piątek, 31 maja 2019

Recenzja: maski Tropical Island Marion

Jakoś tak w zeszłoroczne wakacje w sklepach Biedronka pojawiła się seria masek Tropical Island marki Marion. Maseczek było pięć, wyglądały przepięknie, a do tego kosztowały niewielkie pieniądze. Więc wiadomo, jak to się skończyło! W końcu jednak postanowiłam nie tylko zachwycać się ich pięknym wyglądem, ale także sprawdzić jak działają. Co z tego wyszło? O tym w dalszej części dzisiejszego posta.
Maseczki Tropical Island firmy Marion mają żelową formułę (stąd nazwa na opakowaniu Jelly Mask) oraz ciekawe, okrągłe opakowanie. Do tego każda przyozdobiona jest przepiękną grafiką, nawiązującą do rajskiej wysypy i tropików. W zestawie miałam cztery maski oraz jeden peeling. Obecnie firma wprowadza do sprzedaży trzy kolejne produkty z tej serii - drobnoziarnisty peeling Black Coco z wodą kokosową, peeling enzymatyczny Papaya z enzymem z papainy oraz energetyzujący peeling z arbuzem. Wszystkie maski i peelingi serii Tropical Island mają 10 g pojemności i nie są testowane na zwierzętach. Kolejność testowania masek wybrał dla mnie tradycyjnie mój narzeczony. 
Watermelon Jelly Mask - podobno zawiera ekstrakt z arbuza i zielonej herbaty. Maska przypomina galaretkę w czerwonym kolorze, niestety dość gęstą i trzeba uważać przy nakładaniu, aby nie spłynęła nam z twarzy, jeśli nałożymy jej zbyt grubą warstwę. Zapach niestety totalnie mnie rozczarował. Spodziewałam się mocno owocowego, a jest on jak dla mnie chemiczny. Szkoda, strasznie się napaliłam na arbuza :D Mam też małą uwagę odnośnie aplikacji. Nie do końca rozumiem sposób użycia, chodzi mi o zapis "pozostaw na skórze na około 15 minut, masuj kolistymi ruchami. Po tym czasie zmyj ciepłą wodą". Sugerowało by to, że przez 15 minut mam masować? Bo to oczywiście powoduje, że większość dość gęstej maseczki ląduje na dłoniach, a nie na skórze twarzy! Dlatego sposób użycia rozszyfrowałam sobie, jako "pozostaw na 15 min, a po upływie tego czasu masuj kolistymi ruchami i zmyj wodą". Skóra po użyciu maski Watermelon Jelly Mask była lekko nawilżona, ale nie był to jakiś "szałowy" efekt. 
Kiwi Exfoliation Scrub - peeling zawierający naturalne pestki kiwi. Przepięknie wyglądająca zielona galaretka z zatopionymi większymi i mniejszymi drobinami ścierającymi. Niestety znów niespodzianka - zapach OKROPNY! Spodziewałam się owocowego kiwi, a pachniało tak jakoś nieprzyjemnie dla mnie (z posmakiem RYBY fuj!) Peeling w działaniu jest dość dobrym zdzierakiem, ale w myśl zasady M. Kondo "jeśli używanie jakiegoś kosmetyku nie sprawia Ci przyjemności, to odstaw go" cieszę się, że ten test mam za sobą i więcej nie wrócę do tego produktu. Zwłaszcza, że porównując do peelingu kiwi z Bielendy albo L'Oreal, to nie ma w ogóle o czym mówić. Głównie w kwestii walorów zapachowych właśnie... 
Pina Colada Jelly Mask - przyjemnie, choć delikatnie pachnąca maska o konsystencji gęstego kisielu (lub na wpół stężałej galaretki). Zawiera ekstrakt z ananasa i wodę kokosową. Tutaj już wyczułam trochę nakładanie tej gęstej maski, więc tylko trochę spadło mi na umywalkę. Podczas aplikacji maseczka bardzo przyjemnie chłodziła moją skórę. W czasie zalecanych 15 min większość kosmetyku wchłonęła się w moją skórę, a po zmyciu resztek skóra była ładnie nawilżona i wygładzona. Czułam się też odświeżona. Uff, po pierwszych dwóch niewypałach w końcu coś miłego w używaniu ;-)
Banana Jelly Mask - ładny bananowy zapach, wyczuwalny od razu po otworzeniu opakowania. Mimo, że nie jestem jakąś szczególną fanką bananowych zapachów, to ten był miły dla nosa. Niestety znów ta sama wpieniająca konsystencja na wpół stężałej galaretki, która brudzi wszystko - ubrania, umywalkę, a oczywiście najmniej jej ląduje na twarzy. Maseczka zgodnie z informacją producenta zawiera w swoim składzie ekstrakty z kwiatów drzew bananowych, cytryny i wąkrotki azjatyckiej, które mają dodawać blasku. Podczas wysychania maska skleja skórę, np. w okolicy powiek. Ma się wrażenie, jakby partie skóry potraktowane maseczką lepiły się do siebie. Dzieje się tak z każdą z masek serii Jelly Mask i niestety nie jest to zbyt przyjemne uczucie. Dlatego jak tylko czułam, że maska wysycha i zaczyna się to sklejanie, to był dla mnie sygnał, że czas na zmywanie :D  Po użyciu Banana Jelly Mask skóra była fajnie nawilżona i delikatnie rozjaśniona.
Mango and Maracuja Jelly Mask - bardzo przyjemny owocowy zapach oraz pomarańczowa barwa maseczki. Zapach i kolorystyka tej wersji najbardziej przypadły mi do gustu. Konsystencja niestety znów na wpół zastygniętej galarety, przez co sporo kosmetyku spada z twarzy i ciężko nie pobrudzić maseczką umywalki i samej siebie (kolejna bluzka do prania :D). Maseczka zawiera ekstrakt z mango i marakuji, który wpływa na wyrównanie kolorytu skóry. Podczas aplikacji czułam bardzo przyjemne chłodzenie, niestety znów przy wysychaniu miałam wrażenie sklejania. Skóra po użyciu maseczki Mango and Maracuja Jelly Mask była dobrze nawilżona, lekko rozjaśniona i miała wyrównany, zdrowy koloryt. Przez chwilę jeszcze była chłodna w dotyku. 

Podsumowując działanie masek Jelly Mask firmy Marion muszę niestety powiedzieć, że nie wszystko co pięknie wygląda, równie pięknie się sprawdza. Wiele masek miało bardzo rozczarowujący mnie zapach no i w działaniu okazywały się dość delikatne i mało spektakularne. Być może przy dłuższym stosowaniu odkryłabym nieco mocniej ich działanie. Jednakże maski Jelly Mask mają jeszcze jedną cechę, przez którą nie bardzo mam ochotę przeprowadzać dłuższą kurację. W konsystencji są dość gęste i mimo kilkudniowych testów nie wprawiłam się nadal w ich nakładaniu i sporo produktu zawsze lądowało mi w umywalce (lub co gorsza na bluzce). Irytujące było też dla mnie uczucie sklejania towarzyszące wysychaniu maseczki na skórze. Jednakże pamiętajcie proszę, że są to moje subiektywne odczucia i u kogoś innego mogą one być zupełnie inne. Maski kosztują w okolicach 1,60 zł myślę więc, że warto przekonać się o ich działaniu na własnej skórze. Jak już wspominałam Wam na wstępie firma wprowadziła niedawno trzy nowe peelingi i jeśli tylko będę je gdzieś widziała, to z chęcią sprawdzę, czy może zapachy się poprawiły nieco? :-) Znacie maski Jelly Mask z Marion? Któraś z nich zrobiła na Was dobre wrażenie? A może znacie inne maski tej marki godne polecenia? 

24 komentarze:

  1. Zostanę przy swoich glinkach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś do tej pory nie miałam okazji sięgnąć po te produkty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy nadal są w sprzedaży. No chyba, że te nowe wersje peelingów ;-)

      Usuń
  3. Miałam bananową i była słaba. Cieszę się, że nie kupiłam wszystkich jak planowałam na początku :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena nie jest zbyt wygórowana to prawda, ale efekt...także :D

      Usuń
  4. hm opakowanie korci :D ale działanie tak niekoniecznie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podobają mi się opakowania :) Przykuwają wzrok :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam 4 galaretkowate (tej z peelingiem nie widziałam), ale totalnie nie polubiłam się z ich konsystencją, a dodatkowo arbuzowa spowodowała mi wysyp wyprysków na twarzy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie wysypu nie zauważyłam, ale ta konsystencja... no właśnie koszmarek jakiś!

      Usuń
  7. Też się na nie skusiłam, ale jeszcze nie miałam czasu wypróbować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jestem ciekawa, jak się sprawdzą u Ciebie ;-))

      Usuń
  8. Do mojego koszyka właśnie niedawno wpadł ten peeling kokosowy drobnoziarnisty oraz peeling enzymatyczny z papają :) Arbuzowej wersji niestety nie widziałam :p A mi się bardzo podobał zapach kiwi tego peelingu! Ja miałam wszystkie maseczki do twarzy z tej serii oprócz arbuzowej i mam takie samo zdanie jak Ty :) Konsystencja jak i działanie nie zadowalają mnie na tyle, żeby do nich wrócić :D U mnie chyba najlepiej sprawdziła się wersja mango i marakuja :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie także najlepiej - kolor i zapach także mi odpowiadały. Można powiedzieć, że ta wersja uratowała moją ogólną opinię o całej serii ;D

      Usuń
  9. Mam tą arbuzową. Kupiłam już jakiś czas temu i zapomniałam o niej ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekawa, czy spodoba Ci się jej zapach. Czy on jest tak średni, czy to mój nos tak uważa :D

      Usuń
  10. Mam jedną z nich w zapasach, ciekawa jestem jak się u mnie sprawdzi, chociaż też spektakularnych efektów się nie spodziewam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo niestety... ale cena za to była spektakularna ;-))

      Usuń
  11. Za wyjątkiem tej kiwi, miałam wszystkie i chyba najbardziej do gustu przypadła mi pina colada, z tego co pamiętam. Ale używałam ich już jakiś czas temu, a że moja pamięć bywa zawodna, to mogę się mylić. Mimo wszystko jak na maseczki za mniej niż 2 złote wypadły u mnie całkiem nieźle. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pina Colada uratowała moją opinie o tej serii bo było już bardzo słabo ;-) I myślę, że zraziłam się do konsystencji i stąd może mój sceptycyzm? ;-)

      Usuń
  12. Opakowania zdecydowanie przykuwają wzrok, ja niestety nie miałam okazji jeszcze przetestować tych maseczek :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety jak widać, opakowania są ładniejsze niż działanie, a przynajmniej u mnie ;-)

      Usuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger