piątek, 5 kwietnia 2019

Denko, czyli zużycia kosmetyczne MARZEC 2019

Minął marzec, czas więc na tradycyjne zużycia miesiąca, czyli denko kosmetyczne. W tym okresie zużyłam sporo maseczek do twarzy dzięki wyzwaniu, jakie trwało na forum Dress Cloud. Takie wzajemne wspieranie się bardzo motywuje do dbania o siebie jeszcze bardziej, a przy tym zużywania zapasów ;-) 
Tak, jak zawsze produkty, których nazwę zapisuję w niniejszym poście kolorem zielonym to te, których działanie szczególnie mnie zachwyciło i do których chętnie wrócę. Czerwonym kolorem oznaczam buble, a czarnym - neutralne w mojej ocenie kosmetyki. Oczywiście są to moje oceny, więc Wam te same produkty mogą sprawdzić się zdecydowanie odmiennie! Marcowe denko rozpocznę od kategorii maseczek, bo jest ich w tym miesiącu całkiem sporo. 
MASECZKI
- maska multiwitaminowa w płachcie Fan of Poland Sports Festival, Skin79 - ma białą płachtę z flagami naszego kraju na policzkach. Płachta jest bardzo mocno nasączona esencją, w opakowaniu wręcz chlupie i jeśli tylko macie suche maseczki w pastylkach, to taka maskę z powodzeniem zrobicie sobie jeszcze raz lub podzielicie się z koleżanką!  Maska zawiera Vita10complex i glutation, który ma pobudzać hormon wzrostu odpowiadający za regenerację komórek oraz witaminę C. Wszystkie te składniki mają odpowiadać za odżywienie skóry, jej zregenerowanie oraz wyrównanie kolorytu i silne nawilżenie. Płachta jest trochę mała jak na moją wielką gębę  Jednak większość z tej marki tak ma i już się przyzwyczaiłam do ich nakładania. Poza tym esencji jest tak dużo, że mogę sobie pozostałą część twarzy i czoło sama wysmarować. Maskę aplikowałam na twarz na 10 min. Podczas aplikacji płachta była przyjemnie mokra i lekko chłodziła mi skórę twarzy. Po zdjęciu skóra wyglądała na bardzo rozjaśniona i był chłodna w dotyku. Zostawiłam esencję na skórze do całkowitego wyschnięcia. Niestety zaczęło się zaczerwienienie i podrażnienie oraz miejsca, gdzie skóra robiła się gorąca. Zmyłam pozostałości maski z buzi i nałożyłam krem. Coś w tej masce nie spodobało się mojej skórze...
- maska w płachcie Sweet Manuka Honey House Mask, A'pieu - zgodnie z opinią producenta maseczka ma działanie odżywczo-rozświetlające i jest dedykowana do skóry suchej. Ma zawierać miód Manuka, który ma działanie antybakteryjne, ale tez odżywia i nawilża skórę, a także olejek arganowy (zapobiega przesuszaniu) i ekstrakt ze słonecznika, który poprawia kondycję skóry. Płachta jest zrobiona z bawełny, folii aluminiowej, alg morskich oraz hydrożelu, aby idealnie dopasować się do konturu twarzy. Z przyjemnością nałożyłam tą maskę na twarz na 20 minut i przez cały ten czas mogłam cieszyć się pięknym, kwiatowym zapachem. Bardzo szybko poczułam ukojenie i nawilżenie mojej podrażnionej skóry. W trakcie aplikacji skóra pozostawała cały czas lekko wilgotna. Skóra po zdjęciu była pięknie nawilżona i miała wyrównany koloryt. CUDOWNA MASKA z pewnością wrócę do niej ponownie i myślę też o zbiorczym poście na temat masek tej marki w przyszłości <3
- maska w płachcie Sweet Canola Honey House Mask, A'pieu - maska o działaniu nawilżająco - ujędrniającym. W momencie kiedy otworzyłam ta maskę poczułam taki piękny zapach miodu, że już samo to sprawiło, że z miejsca pokochałam ta maseczkę! Maska oprócz ekstraktu z miodu Canola zawiera także ekstrakt z tulipanów i arbuza, które mają za zadanie nawadnianie skóry oraz jej odżywienie i tonizowanie. Maskę nałożyłam na oczyszczoną skórę na 30 minut. Producent zalecał 20, ale aplikacja była taka przyjemna, że nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności! Po jej zdjęciu zauważyłam, że moja skóra nie tylko jest pięknie nawilżona, ale też jakby rozjaśniona i o wyrównanym kolorycie. Kolejna wspaniała maska!
- maska w płachcie odmładzająca z olejem arganowym, Exclusive Cosmetics - posiada kartonowe opakowanie wewnątrz którego znajduje się folia ze złożoną maską. Oprócz wspomnianego już oleju wśród składników aktywnych wymienić można też kaszmir, kwas hialuronowy, kolagen i zieloną herbatę. To co mnie zaskoczyło to bardzo gęsta, kremowa esencja. Niestety zauważyłam, że maska nie była równo pokryta ta esencją i zdarzały się miejsca gdzie było jej bardzo mało i miejsca gdzie nieco za dużo. Gdybym zorientowała się w tym wcześniej być może "pomacanie" folii przed otwarciem spowodowało by dobre wymieszanie kosmetyku i równomierne nasączenie płachty. Sama płachta była dość gruba, ale nie miałam problemów z jej dopasowanie i nie zsuwała się podczas aplikacji. Trochę nie spodobał mi się zapach maski - bardzo chemiczny i ostry, zwłaszcza w pierwszym momencie. Ale w trakcie trzymania maski na twarzy nie było to uciążliwe, bo zapach zdecydowanie się ulotnił. Po zdjęciu maski okazało się, że sporo esencji pozostało na skórze i wyglądało to jakbym miała grube warstwy kremu w niektórych miejscach na twarzy. Wsmarowałam więc to wszystko w miarę równomiernie w skórę i pozostawiłam do wchłonięcia. Cała skóra trochę się kleiła, ale postanowiłam że wytrzymam to uczucie i dam szansę temu kosmetykowi. Było warto, bo esencja wchłonęła się bez trudu, a skóra była ładnie wygładzona i wyglądała na zregenerowaną i rozjaśnioną. 
- maska w płachcie Aloe Vera, Sephora - na opakowaniu nie było nigdzie napisów w języku polskim, co uważam za bardzo niefajne. Na szczęście dzięki pismu "obrazkowemu" i napisach w języku angielskim udało mi się dowiedzieć co i jak. Maskę po rozłożeniu trzeba oddzielić od warstwy ochronnej zanim nałożymy ją na skórę twarzy. Płachta była bardzo dobrze nasączona. Wewnątrz opakowania zostało jeszcze całkiem sporo esencji, która wykorzystałam na skórę szyi i dekolt. Maska miała dość intensywny zapach, który początkowo podrażnił mi nieco oczy. Po nałożeniu płachty na skórę twarzy odczułam przyjemne nawilżenie skóry i jej schłodzenie. Po zdjęciu maski miałam ładnie nawilżoną skórę, ale też bardzo bladą, wręcz białą! Na szczęście po kolejnych kilku minutach skóra "rozgrzała" się i przestała być tak jasna. Esencja z maski po jej zdjęciu wydawała mi się na skórze nieco lepka, ale po chwili wszystko się wchłonęło. Maskę aloesowa z linii Sephora dobrze nawilżyła mi skórę i ją orzeźwiła, jednak uważam że za ta cenę możemy kupić lepsze maski tego typu. Jej regularna cena to 20 złoty. 
- maseczka Klarende Gurkenextrakt & Bisabolol, Rival de Loop - to maseczka rozświetlająca. Zawiera tlenek glinu, bisabol, prowitaminy B5 i ekstrakt z ogórka, który działa rozświetlająco i uspokajająco. Maska ma postać pasty o glinkowym wykończeniu. Dobrze nakłada się na skórę, łatwo rozsmarowuje. Ma nieco ostry zapach, który mnie początkowo mnie trochę drażnił. Podczas aplikacji czułam też lekkie szczypanie, ale nic złego się nie działo. Skóra po użyciu maski Klarende była oczyszczona, lekko rozświetlona, przyjemna i gładka w dotyku. Maska okazała sie być całkiem okej, chociaż nie kupiła mojego serca niczym szczególnym. I dlatego nie planuję do niej wracać :-)
- maska Nourishing z linii Essentials, Oriflame - to moje drugie opakowanie, a o tej maseczce pisałam w TYM poście 
- oliwkowa maska regenerująca z kwasem hialuronowym Liście Zielonej Oliwki, ZIAJA - kupiła mnie totalnie! Po pierwsze swoim pięknym zapachem - kremowym, ale też kwiatowym (podobnie pachnie cała ta seria). Po drugie fajną kremową konsystencją - podczas nakładania na skórę dosłownie czujemy samą przyjemność. Po trzecie wreszcie swoim działaniem - skóra po tej maseczce była w świetnej kondycji, ładnie nawilżona, zregenerowana i gładka w dotyku. Nie świeciła się "tłustą" poświatą, ale miała jakiś taki ładny blask i wyrównany koloryt. Zgodnie z informacją producenta maseczka obok tytułowych liści zielonej oliwki, które mają działanie odświeżające i łagodzące, zawiera także oliwkową dermobazę, która zmiękcza naskórek i regeneruje go oraz kwas hialuronowy o działaniu silnie nawilżającym. Saszetka ma 7 ml i z powodzeniem wystarczy na jednorazowa aplikację na twarz i szyję.
- żelowa maseczka do pielęgnacji ust, Pilaten - to produkt, który ciągle chomikowałam na "szczególną" okazję, ale odkąd zauważyłam, że bez problemu można go teraz kupić w drogeriach, stwierdziłam, że nie ma co trzymać, trzeba zużywać. W opakowaniu znalazłam żelowy płatek w kształcie ust z rozcięciem. Maska była dobrze nasączona, ale nie spływała po brodzie. Pozostawiłam ją na skórze na 20 min. Po zdjęciu maski okazało się, że WOW skóra moich ust jest wygładzona i nawilżona! Wszystkie suche skórki zniknęły! Niestety efekt utrzymywał się około jednego dnia, a później znów to samo. Maseczka nie jest droga, może więc zafundować ją sobie od czasu do czasu przed wielkim wyjściem. 
- maseczka multiwitaminowa Ukojenie, Dermika - przeznaczona jest dla cery wrażliwej i bardzo wrażliwej. Jej zadaniem jest łagodzenie zaczerwienienia skóry, odżywienie i regeneracja naskórka. Maseczka znajduje się w saszetce zawierającej 10 ml produktu. Kosmetyk ma gęstą, budyniowatą konsystencję o mlecznobiałej barwie. Jego formuła jest bezzapachowa, choć jak dla mnie jest to jakiś taki nieokreślony zapach, z chemicznymi nutami. Zgodnie z informacją producenta maseczka zawiera kompleks łagodzący podrażnienia: pantenol, alantoinę, kwas glicyretynowy, wyciąg z aloesu i witaminy: A, C, E i F. Kosmetyk aplikujemy na skórę twarzy na około 10-15 minut. Podczas aplikacji czuć delikatne schłodzenie skóry. Maseczka w czasie aplikacji wchłania się częściowo w skórę. Po jej zmyciu moja skóra była jaśniejsza, koloryt wyrównany, taka wręcz promienna. Co ciekawe była też zmatowiona. Skóra bardzo dobrze zareagowała na ta maseczkę i przez kolejnych kilkanaście minut czułam, że jest ona wyraźnie chłodniejsza i uspokojona. Jednak zapach maseczki jak dla mnie był okropny i dlatego jakoś mnie do niej nie ciągnie specjalnie. Mimo, że rzeczywiście działanie ma super.
- Glitter Mask, Be Beauty - z pewnością każdy pamięta ten szał na maseczki Glitter Mask marki Be Beauty z Biedronki, jaki panował w okolicach Bożego Narodzenia?  To wtedy kupiłam sobie dwie wersje tych masek - srebrną, czyli nawilżającą oraz czerwoną o działaniu wygładzającym. Maseczki w opakowaniu pierwotnie składały się z dwóch saszetek, ja jednak podzieliłam się połówkami z koleżanką. Wersja srebrna w swoim składzie zawiera podobno ekstrakt z marchewki o właściwościach rozjaśniających skórę i zmiękczających oraz ekstrakt z miodu, który ma działanie kojąco nawilżające. Po otworzeniu opakowania pierwsze WOW - ta maska naprawdę jest brokatowa  Ponieważ jest to formuła peel off nałożyłam ją dość grubą warstwą na skórę i przez to trochę mi wyszło nierówno i nie do końca pokryłam całą twarz... Ale nie szkodzi. Maska miała konsystencję dość gęstego żelu z zatopionymi w środku brokatem i większymi kawałkami tego brokatu w formie małych bałwanków. Przy nakładaniu miałam więc ubaw po pachy  Po około 20 minutach maska zastygła na tyle, że mogłam ją spokojnie zdjąć z twarzy. Skóra była dobrze oczyszczona, a wbrew moim obawom nie wystąpiły u mnie żadne zaczerwienienia czy podrażnienia. To zachęciło mnie do użycia drugiej maski - czerwonej. Tutaj podobnie konsystencja także dość gęsta z czerwonym tym razem brokatem, a także dodatkowo małe gwiazdki. No istny szał z tymi maseczkami! Czerwona maseczka ma działanie wygładzające, a zgodnie z obietnicą producenta zawiera ekstrakt z cynamonu wygładzający skórę oraz z pomarańczy, który ma oczyścić i zmniejszyć widoczność porów. Ta wersja nieco ostrzej pachniała alkoholem, ale nic złego się nie wydarzyło i nie podrażniła mnie. Z nią także miałam malutkie problemy z równą aplikacją na całej skórze twarzy, ale jakoś poszło. Po wyschnięciu, po około 20 minutach zdjęłam ją bez problemów ze skóry. Maska fajnie oczyściła mi skórę i ładnie ją zmatowiła. Myślałam, że to tylko bajer, a jednak rzeczywiście poradziła sobie ze zmniejszeniem widoczności porów i oczyszczeniem skóry. No i zabawa była naprawdę świetna! 
- maseczka Bitter Green Clay Soothing Mask, SkinFood - to maseczka o działaniu oczyszczającym oraz kojącym. W swoim składzie zawiera ekstrakty z trawy pszenicznej, z brokuła, z kabaczka oraz selera, które mają działanie detoksykujące skórę oraz tworzą barierę chroniącą przed zanieczyszczeniami środowiska. Kosmetyk ma konsystencję pasty z widocznymi drobinami. Maska ma kolor ziemisto - zielonkawy i dość intensywny ziołowo-eukaliptusowy zapach. Ta woń jest bardzo ładna, jednak dość intensywna i moje oczy trochę się od niej podrażniły (ale na szczęście nie było łzawienia). Maskę zaaplikowałam na oczyszczoną skórę. Zgodnie z informacją od producenta powinnam ją pozostawić około 10 minut lub dłużej, a następnie zmyć ciepłą wodą, a przy zmywaniu wykonać dodatkowy peeling (dzięki tym drobinom). Nie wiem, czy to kwestia wiosennych wariactw mojej skóry, ale maseczkę zmyłam zdecydowanie wcześniej, bo w niektórych partiach zaczęła mnie trochę piec skóra. Po zmyciu maseczki skóra była bardzo fajnie oczyszczona i ładnie rozświetlona. I powiedziałabym WOW i nawet była skłonna do zakupu, gdyby nie te pieczenie podczas aplikacji. No i nie bez znaczenia jest fakt, że maska ta nie należy do najtańszych!
- maseczka green matowienie, Tołpa -  usuwa zanieczyszczenia oraz nadmiar sebum ze skóry, normalizuje pracę gruczołów łojowych oraz zwęża pory. Przeznaczona jest do cery tłustej, ale ja przy mojej mieszanej także jestem zadowolona z rezultatów jakie daje. W jej składzie użyte zostały ekstrakty z tymianku i pigwy. Opakowanie to dwie saszetki po 6 ml kosmetyku. Jedna saszetka prawdopodobnie wystarczyła by nawet na dwie aplikacje, bo ja nałożyłam naprawdę obfitą ilość maseczki, a nie było to konieczne! Maska ma kremową konsystencję o białym kolorze. Na skórze wysycha, jak maski glinkowe i należy ją zmyć wodą. Kosmetyk ma ładny, ale dość intensywny zapach, taki trochę kojarzący mi się z męskimi perfumami. Maska dość szybko wysycha na skórze, a po około 10 min zmyłam ją przy pomocy gąbeczki konjac. Po umyciu twarzy zauważyłam, że skóra jest naprawdę super zmatowiona, ale też odświeżona. W dotyku była tez jakby chłodniejsza. Skóra wyglądała naprawdę dobrze i bardzo jestem zadowolona z tej maski!
- Bubble Mask maską bąbelkowa nawilżanie i świeżość, AA - zamknięta jest w podwójnej saszetce i przeznaczona na dwie aplikacje. Maska zawiera w swoim składzie aloes i ekstrakt z zielonej herbaty. Kosmetyk ma formę żelową, który na wilgotnej skórze zamienia się w musująca piankę. Taka formuła ma stymulować mikrocyrkulację i dotleniać skórę, a także zwiększyć wchłanianie substancji aktywnych. Po nałożeniu kosmetyku na skórę po chwili pojawiła się początkowo mała pianka, która z czasem rosła. Nie było to dla mnie zbyt przyjemne uczucie, po prostu łaskotało mnie bardzo i im dłużej to trwało, tym bardziej się denerwowałam :D Po zaprzestaniu bąbelkowania powinno się maseczkę wklepać w skórę i pozwolić jej się wchłonąć. Ja nie mogłam wytrzymać już tego pękania bąbelków i zrobiłam to trochę wcześniej. Skóra była rzeczywiście lekko rozjaśniona, ale też dość napięta, dlatego dość szybko nałożyłam na nią krem. Mieszane mam uczucia wobec tego kosmetyku... 
DO TWARZY, CIAŁA I WŁOSÓW
- krem energetyzujący z marchewką i słonecznikiem Naturals, Avon - krem o lekko pomarańczowej barwie, dzięki której miał zapewniać skórze ładny koloryt. Niestety przeterminował się zanim poznałam jego właściwości...
- serum z jagodami acai Antyoksydacja, Ziaja - pisałam o tym kosmetyku w TYM miejscu. Przyjemny zapach i wydajny produkt! 
- przeciwzmarszczkowy krem na dzień Revitalift CICAcream, L'Oreal - pełną recenzję tego kosmetyku znajdziecie pod tym LINKIEM. Krem otrzymałam w ramach testowania z Klubu Recenzentki Wizaż. 
- krem-maska do rąk z czerwonym ryżem o działaniu przeciwstarzeniowym, tołpa - zwykły krem do rąk w mniejszym opakowaniu, którym niczym szczególnym mnie nie zachwycił (aczkolwiek mam nadzieję, że "odmłodził" mi dłonie ;-) )
- lotion do ciała z kolagenem Instituto Espanol - Kosmetyk ten posiada kolagen i ekstrakt ze śluzu ślimaka oraz ma działanie silnie regenerujące. Podczas nakładania go na skórę czuję bogactwo składników niczym w maśle do ciała, mimo że konsystencja jest bardziej lejąca.Lotion szybko się wchłania pozostawiając skórę aksamitnie gładką i satynową. Zapach ma kobiecy, kwiatowy, ale delikatny. Bardzo uprzyjemnia to aplikację. Lotion miał pojemność 100 ml, ale można go także zakupić w większych opakowaniach. Otrzymałam go w ramach współpracy z portalu Ambasadorka Kosmetyczna, a kosmetyki tej firmy możecie kupić m.in. w drogerii VICA.pl.
- ampułka do włosów La'dor - została pięknie opisana przy okazji recenzji kosmetyków z targów Look and Beauty Visions 2018 - LINK
- próbki kosmetyków: przeciwzmarszczkowego kremu na noc z białą truflą D'ALBA PIEDMONT oraz pianki do mycia twarzy Back to Iceland, Thank You Farmer także znajdziecie w ww. poście.
- serum do twarzy Sok z cytrusów Koktajl Multiwitaminowy, Perfecta - serum ma lekko żółtawą barwę i konsystencję mleczka. Zapach bardzo przyjemny, cytrusowy. W saszetce jest 5 ml produktu i jest to dość dużą ilość, wystarczająca na trzy obfite użycia. Ja użyłam serum na oczyszczoną skórę zamiast kremu, nakładając je dość grubą warstwą. Wchłania się dobrze i dość szybko. Skóra po użyciu "Soku z cytrusów" miała piękny, wyrównany koloryt i nie świeciła się. Była też odpowiednio nawilżona, tzn nie miałam potrzeby używania natychmiast kremu. Samo serum wydaje się OK, musiałabym je dłużej poużywać aby móc powiedzieć o nim coś więcej. Jednak forma saszetki jest zdecydowanie niewygodna, zwłaszcza że w opakowaniu jest sporo kosmetyku i później wala się nam po łazience otwarta torebka przez kilka dni.  
DO CIAŁA (HIGIENA)
- żel pod prysznic Rose Elegance, Balea - miał piękny pudrowy zapach, a więcej o nim przeczytacie TUTAJ 
- maszynki do golenia jednorazowe Venus Tropical, Gilette - przyjemne maszynki w barwnych kolorach, które robią co mają robić i nie krzywdzą skóry ;-)
- antyperspirant Adipower, Adidas - od czasu testowania mój ulubiony antyperspirant, który nigdy mnie nie zawodzi. Szerszą recenzję przeczytacie TUTAJ. A ja mam już kolejne opakowanie ;-)
- mydło Coconut Milk, Dove - tak dawno nie kupowałam mydeł tej marki, że nawet nie wiedziałam, że mają teraz tak dużo wersji zapachowych! Koniecznie muszę je sprawdzić w większej ilości, bo mydło to nie wysusza skóry i jest wyjątkowo delikatne dla dłoni. 
- Dush Bomb fichte, Waltz 7 - musująca, zapachowa pastylka pod prysznic, która otrzymałam jako dodatek przy testowaniu słuchawki prysznicowej Hansgrohe o czym pisałam w TYM poście. Pastylkę umieszczamy pod strumieniem wody i cieszymy się bardzo intensywnym i relaksującym zapachem podczas prysznica. Ta akurat miała zapach leśny. Takie piękne aromaty w połączeniu z ciepłą woda działają bardzo odprężająco i rozglądam się, czy da się gdzieś kupić takie cudo ;-)
MAKIJAŻ
W ramach denkowania poczyniłam małe porządki w kolorówce (jak zawsze!). Pożegnałam się z dwoma bardzo przyjemnymi tuszami do rzęs - Eyes Wide Open z Oriflame, który ładnie otwierał oko (to moje kolejne opakowanie!) oraz bardzo subtelnym i delikatnym HYPOAllergenic Bell o szczoteczce z włosia. Wyrzuciłam też trochę starych próbek pomadek z Avonu oraz ŚWIETNE (ale stare bardzo!) cienie do powiem z tej samej firmy, które miały genialną kolorystykę do smoky eye, ale i na co dzień i wbrew pozorom swego czasu dość często ich używałam!

Na tym kończę moje marcowe denko wynikiem 16 pełnowartościowych produktów, 9 próbek oraz 15 maseczek, z czego 5 w formie płachty. Uff! A jak tam Wasze zużycia kosmetyczne? Znacie któreś z przedstawionych przez mnie kosmetyków? Jak się u Was sprawdziły? 


22 komentarze:

  1. Kurczę, mi jakoś wyjątkowo nie leżą mydełka Dove. Miałam kilka wersji i w ogóle mi się nie chciały pienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja chyba mam szczęście ;-) Tez lubię jak mi się dużo piany robi i ta wersja z Dove, która teraz mam jest całkiem OK.

      Usuń
  2. Ja bardzo lubię wszystkie rodzaje Dove. U mnie normalnie się pienią :-)
    Miałam chyba tylko tą Ziaję oliwkową z maseczek, ale już dawno. Generalnie nie jestem fanką Ziaji, ale może sobie kupię znowu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niektóre produkty Ziaja lubię bardzo bardzo, a niektórych nie cierpię ;D Czyli taki standard w sumie ;-)

      Usuń
  3. Sporo zużyłaś. Lubię ten antyperspirant z Adidasa. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam te brokatowe peel offy z Biedronki i jak zielona wersja była fajna, tak czerwona w ogóle mi nie podeszła. Ten wariant maseczki z Tołpy i chyba jeszcze 2 inne mam w zapasach, choć tych nie najpilniejszych ;) Aktualnie używam mydła Dove z masłem shea, ale kompletnie mi nie podeszło - nie pieni się i jeszcze bardziej wysusza mi przesuszone dłonie po pracy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, co z tymi mydłami Dove? Bo zaczynam się bać je testować, bo ja jednak lubię sporo pianki ;-) Ta wersja jest okej, jak już pisałam ;-)

      Usuń
  5. Znam dwie maseczki - ziaja oliwkową i bąbelkową aa. Co do ziaji to dobrze jej nie pamiętam, więc pewnie była średnia :P Ale sama bardzo lubię wersję oczyszczającą z tej serii, czyli tą w białym opakowaniu. Ja przy AA lubiłam ten efekt łaskotania, dla mnie jest idealny po jakimś ciężkim dniu :) Co do działania to pamiętam, że fajnie odświeżała cerę, ale ogólnie mam wrażenie, że te bąbelkowe maski ma lepsze Bielenda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chmurki z Bielendy mam w zapasach i tak się trochę obawiam ich teraz, bo mi to łaskotanie totalnie się nie spodobało ;-)))) No ale zobaczymy, może się przyzwyczaję ;-))

      Usuń
  6. Znam jedynie maseczkę z AA i o wiele bardziej wole te bąbelkujące z Bielendy :) Co do brokatowych maseczek do twarzy z Biedronki to mam je w swoich zapasach :) a i bardzo lubię te maszynki do golenia z Venus :) Nic więcej niestety nie znam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to i tak sporo mamy wspólnych "znanych"kosmetyków! ;-) Kusicie mnie tymi Bielendowymi maseczkami... ;-)))

      Usuń
  7. Lubie oglądać denka u innych blogerek. Dzięki temu poznaję mnóstwo nowych kosmetyków o których istnieniu nawet nie wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardzo lubię czytać denkowe posty ;-) Najszczersze recenzje!

      Usuń
  8. Też muszę się wziąć za czystki w kolorówce, miałam to zrobić dziś, ale się nie wyrobiłam :P Nieźle Ci poszło z tymi maseczkami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie zawsze powtarzam, że "w tym miesiącu zrobię porządne porządki w kolorówce" i każdego miesiąca wywalam tylko kilka rzeczy... ale kiedyś w końcu przyjdzie ten czas.. ;-)

      Usuń
  9. I to jest dopiero zużycie😀 Lubię mydełka Dove, aktualnie mam z masłem Shea i wanilią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie wypróbuję też inne wersje, bo czasami fajnie poużywać takich kremowych mydełek ;-)

      Usuń
  10. Wow! Spore denko!

    Jestem pod wrażeniem liczby maseczek, które zużyłaś. :-)

    Ale możliwe, że zbliżę się do Twojego wyniku, bo ja z kolei nakupiłam ostatnio sporo maseczek... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo mam zużytych, ale jeszcze sporo do używania ;D Sama zabawa! ;D A chciałabym już dojść do etapu, gdzie kupuję i używam natychmiast.

      Usuń
  11. Już Ci pisałam, że z tylu zużytych maseczek to by mógł świetny, osobny wpis podsumowujący powstać, bo naprawdę poszalałaś z ich ilością :D Ogólnie wynik w minionym miesiącu miałaś naprawdę świetny, już jestem ciekawa, jak będzie wyglądało Twoje denko z kwietnia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taki mi własnie trochę wyszedł tasiemiec przez te maski ^^ W tym miesiącu także staram się ich pozużywać, ale część wrzucę chyba w osobny post co by nie zamęczyć czytelnika. Zużywanie mi powoli coraz lepiej wychodzi :D

      Usuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger