piątek, 4 sierpnia 2023

Denko kwiecień, maj, czerwiec i... lipiec 2023

Czas mija mi ostatnio tak szybko, że jedynie przepełniające się pudełko z opakowaniami po zużytych kosmetykach przypomina mi o moim cyklicznym podsumowaniu. Jakie kosmetyki zużyłam w ciągu ostatnich czterech miesięcy? Co się u mnie sprawdziło, a co nie bardzo? Zapraszam do lektury nowego postu o zdenkowanych przeze mnie kosmetykach.

Mam wrażenie ostatnio, że jakoś zużywanie kosmetyków idzie mi wolniej. Mimo to w pudełku znalazło się aż 51 kosmetyków i 11 próbek! Zdecydowanie jednak powinnam zwrócić większa uwagę na używanie maseczek, zwłaszcza tych w płachcie które latem przynoszą fajne ukojenie skórze. Dla przypomnienia zaznaczę, że na zielono opisane są mega HITY, które zachwyciły mnie swoim działaniem, czarne to "zwyklaki", a czerwone to te, które u mnie okazały się klapą. 

DO CIAŁA I WŁOSÓW

- naturalne mydło w płynie Werbena, Yope - ten kosmetyk możecie regularnie spotkać w moim denko. Mydlo Yope jest delikatne, ma ładny zapach i mimo, że się nie pieni, to dobrze oczyszcza skórę. Używam od lat tej samej butelki i tylko dokupuję zapas lub płyn na litry. Uwielbiam! 

- pianka pod prysznic the Ritual of Jing Relax, Rituals - to moje pierwsze spotkanie z kosmetykami tej marki. Pianka była dodatkiem do jakiejś gazety. Zapach bardzo mi się spodobał, był odświeżający, relaksujący, bardzo piękny. Pianka była gęsta i niewielka ilość wystarczała na umycie całego ciała. Nie wysuszała skóry, a po kąpieli zapach utrzymywał się jeszcze dość długo. Jeśli miałabym porównać tą piankę z Bilou, to ta druga miała jednak chyba gęstszą pianę. Chociaż chyba musiałabym używać obu w tym samym momencie, aby porównanie było sprawiedliwe. W każdym razie Rituals pianki pokochałam zdecydowanie ;)

- żele pod prysznic Dream On oraz Jungle Breeze, Balea - żele tej marki bardzo lubię, dlatego często możecie je spotkać na moim blogu. Jednak moje zapasy powoli się kończą, a marka, nie wiem czemu, zmieniła opakowania i nie są one już takie śliczne jak kiedyś ;/ Żele dobrze się pienią, nie wysuszają skóry (co zdarzało mi się przy Isanie) i mają ciekawe zapachy. Mam nadzieję, że z tymi opakowaniami to tylko przejściowe. No i najbardziej lubię wersje limitowane!

- żel peelingujący Frische-Hauch, Balea - miał śliczne opakowanie, błękitny kolor i tropikalny, przyjemny zapach. Ale jako kosmetyk, ani to żel, ani peeling. Przynajmniej ja wolę zdecydowanie albo mocniejszy peeling albo żel ;) Wiem jednak, że niektórzy lubią właśnie takie formuły. I tu ciekawostka - nie wiem dlaczego, ale nie mogę znaleźć tych peelingujących żeli w polskim DM. A za granicą jest ich całkiem spory wybór! 

- pianka pod prysznic Hey Lovely, Bilou - uwielbiam te pianki, bo są mocno kremowe, gęste i mają prześliczne zapachy. Zawarty w piance olejek ze słodkich migdałów, olejek z awokado i aloes dobrze pielęgnują skórę. Wersja Hey Lovely pachniała słodkimi kwiatami hibiskusa z nutami cytrusów i jedyne zastrzeżenie jakie miałam do tej pianki, to że za nią mocno przepłaciłam. Dlatego polecam szukać w drogeriach DM lub Rossman xD

- hydrofilowy olejkowy żel myjący do higieny intymnej Aksamitna gładkość, YOPE - mimo, że miał przyjemną formułę, to jakoś zdecydowanie bardziej odpowiadają mi żele. Dlatego to do nich wrócę prędzej. O wszystkich kosmetykach do higieny intymnej Yope pisałam na blogu LINK 

- żel do higieny intymnej Tymianek, Tess - ziołowy, bardzo wydajny żel. Pisałam o wszystkich na moim blogu LINK 

- cukrowo-solny peeling do ciała oraz nawilżający krem do ciała z linii Witalizacja, Ziaja - jejku jakie to były super kosmetyki!!! No aż jestem zaskoczona! Otrzymałam je do testowania w ramach Klubu Recenzentki Wizaż niedługo po serii do twarzy, o której pisałam na blogu LINK. Do dziś nie wiem, czemu nie opisałam ich dokładnie na blogu! A są tego warte! Peeling cukrowo-solny był mocnym zdzierakiem, ale pozostawiał skórę z warstwą okluzyjną tak jak lubię najbardziej. Skóra była po nim cudownie gładka i jędrna. Krem do ciała miał bogatą formułę, ale szybko i dokładnie wchłaniał się w skórę. Wygładzenie naskórka było dosłownie wyczuwalne tuż po użyciu. Jestem tak zachwycona tym duetem, że z przyjemnością wrócę do nich w przyszłości. Zwłaszcza do peelingu (bo moje zapasy w balsamach nadal są nieco zbyt duże ;P). Jeśli lubicie mocniejsze peelingi, po których nie trzeba już sięgać po balsam, to zdecydowanie polecam tan Waszej uwadze. 

- dezodorand w kulce Action Control Thermic, Garnier - moja ulubiona wersja antyperspirantu w kulce. Niestety nie mogłam jej ostatnio znaleźć w drogerii więc kupiłam inną, zobaczymy czy się różnią. Dezodorant nigdy mnie nie zawiódł i skutecznie pomaga mi w potliwości. Poza tym nie podrażnia mojej skóry. 

- pasta do zębów Meridol - mam problemy z krwawieniem dziąseł, dlatego regularnie sięgam po pasty tej marki lub Lacalut. Moja dentystka poleca je w duecie z płynem do płukania, ale tej samej marki (mówi, że lepiej nie mieszać działania składników).

- pasta do zębów Max Protect White, Colgate - nie zauważyłam olśniewającej bieli zębów, ale raczej nie spodziewałabym się takiego działania po produktach higienicznych. Przyjemny miętowy smak i zapach. Na codzień OK.

- nić dentystyczna EssentialFloss, Oral B - postanowiłam pokazać jedyną nić dentystyczną, jakiej używam. Pozostałe mi nie odpowiadają. EssentialFloss jest dość szeroka, łatwo więc wymieść nią resztki spomiędzy zębów. Jest też dobrze nawoskowana i pięknie pachnie. Do samego końca zachowuje swoje właściwości, nawet gdy używamy jej sporadycznie. Przetestowałam już kilka marek nici i żadna nie spodobała mi się tak jak ta.

- krem do rąk Detox, Instituto Espanol - przyjemny krem o aromatycznym, pomarańczowym zapachu. Używałam w pracy. Dla mojej skóry normalnej był OK. 

- szampon w proszku Wiatr we włosach, Manufaktura Piękna - zachwycałam się nim, ale z czasem coraz bardziej mnie denerwowala aplikacja. Wymagało to bowiem nieco machania, tak jakbyście sobie aplikowały puder dla dzieci. Mimo ładnego zapachu ostatecznie raczej nie wrócę do takiej formuły. Suche szampony w sprayu są zdecydowanie wygodniejsze! Kupiłam w Rossmanie.

- szampon Hydroboost Baobab + Maca, Hungry Hair Superfoods - zawierał wiele naturalnych składników z baobabu, macy i oleju jojoba. Pokładałam w nim spore nadzieje, ale z moimi włosami tak ciężko dojść do porozumienia, że nic dziwnego, że nawet taki super kosmetyk okazał się dla nich "zwyklakiem". Miał ładny zapach i przyzwoicie się pienił, jednak dla moich włosów to nadal nie "to".

- mydła w kostce Vegan Soap Aromacology, Pink Clay & Rose oraz White Clay & Argan - piszę o nich nieomal przy okazji każdego denko, wiecie już więc, że jestem ich ogromną fanką ;-) Kupuję je w Actionie i znów widzę, że zaczyna ich brakować. Czy to oznacza konieczność zrobienia zapasów? :D Najbardziej lubię wersję z różową glinką i różą - za zapach i delikatne działanie. Każde z mydeł utrzymuje swój kształt do końca, nie rozciapia się i nie rozwarstwia. Więcej pisałam tutaj LINK  

Dwa produkty do ciała wkradły się na zdjęcie z kosmetykami do twarzy i tam je opisałam ;-)

DO TWARZY

- żel oczyszczający do twarzy na co dzień C.B3, Ziaja - cytrusowy zapach i energetyczne opakowanie przyciągnęły moją uwagę w sklepie. Żel dobrze oczyszczał skórę i nie powodował jej przesuszania. Przy dłuższym stosowaniu mam wrażenie, że zmniejszył u mnie występowanie zmian trądzikowych. Ciężko to jednak jednoznacznie ocenić, zwłaszcza przy zmieniających się porach roku. W każdym razie bardzo przyjemny kosmetyk, za niewielką cenę.

- pianka do mycia twarzy, Hagi - miała przepiękny zapach i delikatne, choć skuteczne działanie. Zawierała ekstrakt z bławatka, algi, kwas hialuronowy, dzięki którym skora pozostawała oczyszczona i nawilżona. Kupiłam na promocji w Hebe i to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Polecam! 

- mikrozłuszczający krem na noc seboom Face Boom, Bielenda - przy regularnym stosowaniu byłam bardzo zadowolona z efektów jakie dawał. Skóra była gładsza, zdecydowanie mniej pojawiało się na niej wykwitów, koloryt był wyrównany. Jednak krem ten najlepiej stosować co kilka dni i tutaj zaczęły się schody, bo albo chciałam go używać codziennie, albo zapominałam o nim tygodniami :D Ostatecznie pozostaję przy opinii, jaka przedstawiłam we wpisie na moim blogu LINK.

- krem SPF50+ bardzo wysoka ochrona, Avene - testowałam go w ramach Klubu Recenzentki Wizaż.pl w czerwcu rok temu i wróciłam ponownie po zimie. Mam skórę mieszaną, fototyp 1. Wysoka ochrona SPF jest dla mnie konicznością przez cały rok. Zwłaszcza, że wszędzie jeżdżę rowerem. Krem testowałam zarówno w warunkach miejskich, jak i podczas wycieczek rowerowych i górskich. Bardzo spodobało mi się że krem bardzo szybko wchłaniał się w skórę, a przy tym dawał poczucie nawilżenia. Miał lekko beżową barwę i delikatny zapach. Nie bielił skóry. Miałam poczucie, że delikatnie rozświetlał ją i wyrównywał jej koloryt, w każdym razie wyglądała ona na ładniejszą. Przy mieszanej skórze ciężko jest znaleźć krem z wysokim filtrem, który nie będzie powodował zapychania się tłustych partii skóry i ich przetłuszczania, a przy tym wysuszania tych suchych. Był moim faworytem do czasu aż poznałam...

- rozświetlający krem na dzień z witaminą C i SPF50+, L'Oreal Paris - bardzo wysoki filtr i lekka, nieklejąca formuła, ktora szybko się wchłania. Brzmi jak IDEAŁ i obecnie jest to mój ulubieniec <3 Dzięki lekkiej konsystencji krem super nadaje sie pod makijaż. Nie bieli skóry, nie powoduje jej zapychania i świecenia, nawet przy regularnym stosowaniu. Testowałam go w ramach Klubu Recenzentki Wizaż w tym roku i... kupiłam już dwa kolejne opakowania. To chyba pokazuje, jak bardzo mi się spodobał ;) Czuć nawilżenie skóry, a ochrona przeciwsłoneczna jest bardzo skuteczna. Przetestowałam w terenie i szczerze polecam. 

- mini woda micelarna Sensibio H2o, Bioderma - tego kosmetyku na tym blogu przedstawiać nie trzeba, bo jako psychofanka Sensibio Biodermy zużyłam już sporo litrów tego produktu ;-) Miniwersje zazwyczaj używam w podróżnej kosmetyczce. Można je kupić zazwyczaj w okresie wakacyjnym, np. w Superpharm.

- regenerujący eliksir do twarzy NutraEffects, Avon - używałam głównie do masowania twarzy. Miał forme olejku i dawał fajny poślizg oraz rozświetlenie skóry. Obecnie mam inny produkt, z którego bardziej jestem zadowolona.

- pasta na wrastające włoski po depilacji Ingrown Hairs Therapy, ItalWax - CUDO! To jest tak genialny produkt, że jeśli depilujecie skórę woskiem i zdarzają się wam problemy z wrastającymi włoskami lub krostkami, to ten kosmetyk to ideał! Pachnie olejkiem z drzewa herbacianego, którego sporo ma w swoim składzie. Posmarowane nim problematyczne miejsca szybko się goją. Pasta łagodzi ból i obrzęk, spowodowany stanem zapalnym mieszka włosowego. Czasami używam jej na wyjątkowo bolesne krosty trądzikowe. Jest bardzo wydajna, używamy naprawdę niewielką ilość. Ja nakładam zazwyczaj na noc. Kupuję na Allegro.

- serum na suche i zniszczone końcówki Advanced Techniques, Avon - kupiłam kiedyś po zachwytach koleżanki, ale zupełnie nie pamiętam o takich produktach! Dlatego właściwie przeleżało na półce w łazience i nic o nim nie mogę powiedzieć. 

 

- regenerujący krem na noc Age Perfect Cell Renew, L'Oreal Paris - o całej linii kosmetyków Age Perfect, które testowałam w ramach Klubu Recenzentki Wizaż pisałam na blogu LINK. Krem na noc o masełkowej formule bardzo odpowiadał mi w miesiącach jesienno-zimowo-wiosennych, latem jednak trochę się ze sobą męczyliśmy. Muszę przyznać, że działanie jego było jednak bardzo fajne. Skóra szybko odzyskiwała blask, drobne zmarszczki zdecydowanie się wygładzały, a skóra pod oczami była rozjaśniona i wyglądała młodziej. Warty uwagi!

- Iluminating cream with vitamins all-in-one, Miya - ze wszystkich kosmetyków Miya ten jedyny jak dotąd niezbyt mi podpasował. Jednak może być też, że nie znalazłam dla niego codziennego zastosowania i tak się trochę ze sobą męczyliśmy. Krem miał działanie rozświetlające i nigdy nie wiedziałam, czy stosować go bardziej jako krem, czy makijaż. Choć rozświetlenie było subtelne, a sam krem dobrze nawilżał skórę, to raczej nie wrócę. Znam inne lepsze produkty tej marki, jak chociażby kremy serii My wonder balm LINK 

- miniwersja krem odżywczy Ceramidin, Dr. Jart+ - krem do cery suchej, dla mnie był więc nieco zbyt odżywczy. Dlatego używałam go na noc i bardzo byłam z jego działania zadowolona. Dobrze odżywiał i regenerował skórę, która stawała się delikatna w dotyku i dobrze nawilżona. Dostałam go w prezencie i widzę, że powinnam zainteresować się mocniej produktami tej marki ;-)

- krem pod oczy Plante, Soraya - wygrałam w konkursie i zaciekawiona przystąpiłam do testowania. Niestety w okolicach oczu mam super wrażliwa skórę i większość kremów, nawet dedykowanych tym okolicom, dziwnym trafem mnie podrażnia. Tak było też i z tym kremem, zużyłam go więc do twarzy ;) Dobrze nawilżał skórę, ale jak widać nie pod każde oczy można go nakładać. Przy okazji, nie wiem dlaczego mam takie problemy z tymi kremami pod oczy. Naprawdę niewiele mi odpowiada! 

- żel antytrądzikowy Hautrein SOS-GEL, Balea - przyjemny żel na wyskakujące zmiany trądzikowe, który dość szybko łagodzi bolesne obrzęki i wysusza zmiany. Jego działanie jest bardzo podobne do produkty Isana, ceny też są podobne. Zawiera alkohol. Co do działania, to na mniej oporne krosty jest idealny. Te oporne to chyba od niczego nie zejdą xD

MASECZKI I PRÓBKI

- maseczki z serii Yes To - będzie o nich osobny wpis. 

- maska w płachcie Fruity Peach, Balea - z nieznanych mi powodów wiele produktów, zwłaszcza z limitowanych serii, nie dociera nigdy do naszych polskich drogerii DM. Tą maskę przywiozłam ze sobą z Pragi. Miała prześliczny, brzoskwiniowy zapach. Wspaniale nawilżyła i ukoiła moją skórę, dając mi przyjemny relaks. No i dlaczego nie ma ich w Polsce?  

maseczka oczyszczająca No Problem, Perfecta - mimo okropnego opakowania (fuj!) była naprawdę przyjemna xD Pachniała mango z nutą bazylii, miała kremowa konsystencję i dość szybko wchłania się w skórę. Producent zalecał pozostawienie jej na skórze, ja jednak prawie nigdy nie zostawiam tego typu produktów, zwłaszcza na noc. Po zmyciu skóra była lekko oczyszczona, ale poza tym nie zauważyłam więcej efektów. Widziałam w opiniach innych osób, że pozostawiona na skórze matowiła ją, ale też lubiła się rolować. Tym bardziej cieszę się, że ją jednak zmyłam. Czy wrócę? Raczej nie, ale też oczywistym jest że po jednorazowym użyciu ciężko ocenić działanie maseczki. 

maseczki z serii Fruit Power Arbuzowe Nawilżenie i Kiwi Peeling, Lirene - miałam je w zapasach tak długo, że zdążyły się zeschnąć.. Dlatego, jak już pisałam na początku tego wpisu, muszę koniecznie częściej sięgać po maseczki w pielęgnacji! 

plasterki na wypryski COSRX - uwielbiam te plasterki, jestem ich prawdziwą fanką ;-) Pisałam o nich na blogu LINK. Tam dowiecie się dlaczego są takie wyjątkowe :D

mikropeeling wygładzający, Lirene - mimo że nie lubię używać peelingów z saszetek, to czasami do tego wracam. Drobiny peelingujące są rzeczywiście niewielkie, dzięki czemu mamy poczucie porządnego oczyszczenia i wypeelingowania skóry. Saszetka wystarcza na trzy a nawet cztery użycia. 

- próbki Vichy Liftactiv, Ava Brightening face cream SPF30, Avena Cicalfate, Holika Holika aloe gel, LinoVit A+E emulsja do mycia, RedBlocker krem do skóry wrazliwej, Ziaja C.B3 nocny krem maska, Aloesovelove odżywczy krem BIO+ Sylveco -  były OK, część już znałam i używałam. Nic jednak nie wprawiło mnie w szczególny zachwyt.  

- próbka masła do ciała DAGO - na targach EKOCUDA w Poznaniu, o których pisałam na blogu LINK otrzymałam do przetestowania m.in. próbkę masła do ciała w formie kostki. Pod wpływem ciepła dłoni kostka rozpuszczała się i umożliwiała natłuszczenie skóry ciała. Produkt miał jak dla mojej skóry normalnej nawet zbyt mocno odżywczą konsystencję, myślę ze lepiej sprawdzi się przy skórze suchej. nie do końca przemówiła też do mnie formuła kostki. Nie było to wygodne w stosowaniu, a przy tym okazało się, że kostka jest dość mało wydajna. Muszę jednak przyznać, że nie ma po niej śmieci!

- próbki kosmetyków Labside Azelo Cherry serum oraz Peach Perilla cream - serum Azelo Chery było zachwycające! Różowa, lekka formuła o pięknym zapachu. Nigdy nie przypuszczałabym, że jest to serum dla skóry problematycznej! Krem z kolei miał zbyt bogatą i odżywczą jak dla mnie konsystencję. Posiadaczki cery suchej powinny się nim zainteresować. 

ZAPACHY I MAKIJAŻ

- mgiełka do ciała Gelat'Eau, Zoella Beauty - to jeden ze słodkich zapachów kolekcji "jelly and gelatio collection". Wśród nut zapachowych znajdziemy tutaj pyszną galaretkę z czarnego bzu i śmietankę kremówkę. Główny akord jest słodki, choć wyczujemy też nuty ozonowe, które dodają zapachowi świeżości. Nie jest to bardzo trwały zapach, raczej określiłabym go jako dzienny i sportowy. Dostałam w prezencie na urodziny i bardzo, bardzo lubiłam ;-) 

- balsam do ust Vegan Care, Pacifica - dostałam w prezencie w zestawie. I o ile innymi kosmetykami tej marki zachwycałam się ogromnie LINK, o tyle balsam do ust niezbyt mi się spodobał. Jak widać, nie wszystko musi wszystkim odpowiadać.

- balsam do ust Love Nature Melon, Oriflame - miał ładny, melonowy zapach ale nawilżenie ust było raczej średnie. Do tego to grzebanie palcem w słoiku bardzo mnie zniechęcało...

- cukrowy peeling do ust Sugar Lips Poziomka, Evree - a tutaj, mimo że też trzeba było grzebać, jakoś nie było tak żle xD Super kosmetyk i bardzo mi dalej smutno, że marka Evree przestała istnieć... 

- koloryzujący żel do brwi Brow Fiber Oh, Oui, Bourjois - kupiłam po rekomendacjach kosmetyczki i bardzo mi się spodobał. Miał cieniutką szczoteczkę, którą łatwo można wyczesać rzęsy, a sam żel dodawał im koloru i wyrazistości. Miałam kolor Chessnut. Kupiłam go w Hebe z tych podgrzewanych standów i od początku miałam podejrzenie, że jest juz lekko podsuszony. Dlatego NIGDY WIĘCEJ nie kupić kolorówki z tych durnych, oświetlanych i podgrzewanych standów w drogeriach... 

- tusz Unlimited, Avon - miał silikonową, lekko wygiętą szczoteczkę którą wyczesywał rzęsy aż do nieba i sprawiał, że były one piękne. Byłam nim zachwycona i mimo, że teraz wolę szczoteczki z włosia, to dla tego produktu mogłabym nawet malować się silonową ;D

- baza do powiek Eye Primer, Revolution - baza pod cienie w formie sztyftu, która czasami używałam jedynie do wyrównania kolorytu. Była w kalendarzu adwentowym marki chyba w 2019 roku, więc jej czas już zdecydowanie się skończył. Jako kosmetyk całkiem OK, byle bym tylko pamiętała o jej używaniu 

- intensive lip relief, Blistex - mój must have na spierchnięte usta o każdej porze roku. Nie znam nic lepszego i napewno wrócę jeszcze nie raz!


Moje czteromiesięczne denko nie prezentuje się może tak obficie, jak mogłabym się spodziewać po tak długim okresie czasu. Jednak trzeba przyznać, że jak na okres wakacyjny, gdzie co chwilę gdzieś wyjeżdżam i tak nie jest tak źle :D No i chyba pierwszy raz wrzucam post z podsumowaniem zużyć na początku kolejnego miesiąca! Jak tam Wasze kosmetyczne hity? Znacie coś z mojego zestawienia? Dajcie znać w komentarzach! 


3 komentarze:

  1. U Ciebie ogrom denka aż ciężko się skupić i przypomnieć o czym chciało się napisać :D Znam duet ziaja też z wizaż. Krem był w działaniu zaskakująco fajny! Pamiętam, że momentalnie się wchłaniał i skóra po nim była taka aksamitna. Peeling mocny, ale przeszkadzała mi trochę (za) tłusta warstwa i generalnie zapach. Mocny i za słodki dla mnie :P Żele balea też lubię, ale tej limitki letniej akurat nie miałam i żałuję. Co ciekawe mam jeszcze żel z letniej limitki sprzed 2 lat hahha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się zabrać wcześniej do spisywania co zużyłam i później mi takie kolosy-wpisy wychodzą ;-) Mnie ten zapach Ziaja też denerwował, później się przyzwyczaiłam, ale jakby był jednak inny to było by total love ;))

      Usuń
  2. Podziwiam za opisywanie tylu kosmetyków. Dla mnie 1-miesięczne denko to już sporo ;)

    OdpowiedzUsuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger