niedziela, 25 lutego 2018

AliExpress Haul III

AliExpress Haul III
Dawno już nie pokazywałam Wam moich nowości z AliExpressu. Ostatni post zakupowy opublikowałam pod koniec sierpnia, więc jak zapewne się domyślacie trochę się nazbierało różności. Dzisiaj zaprezentuję Wam część z nich. Zapraszam do lektury!  
Ten przepiękny pędzel zachwycił mnie swoim wyglądem i wręcz nie mogłam mu się oprzeć! Jest to pędzel do konturowania lub do różu w kształcie rybki w moim ulubionym kolorze różowego złota. Razem z plastikowym pokrowcem chroniącym włosie przed odkształcaniem kosztował mnie 10,61 zł i czekałam na niego prawie dwa miesiące. Włosie jest bardzo miękkie i jak dotąd nic złego się z nim nie dzieje - nie kruszy się i nie wyłazi. W sklepie gdzie zamówiłam ten pędzel wybór jest ogromny, ostrzegam że ciężko wyjść z niego bez zakupu ;-) Link do zakupu PĘDZEL RYBKA. Wszystkie pędzle są bardzo fotogeniczne, ale w użyciu bez przyzwyczajenia się bywa różnie. Rączka jest dość krótka i trzeba nauczyć się pracowania z tym produktem. 
Oczywiście tradycyjnie już zamówiłam sobie (kolejny) zegarek. Tym razem skusiłam się na kolor beżowy ze złotymi serduszkami. Zegarek kosztował 5,91 zł i czekałam na niego niecały miesiąc. Bransoletka jest wykonana z materiału skóropodobnego i jest nieco cieńsza niż w moich poprzednich dwóch zegarkach. Pewnie już się domyśliliście, że bardzo lubię takie proste zegarki z dużą okrągłą tarczą? W każdym razie to już trzeci tego typu! Na tarczy nie widać cyferek, ale przyznaję, że noszę zegarki bardziej dla ozdoby niż dla określenia czasu. Też tak macie? Link do aukcji gdzie kupiłam ZEGAREK SERDUSZKA Sprawdźcie też inne kolory! 
Zwykła opaska do włosów, choć "niezwykłości" dodaje jej deseń. Jest wykonana z lekko elastycznego, czarnego materiału w kwiaty. Oczywiście do wyboru jest mnóstwo kolorów i deseni, aż ciężko się zdecydować. Opaska dobrze podtrzymuje fryzurę, dzięki czemu możemy zrobić sobie na przykład maseczkę bez obawy, że ubrudzimy sobie nią też włosy. Opaska kosztowała 3,50 zł, link do sklepu OPASKA. Czekałam na nią prawie dwa miesiące. Razem z opaską zamówiłam dwie paczki gumek do włosów u tego samego sprzedawcy. Jedna paczka była we flamingi, a druga w kwiaty. W opakowaniu było po sześć sztuk gumek i przyznaję, że są one bardzo trwałe i porządne. Nie ciągną włosów, nie rozciągają się, od pół roku używam ich codziennie i nic się z nimi nie dzieje! Kilka sztuk podarowałam córeczkom koleżanki. Jedna paczka kosztowała 3,36, a zamawiałam je u tego samego sprzedawcy, u którego kupiłam też kiedyś gumki-tasiemki. Link do gumek we flamingi i nie tylko GUMKI FLAMINGI.
Papierowe słomki mogliście na raz zobaczyć jako ozdoby do moich zdjęć. One także zostały zamówione na AliExpressie i kosztowały 3,35 zł za opakowanie, w którym znajduje się ich 25 sztuk. Szły one do mnie dość długo, bo ponad dwa miesiące, a zamówiłam je z tego linku: SŁOMKI. Oczywiście słomki nadają się nie tylko do zdjęć, ale przede wszystkim do picia napojów ;-)
Także dla ozdoby i do zdjęć zamówiłam plasterki cytryny, limonki i małej pomarańczy w cenie 2,22 zł za trzy sztuki. Czekałam na nie dokładnie 5 tygodni i przyznaję, że sama nie sądziłam, że aż tak uroczo będą prezentowały się na zdjęciach. Kupiłam ze je sklepu EQ world of flowers Store CYTRYNKI. Jak Wam się podobają? 
Kolejna ozdoba do włosów, tym razem bardziej sportowa to gumowane, cienkie opaski podtrzymujące włosy. Niezastąpione podczas ćwiczeń, bo bardzo mocno przytrzymują w ryzach fryzurę nawet przy podskokach na trampolinie czy bieganiu! Nie mogłam zdecydować się na kolor i wzięłam dwie - różową i czarną. I w efekcie najczęściej noszę je właśnie obie naraz. Czekałam na nie 6 tygodni, a zakupiłam je w cenie 1,94 zł za sztukę z tego linku: OPASKI ELASTYCZNE.
Z dużym wyprzedzeniem zamówiłam sobie poszewkę na poduszkę ze świątecznym napisem. Uznałam, że będzie to fajny pomysł na dekorację salonu na święta i nie myliłam się. Z dostępnym wzorów spodobała mi się biała w złote i czarne wzory. Najbardziej zauroczył mnie w niej duży napis na środku "Christmas". Poszewka kosztowała 10 zł i czekałam na nią zaledwie 22 dni. Link do POSZEWKI, teraz widzę tam wiele nowych wzorów nie tylko na święta. Nadruk jest naprasowany i nie ryzykowałabym prania takiej poszewki w pralce, bo może się zniszczyć. Poszewka jest zapinana na zamek błyskawiczny, a jej wymiary to 45x45 cm. 

Przedstawiłam dzisiaj kolejna porcję moich zakupów z portalu AliExpress. Co najbardziej się Wam spodobało? A może są tutaj i Wasze zakupowe perełki? Koniecznie dajcie znać w komentarzach ;-) 

Poprzednie wpisy tego typu:

niedziela, 18 lutego 2018

Recenzja: Adidas ADIPOWER

Recenzja: Adidas ADIPOWER
Pod koniec stycznia dostałam się do kampanii na platformie trnd, gdzie miałam przyjemność testować nowe antyperspiranty Adidas ADIPOWER. Przyjście paczki z kosmetykami zbiegło się idealnie w czasie z zakończeniem przez mnie ostatniego etapu FitMisji w fitness klubie, gdzie nagrodą był miesięczny karnet do przekazania znajomemu. Tym sposobem namówiłam mojego ukochanego na zwiększenie aktywności fizycznej i za jednym zamachem podarowałam mu zarówno karnet, jak i nowy dezodorant.
W paczce do testowania znajdowały się dwa antyperspiranty w wersji dla mężczyzn oraz dla kobiet. Jeśli śledzicie mojego bloga już jakiś czas, to być może pamiętacie, że przeprowadzony przeze mnie w październiku test antyperspirantów nie wyłonił faworyta w kategorii spray'ów. Produkty, których wtedy używałam nie spełniły moich oczekiwań. Tym bardziej więc ciekawa byłam Adidas ADIPOWER - wiedziałam już na jakie cechy zwrócić uwagę oraz co będzie dla mnie ważne w tego typu produkcie.   
Jak już wspomniałam we wstępie - testowania obu produktów zbiegło się u nas ze zwiększeniem aktywności fizycznej. Oboje chodzimy na siłownię trzy do pięciu razy w tygodniu, ja dodatkowo ćwiczę też w domu "Chodakowską". Zdarzyło nam się także pójść na lodowisko. Z nowych form fitnessu uczestniczyłam po raz pierwszy w zajęciach Piloxingu, które są połączeniem boksu, baletu i tańca. Muszę przyznać, że było wyjątkowo energetycznie i ciężko. Tam to dopiero mogłam się przekonać o działaniu dezodorantu! 
Adidas ADIPOWER wersja damska zamknięta jest w smukłym, białym opakowaniu z wygodnym sprayem zamykanym tradycyjną zatyczką. Wariant męski jest w kolorze srebrnym, a żeby uruchomić spray należy jedynie nacisnąć gumowaną zatyczkę znajdującą się na górze opakowania. Jest ona nieco wklęsła nie ma więc mowy o przypadkowym użyciu np. w torbie. Oba rodzaje antyperspirantów mają nadruki w kolorze pomarańczowym. Na opakowaniach znajduje się między innymi skład produktów. Tradycyjnie już pokazuję go na zdjęciu poniżej. Zgodnie z informacją producenta wersja damska nie zawiera alkoholu, w męskiej też go nie widzę w składzie - poprawcie mnie proszę, jeśli się mylę ;-) 
Oba dezodoranty mają fajny, cytrusowy zapach. Nie wiem jak wy, ale ja muszę przyznać, że takie nuty zapachowe podobają mi się w tego typu produktach najbardziej. Kojarzą mi się zawsze ze świeżością i energią. Swojego kosmetyku używałam zawsze w ten sam sposób - rano przed wyjściem do pracy, gdy trening przypadał na godziny popołudniowe oraz około 2-3 godzin przed zajęciami, gdy był to dzień wolny. Zanim więc następowało najsilniejsze pocenie się mijało dość sporo czasu, czasami nawet pół dnia. Zwracam na to uwagę, gdyż przyznaję, że ogólnie rzecz biorąc bardzo ostro potraktowałam testowanie tego produktu z góry zakładając, że pewnie jak wszystkie dotychczasowe nie spełni moich oczekiwań. Tym bardziej więc większe jest moje zdziwienie, gdy wszystkie "próby" ADIPOWER zdał śpiewająco! 
To, na co jako pierwsze zwróciłam uwagę, to to że dezodorant zwiększa jakby swoje działanie w momencie, kiedy zaczynam się intensywnie pocić. Podam przykład - po użyciu rano, po całym dniu pracy, podczas rozgrzewki na aerobiku czułam jego zapach bardziej intensywnie, niż wcześniej w ciągu dnia. Tak jakby czekał na tą chwilę, aby rozpocząć swoje działanie. Kolejny plus - nie zauważyłam żadnych plam po dezodorancie na żadnej z bluzek podczas tych trzech tygodni testów. A w użyciu były zarówno bawełniane koszulki, delikatne dzianina, jak i odzież sportowa. Mimo, że mam dość wrażliwą skórę pod pachami ADIPOWER ani razu mnie nie podrażnił, ba nawet nie zaszczypał! Jednej cechy tego produktu nie miałam okazji sprawdzić - podobno ma on działać aż 72 godziny. Niestety każdego wieczora zmywałam z siebie resztki dezodorantu, więc nie mogę tego potwierdzić, ani temu zaprzeczyć ;-) Podobne odczucia ma mój ukochany względem wariantu dla mężczyzn. Długotrwałe działanie, przyjemny zapach (mi jego też się spodobał!) oraz brak podrażnień skóry to cechy które wymienił zapytany o odczucia po testowaniu. W jego przypadku koszulki także nie zostały zniszczone czy odbarwione od produktu.
Podsumowując testowanie muszę przyznać, że Adidas ADIPOWER spełnił moje oczekiwania jako antyperspirant i jak dotąd stał się moim faworytem w tej kategorii. Nawet podczas naprawdę intensywnego treningu Piloxingu, kiedy pot lał się ze mnie dosłownie strumieniami, to i tak miałam poczucie zachowania świeżości i ładnego zapachu. Naprawdę wielkie WOW! Podobno produkt ten trafił do sprzedaży z początkiem lutego. Miałyście już okazję przetestować Adidas ADIPOWER? Co nim sądzicie? A może macie innych ulubieńców wśród antyperspirantów?   

        


niedziela, 11 lutego 2018

#haul kosmetyczny styczeń 2018

#haul kosmetyczny styczeń 2018
Dzisiejszym postem rozpoczynam nową serię na moim blogu jaką są zakupowe haul'e. "Haul", to z angielskiego "łup", albo "zdobycz". Są to więc przeglądy produktów, które udało mi się kupić. Do tej pory w ramach tego typu postów pisałam Wam o zdobyczach z AliExpressu, tym razem coś z kosmetycznej półki. 
Z początkiem nowego, 2018 roku, razem z Lidią, autorką bloga Talarkowa Pisze podjęłyśmy postanowienie, aby "więcej zużywać, niż nabywać". Jednym słowem, aby nie kolekcjonować kosmetyków, a przynajmniej starać się ograniczać ich przybywanie na rzecz większego spożytkowania. Na temat wykorzystania kosmetyków w styczniu mogliście poczytać we wpisie na temat styczniowego denko. Dziś, aby bilans się zgadzał zapraszam zatem na post dotyczący ubiegło miesięcznych zdobyczy, czyli styczniowy haul. Jednak, aby nie było tak totalnie kosmetycznie dodam do niego także nowości z kategorii dekoracji wnętrz, które są niezbędne w pracy blogerki. 
Styczniowe wyprzedaże to bardzo trudny okres dla osób z mocnym postanowieniem niekupowania. Pierwszy wystartował Rossman ze swoją promocją 2+2 tym razem na produkty z kategorii "natura", czyli kosmetyki o składach jak najbliższych naturalnym, ale też produkty spożywcze. Skusiłam się na dwa kremy do twarzy MIYA: wersję odżywczą z mango Hello Yellow oraz wersję z olejkiem z róży I Love Me. Ten pierwszy zaczęłam już używać i muszę przyznać, że jestem nim zachwycona! Jest to naprawdę świetny krem na dzień, który pozostawia skórę pięknie nawilżoną i pełną blasku. Pięknie pachnie owocowo i nie zawiera parafiny, silikonów i innych szkodliwych substancji. Spodziewajcie się recenzji. 
Do kremów dobrałam peeling do skóry głowy Natura Siberica, o którym czytałam wiele pozytywnych recenzji. Jednak jeszcze nie rozpoczęłam jego używania, dlatego opinia pojawi się w późniejszym czasie. 
Spróbowałam za to masła orzechowego GO ON, które polecił mi znajomy sportowy freak (przy okazji - pozdrawiam Galbę!). Okazało się, że ten produkt także wchodzi w zakres promocji, więc miałam idealną czwórkę ;-) Masło nie zawiera cukru, ani soli, daje za to mnóstwo energii potrzebnej nie tylko na siłowni. Zdecydowanie polecam!
W Superpharm zdecydowałam się na zakup mojej ulubionej wody micelarnej z Biodermy, o której nie raz już tutaj mogliście poczytać. Ponieważ jedno opakowanie wystarcza mi na około 3 miesiące, mogę powiedzieć, że jestem zaopatrzona na co najmniej pół roku. Tak samo jak w produkty higieniczne - tampony O.B. i Bella Ideale. To z kolei efekt promocji w Hebe, gdzie przy zakupie czterech produktów z jednej marki płaciliśmy tylko za dwa z nich. W styczniu też przyszły do mnie zamówione na AliExpressie sztuczne rzęsy, które wyglądają przepięknie. Nie są to moje pierwsze tego typu produkty. Przyznaję jednak, że ostatnie zakładałam tak dawno temu, że nie wiem jak mi to wyjdzie. No i oczywiście rzęsy mam, ale kleju już nie, dlatego z testowaniem muszę nieco poczekać. 
Jako konsultantka Avon nie mogłam odmówić sobie zamówienia kilku nowości katalogowych, choć uwierzcie mi, że bardzo się starałam trzymać ryzy. Skusiłam się na trzy próbki nowych szminek "Moc koloru" zachwycona recenzją Magdy - Ksanaru. Zamówiłam próbki, bo naprawdę mam bardzo, bardzo dużo szminek. Kolory na które się skusiłam to: Blushing Beauty, Extreme Mauve oraz Be Loud. Szminki mają bardzo dobre krycie i nie ścierają się przez wiele godzin, mimo jedzenia, picia i innych czynności. Kolory są bardzo żywe i naprawdę WOW. Jeśli szukacie szminki, która sprawi że będziecie miały piękne usta przez cały dzień, to zwróćcie na nie uwagę.
Zamówiłam także żelowy krem pod oczy z nowej linii Plant Spa z ekstraktem z alg. Żelowa konsystencja pod  oczy bardzo mi ostatnio odpowiadała w wersji z kawiorem, dlatego myślę że i z tym kosmetykiem bardzo się polubimy. No i ten zapach - cudo! Myślę, że skuszę się może jeszcze na inny produkt z tej serii w przyszłości? Ostatni produkt z Avonu w tym miesiącu to silikonowe skarpetki do pielęgnacji stóp. Zaciekawił mnie ten gadżet i mam nadzieję, że dzięki niemu w końcu zadbam o swoje pięty zanim przyjdzie wiosna i nie będą już w tak fatalnym stanie.
W styczniu otrzymałam także kilka produktów do testowania od firm. I tak w ramach konkursu na fan page Bielendy wygrałam krem uniwersalny z witaminą C, o którym pisałam recenzję. Dostałam się także do testów antyperspirantów ADIDAS na platformie trnd. W przesyłce znalazły się dwa dezodoranty w wersji damskiej oraz męskiej. Jestem w trakcie testów, ale mogę zdradzić, że jak dotąd produkt Adidasa sprawdza się świetnie. O wiele lepiej niż produkty innych firm, o których pisałam przy okazji przeglądu antyperspirantów. Szykuję już powoli recenzję.

Jeśli chodzi o obiecane produkty do dekoracji wnętrz to spójrzcie jeszcze raz na zdjęcie tytułowe dzisiejszego wpisu. Znajdujące się na nim "drewniane" tło to nic innego jak okleina kupiona w Lidlu za zawrotną kwotę 7 złoty. Do tego dokupiłam też w Ikei drewniany talerz i metalową podkładkę pod doniczkę, które także możecie tutaj zobaczyć. Muszę przyznać, że wszystkie te produkty wyjątkowo uroczo prezentują się na zdjęciu, co o tym sądzicie? 
I na tym kończy się mój styczniowy haul. Mimo postanowienia ograniczenia zakupów jednak trochę tego wyszło, ale bronię się tym, że większość to produkty tzw. pierwszej potrzeby, a zarazem szybkiego zużycia. Mam nadzieję, że spodobał się Wam dzisiejszy post i że ciepło przyjmiecie nową serię na blogu ;-) A jak tam Wasze szaleństwa zakupów w styczniu? Pochwalcie się koniecznie w komentarzach! <3  


niedziela, 4 lutego 2018

Denko STYCZEŃ 2018

Denko STYCZEŃ 2018
Tradycyjnie z początkiem miesiąca zapraszam Was na post dotyczący kosmetycznych zużyć. Tym razem do pudełka z denkiem trafiło ponad 20 opakowań i nieco próbek. Jeśli jesteście ciekawi, co udało mi się spożytkować w styczniu to zapraszam do dalszej części wpisu.
Po ogromnym denku z grudnia 2017  przyszła pora na powiedziałabym "standardowe" zużycia kosmetyków. Z kilkoma pożegnałam się z uwagi na datę produkcji, ale większość została wykorzystana do ostatniej kropelki. Dominuje kategoria kosmetyków "do twarzy" i do od niej tym razem rozpocznę.
DO TWARZY
- żel na okolice oczu Luxury Refining z serii Planet Spa, Avon - jak widać po pociętym opakowaniu ten kosmetyk został przez mnie bardzo dokładnie zużyty do samej końcówki. Pisałam o nim przy letniej pielegnacji, TUTAJ. Do ostatniej kropelki byłam zadowolona z tego żelu, mimo że działanie rozjaśniające nie było powalające. Skóra pod oczami po użyciu tego kosmetyku była dobrze nawilżona, a piękny perłowy żel bardzo przyjemnie się używało. Zachwycona kupiłam produkt o bardzo podobnej formule, także z tej samej firmy.

- krem Truly Radiant Solutions, Avon - to krem na dzień o działaniu koloryzującym. Lubię używać go późną wiosną i latem, kiedy z powodu upałów nakładanie warstwy kremu BB czy podkładu powoduje zbyt duży dyskomfort. Lubię też działanie tego kremu wczesną wiosną, kiedy jestem po zimie zupełnie biała, a dzięki niemu dość szybko nabieram fajnego koloru skóry muśniętej słońcem. Z kolei jesienią krem przedłuża widoczność powakacyjnej opalenizny - no same plusy! ;-) Krem Truly Radiant zawiera mikrokapsułki koloryzujące i po jego aplikacji trzeba zawsze umyć ręce. Nie nadaje się do białych golfów i ogólnie lepiej dać mu chwilę na wchłonięcie się, aby nie pobrudzić sobie ubrania. Ten niewielki dyskomfort związany z używaniem kremu zrekompensuje nam widocznie nawilżona skóra twarzy o ładnym, wyrównanym kolorycie. Wracam do tego kremu regularnie co jakiś czas, więc pewnie będzie tak i tym razem.  

- serum ujędrniające Anew Reversalist, Avon - to kosmetyk, który zaskoczył mnie swoim działaniem. Ciągle poszukuję czegoś nowego, żeby "obudzić" swoją cerę, a tu się okazuje, że całkiem niezły booster stoi już od dawna na półce. Serum ma perłowo białą, dość gęstą konsystencję. Zapach jest intensywny i dość chemiczny. Może podrażniać okolice oczu, trzeba się przyzwyczaić. Na szczęście dość szybko wietrzeje. Serum zamknięte jest w butelce z ukrytym dozownikiem. Po przekręceniu nakrętki i charakterystycznym "klik" możemy nabierać produkt za pomocą pompki. Opakowanie ma 30 ml, ale produkt jest wydajny i starcza na długo. Jeśli chodzi o działanie serum, to po kilku dniowej kuracji zauważyłam przede wszystkim poprawę kolorytu skóry. Drobne, mimiczne zmarszczki przestały być widoczne, a cera jest zdecydowanie bardziej wygładzona i ujędrniona. Najlepsze efekty zauważyłam na skórze szyi. Kosmetyk bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia tłustego filtru. Dobrze też radzi sobie jako produkt pod makijaż zamiast bazy.

- woda micelarna Sensiobio H2O, Bioderma - to mój najczęściej zużywany kosmetyk i nadal uważam ją za idealny micelar do demakijażu. Więcej na jego temat możecie poczytać TUTAJ , a że kupiłam kolejny dwupak niebawem pewnie znów pojawi się w denko ;-)

- tonik matujący Smart Face, Tołpa - przemęczyłam się z tym produktem używając tylko jedynie wtedy kiedy miałam bardziej przetłuszczoną skórę. No zdecydowanie się z moją skórą nie polubił i tyle. Pisałam o nim więcej TUTAJ.

- krem na dzień Urban Skin, Nivea - bardzo fajny i przyjemny w użyciu krem na dzień, który miałam przyjemność testować dzięki portalowi Ambasadorka Kosmetyczna. Pełną recenzję  tego produktu możecie przeczytać w TYM poście, a ja dodam, że tak mi się on spodobał, że dokupiłam z tej samej wersji także krem na noc. Jednak w skrócie mówiąc wersja na dzień bardziej mnie zachwyciła.

- lekki krem odżywczy Care, Nivea - ten krem miałam w swojej "fitnessowej" kosmetyczce i używałam po ćwiczeniach. Ładnie pachniał i dobrze nawilżał skórę, a jego zaletą był także niewielki rozmiar. Aktualnie zużywam inne miniwersje, ale niewykluczone że zakupię go ponownie własnie do tego samego celu. 
Nadal w temacie TWARZY zużyłam także maseczkę Hydrobooster jelly mask z firmy Bielenda o której pisałam całkiem nidawno w TYM poście oraz dwa opakowania płatków pod oczy firmy Czyste Piękno i Exclusive Cosmetics. Niestety te pierwsze płatki były jakieś wyschnięte i zupełnie nic nie odczułam. Brak esencji także doskwierał mi w przypadku drugich, złotych płatków i nie wiem, czy źle trafiłam czy to tak miało być? Te drugie w dodatku początkowo trochę mnie szczypały. Nie ukrywam, że trochę mnie to zniechęciło, ale nie ustaję dalej w poszukiwaniu fajnych produktów pod oczy.

DO CIAŁA
- krem do stóp o zapachu ciasteczek, Avon - oczywiście nie tak brzmi nazwa tego nawilżającego kremu do stóp, ale myślę, że taka najlepiej oddaje specyfikę tego kosmetyku ;-) Krem zawiera olejek makadamia, a jego zapach jest po prostu prześliczny. Zużywałam z prawdziwą przyjemnością, ale też z bólem patrzyłam jak się powoli kończy... Z bólem, ponieważ seria ta była w Avonie limitką i już nie jest dostępna w sprzedaży. Wielka szkoda!

- olejek do ciała Fruit Power, Evree - ma śliczny owocowy zapach i super nawilża. Olejek ma dwufazową konsystencję i przed użyciem powinno się go mocno wstrząsnąć, aby wymieszać ze sobą część z olejkami i z kwasem hialuronowym. Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę. O ile latem rzadko sięgam po tego typu formuły w kosmetykach, o tyle zimą wręcz je uwielbiam! Olejek ma niewielkie opakowanie, co wiele osób uważa za wadę. Dla mnie jednak była to wystarczająca ilość i dzięki temu..mogłam wypróbować inny produkt o podobnym działaniu. 

- olejek Supereme Nurishment Skin So Soft, Avon - ten olejek do ciała zawierał aż trzy warstwy, które po wymieszaniu były odpowiedzialne za bardzo intensywne nawilżenie skóry oraz jej wygładzenie. Porównując ze sobą te dwa olejki muszę przyznać, że ten z Evree miał lepsze działanie wygładzające skórę, ale ten z Avonu nawilżał skórę na dłuższy czas i dłużej też czułam jego zapach. Olejek Skin So Soft także miał opakowanie 100 ml i także nie był zbyt wydajny, gdy używałam go na całe ciało. Jednak patrząc na ilość moich zapasów kosmetycznych, to wcale mi to nie przeszkadzało ;-) Formuła olejków spodobała mi się i myślę, że chętnie wrócę do nich zimową porą. 
- żel pod prysznic Oriental Zen z linii Senses, Avon - ma działanie nawilżające i przepięknie pachnie jaśminem i zieloną herbatą. Wzbogacony został o kompleks witamin C i B5. Zapach ma wprost oszałamiający - piękny, orzeźwiający, bardzo odżywczy i świeży. Żel dobrze się pieni i zmywa wszelkie zabrudzenia ze skóry, która po umyciu nie jest przesuszona. Jest to niestety edycja limitowana i nie ma go już w sprzedaży, jednak jeśli gdzieś go przypadkiem napotkam z pewnością sięgnę po kolejne opakowanie.

- płyn ginekologiczny do higieny intymnej, Lactacyd - bardzo lubię produkty do higieny intymnej właśnie firmy Lactacyd, dlatego nie jest niespodzianką, że w moim denko pojawił się kolejny ich reprezentant. Delikatna, mleczna formuła dobrze się sprawdza i nie wywołuje żadnych podrażnień. Sięgnę po niego ponownie.

HIGIENA
W szeroko pojętej kategorii kosmetyków sklasyfikowanych jako "higiena" w styczniu udało mi się zużyć płyn do płukania jamy ustnej Listerine Advanced White, mydło w kostce o pięknym zapachu frezji marki Cien z Lidla oraz chusteczki od demakijażu Cleanic. Te ostatnie noszę w mojej przepastnej torbie treningowej, a ich największa zaleta jest to, że mają na tyle małe opakowanie, że zdążę je zużyć zanim wyschną ;-)
DO WŁOSÓW
- odżywka Winter Nourishment z linii Naturals, Avon - zachwyciła mnie swoim zapachem żurawiny. Moje włosy bardzo się z nią polubiły, tak samo jak i nos ;-) Pisałam o niej TUTAJ.

- suchy szampon Advance Techniques, Avon - odświeża włosy i absorbuje nadmiar sebum. Jest to już moje drugie zużyte opakowanie i mimo, że po kosmetyki tego typu sięgam jedynie w sytuacjach bez wyjścia, to doceniam już posiadanie takiej deski ratunkowej. Nie używałam wcześniej suchych szamponów, więc ciężko mi porównać produkt Avonu z innymi. Jeśli chodzi o sposób użycia, to należy spryskać nim włosy (ja zazwyczaj spryskuję te miejsca, które są w najgorszym stanie, a nie całe włosy), odczekać 1-2 min, a następnie rozczesać i układać. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, natomiast po użyciu produktu na włosach rzeczywiście stają się one zdecydowanie wizualnie "czystsze" i bardziej świeże. Szuchy szampon nie wysusza włosów i nie zostawia białego filtru. Sięgnę ponownie, choć aktualnie testuję produkt innej firmy (żeby mieć porównanie).

- olejek do włosów Planet Spa, Avon - przyznaję, że zupełnie zapomniałam o istnieniu tego kosmetyku, który schował się gdzieś na dnie koszyka z kosmetykami. Całe szczęście jednak, że go szczęśliwie odnalazłam, bo okazał się SUPER! Po włożeniu na minutę do gorącej wody (aby się podgrzał) nakładałam go dość obficie na całe włosy, a po kolejnej minucie spłukiwałam i myłam włosy normalnym szamponem. A później po prostu WOW! Super miękkie włosy, błyszczące, pełne blasku, miłe w dotyku. Wrócę z pewnością, zwłaszcza że olejek ten jest z linii Planet Spa z oliwą z oliwek, której zapach po prostu uwielbiam!
MAKE UP i PRÓBKI
W kategorii makijażu w styczniu pożegnałam się z bardzo już przestarzałą odżywką rewitalizującą z Avonu, która nie nadawała się już niestety nawet jako baza pod lakier, a także z wydłużającym tuszem do rzęs z linii Color Trend także z Avonu. Tusz ten miał silikonową szczoteczkę o bardzo wąskim przekroju z grzebyczkiem i przyznaję, że ciężko było mi się do niej przekonać. 
Wśród zużytych próbek pojawiło się kilka kremów na dzień, które zużywałam po ukończeniu kremu Nivea Urban Skin, a przed rozpoczęciem kolejnego kosmetyku. W styczniu wzięłam także udział w wyzwaniu na Dress Cloudzie polegającym na zużywaniu codziennie jednej próbki, jednak przyznaję, że moje wyniki nie są powalające ;-) Zwróciło to jednak moją uwagę na to, że próbki także mają swój termin ważności i że warto je.. zużywać, a nie jedynie kolekcjonować. Z próbek zużytych w styczniu na szczególną uwagę zasługuje krem MIXA i jest to kolejny krem tej firmy, który mi bardzo odpowiadał. Z kosmetyków, które się u mnie kompletnie nie sprawdziły wymienić mogę próbkę kremu pod oczy z granatem Cosnature. Jak dość rzadko dostaję uczulenia na kosmetyki, tak tutaj reakcja była natychmiastowa, a ja wyglądałam jak panda, ale z czerwonymi oczodołami. Nigdy więcej!

Tak oto prezentują się moje pierwsze w tym roku zużycia kosmetyczne. Pojawiło się kilku ulubieńców, jak płyn micelarny z Biodermy, czy krem koloryzujący z Avonu, ale też udało mi się zużyć produkty, które "schodzą" mi bardzo długo, jak krem do stóp, czy serum do twarzy. Znacie jakieś kosmetyki z mojego denka? A jak tam Wasze zużycia? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-) 







Copyright © Nostami blog , Blogger