wtorek, 4 czerwca 2019

Denko, czyli zużycia kosmetyczne MAJ 2019

Minął kolejny miesiąc, czas więc pochwalić się swoimi zużyciami kosmetycznymi. Jak zawsze najwięcej jest... maseczek. Nie mówiłam Wam o tym, ale pretenduję do miana Królowej Maseczkowej ^^. Dumna jestem także ze zdenkowania produktów do stóp i dłoni, bo te kategorie idą u mnie dość opornie. Generalnie jednak majowe denko jest dość "tradycyjne", jednak znalazło się kilka perełek. Zapraszam na recenzje kosmetyków!
Koleżanka (nie b-blogerka) dopytywała mnie ostatnio o ideę zbierania tych pustych opakowań po kosmetykach i opisywania tego. Przyznaję, że zanim zaczęłam prowadzić bloga beauty dla mnie także był to nieco dziwny zwyczaj. Jednak po przeczytaniu kilku wpisów tego typu u innych zauważyłam, że recenzje powstające po zużyciu całego kosmetyku są zazwyczaj najbardziej rzetelne. A jeśli do tego dodać fakt, że niektóre kosmetyki pojawiają się u poszczególnych osób po raz n-ty to mamy najlepszą rekomendację! Druga sprawa, że zazwyczaj blogerki beauty (ale nie tylko!) mają nieco zwiększoną ilość kosmetyków w posiadaniu i prowadzenie projektu "denko" ma motywować do zużywania ich, a nie jedynie odkurzania co jakiś czas na półce. Z dnia na dzień zazwyczaj nie zauważamy tych naszych małych działań w trosce o urodę, jak chociażby balsamowanie ciała, czy tonizowanie skóry. Dopiero wizja dna w butelce, czy opakowaniu pokazuje, że jednak "coś" robimy. Zachęcam więc do "denkowania" nie tylko dziewczyny piszące o kosmetykach, ale każdego, kto potrzebuje nieco więcej motywacji do używania kosmetyków, a nie ich tylko magazynowania ;-)
DO CIAŁA
To nie jest tak, że udaje mi się zużyć w jednym miesiącu dwa szampony. Zazwyczaj mam otwartych kilka pod prysznicem i jak się kończą to oczywiście wszystkie naraz. Tak było i tym razem stąd te zużycia.
- szampon odżywczy z kompleksem Nutri 5 Advance Techniques, Avon - szampon o barwie olejku dobrze się pienił i fajnie wpływał na moje włosy. Czułam, że są dobrze odżywione i lśniące - być może to dzięki tym pięciu olejkom w składzie (jak zapewnia producent). Szampon miał zapach kojarzący mi się z kosmetykami Nuxe - taki miodowy, olejkowy. Był to całkiem przyjemny kosmetyk, jednak ponieważ to już moje kolejne opakowanie (DENKO KWIECIEŃ 2018) to chwilowo mam dość :D 
- szampon nawilżający Feuchtigkeit, Balea - jest przeznaczony do włosów suchych / zniszczonych oraz pachnie mango. Ale jak pachnie! Ten zapach jest identyczny z tym, jakbyśmy przekroili świeży owoc i przyłożyli do niego nos! Z informacji na opakowaniu dowiedziałam się, że szampon nie zawiera silikonu i ma zapewnić efekt "anty puszenia". Jak być może pamiętacie - moje włosy są falowane, a nawet lekko kręcone i mają tendencję do plątania się i puszenia. Wydawałoby się, że jest to produkt właśnie dla mnie. Początki naszej znajomości były jednak średnie - szampon dobrze się pienił i domywał włosy z zabrudzeń, ale moje włosy po nim były tak samo poplątane, jak zawsze. Z tego powodu mimo cudownego zapachu sięgałam po niego rzadziej. Jednak z czasem zauważyłam, że nie jest już tak źle, a dobra odżywka po myciu (akurat zaczęłam kurację odżywkami Anwen) wystarcza, aby włosy nie były poplątane. Dlatego wybaczyłam szamponowi Balea i nasza dalsza współpraca była już bardzo przyjazna. Włosy po tym kosmetyku były miękkie, super się układały, wyglądały na zdrowe i błyszczące. Dodatkowo zapach zdecydowanie umila kąpiel! Jak wiecie kosmetyki Balea dostępne są wyłącznie w drogeriach DM, których nie mamy jeszcze w Polsce. Z tego powodu nie wiem czy wrócę (a jeśli się uda to czy nie wypróbuję innej wersji).
- żel pod prysznic Citrus Zing Senses, Avon - lubię żele pod prysznic Avon bo nigdy jeszcze nie zrobiły mi krzywdy, mają ciekawe zapachy i dobrze się pienią (TUTAJ recenzja kilku). Jedyną ich wadą jest jednak zazwyczaj to, że nie zdążę Wam o nich napisać zanim się skończą :D I bynajmniej nie wynika to z tego, że są jakoś mało wydajne, ale raczej z mojego zapominalstwa :D Wersja Citrus Zing jest świetna na wiosnę i lato, bo pachnie energetyzującym grejpfrutem i mandarynką. Kosmetyk dobrze się pienił, nie wysuszał mojej skóry, a kompozycja zapachowa spodobała się też bardzo mojemu narzeczonemu. Sądzę więc, że będzie powrót w przyszłości, gdy odkopię się z zapasów.
- żel pod prysznic Playful Pink Daisy & Sicilian Lemon Naturals, Avon - nie potrafię rozróżnić w działaniu żeli z lini Senses od Naturals i dlatego sięgam po nie zamiennie. Żel Playful miał zapach różowej stokrotki przełamanej cytrynką, czyli tak jak lubię znalazły się tutaj cytrusy. Butelka w odróżnieniu do Senses jest podłużna, okrągła, o nieco mniejszej pojemności 200 ml (Senses mają 250 ml, a wersja XL nawet 500 ml). Kosmetyki do ciała linii Naturals występują zazwyczaj w seriach - żel pod prysznic, balsam i mgiełka. Niestety część tych serii jest limitkami i tak jest w przypadku Playful. Dlatego powrotu nie będzie, a szkoda, bo to bardzo miły dla nosa i skóry kosmetyk. 
- żel do higieny intymnej Active Simply Delicate, Avon - jeśli obserwujecie mnie długo, to wiecie że spośród kosmetyków do higieny intymnej najbardziej cenię sobie te marki Lactacyd (TUTAJ) oraz Tess (minirecenzja TU). Postanowiłam jednak spróbować czegoś innego dla odmiany i wybór padł na mini wersję produktu Avon, który miał być dedykowany dla osób uprawiających sport. Producent zachwalał go bowiem jako produkt, który zapewnia wydłużone poczucie świeżości. Butelka była niewielka, bo zaledwie 100 ml myślę więc, że taka wersja mogłaby być super np. na wyjazd wakacyjny. Żel miał przeźroczystą barwę i delikatny, kwiatowy zapach. W działaniu nie podrażniał, ale też zabrakło efektu WOW. Zdecydowanie lepiej wspominam uczucie ochrony po produktach marki Tess, a z kolei żel Oxygen Fresh Lactacyd był według mnie bardziej "fresh". Produkt Avon był OK, ale znam lepsze.
- mleczko do ciała Mango i Kolendra, Yves Rocher - przyjemny balsam o lekkiej konsystencji i ślicznym, energetyzującym zapachu. Bardzo szybko wchłaniał się w skórę czyniąc ją miękką w dotyku i wygładzoną. Zawiera wyciąg z mango i masło karite, które odpowiada za nawilżenie i odżywienie skóry. Formuła ma podobno większość składników pochodzenia naturalnego i nie zawiera olejów mineralnych oraz parabenów. Spodobało mi się też to, że w partiach skóry, gdzie odczuwałam potrzebę większego nawilżenia mogłam go "dokładać", a warstwy nie warzyły się i każda kolejna wchłaniała się tak samo sprawnie. To przekonuje mnie do mleczek tej marki i myślę, że w przyszłości sięgnę jeszcze po tą lub inne wersje zapachowe. 
DO CIAŁA (cz. 2) oraz PRÓBKI
A oto efekt kolejnego wyzwania na portalu Dress Cloud ;-) Tym razem postawiłyśmy sobie za cel zużywanie wszelkich kosmetyków w szeroko pojętej kategorii ciała. I tak oto udało mi się zdenkować:
- próbka Kremowe Serum do ciała Odżywienie, Bielenda - dość tłusta konsystencja tego kosmetyku i specyficzny zapach zupełnie nie przypadły mi do gustu. I mimo, że czasami ciężko powiedzieć cokolwiek po zużyciu jedynie próbki, to tutaj wiem, że jestem na NIE.
- ekspresowe serum do ciała antycelulitowe Multimodeling, Ziaja - a tutaj z kolei odwrotnie - zapach lekko cytrusowy i super szybko wchłaniające się, lekka formuła. Czy to wystarczy, abym kupiła pełnowymiarowe opakowanie? Jeszcze nie wiem, ale mam jeszcze dwie próbki :D
- próbka balsam Kwiat Wiśni, Nivea - ładny zapach, szybkie wchłanianie, konsystencja mleczka. Może kiedyś się skuszę ;-)
- maska relaksująco-odżywcza na stopy, Beauty Formulas - zawiera masło shea, ekstrakty z jabłka, mięty oraz mocznik i olejek miętowy. Skarpetki wykonane z dość grubej folii z fizeliną zawierają w środku esencję, która ma za zadanie odżywić skórę stóp, ale także je ukoić i odświeżyć. Skarpetki nakładamy na oczyszczone stopy na około 20-30 min. Ja dla wygody założyłam na nie jeszcze "normalne" skarpetki, dzięki czemu mogłam się nieco przemieszczać i było mi tez cieplej. Zawarty bowiem w esencji ekstrakt z mięty dość mocno schładza skórę - rzeczywiście odświeża i przynosi ulgę, ale też nieco chłodzi  Podczas aplikacji maski czujemy chłodzenie skóry. Myślę, że po długim, męczącym dniu w butach na obcasach taki zabieg będzie prawdziwym wybawieniem! Po zdjęciu maski pozostawiamy skórę do wyschnięcia. Trwa to trochę czasu, ale efekt jest wart cierpliwości. Skóra stała się bowiem znacznie bardziej wygładzona nawet na piętach. Trochę przypomina to użycie kremu z silikonami - jest trochę ślisko, ale skóra jest gładsza. Stopy są oczywiście odprężone i zrelaksowane. Mimo, że efekt nie utrzymywał mi się jakoś super długo, bo już po 2 dniach nie widziałam większej różnicy, to myślę, że taka maska może być super pomysłem zwłaszcza w te dni, kiedy czujemy, że nasze stopy miały naprawdę trudny dzień.
- próbka balsamu Ultimate Moisture Nutra Effects, Avon - ta seria produktów do ciała nie ma zapachu i choć w działaniu jest bardzo dobra, bo trwale i skutecznie nawilża skórę, to jednak trochę mi czegoś brakuje. Mimo wszystko jest to najskuteczniejszy kosmetyk, gdy wystąpi u mnie jakiekolwiek podrażnienie skóry. 
- plastry na odciski Spód Stopy, Urgo - robi się cieplej, zaczynam nosić odkryte buty i... ilość odcisków nagle się zwiększa. Plastry Urgo są grube i po naklejeniu na odcisk pozostawiamy je do czasu aż same odpadną. Trwa to zazwyczaj kilka dni. Po takiej "kuracji" bolesny odcisk, który znajdował się pod plastrem zazwyczaj jest już jedynie wspomnieniem. Plastrów tego typu jest sporo różnych firm i wcale nie upieram się akurat przy tej firmie, bo fajne są także te np. Compeed. Generalnie kupuje te, które są akurat w promocji. 
- krem do rak Pestki Winogron, Ziaja - delikatnie pachnący krem, który bardzo szybko się wchłaniał co było jego największą zaletą. Jako, że używanie kremów do rąk (i stóp) idzie mi opornie to pewnie jeszcze dłuugo nie wygrzebię się z zapasów. Jednakże gdyby to kiedyś nastąpiło, to chętnie sięgnę po ten kosmetyk, bo moje dłonie były po nim wygładzone i miękkie. 
- zmiękczający krem do pięt Foot Works, Avon - męczyłam bardzo dłuugo, ale się udało. Krem do stóp o neutralnym zapachu i kremowo-mlecznej konsystencji. Wchłaniał się niestety dość długo, dlatego stosowałam go głównie na noc. Oczywiście o ile nie zapomniałam. Krem dobrze zmiękczał skórę, ale trzeba powiedzieć, że nie mam jakiś specjalnie uciążliwych problemów ze zrogowaceniem naskórka. Zapasy kremów do stóp mam spore, więc nie wiem czy spotkamy się ponownie z tym produktem.  
- sól do kąpieli stóp SheFoot - ten kosmetyk tak mi się spodobał, że kupiłam dwa kolejne opakowania. Zwłaszcza, że jego cena w Drogerii Jasmin wynosiła 3 zł! W saszetce mamy sół do przygotowania jednorazowej kąpieli dla stóp. Produkt ma bardzo intensywny, ale przyjemny zapach, który utrzymuje się chwilę po kąpieli. Zgodnie z informacją producenta zawiera wyciąg z nagietka lekarskiego, skrzypu polnego, z szyszek chmielu a także ekstrakt z liści rozmarynu. Przyznaję, że przy pierwszym stosowaniu raczej nie dawałam wiary zapewnieniom o wygładzeniu skóry. Spodziewałam się raczej odprężenia, jednak każdy wie że sama kąpiel w ciepłej wodzie z dodatkiem nawet soli kuchennej ma takie działanie. Zdziwiłam się jednak ogromnie, bo po kąpieli stopy nie tylko były wypoczęte i odświeżone, ale znacznie bardziej miękkie. Tak jak po zastosowaniu kremu do stóp! Dodatkowo sam zabieg był bardzo przyjemny i dlatego zdecydowałam się na zakup kolejnych sztuk tego kosmetyku.
- próbka żelu pod prysznic o zapachu truskawek, Le Petit Marseiliais - o tym kosmetyku pisałam sporo TUTAJ
DO TWARZY I MASECZKI
Najpierw pozwolę sobie zbiorczo omówić próbki produktów do twarzy, jakie udało mi się zużyć w maju głównie podczas pobytu w Tatrach. Kremy Bielendy zasadniczo krzywdy mi nie zrobiły i były OK, chociaż jeśli chodzi o konsystencję bardziej spodobała mi się żelowa formuła wersji z Zieloną Herbatą. Jednakże próbki kremów tej marki są tak malutkie, że nawet po zużyciu dwóch nie jestem w stanie za wiele powiedzieć o tym, jak spodobały się one mojej skórze. Nieco większą pojemność miała próbka kremu Garniera Aqua Bomb i muszę przyznać, że jej lekka konsystencja bardzo przypadła mi do gustu. Wydaje mi się, że już kiedyś testowałam ten kosmetyk i niewykluczone, że kiedyś poznam się z nim lepiej. Jeśli chodzi o miniaturkę kremu Vitale na noc od Avon to jest to mój ulubieniec używany zazwyczaj na wszelkich wyjazdach i pisałam o nim np. TUTAJ
- oczyszczające chusteczki z olejkiem z drzewa herbacianego Love Nature, Oriflame - w opakowaniu znajdowało się 25 sztuk chusteczek nasączonych przyjemnie pachnącym ekstraktem. Udało mi się zachować ich wilgotność do końca opakowania dzięki starannemu zamykaniu wieczka. Chusteczki dość dobrze oczyszczały skórę i zmywały makijaż. Jednak używałam ich raczej sporadycznie w wyjątkowych sytuacjach, bo po przetarciu skóry i tak po chwili miałam uczucie jakby była ona "brudna". Podobał mi się przyjemny zapach kosmetyku.
- maseczka Green matowienie, tołpa - druga część całkiem przyjemnej maseczki o której pisałam w marcowym denko
- maseczki z serii Tropical Island, Marion - o całej serii i moich odczuciach wobec każdej z tych masek przeczytacie w poście-recenzji
- maska OMG Detox Bubbling Microfiber Marsk, Double Dare - otrzymałam w prezencie. Jest to właściwie cały zabieg. Mamy tutaj bowiem dwie saszetki, w których zamknięte są maski do przygotowania dwustopniowej pielęgnacji cery. W pierwszej z nich znajduje się maska bąblująca o działaniu oczyszczającym. Po nałożeniu na skórę tworzą się na niej małe pęcherzyki powietrza, które rosną i pękają. To działanie powoduje oczyszczanie skóry oraz jej dotlenienie. Tą maskę producent zaleca trzymać na twarzy około 1-3 minut i jest to etap przygotowujący do właściwej pielęgnacji. W drugim kroku mamy maskę na tkaninie, która jest nasączona kremową esencją. Płachtę bardzo dobrze dopasowuje się do twarzy, chyba jeszcze nie miałam do czynienia z tak idealnie dopasowaną maską.  Maskę trzymałam na skórze około 20 minut, a podczas aplikacji czułam delikatne chłodzenie. Druga maska idealnie nawilżyła mi skórę oraz ją nawodniła. Stała się ona wyraźnie gładsza i milsza w dotyku. Wszelkie podrażnienia zniknęły, a ja mogłam cieszyć się ukojoną skórą. Bardzo jestem zadowolona, że mogłam przetestować ten kosmetyk i jedynym jego minusem jest jednak dość wysoka cena. Chociaż z drugiej strony mamy tutaj tak jakby dwie maski... 
- maska makgeolli brightening mask sheet, Holika Holika - to rozjaśniająca maska na bawełnianej płachcie. Odkąd wiedziałam już, że to świetny kosmetyk (napotkałam chyba z 10 recenzji, że jest super), to trzymałam ją w zapasach "na lepsze czasy". Ale wiecie co? Przestaję już tak chomikować, bo czemu nie cieszyć się świetnym kosmetykiem od razu, tylko za xxx czasu? Maska miała przepiękny zapach, taki perfumeryjno - kwiatowy. Płachta była bardzo mokra i obficie nasączona esencją. Trochę jej zostało w opakowaniu więc wtarłam pozostałości w szyję. Płachtę nałożyłam na oczyszczoną skórę twarzy na 20 minut. Była przyjemnie mokra i dosłownie czułam, jak moja skóra wchłania z niej esencję. Po zdjęciu maski pozostawiłam skórę do wyschnięcia. Była na niej lekka warstwa okluzyjna, ale nie przeszkadzało mi to. Maska bardzo fajnie nawilżyła mi skórę i wyrównała koloryt. Skóra miała ładny odcień i wyglądała świeżo. Dołączam do fanek tego produktu!
- odżywcza czarna maska w płacie z ekstraktem z wiśni SupremeLAB Glow, Bielenda Professional - należy do linii kosmetycznej Essence of Asia tej marki. Wewnątrz opakowania znajduje się cienka, czarna płachta mocno nasączona esencją. Już przy otwieraniu poczułam przepiękny wiśniowy zapach. Płachta jest dość cienka i mocno ponacinana, trzeba więc ostrożnie ją rozkładać i nakładać, aby jej nie porozrywać. Esencja, którą nasączona jest maska zawiera obok ekstraktu z wiśni odpowiadającego za działanie odżywcze i antyoksydacyjne, także ekstrakt z fermentowanego filtratu drożdżowego i hydrolat z zielonej herbaty. Ten pierwszy ma szybko nawilżyć skórę i poprawić jej kondycję, drugi zaś wzmacnia skórę i działa na nią regenerująco. Maska Glow przeznaczona jest do skóry zmęczonej, pozbawionej blasku, odwodnionej i z pierwszymi oznakami starzenia. Maskę aplikowałam na oczyszczoną skórę twarzy na 20 min. Mimo wielu nacięć nie udało mi się dobrze dopasować płachty do mojej twarzy. Podczas aplikacji czułam przyjemne chłodzenie skóry (nawet przestała mnie boleć głowa!). Miałam wrażenie, że na powierzchni płachty widoczne są drobniutkie srebrzyste drobinki. Po zdjęciu maski skóra była mocno nawilżona i jakby jaśniejsza. Wydawała się też zrelaksowana i wypoczęta. Te drobinki z maski miałam też na skórze, ale nie był to jakiś intensywny brokat, a poza tym po wsmarowaniu kremu nawilżającego już ich nie było. Super maska do której chętnie wrócę w przyszłości.
- Pilaten Crystal Collagen kolagenowe płatki pod oczy, Pilaten - zawierają roślinny kolagen. Ma on rozjaśnić skórę pod oczami i ją nawilżyć. Płatki znajdują się w opakowaniu na plastykowej tacce. Opakowanie najlepiej jest włożyć przed aplikacja do lodówki, wtedy mamy dodatkowy efekt schłodzenia i ukojenia skóry pod oczami. Płatki są żelowe, przeźroczyste, o lekko żółtawej barwie. Nie wyczułam, aby pachniały. Kosmetyk aplikujemy na oczyszczoną skórę pod oczami, szerszą końcówką na zewnątrz na około 30 minut. Ja nałożyłam je na nieco krótszy czas, bo nie wiem, czy nie zrobiłam tego zbyt blisko oka, w każdym razie coś mnie trochę podrażniało. Generalnie początek aplikacji nie był zbyt przyjemny, głównie właśnie przez to podrażnienie, ale później na szczęście to zelżało. Po zdjęciu płatków skóra rzeczywiście wyglądała na nieco rozjaśnioną, ale wyglądało to trochę jakbym nałożyła rozświetlacz pod oczy. Nie do końca spodobał mi się ten efekt, chociaż przyznaję, że gdybym szła później na imprezę, to po nałożeniu makijażu efekt mógłby być WOW. Jakoś nie mogę polubić się z tym sposobem pielęgnacji skóry pod oczami, ale z czasem może poznam swojego faworyta kosmetycznego w tej kategorii? ;-) 
I to już wszystkie moje kosmetyczne zużycia z maja. Tym, którzy dobrnęli do końca wpisu serdecznie gratuluję wytrwałości :D Tym razem w moim pudełku z opakowaniami znalazło się 12 pełnowymiarowych kosmetyków, 11 masek (w tym 5 w płachcie licząc też płatki pod oczy) oraz 11 próbek. A jak wyglądają Wasze zużycia kosmetyczne? Udało się Wam zdenkować jakiś szczególnie wydajny produkt, którego miałyście już szczerze dość? Dajcie znać! 
  

20 komentarzy:

  1. Uwielbiam to mleczko z YR. Ten zapach jest boski! Cytrusowy żel z Avon kiedyś miałam i lubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym nigdy nie przypuszczała, że tak mi się spodoba mango z kolendrą! Ale owoc jest fajnie słodki, a to zioło przynajmniej fajnie przełamuje słodycz i wychodzi takie fajne zestawienie zapachowe ;-)

      Usuń
  2. Żele z Avonu bardzo lubię, bo są tanie, dobrze myją i ładnie pachną. Od żelu nie wymagam zbyt wiele, więc :D Z maseczkami ostatnio się zapuściłam, bo średnio chce mi się je zużywać, a to właśnie ich mam najwięcej w zapasach. Fajnie, że tobie idzie to o wiele lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się chyba tak przyzwyczaiłam - że codziennie wieczorem maseczka. To tak w ramach relaksu na koniec dnia. No i w ten sposób zapasy ubywają :D

      Usuń
  3. Tak oglądam różne denka i zastanawiam się jakim cudem udaje Wam się zużywać takie ilości kosmetyków? Ja mam wrażenie, że u mnie nic nie ubywa ( chociaż to pewnie nie prawda.. )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zbierasz opakowania? Bo to jak się tak przez miesiąc nie wyrzuca to się serio samo zbiera ;D

      Usuń
  4. Maska OMG mnie kusiła ostatnio, ale cena skutecznie mnie zniechęciła na chwilę obecną :D Z twojego zestawienia znam jedynie maseczki żelowe Marion :) Duże denko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie ta cena tej maski taka trochę wysoka, choć przyznaję że kosmetyk jest świetny! A jak u Ciebie się maseczki z Marion sprawdziły?

      Usuń
  5. U mnie królują przede wszystkim cytrusowe świeże żele :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez bardzo lubię takie nuty zapachowe, zwłaszcza latem kiedy szukam orzeźwienia na każdym możliwym kroku ;-)

      Usuń
  6. Szampon mango od Balea mega kusi mnie zapachem, ale niestety raczej na pewno podrażniłby moją skórę głowy - jak to mówią: nie dla psa kiełbasa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miałaś wcześniej problemy ze skóra przy tzw. popularnych szamponach to obawiam się, że tak się to rzeczywiście może skończyć ;/ Są też maski do włosów o tym samym zapachu, ale jednak moim zdaniem szampon był lepszy ;D

      Usuń
    2. Niestety, ale tak właśnie jest :P

      Usuń
    3. Ogromne współczucie ;/

      Usuń
  7. Gratuluję zużyć. Ilość maseczek naprawdę robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj maseczki uwielbiam używać:)Z kolei żele lubie bardziej słodkie a nie cytrusowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz, ja te słodkie to lubię jak jest zimniej, ale generalnie wole cytruski ;-)

      Usuń
  9. Cieszę się, że maska ryżowa Holika Holika również u Ciebie się tak dobrze sprawdziła :) A tak w ogóle to ostatnio szalejesz ze zużywaniem maseczek, jestem pod wrażeniem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się zużywać zeszłoroczne (!!!) zapasy maseczek, choć mam podejrzenie, że niektóre są już ze mną nawet dłużej...

      Usuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger