środa, 31 stycznia 2024

Denko sierpień - grudzień 2023 i podsumowanie roczne

Nie wiem, gdzie podziało się moje ostatnie pół roku... Tzn. wiem, bo jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to po stories możecie wywnioskować, jak wiele podróżowałam. Jednak zarówno w podróży, jak i w domu nadal zużywałam kosmetyki. Dlatego dziś zapraszam na nieco duży wpis o tym co udało mi się zdenkować od wakacji, a także podsumowanie całorocznych zużyć. 

Sama jestem ciekawa, jak wypadną moje tegoroczne zużycia wszystkich kosmetyków. W tym wpisie zajmę się pełnowymiarowymi produktami, których będzie aż 57. Wspomnę też o 3 mini produktach i 5 próbkach. Tradycyjnie kolorem zielonym - HITY, czerwonym - ANTYHITY, przynajmniej dla mnie. Zestawienie całoroczne znajdzie się w ostatniej części. 

DO CIAŁA

- kremowy żel pod prysznic Make a Wish oraz Glossy Touch, Balea - zimowe, kremowe wersje żeli pod prysznic zachwycały mnie zapachami. Ten pierwszy pachniał wanilią z mandarynką, zapach był delikatny i słodki. Drugi miał intensywniejszy, owocowo-kwiatowy zapach, który długo utrzymywał się na skórze. Żele Balea zawsze są u mnie mile widziane, choć mam wrażenie, że ostatnio spadła znacznie ich jakość. No i opakowania nie są już takie śliczne. Te tutaj to jeszcze "stare" wersje opakowań, ale już nowsze są zwyczajnie brzydsze. A szkoda!

- żel pod prysznic Pink Grapefruit oraz Zesty Lime Blossom, The Body Shop - i znów przykład, jak nowe opakowania są gorsze od starych. Butelka Pink Grapefruit to stara wersja, którą bardzo lubiłam za tą długą, fajną szyjkę. Nowe opakowania już tak nie wyglądają. Jednak dalej zawartość jest wspaniała! Oba żele bardzo dobrze się pienią, są wydajne i pachną bardzo intensywnie i soczyście. Kąpiel z nimi to wielka przyjemność, uwielbiam! 

- mydło w płynie z hydrolatem różanym, Maudi - delikatnie oczyszcza skórę i nie powoduje jej wysuszania. W składzie obok środków myjących pochodzenia roślinnego znajdziemy hydrolat z róży damasceńskiej, Pantenol i wyciąg z aceroli. Ma piękny, różany zapach. Nie widziałam już w sprzedaży. Pisałam o nim tutaj LINK 

- aloesowy żel pod prysznic, YUMI - miał ładny zapach, ale słabo się pienił. Pisałam o nim w tej recenzji LINK 

- aloesowy żel do ciała Holika Holika - jedyny aloesowy żel wart uwagi według mnie ;-) Zużyłam już tyle opakowań, że nie zliczę. Najlepszy na skórę po depilacji, poparzeniach słonecznych i dla szybkiego nawilżenia. Mam zawsze w zapasie <3

- Body scrub Refreshing Iced coffee, Nacomi - dostałam go w prezencie i zapach rzeczywiście piękny, kawowy. Co do działania mam mieszane uczucia. Drobiny ścierające były dość ostre, a sam produkt nie zostawiał warstwy okluzyjnej. Skóra była po nim jednak dobrze wypolerowana i odświeżona. Nie będzie to raczej mój ulubieniec, ale może być ;-)

- peelingujące płatki do stóp Foot Works, Avon - kiedy używałam ich przez chwilę regularnie, to byłam z nich bardzo zadowolona. To jakby kwasowy peeling w formie płatka kosmetycznego, który przykładamy na zgrubienia na skórze i po kilku minutach ściągamy. Z czasem zapomniałam, że je mam i wyschły... Ot taki bajer trochę.

- olej magnezowy dla pań, Scandinavia GreenLine - olej neutralizuje zapach potu, uelastycznia i ujędrnia skórą oraz uzupełnia niedobór magnezu w organizmie, dzięki czemu pomaga w szybszym usuwaniu zakwasów mięśni. I to głównie dla ostatniego powodu go kupiłam. Czy się sprawdził? Kilka razy użyłam go w kryzysowej sytuacji, ale ogólnie rzadko mam zakwasy ostatnio więc trudno mi rzetelnie ocenić. 

- próbka peelingu do ciała CO-Mingle, LUSH - to bardziej żel peelingujący o ładnym, lawendowym zapachu. Jednak drobiny zbyt drobne jak dla mnie jak na peeling, a jako żel drapiąca formuła. Czyli takie 2w1. Ja preferuję osobne produkty tego typu. 

- pianka do rąk Raspberry Party, Balea - poza ślicznym zapachem malinowym i ładną grafiką na opakowaniu jestem totalnie na NIE tego typu produktom. Formuła klejąca skórę, nawilżenie skóry słabe. Jeszcze wydajność bardzo duża, ale to akurat na minus, bo chciałam szybko się jej pozbyć ;-)

- skoncentrowana maska do dłoni i paznokci z kompleksem olejków 40% HAND.lab, MIYA - tłusta formuła maski niezbyt mi odpowiadała, zwłaszcza gdy stosowałam ją samodzielnie bo serum już dawno mi się skończyło. Zdecydowanie z całej kuracji polubiłam najmniej. A o wszystkich kosmetykach serii HAND.lab poczytacie na moim blogu LINK 

- hydrolat Ocet 4 Złodziei, Mrozikowe Przysmaki - jego zapach miał odstraszać komary, kleszcze i inne paskudztwa jak głosi informacja na etykiecie. Zapach był mocno ziołowy, na szczęście mało czuć w nim było ocet (nie lubię zapachu octu). Czy działał? Na mnie chyba nic nie działa, a komary biegają za mną całymi stadami...

- mgiełka do ciała Carribean Paradise, Sparkling Cherry Blossom oraz Escape Coconut and Starfruit, Avon - tanie, słodkie zapachy, ale niestety niezbyt trwałe. Ta ostatnia wersja najmniej słodka, ale właśnie dzięki temu najbardziej mi się spodobała. Mam mieszane uczucia, czy nie lepiej używać czegoś trwalszego?

DO WŁOSÓW

- miniwersja suchy szampon Blush, Batiste - moja ulubiona marka suchych szamponów, które zwłaszcza zimą zużywam częściej. Lubię zapach Blush, który jest kwiatowy i dość długo utrzymuje się na włosach. Szampon trochę bieli przy początku aplikacji, ale ja mam akurat taki kolor włosów, że mi to nie przeszkadza. 

- szampon do wrażliwej skóry głowy z tapioką BOOST my hair, YOPE - mój pierwszy szampon tej marki i jest wielka miłość! W tym roku zdecydowanie polubiłam się z kosmetykami tej marki, szykuję jakiś zbiorczy wpis. Szampon nie podrażniał skóry głowy, dobrze się pienił, był delikatny dla włosów, miał ładny zapach. Wrócę z pewnością! 

- szampon do włosów kręconych Beautiful Curls, Langhaar mädchen - fajny szampon ze śliczną grafiką na opakowaniu kupiony w DM. Pełną recenzję znajdziecie w tym wpisie LINK, a ja dodam jedynie że był świetny, ale później włosy mi się do niego przyzwyczaiły i już mnie tak nie powalał. Wynika z tego, że trzeba zawsze mieć kilka szamponów i zmieniać je, nawet jakby były najlepsze.

- odżywka emolientowa i odżywka proteinowa OnlyBIO - zachwycona myciem włosów metodą OMO, o czym pisałam na moim blogu LINK, zużyłam pierwsze produkty. I wiecie co? Dalej jestem zadowolona z efektów i kupiłam sobie je ponownie. Czy to nie jest najlepszą rekomendacją? ;-)

- spray modelujący podkreślający skręt loków, Nivea - nigdy nie umiałam używać takich produktów i zawsze o nich zapominałam. I mimo, że potwierdzam że spray nie sklejał włosów i rzeczywiście podkreślał ich fakturę i skręt, to jakoś niespecjalnie często po niego sięgałam i ostatecznie nie jest to produkt, którego potrzebuję. 

HIGIENA

- Vegan Soap White Clay & Argan oraz Pink Clay & Rose, Aromacology - o wegańskich mydłach z Actiona pisałam już wielokrotnie. Z czasem zauważyłam, że trochę wysuszają mi dłonie, zwłaszcza zimą. Mimo to nadal to moje ulubione mydełka!

- pasta do zębów i płyn do płukania ust Meridol - lubię, choć smak nie jest powalający. No i przede wszystkim widzę znaczną poprawę z dziąsłami. Polecane przez moją dentystkę ;-) 

- płyn do płukania ust Sensitive Donto Dent - za to ten płyn zupełnie mi nie pasował i mimo, że niby jest sensitive to nie czułam się komfortowo używając go. Nie i już.

DO TWARZY

- płyn micelarny 3w1 skóra wrażliwa, Garnier - zaraz po moim ulubieńcu (poniżej) to drugi najlepszy płyn! W dodatku łatwo dostępny i dość tani. Mam kolejną wielką butlę. Zresztą, kto go nie zna? 

- miniwersja wody micelarnej Sensibo H2O, Bioderma - ukochana, kojąca oczy i okolice powiek, dobrze usuwa makijaż, idealna. Tylko cena nie jest idealna xD Ale i tak pozostaję wierna temu kosmetykowi od lat.

- żel micelarny Fresh Juice, Bielenda - przyjemny, mocno owocowy żel do oczyszczania skóry. Pozostawiał twarz czystą i rozświetloną. Szybko mi się tylko coś skończył...

- żel oczyszczający do skóry wrażliwej, Mixa - bardzo lubię. Miał kremową konsystencję, delikatny zapach i ultra delikatne działanie dla skóry. Przy tym dobrze oczyszczał skórę z wszelkich zabrudzeń. Będę wracać, zwłaszcza w okresach przejściowych gdy moja skóra dostaje szału i jest bardziej wrażliwa.

- mini żel pod prysznic z kalendarza adwentowego, Balea - zużywałam głównie podczas licznych wyjazdów. Żel miał bardzo delikatny zapach, dobrze oczyszczał skórę i nie powodował jej wysuszania. Świetna miniwersja, akurat do kosmetyczki! Szkoda, że nie można kupić takiej pojemności.

- krem nawilżający z filtrem SPF50 PA++++, Nacomi - miał trudną do rozsmarowania formułę, trochę jak suflet. Powodował też świecenie się skóry (albo dalej nie wyczaiłam ile go nakładać). Miał dość intensywny, perfumeryjny zapach. Nie polubiłam go.  

- przeciwtrądzikowy sufletCalm Herbal Souffle, Nacomi - kolejny krem tej samej marki, który mnie rozczarował. Widać formuła sufletu nie jest dla mnie odpowiednia. Owszem przyjemnie się ją aplikuje, ale tak jakby krem pozostawał na powierzchni skóry, w niewielkim stopniu się wchłania. Przez co skóra jest jakby tłusta. Wydajność bardzo duża, tym bardziej więc miałam go dość ;-) Po tych dwóch podejściach nie wiem, czy spróbuję jeszcze kremów tej marki. 

- krem Suncream anti-dark spots, Bella Aurora - dostałam w prezencie od koleżanki i bardzo się z tym kremem polubiłam. Dobrze chronił skrórę przed poparzeniami (mam fototyp skóry 1 więc szybko łapię zaczerwienienia), miał odpowiednią konsystencję. Po aplikacji na skórę trzeba go było nieco wmasować, ale szybko się wchłaniał i nie powodował świecenia czy bielenia skóry. Wygodna aplikacja w formie pompki. Choć mam już swojego ulubieńca w tej kategorii to ten był całkiem fajny.

- rozświetlający krem na dzień SPF50+ Vitamin C Revitalift Clinical, L'Oreal Paris - mój totalny ulubieniec i odkrycie tego roku! Zaskoczył mnie swoją lekką, nie lepiącą się konsystencją, bardzo szybkim wchłanianiem i skuteczną ochroną przeciwsłoneczną. Dzięki lekkiej konsystencji krem świetnie nadawał się pod makijaż. Szybko wchłaniał się, a przy tym nie rozwarstwiał się przy podkładzie i nie rolował. Używany nawet codziennie nie powodował zapychania się, czy świecenia skóry. Nawilżenie skóry było bardzo komfortowe. Cera nabierała ładnego kolorytu, wyglądała na zdrowszą, odświeżoną. Skóra była dobrze nawilżona i rozświetlona. Mam mieszaną cerę i zarówno na partiach tłustych, jak i suchych krem bardziej dobrze się wchłaniał. Małe, poręczne opakowanie można łatwo zabrać ze sobą np. na wycieczkę i dokonywać replikacji kremu w ciągu dnia. Krem bardzo dobrze się "dokłada", nie ma uczucia tłustości. I LOVE IT!

- nawilżająco-ochronny balsam SPF 50 do skóry wrażliwej, Avon - używam tego kosmetyku już od tylu lat że doczekałam się chyba 3 zmian opakowania ;-) Krem ma działanie nawilżające, jest wodoodporny i przeznaczony zarówno do twarzy jak i do całego ciała. Czyli taki wielofunkcyjny kosmetyk, akurat na wakacje. Skóra jest po nim lekko rozświetlona i czasami delikatnie się świeci, ale da się przeżyć. Teraz, gdy poznałam L'Oreal to nie wiem czy jeszcze wrócę, zobaczymy.

- myPOWER elixir, Miya - to uniwersalny kosmetyk, który możemy używać zarówno na wyjątkowo przesuszone partie skóry, jak i jako wzmocnienie działania naszego tradycyjnego kremu. Ma formułę tłustego serum, pachnie cytrusowo. Mimo wielu pozytywnych recenzji u mnie nie spowodował szału i jednak pozostaję przy kilku innych produktach do poszczególnych działań, niż jednym wielofunkcyjnym. 

- krem na noc Sleep Tight, Alvira - kupiony w Actionie za grosze krem na noc, który jednak nie skradł mojego serca. Miałam wrażenie, że jest to bardziej maska na noc, bo skóra po nim była jakby obklejona, a nie wchłaniała kosmetyku. Lawendowy zapach był ładny, ale nie wrócę już do tego produktu.

- krem na dzień Age Lift, Iwostin - krem do skóry normalnej i mieszanej. Ma lekką konsystencję i świetnie się wchłania, Skóra od razu po użyciu jest dobrze nawilżona, ma świeży wygląd. To tego jest wyczuwalnie gładsza w dotyku. Aplikację kremu można stopniować i dokładać kolejne warstwy w razie potrzeby. Dobrze sprawdził mi się pod makijażem, nie rolował się i nie warzył. Przy regularnym, dłuższym stosowaniu zauważyłam, że skóra jest nie tylko gładsza w dotyku i jędrniejsza, ale ma też ładniejszy koloryt. Spodobał mi się także delikatny zapach kremu. Jedyny dla mnie minus to zbyt niski jak na moje potrzeby filtr - SPF15. Poza tym świetny krem, jak i cała seria. Będzie recenzja! 

- krem Aquasource Hyalu Plump Gel oraz Blue Pro Retinol Multi Correct Cream, Biotherm - ahh co to były za cudowne kremy! Testowałam je w ramach Klubu Recenzentki Wizaż i byłam zachwycona! Wersja Hyalu Plump Gel była jak stworzona dla mojej mieszanej cery i jedyne co mogłabym mu zarzucić to brak filtra SPF. Krem o konsystencji lekkiego żelu, który wchłania się w skórę w ułamku sekundy i daje uczucie długotrwałego nawilżenia, no ideał. Blue Pro Retinol Multi Correct Cream stosowałam głównie jako krem na noc. Miał formułę lekkiego kremu, a skóra po nim stawała się satynowa w dotyku. W moich partiach tłustych odżywienie było nawet nieco zbyt obfite i skóra była świecąca. Jednak przy stosowaniu na noc nie stanowiło to żadnego problemu. Po miesięcznej kuracji zauważyłam że moja skóra jest gładsza i milsza w dotyku, stała się też wyraźnie rozjaśniona i wygląda na bardziej nawilżoną i wypoczętą. Gdybym miała jednak wracać, to zdecydowanie do zielonego Hyalu Plum Gel. 

- krem na noc Beauty Sleep Cream, Pixi - zawsze chciałam poznać kremy tej marki i udało się! Koleżanka podarowała mi ten egzemplarz do przetestowania i chyba już wiem skąd te zachwyty. Krem miał lekko ziołowy, przyjemny zapach i konsystencję kremu na noc, którą lubię najbardziej. Tzn. nawilżał, ale też otulał skórę, która rano wyglądała na wypoczętą, gładką i jędrną. W kategorii kremów na noc to mocny kandydat do ideału, tylko cena mnie trochę odstrasza ^.^

- olejek z drzewa herbacianego Tea Tree Oil, The Body Shop - po wypróbowaniu kilku olejków tego typu różnych marek to jednak TBS wydaje mi się najfajniejszy. Szybko i skutecznie pomaga w walce z pryszczami i zanieczyszczeniami. I tylko cenę mógłby mieć bardziej przyjazną... 

MASECZKI

- maski w płachcie różne rodzaje, Garnier - nadal uważam, że to jedne z najlepszych masek tego typu w dodatku dostępne i w fajnej cenie. Większość ma głównie działanie mocno nawilżające. Chyba powinnam pokusić się kiedyś o wpis na ich temat, bo są tego warte!

- maska Fresh Mix It, Action - kupiłam zaciekawiona samodzielnym mieszaniem esencji z płachtą. Niestety coś poszło nie tak z opakowaniem i ostatecznie nie zadziałało to tak, jak w instrukcji. Ale i tak udało mi się nasączyć płachtę. Sama maska fajnie nawilżyła skórę, ale innych efektów nie zauważyłam. 

- odświeżająca maska z ananasem i vit. C Juicy Jelly, Bielenda - fajna maska w formie galaretki, którą po nałożeniu na twarz należało zmyć po kilku minutach. Skóra była po niej rzeczywiście odświeżona, miała tez ładniejszy koloryt. Chyba, że to efekt żółtego koloru maski? 

- maski peel off Unicorn Glitter Dust oraz Korean Charcoal Planet Spa, Avon - kiedyś byłam fanką masek peel off, ale moja skóra zdecydowanie się przeciwko nim zbuntowała. Dlatego wszystkie tego typu zostają usunięte z zapasów.

MAKE UP

- baza pod podkład Anew Reversalist, Avon - robiła błyskawiczny lifting skóry i super ją wygładzała. Co z tego, skoro ja nadal nie umiem nauczyć się używania tego typu produktów i zwyczajnie wydają mi się zbędne?

- Fresh Sorbet Blush Lychee Blossom 020, The Body Shop - bardzo byłam ciekawa tej kolorówki z TBS. Róż miał formułę sorbetu i nie był mocno napigmentowany. 

- puder w kamieniu Color Trend, Avon - jasny puder w kamieniu do wykończenia makijażu, byłam z niego zadowolona choć to totalny "zwyklak"

- korektor w płynie Liquid Camouflage, Catrice - słynny korektor pod oczy, który miałam w dwóch kolorach: 010 oraz jaśniejszym 005. Rzeczywiście dobrze przykrywał cienie pod oczami, ale podobnie jak w przypadku baz pod makijaż nigdy nie pamiętałam o używaniu go.

- korektor Mark, Avon - niegdyś ulubieniec. Mocno kryjący korektor, który dobrze radził sobie z wszystkim co chciałam ukryć. Kremowa konsystencja. To było moje kolejne opakowanie.

- Gum Peel Off, Neonail - bajer którego nie umiałam używać. Był to jakby żel, którym pokrywało się skórki wokół paznokci, a po ich pomalowaniu trzeba było go oderwać. Dzięki czemu skórki miały być czyste. W teorii brzmiało super. W praktyce nigdy mi się to nie udało.

PRÓBKI

- próbki żelu pod prysznic Fraise Gariguette, Le Petit Marseilliais - to już moje ostatnie próbki tego soczyście pachnącego truskawkami żelu. Szkoda, ale pora na coś nowego ;-)

- próbka masła do ciała Almond Milk, The Body Shop - tłuściutkie i pachnące masełko z TBS, love!

- próbka body lotion Encante Fascinating, Avon - ładnie pachnący lotion-balsam do ciała. Kupiłam próbki wszystkich wersji, żeby wybrać zapach i kupić butlę. I szczerze mówiąc wszystkie mi się podobają ;-)

- próbka kremu nawilżająco-dotleniającego fit, Ziaja - lubię ten krem i tylko szkoda, że nie ma filtra SPF

PODSUMOWANIE ROKU 2023  

Tradycyjnie najwięcej ze wszystkich kosmetyków zużyłam żeli pod prysznic, bo aż 10 i jeden mini. Tym samym moje zapasy zostały zlikwidowane. Na drugim miejscu uplasowały się maski w płachcie, których w roku 2023 zużyłam całe 9. Patrząc na to ile ich posiadam, to powinno być tego o wiele wiele więcej... Na trzecim miejscu zużyć znajdują się kremy SPF, plasterki na pryszcze oraz kremy na dzień. W każdej z tych kategorii zużyłam po 6 sztuk kosmetyków. Ogółem w roku 2023 zdenkowałam UWAGA 153 pełnowymiarowe kosmetyki, 4 miniprodukty i 25 próbek. Porównując do lat ubiegłych mam wrażenie, że trochę mniej. Z drugiej strony już po napisaniu tego wpisu odkryłam całe pudełko tuszy i produktów do brwi, które miały iść do wywalenia... No to będą na przyszły rok podliczone xD W ubiegłym roku napisałam jedynie trzy wpisy dotyczące zużyć kosmetycznych. Nie ukrywam, że łatwiej było mi dzięki temu wszystko to policzyć. Ale też posty te są ogromnie długie! 153 zużyte kosmetyki w ciągu roku to według Was dużo, czy mało? Jak tam Wasze zużywanie? 


8 komentarzy:

  1. wow ogromne denko, świetny blog zostanę na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, zapraszam rozgość się wygodnie ;-)

      Usuń
  2. Ogromne denko. Mi niestety nie idzie tak dobrze z zużywaniem produktów, choć mega się staram. Mam nadzieję, że w tym roku pójdzie mi lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś też mam wrażenie, że więcej zużywałam - przynajmniej maseczek ;))

      Usuń
  3. O matko ile zużyć! Już zapomniałam o czym chciałam napisać haha :D
    Żele balea uwielbiam! Ten mandarynkowy mam, a wiśniowy mi mama ukradła, a ciekawił mnie :P Czy pogorszyła się ich jakość? Sama nie wiem, opakowania faktycznie są brzydsze. Zapachy często się powielają, bo kiedyś np. mandarynka już była, tyle, że z czymś innym chyba.
    Korektory catrice to mój hit. Maski Garnier też lubię, a ta Bielenda to rety kiedy ona była dostępna!?Pamiętam, że miałam wszystkie ;D
    Co do zużyć - ja zużyłam koło 200 kosmetyków. Teraz nie pamiętam, ale planuję post - chyba w przyszłym tygodniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ho ho, piękna ilość zużyć!! Czekam na Twój post ;-)) Też miałam też wszystkie maski, właśnie,, to było wieki temu ;-)

      Usuń
  4. Bardzo fajne i duże denko, ale z tak długiego czasu to nie jestem zaskoczona :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger