 5-8 min, a następnie zmywamy wodą. Kosmetyk ma przyjemny zapach i lekko różową, gładką konsystencję. Po nałożeniu na skórę jest prawie niewidoczny. Podczas aplikacji czułam delikatne szczypanie na skrzydełkach nosa, jednak uczucie to dość szybko minęło. Po zmyciu peelingu moja skóra była bardzo dobrze oczyszczona i jaśniejsza. Było to o tyle zaskakujące, że przecież nic nie tarłam, a skóra i tak była gładka! Zdecydowanie jednak wolałabym ten kosmetyk w tubce, aby móc używać go częściej i wygodniej.

Na tym kończę moje sierpniowe zużycia kosmetyczne. Znacie coś z mojego denko? Który kosmetyk szczególnie Was zainteresował? Dajcie znać w komentarzach! A ja tymczasem zabieram się za używanie kolejnych fajnych kosmetyków! :D

niedziela, 1 września 2019

Moja pielęgnacja twarzy - wiosna i lato 2019

Moja pielęgnacja twarzy - wiosna i lato 2019
Ostatni post dotyczący mojej pielęgnacji skóry twarzy napisałam dość dawno temu. A przecież zmieniam prawie wszystkie kosmetyki mniej więcej co porę roku! Dlatego postanowiłam pokazać Wam jakich kosmetyków używałam wiosną i latem, a także jakie pojawiły się u mnie wraz z początkiem jesieni. 
Wiele kosmetyków, których używałam w mojej pielęgnacji wiosną zostało już na moim blogu mniej lub bardziej dokładnie zrecenzowanych. Dlatego często w dzisiejszym poście będę odwoływała się do publikacji, które już zrobiłam a w samym wpisie pojawią się jedynie najważniejsze cechy tych produktów. 
Dla przypomnienia: moja skóra jest typowo mieszana z tendencją do niedoskonałości. W okolicy nosa jest mocniej unaczyniona, w strefie T lubi się przetłuszczać. Bardzo szybko reaguje na słońce, dlatego ochrona UV jest moim priorytetem przez cały rok. Wraz z nastaniem lata i tropikalnych wręcz temperatur moja skóra zaczęła produkować zwiększone ilości sebum i więcej się zanieczyszczała. Dlatego oprócz pielęgnacji twarzy, o której będzie poniżej, co 2-3 dni robiłam maseczki. W najgorszym czasie - nawet codziennie! Pamiętałam jednak o tym, aby nie używać pod rząd masek oczyszczających. Czyli np. jeśli jednego dnia oczyszczałam skórę, to kolejnego ją nawilżałam lub odżywiałam itp. Wpisów o maseczkach jest na moim blogu całkiem sporo. Poniżej wrzucam kilka przykładowych ostatnich jeśli jesteście zainteresowani, co zużywałam wiosną i latem.

- Maseczki Cloud Mask, Bielenda - LINK
- Maseczki Be Beauty z Biedronki - LINK
- Maski Icing Sweet Bar marki A'Pieu - LINK 

A tym czasem pozwolę sobie przejść już do pielęgnacji twarzy wiosną, która prezentowała się tak:
Do zmywania makijażu oraz wszelkich zanieczyszczeń ze skóry twarzy używałam na przemiennie dwóch produktów - peelingującego żelu micelarnego Avon Nutra Effect oraz żelu z olejkiem z drzewa herbacianego Oriflame. Pierwszy przyjemnie peelingował skórę, z kolei drugi dzięki obecności olejku z drzewa herbacianego pomagał mi w walce z wszelkimi wypryskami. Więcej na ich temat poczytacie w poniższych postach:
- Peeling micelarny do twarzy z linii Nutra Effects, Avon - LINK
- Żel oczyszczający z olejkiem z drzewa herbacianego Love Nature, Oriflame - LINK

Oprócz wyżej wymienionych do oczyszczania skóry używam szczotki do twarzy z Nested Brushes, a demakijaż oczu robię płynem micelarnym Nivea Miccellair skin breathe do cery wrażliwej i nadwrażliwej. 
- Płyn Miccellair Nivea - LINK

Po oczyszczeniu pora na tonizowanie i tutaj sięgałam po różany tonik do twarzy marki Evree. Powtórzę się po raz n-ty, że kosmetyk ten miał piękny zapach, spray tworzył na twarzy przyjemną mgiełkę, a sama skóra była po nim nawilżona, ukojona i lekko rozświetlona. Ogromnie ubolewam nad faktem, że nie ma go już w sprzedaży (chyba że komuś się trafi przypadkiem) i szukam jego godnego następcy
- Różany tonik do twarzy, Evree - LINK

Na drobne i większe niedoskonałości od lat używam reduktora trądziku z Ziaja Med. Jego recenzja ma już ponad 2,5 roku, a ja dalej uwielbiam ten kosmetyk! Natychmiast po zastosowaniu łagodzi ból i swędzenie, a także wspomaga szybkie gojenie się zmian. Żaden inny produkt jak dotąd nie działał u mnie tak szybko i skutecznie.
- Punktowy reduktor trądziku, kuracja antybakteryjna, Ziaja med - LINK
- Serum Power 10 Formula VB Effector marki It's skin - przeznaczone jest do pielęgnacji cery tłustej i mieszanej z niedoskonałościami. Wybrałam je po przetestowaniu kilku próbek różnego rodzaju Power 10 Formula. Wersja VB wchłaniała się na mojej skórze najlepiej i bardzo podobał mi się efekt nawilżenia, jaki po niej zauważyłam. Serum VB Effector zawiera witaminy z grupy B - B6 i B3, które zmniejszają produkcję sebum, przeciwdziałają powstawaniu zaskórników i delikatnie rozjaśniają przebarwienia. Kosmetyk ma przeźroczystą, lejącą i nieobciążającą formułę. Dlatego też często można go spotkać pod pojęciem "kremu wodnego". Nakładamy go ze szklanej buteleczki za pomogą pipetki bezpośrednio na oczyszczoną skórę. Power 10 Formula VB Effector możemy stosować samodzielnie, lub po krem. W przypadku mojej cery samo serum sprawdziło się świetnie zwłaszcza w upalne dni, kiedy to moja skóra bardzo mocno się przetłuszczała i świeciła. Wiosną stosowałam je raczej pod krem. Serum bardzo dobrze się wchłania i nie pozostawia na skórze żadnej warstwy okluzyjnej. Dobrze nadaje się też pod makijaż. Jest bezwonne, a opakowanie 30 ml wystarcza na bardzo długo. Do pokrycia całej twarzy wystarczy 1-2 pipetki. W Polsce produkty z linii Power 10 Formula są potwornie drogie - w oficjalnym sklepie It's Skin kosztują około 70 zł! Ja swoje serum zamówiłam na e-bay w koreańskim sklepie. Ponieważ mimo jego świetnego działania nie byłam początkowo zbyt regularna w używaniu tego kosmetyku, to wystarczyło mi go na całą wiosnę i lato, a obecnie zaczyna dopiero "dobijać dna" :)
Do pielęgnacji okolic oczu używałam naprzemiennie dwóch produktów: przeciwzmarszczkowego kremu odbudowującego pod oczy Revitalift CICAcream marki L'Oreal oraz żelu do pielęgnacji Greek Seas Planet Spa od Avon. Żel bardzo szybko się wchłaniał, miał przyjemny zapach i perłowy kolorek. Niestety nie zauważyłam, aby działał szczególnie wow. Używałam go zazwyczaj rano, pod makijaż. W swoim działaniu był bardzo podobny do innego żelu tej serii i dlatego śmiem podejrzewać, że kosmetyki te różnią się między sobą jedynie zapachami i kolorami :D
- Przeciwzmarszczkowy krem odbudowujący pod oczy Revitalift CICAcream L'Oreal - LINK

Krem na dzień, który towarzyszył mi całą wiosnę to upiększający krem Reversalist Blur 3w1 marki Avon. Zawierał małe drobinki samoopalające, dzięki którym nasza skóra dzień po dniu nabierała ładnego kolorytu i lekkiej opalenizny. Posiadał dość wysoki filtr SPF 20, dzięki czemu moja skóra była dobrze zabezpieczona przed słońcem i zaczerwienieniem. Krem miał lekką konsystencję, szybko się wchłaniał i z powodzeniem nadawał się pod makijaż. Myślę, że świetnie sprawdzi się on nie tylko wiosną, ale też np dla podtrzymania powakacyjnej opalenizny. 

Na noc używałam kremu Defend & Repair Anew Clinical marki Avon. Był to krem o działaniu odżywczym, który miał także chronić skórę przed zanieczyszczeniem środowiska, smogiem itp. Kiedyś używałam z tej serii kremu na dzień i bardzo byłam z niego zadowolona. Muszę przyznać, że także krem na noc spełnił moje wobec niego oczekiwania - mimo gęstej konsystencji dość szybko się wchłaniał, a skóra była po nim widocznie bardziej zregenerowana i gładsza. Mam też wrażenie, że dzięki niemu zmniejszyły się moje przebarwienia. Naprawdę świetny kosmetyk, który wart jest nawet jego nieco wyższej ceny! 
Wraz z nastaniem lata moja pielęgnacja uległa zmianie, choć oczywiście część kosmetyków nadal pozostało w użyciu. Mimo to, jak widać na powyższej fotografii z połowy sierpnia mam tu już same "nowe" produkty :) Do demakijażu skóry używam aktualnie olejku w kremie z Avonu oraz żelu myjącego z Sylveco.
- Oczyszczający krem-olejek do twarzy Transforming Cleasing Balm Anew, Avon - został stworzony do dogłębnego oczyszczania skóry twarzy i jest to oczyszczanie tzw. olejowe, czyli pierwszy krok w koreańskiej pielęgnacji. Kosmetyk ma postać zbitego kremu o żółtawej barwie i cudownym, cytrusowym zapachu. Zamknięty jest w plastykowym słoiczku w białym kolorze. Konsystencja kremu jest bardzo tłusta, a pod wpływem wody zamienia się w myjącą emulsję. Nabieramy go za pomocą palców dłoni (ja sobie biorę trochę na paznokieć, tak dosłownie na pół paznokcia) i nakładamy na lekko zwilżoną skórę twarzy. Powstałą pod wpływem wody emulsję rozprowadzamy dłońmi na całej twarzy i delikatnie masujemy, a następnie spłukujemy wodą. Mimo, że sam krem jest dość tłusty, to na skórze nie pozostawia on żadnego filtru! Tuż po umyciu czuć delikatną warstwę okluzyjną, ale po chwili wchłania się ona całkowicie w skórę. Co ciekawe olejek rozpuszcza wszelkie zabrudzenia w tym nawet makijaż i dokładnie usuwa go ze skóry. Formuła kosmetyku zawiera zgodnie z opisem producenta m.in. olejek z pestek moreli, oleje egzotyczne i woski oczyszczające, a także kompleks Anew Youth Prep 3X, który ma wzmacniać działanie kremów przeciwstarzeniowych.
Skład: PrunusArmeniaca (Apricot) Kernel Oil, Polyethylene, Polyglyceryl-3 Stearate, Polysorbate 81, Beheneth-5, Caprylic/Capric Triglyceride, DI-C20-40 Aklyl Dimer Dilinoleate, Silica, Hydrogenathed Polycyclopentadiene, C-18-38 Alkyl Hydroxystearate, PEG-8 Beeswax, Caprylyl Glycol, Parfum, Astrocaryum Murumuru Seed Butter, Stearoxy Dimethicone, Mangifera Indica (Mango) Seed Butter, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Mica, Auqa, Palmitoyl Lysyl Aminovaleroyl Lysine, CI 77163, CI 77491, CI 77492, CI 77499, Limonene, Linalool <10296556-023>

Oczyszczanie twarzy za pomocą tego kosmetyku jest bardzo komfortowe i skuteczne. Wręcz "czuć" tą czystość skóry, która mimo to zachowuje swoją miękkość i delikatność. Zapach olejków zdecydowanie uprzyjemnia używanie produktu. Oczyszczający krem-olejek Anew to luksusowy kosmetyk o bardzo dużej wydajności - niewielka ilość produktu wystarcza na jednorazową aplikację. Jedyny minus jaki znalazłam w tym kosmetyku, to fakt w jaki sposób się go aplikuje - nie zawsze chce mi się odkręcać pudełko, nabierać produktu i dopiero myć. O wiele wygodniej nacisnąć pompkę butelki z żelem. Dlatego własnie drugim produktem do oczyszczania jest u mnie:
- Żel myjący do twarzy z linii Aloesove, Sylveco - zamknięty jest w opakowaniu z pompką, za co duży plus bo dzięki temu wygodniej i higienicznie możemy wydobywać go z butelki. Muszę jednak wspomnieć, że opakowanie nie wygląda na zbyt trwałe, choć ja nie miałam z nim absolutnie żadnych problemów! Kosmetyk jest przeźroczysty i dość intensywnie, ziołowo pachnie. Ten zapach nieco mnie zaskoczył, bo po nazwie spodziewałam się bardziej "aloesowych" nut. W składzie żelu myjącego znajduje się ekstrakt z aloesu oraz ekstrakt z miłorzębu japońskiego o silnych właściwościach nawilżających oraz antyoksydacyjnych. Dodatkowo według producenta znajduje się tutaj kwas jabłkowy, który ma delikatnie złuszczać i rozjaśniać przebarwienia, a także olejki eteryczne wspomagające regulację pracy gruczołów łojowych.
Skład z opakowania: Aqua, Lauryl Glucoside, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Decyl Glucoside, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Ginko Bioba Leaf Extract, Panthenol, Malic Acid, Glyceryl Oleate, Linum Usitatissimum Seed Oil, Sodium Benzoate Juniperus Communis Fruit Oil, Pelargonium Graveolens Oil, Mentha Piperita Oil, Rosmarinus Officinalis Oil, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Limonene   
Żel jest bardzo delikatny w działaniu i podczas mycia skóry nie podrażnia jej. Mam jednak wrażenie, że oczyszczanie jest jakby słabsze i czasami mam potrzebę ponownego domycia skóry, zwłaszcza po mocniejszym makijażu i trwalszym podkładzie. Myślę, że kosmetyk z powodzeniem sprawdzi się przy bardzo wrażliwych cerach, choć wtedy kontrowersyjnym może być jego dość intensywny zapach. Dla mnie jest to taki "zwyklaczek", a nawet mam zastrzeżenia co do jego mocy oczyszczania. Zużyć zużyję, ale powrotu raczej nie będzie. Uważam też że zdecydowanie nie jest wart swojej regularnej ceny prawie 20 zł! Ja kupiłam go jako dodatek do gazety za 8 zł i taka cena moim zdaniem powinna być w jego przypadku normalną. Mimo wszystko cieszę się, że udało mi się go poznać, bo..przynajmniej nie będzie mnie już kusił :-)

Przy tak tropikalnych temperaturach jakie mamy w tym roku latem tonizowanie i nawilżanie to bardzo dla mnie ważny element pielęgnacji. Używam do tego głównie dwóch kosmetyków ze zdjęcia - esencji w mgiełce My Beauty Essence Coco Beauty Juice marki Miya oraz mgiełki Hydrate and protect facial mist Nutra Effects z Avon. Ponieważ o wszystkich poznanych przez mnie jak dotąd kosmetykach MIYA szykuję niebawem osobny wpis wspomnę jedynie, że My Beauty Essence ma przepiękny, kokosowy zapach, który zdecydowanie przypomina mi wakacje!
- Mgiełka Hydrate and protect facial mist Nutra Effects, Avon - zawiera antyoksydanty i jest przeznaczona do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, w tym też tej wrażliwej. Kosmetyk ma delikatny zapach i spray, który tworzy na twarzy lekką mgiełkę. Osobiście bardzo lubię wszelkiego rodzaju "nawilżacze" do twarzy, nic więc dziwnego że i produkt Avonu przypadł mi bardzo do gustu. Mgiełka odświeża skórę i ją nawilża. Ma delikatny zapach, który umila aplikację, ale po chwili znika. Produkt może być stosowany zarówno bezpośrednio na oczyszczoną skórę twarzy, jak i na makijaż. Jest to też świetne odświeżenie w ciągu dnia, po treningu, w pracy i wszędzie tam, gdzie zmiesci się nam do torebki butelka o pojemności 100 ml. I choć obecność wysoko w skladzie alkoholu może odstraszać posiadaczki cer wrażliwych, to kosmetyk nie wyrządził mi nigdy krzywdy i nie spowodował przesuszenia skóry! 
Skład: Aqua, Alcohol Denat, Glycerin, Butylene Glycol, Polysorbate 20, Phenoxyethanol, Pvp, Caprylyl Glycol, Disodium Edta, Parfum, Panthenol, Sucralose, Tocopheryl Acetate, Sodium Hydroxide, Phloretin, Salvia Hispanica Seed Extract <1031968-025>
Mgiełkę wraz z kremem koloryzującym Avon True otrzymałam do testowania w ramach programu Hot Noty Avon. Co ciekawe, już wcześniej kupiłam sobie własny egzemplarz i rozpoczęłam testowanie :) Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej o tych produktach, to zachęcam do zajrzenia pod ten link: http://u.grubo.io/4ay
Niedawno odkryłam świetny produkt wspomagający gojenie się wszelkich niedoskonałości - plasterki przeciw wypryskom Isana Young, Isana. Wspominałam o nich przy okazji lipcowego denko i to tam odsyłam Was po więcej szczegółów:
- Plasterki przeciw wypryskom Isana Young, Isana - LINK
Odżywczy krem do pielęgnacji okolic oczu Nutri Advance Anew, Avon - ma gęstą, kremową konsystencję i mocno odżywia skórę. Z tego powodu, przynajmniej przy wysokich temperaturach, nie używam go pod makijaż, a raczej jako pielęgnację wieczorną. Krem ma delikatny zapach, który czuć jedynie podczas nakładania go. Bardzo ładnie wygładza skórę i ją napina. Jest to pierwszy krem pod oczy przy którym widzę tak duża różnicę przy regularnym używaniu go! Cienie pod oczami są mniejsze, może nie zniknęły całkowicie, ale wygląda to znacznie lepiej. Skóra jest gładka, a drobne zmarszczki mniej widoczne. Kosmetyk jest bardzo wydajny i niewielka jego ilość wystarczy do codziennej pielęgnacji. Ja używam go zarówno pod, jak i na powieki. Chcę także używać go rano, jednak czekam aż upały trochę zelżą, bo źle się czuję ze zbyt dużą ilością "warstw na skórze". 
Skład pokazuję na zdjęciu poniżej:
Jeśli chodzi o kremy na dzień, jakich używałam latem i obecnie to w 90% jest to Care Sun+ Shine Control z filtrem SPF50 od Avon, głównie z uwagi na wysoki filtr SPF50, jaki tem krem posiada. Niech Was nie zwiedzie jednak fakt, że kosmetyk ten należy do linii produktów do opalania! Krem nie tylko chroni skórę przed promieniowaniem słonecznym, ale też bardzo dobrze ją nawilża, świetnie się wchłania i ma przyjemny zapach. Skóra jest po nim delikatnie zmatowiona, choć strefa T wyświeca się po jakimś czasie. Pisałam o nim miesiąc temu (link poniżej).
- Krem na dzień Care Sun+ Shine Control SPF50, Avon - LINK

W tych rzadkich chwilach, gdy wiem, że nie będę wychodziła na słońce sięgam po mój ulubiony krem My Wonder Balm wersję Hello Yellow z mango marki MIYA. Kolejny My Wonder Balm - Call Me Later - przez całe lato uzupełniał moją nocną pielęgnację. Jak już jednak wspominałam o produktach tej marki szykuję osobny wpis, dlatego tutaj jedynie o nich wspominam.
Nowością w mojej pielęgnacji wieczornej jest Ageless Overnight Gel Avon True, czyli żelowa maska na noc z mikrokapsułkami antyoksydantów. Jest to przyjemny w użyciu kosmetyk o ciekawym zapachu, który zawiera dwa rodzaje mikro kapsułek. Podczas wmasowywania żelu w skórę kapsułki te pękają uwalniając znajdujące się wewnątrz składniki odżywcze. Tego produkty używam dopiero od około tygodnia, za wcześnie więc na pełną recenzję. Pojawia się on w dzisiejszym zestawieniu już jako zapowiedź jesiennej pielęgnacji. Wiadomo bowiem, że kosmetyki kończą się nam w różnym czasie i nie da się idealnie wymienić wszystkich naraz :) 
Mam nadzieję, że mój dzisiejszy wpis spodoba się Wam, bo chciałabym kontynuować podobna serię w przyszłości. Może skupiając się już jedynie na jednej porze roku z uwagi na długość tekstu :D Jak wygląda Wasza pielęgnacja twarzy obecnie? Znacie kosmetyki z mojego dzisiejszego zestawienia? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!
Copyright © Nostami blog , Blogger