Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zima. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 lutego 2018

Denko STYCZEŃ 2018

Denko STYCZEŃ 2018
Tradycyjnie z początkiem miesiąca zapraszam Was na post dotyczący kosmetycznych zużyć. Tym razem do pudełka z denkiem trafiło ponad 20 opakowań i nieco próbek. Jeśli jesteście ciekawi, co udało mi się spożytkować w styczniu to zapraszam do dalszej części wpisu.
Po ogromnym denku z grudnia 2017  przyszła pora na powiedziałabym "standardowe" zużycia kosmetyków. Z kilkoma pożegnałam się z uwagi na datę produkcji, ale większość została wykorzystana do ostatniej kropelki. Dominuje kategoria kosmetyków "do twarzy" i do od niej tym razem rozpocznę.
DO TWARZY
- żel na okolice oczu Luxury Refining z serii Planet Spa, Avon - jak widać po pociętym opakowaniu ten kosmetyk został przez mnie bardzo dokładnie zużyty do samej końcówki. Pisałam o nim przy letniej pielegnacji, TUTAJ. Do ostatniej kropelki byłam zadowolona z tego żelu, mimo że działanie rozjaśniające nie było powalające. Skóra pod oczami po użyciu tego kosmetyku była dobrze nawilżona, a piękny perłowy żel bardzo przyjemnie się używało. Zachwycona kupiłam produkt o bardzo podobnej formule, także z tej samej firmy.

- krem Truly Radiant Solutions, Avon - to krem na dzień o działaniu koloryzującym. Lubię używać go późną wiosną i latem, kiedy z powodu upałów nakładanie warstwy kremu BB czy podkładu powoduje zbyt duży dyskomfort. Lubię też działanie tego kremu wczesną wiosną, kiedy jestem po zimie zupełnie biała, a dzięki niemu dość szybko nabieram fajnego koloru skóry muśniętej słońcem. Z kolei jesienią krem przedłuża widoczność powakacyjnej opalenizny - no same plusy! ;-) Krem Truly Radiant zawiera mikrokapsułki koloryzujące i po jego aplikacji trzeba zawsze umyć ręce. Nie nadaje się do białych golfów i ogólnie lepiej dać mu chwilę na wchłonięcie się, aby nie pobrudzić sobie ubrania. Ten niewielki dyskomfort związany z używaniem kremu zrekompensuje nam widocznie nawilżona skóra twarzy o ładnym, wyrównanym kolorycie. Wracam do tego kremu regularnie co jakiś czas, więc pewnie będzie tak i tym razem.  

- serum ujędrniające Anew Reversalist, Avon - to kosmetyk, który zaskoczył mnie swoim działaniem. Ciągle poszukuję czegoś nowego, żeby "obudzić" swoją cerę, a tu się okazuje, że całkiem niezły booster stoi już od dawna na półce. Serum ma perłowo białą, dość gęstą konsystencję. Zapach jest intensywny i dość chemiczny. Może podrażniać okolice oczu, trzeba się przyzwyczaić. Na szczęście dość szybko wietrzeje. Serum zamknięte jest w butelce z ukrytym dozownikiem. Po przekręceniu nakrętki i charakterystycznym "klik" możemy nabierać produkt za pomocą pompki. Opakowanie ma 30 ml, ale produkt jest wydajny i starcza na długo. Jeśli chodzi o działanie serum, to po kilku dniowej kuracji zauważyłam przede wszystkim poprawę kolorytu skóry. Drobne, mimiczne zmarszczki przestały być widoczne, a cera jest zdecydowanie bardziej wygładzona i ujędrniona. Najlepsze efekty zauważyłam na skórze szyi. Kosmetyk bardzo dobrze się wchłania, nie pozostawia tłustego filtru. Dobrze też radzi sobie jako produkt pod makijaż zamiast bazy.

- woda micelarna Sensiobio H2O, Bioderma - to mój najczęściej zużywany kosmetyk i nadal uważam ją za idealny micelar do demakijażu. Więcej na jego temat możecie poczytać TUTAJ , a że kupiłam kolejny dwupak niebawem pewnie znów pojawi się w denko ;-)

- tonik matujący Smart Face, Tołpa - przemęczyłam się z tym produktem używając tylko jedynie wtedy kiedy miałam bardziej przetłuszczoną skórę. No zdecydowanie się z moją skórą nie polubił i tyle. Pisałam o nim więcej TUTAJ.

- krem na dzień Urban Skin, Nivea - bardzo fajny i przyjemny w użyciu krem na dzień, który miałam przyjemność testować dzięki portalowi Ambasadorka Kosmetyczna. Pełną recenzję  tego produktu możecie przeczytać w TYM poście, a ja dodam, że tak mi się on spodobał, że dokupiłam z tej samej wersji także krem na noc. Jednak w skrócie mówiąc wersja na dzień bardziej mnie zachwyciła.

- lekki krem odżywczy Care, Nivea - ten krem miałam w swojej "fitnessowej" kosmetyczce i używałam po ćwiczeniach. Ładnie pachniał i dobrze nawilżał skórę, a jego zaletą był także niewielki rozmiar. Aktualnie zużywam inne miniwersje, ale niewykluczone że zakupię go ponownie własnie do tego samego celu. 
Nadal w temacie TWARZY zużyłam także maseczkę Hydrobooster jelly mask z firmy Bielenda o której pisałam całkiem nidawno w TYM poście oraz dwa opakowania płatków pod oczy firmy Czyste Piękno i Exclusive Cosmetics. Niestety te pierwsze płatki były jakieś wyschnięte i zupełnie nic nie odczułam. Brak esencji także doskwierał mi w przypadku drugich, złotych płatków i nie wiem, czy źle trafiłam czy to tak miało być? Te drugie w dodatku początkowo trochę mnie szczypały. Nie ukrywam, że trochę mnie to zniechęciło, ale nie ustaję dalej w poszukiwaniu fajnych produktów pod oczy.

DO CIAŁA
- krem do stóp o zapachu ciasteczek, Avon - oczywiście nie tak brzmi nazwa tego nawilżającego kremu do stóp, ale myślę, że taka najlepiej oddaje specyfikę tego kosmetyku ;-) Krem zawiera olejek makadamia, a jego zapach jest po prostu prześliczny. Zużywałam z prawdziwą przyjemnością, ale też z bólem patrzyłam jak się powoli kończy... Z bólem, ponieważ seria ta była w Avonie limitką i już nie jest dostępna w sprzedaży. Wielka szkoda!

- olejek do ciała Fruit Power, Evree - ma śliczny owocowy zapach i super nawilża. Olejek ma dwufazową konsystencję i przed użyciem powinno się go mocno wstrząsnąć, aby wymieszać ze sobą część z olejkami i z kwasem hialuronowym. Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę. O ile latem rzadko sięgam po tego typu formuły w kosmetykach, o tyle zimą wręcz je uwielbiam! Olejek ma niewielkie opakowanie, co wiele osób uważa za wadę. Dla mnie jednak była to wystarczająca ilość i dzięki temu..mogłam wypróbować inny produkt o podobnym działaniu. 

- olejek Supereme Nurishment Skin So Soft, Avon - ten olejek do ciała zawierał aż trzy warstwy, które po wymieszaniu były odpowiedzialne za bardzo intensywne nawilżenie skóry oraz jej wygładzenie. Porównując ze sobą te dwa olejki muszę przyznać, że ten z Evree miał lepsze działanie wygładzające skórę, ale ten z Avonu nawilżał skórę na dłuższy czas i dłużej też czułam jego zapach. Olejek Skin So Soft także miał opakowanie 100 ml i także nie był zbyt wydajny, gdy używałam go na całe ciało. Jednak patrząc na ilość moich zapasów kosmetycznych, to wcale mi to nie przeszkadzało ;-) Formuła olejków spodobała mi się i myślę, że chętnie wrócę do nich zimową porą. 
- żel pod prysznic Oriental Zen z linii Senses, Avon - ma działanie nawilżające i przepięknie pachnie jaśminem i zieloną herbatą. Wzbogacony został o kompleks witamin C i B5. Zapach ma wprost oszałamiający - piękny, orzeźwiający, bardzo odżywczy i świeży. Żel dobrze się pieni i zmywa wszelkie zabrudzenia ze skóry, która po umyciu nie jest przesuszona. Jest to niestety edycja limitowana i nie ma go już w sprzedaży, jednak jeśli gdzieś go przypadkiem napotkam z pewnością sięgnę po kolejne opakowanie.

- płyn ginekologiczny do higieny intymnej, Lactacyd - bardzo lubię produkty do higieny intymnej właśnie firmy Lactacyd, dlatego nie jest niespodzianką, że w moim denko pojawił się kolejny ich reprezentant. Delikatna, mleczna formuła dobrze się sprawdza i nie wywołuje żadnych podrażnień. Sięgnę po niego ponownie.

HIGIENA
W szeroko pojętej kategorii kosmetyków sklasyfikowanych jako "higiena" w styczniu udało mi się zużyć płyn do płukania jamy ustnej Listerine Advanced White, mydło w kostce o pięknym zapachu frezji marki Cien z Lidla oraz chusteczki od demakijażu Cleanic. Te ostatnie noszę w mojej przepastnej torbie treningowej, a ich największa zaleta jest to, że mają na tyle małe opakowanie, że zdążę je zużyć zanim wyschną ;-)
DO WŁOSÓW
- odżywka Winter Nourishment z linii Naturals, Avon - zachwyciła mnie swoim zapachem żurawiny. Moje włosy bardzo się z nią polubiły, tak samo jak i nos ;-) Pisałam o niej TUTAJ.

- suchy szampon Advance Techniques, Avon - odświeża włosy i absorbuje nadmiar sebum. Jest to już moje drugie zużyte opakowanie i mimo, że po kosmetyki tego typu sięgam jedynie w sytuacjach bez wyjścia, to doceniam już posiadanie takiej deski ratunkowej. Nie używałam wcześniej suchych szamponów, więc ciężko mi porównać produkt Avonu z innymi. Jeśli chodzi o sposób użycia, to należy spryskać nim włosy (ja zazwyczaj spryskuję te miejsca, które są w najgorszym stanie, a nie całe włosy), odczekać 1-2 min, a następnie rozczesać i układać. Nie mam pojęcia jak to się dzieje, natomiast po użyciu produktu na włosach rzeczywiście stają się one zdecydowanie wizualnie "czystsze" i bardziej świeże. Szuchy szampon nie wysusza włosów i nie zostawia białego filtru. Sięgnę ponownie, choć aktualnie testuję produkt innej firmy (żeby mieć porównanie).

- olejek do włosów Planet Spa, Avon - przyznaję, że zupełnie zapomniałam o istnieniu tego kosmetyku, który schował się gdzieś na dnie koszyka z kosmetykami. Całe szczęście jednak, że go szczęśliwie odnalazłam, bo okazał się SUPER! Po włożeniu na minutę do gorącej wody (aby się podgrzał) nakładałam go dość obficie na całe włosy, a po kolejnej minucie spłukiwałam i myłam włosy normalnym szamponem. A później po prostu WOW! Super miękkie włosy, błyszczące, pełne blasku, miłe w dotyku. Wrócę z pewnością, zwłaszcza że olejek ten jest z linii Planet Spa z oliwą z oliwek, której zapach po prostu uwielbiam!
MAKE UP i PRÓBKI
W kategorii makijażu w styczniu pożegnałam się z bardzo już przestarzałą odżywką rewitalizującą z Avonu, która nie nadawała się już niestety nawet jako baza pod lakier, a także z wydłużającym tuszem do rzęs z linii Color Trend także z Avonu. Tusz ten miał silikonową szczoteczkę o bardzo wąskim przekroju z grzebyczkiem i przyznaję, że ciężko było mi się do niej przekonać. 
Wśród zużytych próbek pojawiło się kilka kremów na dzień, które zużywałam po ukończeniu kremu Nivea Urban Skin, a przed rozpoczęciem kolejnego kosmetyku. W styczniu wzięłam także udział w wyzwaniu na Dress Cloudzie polegającym na zużywaniu codziennie jednej próbki, jednak przyznaję, że moje wyniki nie są powalające ;-) Zwróciło to jednak moją uwagę na to, że próbki także mają swój termin ważności i że warto je.. zużywać, a nie jedynie kolekcjonować. Z próbek zużytych w styczniu na szczególną uwagę zasługuje krem MIXA i jest to kolejny krem tej firmy, który mi bardzo odpowiadał. Z kosmetyków, które się u mnie kompletnie nie sprawdziły wymienić mogę próbkę kremu pod oczy z granatem Cosnature. Jak dość rzadko dostaję uczulenia na kosmetyki, tak tutaj reakcja była natychmiastowa, a ja wyglądałam jak panda, ale z czerwonymi oczodołami. Nigdy więcej!

Tak oto prezentują się moje pierwsze w tym roku zużycia kosmetyczne. Pojawiło się kilku ulubieńców, jak płyn micelarny z Biodermy, czy krem koloryzujący z Avonu, ale też udało mi się zużyć produkty, które "schodzą" mi bardzo długo, jak krem do stóp, czy serum do twarzy. Znacie jakieś kosmetyki z mojego denka? A jak tam Wasze zużycia? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-) 







poniedziałek, 15 stycznia 2018

Ulubione zimowe zapachy

Ulubione zimowe zapachy
Kiedy dni stają się coraz zimniejsze i krótsze częściej sięgam po zapachy, na które nawet nie spoglądam wiosną czy latem. Instynktownie poszukuję kompozycji zapachowych, które osłodzą chłodne wieczory i brzydką aurę. Perfumy na bazie wanilii, piżma i drzewa sandałowego rozgrzewają mnie swoją wonią i wprawiają w dobry nastrój. Jesteście ciekawi moich faworytów? Zapraszam do zmysłowej podróży!   

Jak powszechnie wiadomo w perfumach nuty bazowe mimo, że nie są zbyt mocno wyczuwalne, mają decydujące znaczenie dla charakteru całej kompozycji zapachowej. Tak zwane nuty głowy mają najbardziej intensywny zapach i to je czujemy najmocniej zaraz po otwarciu flakonu, ale po skropieniu nimi skóry dość szybko zanikają. Z kolei pośrednie do wymienionych nuty serca często nie są świadomie przez nas wyczuwane, jednak ich obecność świadczy o unikalności kompozycji i dopełnia mieszankę zapachową. Zapachy dzielone są też na kategorie w zależności od użytych do ich produkcji składników. I tak mamy zapachy cytrusowe i kwiatowe, po które chętnie sięgam wiosną oraz latem, a obok - zapachy z kategorii drzewnej, orientalnej czy szyprowej, które bardzo lubię w zimniejszych miesiącach.  
BIJOU, Avon
BIJOU, Christian Lacroix, Avon
Moje zestawienie ulubionych zimowych zapachów otwierają orientalno-waniliowe perfumy przygotowane dla firmy Avon w 2015 przez dom francuskiego projektanta Cristian Lacroix. Perfumy zamknięte są w pudrowo-różowej płaskiej butelce z kryształową zatyczką. Piękni prezentują się na toaletce, gdy światło odbija się na nierównościach szklanej butelki czy korka. Kompozycję zapachową otwiera soczysta mandarynka oraz jabłko i gruszka. W nutach serca wyczujemy jaśmin i orchideę, a bazę stanowi mocno wyczuwalna wanilia, piżmo i drzewo sandałowe. Podobno w nutach bazy znajduje się także anyż, na szczęście mój nos go nie wyczuwa (a ja nie przepadam za jego zapachem). Wbrew "ciężkiej" w opisie kompozycji sam zapach Bijou nie jest przytłaczający ani duszący i często używam go zarówno na co dzień, jak i na wieczorne wyjście. Lubię jego słodycz wanilii i świeżość owoców. Kojarzy mi się zawsze z obietnicą dobrej zabawy i radością. 
TODAY, Avon
TODAY, Avon
Zapach ten należy do rodziny zapachów "Today - Tommorow - Always - Forver". Ciekawostką jest, że unikalny składnik kompozycji Today - kwiat budlei - został opracowany specjalnie dla Avon przez dom perfumeryjny Firmenich. Te perfumy oszałamiają wręcz słodyczą, a ich trwałość jest bardzo duża. Spryskane nimi ubrania zachowują zapach nawet do kilku dni! Przede wszystkich wyczuwalne są tutaj kwiaty - wspomniany już kwiat budlei, hibiskus, frezje, kwiat pomarańczy, tuberoza i strelicja. Elegancji dodają zapachowi znajdujące się w nutach bazy piżmo, cedr czy nuty drzewne i woda różana. Cała kompozycja zamknięta jest w przepięknym kwadratowym flakonie z grubego szkła. Idealne na wszelkie "większe wyjścia" i uroczystości, których w zimowych miesiącach mamy całkiem niemało. Today to chyba jedyne perfumy, których zapach podoba mi się o każdej porze roku. Kojarzą mi się z miłością i kobiecością. Są tak charakterystyczne, że potrafię wyczuć osobę nimi spryskaną np. w tramwaju ;-)  
Aspire, Avon
Aspire, Avon
Aspire należą do zapachów kwiatowo-drzewno-piżmowych, a twórcą kompozycji w 2011 roku była Nathalie Feisthauer. Moje pierwsze zetknięcie z tym zapachem przypadło na styczniowy, wyjątkowo mroźny poranek. Po spryskaniu nadgarstka testerem wyczułam rozchodzące się ciepło, tak jakby sam zapach rozgrzewał mnie i moją skórę. Do tej pory ilekroć sięgam po kanciasty flakonik, w którym zamknięty jest ten zapach, mam wrażenie ciepła i spokoju. Wśród nut zapachowych znajdziemy tutaj piżmo i drzewo sandałowe oraz cedr, a także jaśmin, różę, irysy i aldehydy. Sam zapach ma wśród odbiorców zarówno zagorzałych zwolenników (to ja!), jak i przeciwników. Podobnie jak z zapachem linii Nuxe - albo się ją kocha, albo nienawidzi ;-) Jedno jest pewne, po Aspire nigdy nie sięgam, gdy temperatury za oknem zaczynają przekraczać 15 stopni. Ten zapach według mnie po prostu wymaga mroźnej aury.
ROUGE, Avon
ROUGE, Cristian Lacroix, Avon 
Kolejne dwa zapachy także zostały zaprojektowane przez Christian Lacroix, który zdobył światową sławę kreując luksusowe, wspaniałe i bajecznie kolorowe stroje inspirowane jego pasją do teatru i opery. Rouge to najstarsze z wymienianych dzisiaj perfum, bo zostały one wydane w 2007 roku. Zapach zamknięty jest w czerwono-bordowej buteleczce z koronkowym zdobieniem. Sam kształt flakonika kojarzy mi się z kształtami kobiety. Rouge to szyprowo-kwiatowe perfumy, dosyć ciężkie i zapadające w pamięć. Wśród nut zapachowych bazy znajduje się paczula, piżmo i drzewo kaszmirowe. Nutami głowy są pomarańcza, piwonia i..biały pieprz. Kompozycję dopełnia zapach kwiatów lotosu i osmantusu. Te perfumy zdecydowanie ubieram do eleganckich sukienek i na uroczyste wyjścia, czy randkę. Zapach jest zmysłowy, bardzo kobiecy i sensualny.      
AMBRE, Avon
AMBRE, Cristian Lacroix, Avon
Nieco lżejsze od swojej "czerwonej siostry" są perfumy Ambre. Przygotowane także w domu projektanta Cristian Lacroix, ale znacznie później, bo w 2014 roku. Najbardziej wyczuwalny w nich jest aromat mandarynki i jagód, do którego dołączają nuty różane i jaśminu. Jako baza występuje tutaj bursztyn i karmel. To jedyne perfumy wśród przedstawionych dzisiaj, które nie zawierają nut piżma. Należą one do kategorii zapachów szyprowo-gourmand. W noszeniu są zdecydowanie lżejsze od Rouge czy nawet Today. Mimo eleganckiego flakonu lubię sięgać po nie także na co dzień, zwłaszcza że zapach utrzymuje się przez wiele godzin. Mimo obecności wanilii, której zapach drażni mnie w ciepłych miesiącach, po Ambre sięgam czasami nawet późną wiosną choć wtedy już raczej w wersji na wieczór. 
TODAY, Avon
Dzisiejsza piątka zapachów to moi ulubieńcy na zimowe miesiące. Zdominowały ją zapachy z domu perfumeryjnego Christian Lacroix! Wszystkie też pochodzą z firmy Avon. To akurat nie jest o tyle dziwne, że jako konsultantka mam łatwiejszy do nich dostęp, niż do innych firm. Mimo wszystko sama jestem ciekawa jakie inne zapachy, w miarę kończenia się tych ulubieńców, zaczną wypierać tą Avonową "rodzinkę" ;-) Jednak patrząc na to, w jakim tempie zużywam zapachy to może jeszcze trochę czasu upłynąć... Lubicie pokazane dziś przez mnie zapachy? Znacie? A może macie ochotę podzielić się opiniami o swoich faworytach? Z przyjemnością poczytam Wasze komentarze! 

Przy dzisiejszym poście wspierałam się wiedzą z portalu Fragrantica.pl. Koniecznie do nich zajrzyjcie - o perfumach wiedzą wszystko (nie tylko tych z Avonu)!      

niedziela, 17 grudnia 2017

Dłonie i stopy zimą - pielęgnacja na chłodne dni

Dłonie i stopy zimą - pielęgnacja na chłodne dni
Zimą moja skóra bardzo się wysusza, co najbardziej dotkliwie odczuwam na dłoniach i stopach. Zużywam wtedy całoroczne zapasy produktów do pielęgnacji tych części ciała, bo przyznaję, że w pozostałych porach roku używam ich raczej sporadycznie. Mam to szczęście, że poza zimą nie mam problemów z przesuszającą się skórą dłoni, czy stóp, dlatego produkty po które sięgam to zazwyczaj "zwyklaki". Jeśli jesteście ciekawi moich aktualnych faworytów, to zapraszam do dalszej części posta. 
Dzisiejszy przegląd rozpocznę od jednego z najnowszych kosmetyków. Jest nim nawilżający krem do rąk ze świątecznej serii Yver Rocher. Wybrałam zapach owoców leśnych, który zauroczył mnie swoim słodkim aromatem. W świątecznej serii jest też wersja o nutach waniliowych. Krem Yves Rocher zamknięty jest w poręcznej tubce o pojemności 75 ml z wizerunkiem jelenia. Kolorystyka i szata graficzna opakowania kojarzą się ze świętami Bożego Narodzenia. Sam krem ma białą konsystencję i jest dość lekki. Bardzo szybko wchłania się w skórę i nie pozostawia na niej tłustego filtru. Skóra jest natychmiast nawilżona i wygładzona, a zapach kosmetyku pozostaje na niej dość długi czas. Krem można kupić w sklepach stacjonarnych Yves Rocher, jak i na ich stronie internetowej. I mimo, że nie narzekam na braki w kosmetykach do dłoni, to skusiłam się na ten produkt ;-) 
Regenerująco-odżywczy krem do rąk Treasures of the Desert Planet Spa z firmy Avon miałam podarować komuś w prezencie, ale po przetestowaniu go totalnie się w nim zakochałam i już go nikomu nie oddam! Ten niepozorny kremik zawiera marokański olejek arganowy i ma prześliczny zapach. Niestety kompletnie nie umiem nazwać tego zapachu, choć podobno są w nim między innymi nuty jaśminu. Tubka jest malutka, ma zaledwie 30 ml, ale za to zmieści się do każdej damskiej torebki. Sam krem bardzo dobrze odżywia skórę dłoni. Na długi czas pozostaje ona wygładzona i miękka. Krem bardzo szybko się wchłania, co jest dla mnie ogromną zaletą. Nie pozostawia także na skórze tłustego filmu, chociaż czuć, że dłonie są dobrze nawilżone.  
Krem do rąk Balea kupiłam z myślą o mojej mamie, która lubi mieć zawsze ten kosmetyk przy sobie. Teraz trochę żałuję, że nie wzięłam dwóch, ale myślę że poczekam cierpliwie na moją kolejkę ;-) Krem ma prześliczne opakowanie w kolorze fuksji z barwnymi kwiatami i różowym flamingiem. Pachnie egzotycznymi owocami z nutką kokosa - no po prostu żar tropików! Krem dobrze nawilża dłonie, które po jego użyciu pięknie pachną i są wygładzone i miękkie. Zapach nie utrzymuje się zbyt długo, ale jest miły i dzięki niemu przyjemnie używa się ten krem. Opakowanie ma 100 ml, a sam produkt kupiłam w drogerii DM podczas wycieczki do Pragi.
Drugi z kremów Balea otrzymałam w świątecznej przesyłce od koleżanki z Dress Cloud, Bożenki. Pochodzi on z najnowszej linii tej firmy z wizerunkiem wróżki - Fairy Dust. Jak wszystkie produkty Balea krem na prześliczne opakowanie. Pachnie także wspaniale, jak guma balonowa albo landrynki - zapach jest słodki i bardzo dziewczęcy. Dłonie po użyciu tego kremu są wyraźnie zmiękczone i nawilżone. Krem dobrze się wchłania i nie pozostawia tłustej powłoki na skórze. Produkt jest testowany dermatologicznie i jest odpowiedni dla wegan. Bardzo żałuję, że kosmetyki tej firmy nie są dostępne w Polsce, bo pewnie kupiłabym całą serię Fairy Dust (i mnóstwo innych serii tej firmy... ^^).
Jeśli chodzi o pielęgnację stóp to moim faworytem jest nawilżający płyn do kąpieli stóp z linii foot works firmy Avon, który PACHNIE CIASTECZKAMI!  Wyobraźcie sobie, że po długim, ciężkim dniu moczycie swoje stópki w gorącej wodzie o zapachu petit beurre... Zapewniam, że doznania i wrażenia są mega pyszne! ;-) Płyn do kąpieli sprawia, że skóra staje się dobrze nawilżona, zmiękcza też drobne zrogowacenia. Ma kremową konsystencję i dobrze rozpuszcza się w wodzie, której nadaje lekko mleczny kolor. Zazwyczaj używam go wieczorem, a po nałożeniu kremu rano mam mięciutkie stópki. Niestety ta linia produktów do stóp nie pojawia się ostatnio w katalogach Avon, dlatego zużywam resztki zapasów i będę musiała poszukać nowego faworyta.
Drugim ulubieńcem jest krem na pękające pięty także z Avonu (Heel Softening Cream), tutaj akurat w wersji z kwiatkiem. Mimo nazwy używam go na całą skórę stóp i muszę przyznać, że krem bardzo szybko i dobrze nawilża stopy i sprawia, że skóra na nich staje się miękka i gładka. Krem ma białą konsystencję i nie posiada zapachu. Opakowanie zawiera 75 ml produktu, a sam kosmetyk można nabyć u konsultantki Avon lub na stronie firmy za symboliczną cenę 7-9 złoty. Krem jest dość wydajny i niewielka ilość wystarcza na nałożenie na stopy dość grubej warstwy. 
Mimo, że ogólnie nie przepadam za zapachem lawendy, to nie unikam kosmetyków o takim aromacie, bo uspakaja mnie on i wycisza. Krem Beaute des Pieds z firmy Yves Rocher to jeden z nielicznych przedstawicieli produktów o tej woni, po jakie sięgam. Poza intensywnym, ale ładnym zapachem lawendy, krem doskonale nawilża skórę stóp i łagodzi zrogowacenia naskórka. Ma białą, treściwą konsystencję. Dobrze się wchłania, chociaż pozostawia na skórze delikatny filtr. Tubka jest niewielka, ale dzięki dużej wydajności wystarcza na dość długi czas. Z uwagi na zapach zazwyczaj stosuję go na noc. 


Przestawiłam Wam dzisiaj kosmetyki, które pomagają mi w walce z przesuszająca się zimą skórą dłoni i stóp. To własnie w tym okresie czasu nie wyobrażam sobie, abym nie używała na co dzień tych produktów, mimo że w pozostałych miesiącach nie odczuwam problemów z suchą skórą. Znacie lub używaliście produktów z mojej listy? A może macie innych faworytów godnych polecenia? Podzielcie się koniecznie opiniami w komentarzach ;-)   


Moje posty biorące udział w wyzwaniu "Piękna przed Świętami":
- Pielęgnacja twarzy i ust - LINK
- Pielęgnacja ciała - LINK 
- Zimowa pielęgnacja włosów - LINK

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Piękna przed Świętami — zimowa pielęgnacja włosów

Piękna przed Świętami — zimowa pielęgnacja włosów
Jak wiecie podjęłam się wyzwania dla blogerek organizowanego przez portal Trusted Cosmetics oraz Paulinę, autorkę bloga Różowa Szminka. Dzisiejszy post będzie już trzecim należącym do tej próby, a skupię się w nim na kosmetykach do pielęgnacji włosów. Jeśli jesteście zainteresowani po jakie produkty sięgam w te chłodne dni aby zabezpieczyć i ochronić moją czuprynę, zapraszam do dalszej części wpisu. 
Jesienią i zimą zmieniają się potrzeby mojej skóry, także i włosy zaczynają domagać się innej pielęgnacji i składników. Latem były narażone na wysokie temperatury i słońce, teraz głównie wysuszają się przez wiatr i zimne powietrze, a także mocniej się puszą przez noszenie czapki i kaptura. W pielęgnacji, podobnie jak w przypadku skóry twarzy czy ciała, stawiam teraz głównie na bogate formuły, nierzadko z zawartością olejków. Wolę mieć nieco bardziej przetłuszczające się włosy niż wysuszone. Zresztą prawdopodobnie moje włosy są bardziej suche niż samej mi się wydaje i stąd m.in. ich plątanie się. Ale przejdźmy do konkretów. 
Mam gęste, kręcone włosy, więc moim problemem jest ich puszenie się. Do mycia włosów używam przeróżnych szamponów, masek, odżywek, ale jeśli chodzi o ich pielęgnację to dość długo jestem "wierna" jednemu produktowi. Jest nim Spray do włosów Nutri 5 z Avonu. Kosmetyk ten świetnie nawilża i odżywia moje włosy. Można go stosować w każdej chwili, nawet codziennie. Nie skleja włosów i nie przetłuszcza ich. Ma ładny zapach. W składzie znajduje się kompleks Nutri 5 składający się z pięciu olejków - makadamii, migdałowego, nasion kamelii, winogronowym oraz marula. Kosmetyk jest dwufazowy, co oznacza, że przed użyciem musimy go dobrze wstrząsnąć, aby wymieszały się jego składniki. Włosy po użyciu sprayu są błyszczące i lepiej się układają. Są też wyczuwalnie odżywione. 
Jeśli chodzi o oczyszczanie włosów to sięgam po treściwe, bogate w składniki szampony. Ostatnim odkryciem jest szampon Glis Kur Hair Repair firmy Schwarzkopf. Szampon ten zawiera proteiny i kompleks keratynowy, które zwiększają odporność włosów i sprawiają, że stają się mocniejsze. Zgodnie z zaleceniem producenta produkt jest dedykowany włosom osłabionym i bez energii. Moje kręcioły bardzo polubiły się z formułą tego szamponu i po umyciu nim ładnie się skręcają i błyszczą. Lubię mlecznobiałą konsystencję tego szamponu i ładny, "fryzjerski" zapach, który pozostaje na włosach dość długo. Razem z tym szamponem stosuję zamiennie szampon BB firmy Avon, o którym pisałam w poście dotyczącym letniej pielęgnacji włosów TUTAJ. Jak widać pewne rzeczy się nie zmieniają ;-)
Wiele dobrego czytałam na blogosferze o wcierce Jantara, dlatego gdy tylko zauważyłam ją w promocji w Hebe nie wahałam się, aby ją kupić. Wcierka jest odżywką w sprayu, którą wcieramy w skórę głowy (w odróżnieniu od odżywek, którymi odżywiamy włosy). Ta z firmy Jantar zawiera wyciąg z bursztynu. Zamknięty w ciemnym opakowaniu ze sprayem produkt ma ciekawy, nieco męski zapach. Samo używanie wcierki jest bardzo proste, ponieważ możemy jej używać zarówno po umyciu na wilgotne włosy, jak i w zależności od potrzeby na włosy suche. Oczywiście najlepiej byłoby robić to regularnie, niestety ja co chwilę zapominam i tak mam okresy gdy używam jej częściej, ale i takie gdy wcale. Mimo to zauważyłam znaczną różnicę w kondycji skóry głowy i jak dla mnie produkt sprawdził się wyśmienicie. Przede wszystkim mam mniej podrażnioną skórę głowy - rzadziej zdarza się, aby swędziała czy piekła. Ponad to zauważyłam więcej tzw. baby hair, czego wcześniej nie miałam (albo nie w takiej ilości). Znacznie zmniejszyła się także ilość wypadających mi średnio włosów, co w połaczeniu z nowymi baby hair cieszy szczególnie <3 Jak dla mnie już te różnice są wystarczające, by sięgnąć po ten kosmetyk ponownie. Zwłaszcza że w promocji kosztował mnie jedynie 8 zł!
Obok bogatych w składniki szamponów lubię zimą sięgać bo bardziej treściwe odżywki. Winter Nourishment z linii Naturals z Avonu zachwyciła mnie swoim zapachem żurawiny i głęboko czerwoną, perłową konsystencją. Oprócz żurawiny znajdziemy tutaj także wyciąg z miodu, który odpowiada za nawilżenie i odżywienie włosów. Odzywkę używam po umyciu włosów szamponem. Nakładam na całej długości i spłukuję po około minucie. Włosy są miękkie w dotyku, dobrze odżywione i lśniące. W dotyku czuć ich nawilżenie i sprężystość. 
Moim niedawnym odkryciem jest całonocna maska do włosów z firmy Sephora. Widoczna na zdjęciu wyżej wersja z kokosem ma działanie odżywcze i regenerujące, ale w sprzedaży jest ich aż cztery. Oprócz kokosa jest też maska wzmacniająca przeciwko łamaniu się włosów z kerite, chroniąca kolor z acai oraz wygładzająca różana. W każdym opakowaniu znajduje się sama maska oraz czepek, aby maska mogła działać, a my byśmy nie brudziły poduszki. Kokosowa maska pachnie obłędnie. Spanie w czepku nie jest takie straszne, choć przyznaję, że trzeba kolejnego dnia mieć czas na umycie, a przynajmniej na porządne spłukanie włosów rano, co może być nieco kłopotliwe gdy spieszymy się do pracy. Dlatego rezerwuję czas dla tego typu masek w weekendy i po aplikacji maski na suche włosy (to ważne), zakładam czepek i czekam aż do rana na działanie kosmetyku. Sam czepek jest miękki i nie przeszkadza w czasie snu. Mimo moich obaw także nie spada z głowy i nie uwiera. Kolejnego dnia włosy są widocznie odżywione, miękkie i zregenerowane. Myślę, że taka kuracja raz na jakiś czas może być ciekawą alternatywą dla włosów. 

Już niedługo świąteczne uroczystości, warto więc zadbać o odpowiednią, odświętną fryzurę. Mam już w głowie kilka alternatyw - od zupełnie prostej, w postaci rozpuszczonych włosów, po niby zwykły koński ogon, ale jednak w nieco bardziej eleganckiej wersji dzięki użyciu gumek ze złotymi oprawkami z Aliexpressu. Lubię ten serwis, własnie z uwagi na ciekawe i niedrogie ozdoby do włosów dzięki którym moje fryzury mogą nabierać zupełnie innego charakteru. O nowościach zakupionych na Aliexpresie przygotuję dla Was niebawem osobny wpis. 

A jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów zimą? Macie sprawdzone sposoby na puszące i elektryzujące pod czapką włosy? Koniecznie podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach!

Moje posty biorące udział w wyzwaniu "Piękna przed Świętami":
- Pielęgnacja twarzy i ust - LINK
- Pielęgnacja ciała - LINK 


poniedziałek, 27 listopada 2017

Lato w środku listopada - jak przetrwać chłodne dni?

Lato w środku listopada - jak przetrwać chłodne dni?
Mamy koniec listopada i mało kto już z nas pamięta o lecie. Szare, ponure widoki za oknem nie nastrajają zbyt pozytywnie. Co gorsza do wiosny jeszcze dobrych kilka miesięcy, a słoneczne lato wydaje się być odległe niczym inna planeta... Jak sobie radzić w te zimne dni i przetrwać zimę w dobrym samopoczuciu?
Ludzie od zawsze interesowali się podłożem poczucia szczęścia i dobrego samopoczucia. Zainteresowanych tematem zachęcam do poczytania badań ojca psychologii pozytywnej, za którego uważa się Martina Seligmana. Nie trzeba jednak być badaczem psychologi, aby samemu zauważyć, że nasze nastawienie ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Innymi słowy - to my sami, swoimi myślami powodujemy, że czujemy się lepiej lub gorzej. Można by więc powiedzieć, że jeśli będziemy uprzyjemniali sobie każdą możliwą chwilę, to zima wcale nie będzie taka straszna! Zapraszam na moje sposoby na przetrwanie zimowej aury ;-) 
To, za co najbardziej kocham lato to duża ilość słońca. Oczywiście wiadomo, że teraz są na nie niewielkie szanse. Dni stały się znacznie krótsze, a słońce nawet jeśli wyjrzy nieśmiało zza chmury, to nie ma takiej mocy jak w czerwcu czy lipcu. Jednak mimo, że dni bywają zupełnie deszczowe i pochmurne warto jak najwięcej czasu spędzać na dworze przy świetle dziennym. Zaspokoi to nasze dzienne zapotrzebowanie na wit. D, a poza tym zazwyczaj okazuje się, że gdy wyjdziemy już na dwór, to świat wcale nie jest taki okropny jaki wydawał się zza okna. Odpowiednie przygotowanie, ubranie na cebulkę i można spacerować!  
W ciepłych miesiącach większą uwagę poświęcam swojemu ciału. Dbamy o jego odpowiednie nawilżenie i wygładzenie, depilujemy się i poświęcamy uwagę naszym stopom. Wiele z nas, także i ja, wraz z nastaniem chłodniejszej aury zapomina o jego potrzebach. A jest to świetny sposób na poprawę samopoczucia! To co sprawiało mi przyjemność latem - szczotkowanie ciała na sucho, czy gruboziarniste peelingi - nadal działa i ogromnie polepsza humor. Jedyne o co trzeba zadbać, to podwyższenie temperatury w łazience - nikt nie lubi ściągać ubrań w chłodnym pomieszczeniu. Na gładkie ciało nakładam nieco balsamu brązującego, aby moja skóra nie świeciła już bielą. I od razu przypomina mi się słoneczne lato ;-) Podobny efekt można uzyskać korzystając z solarium, jednak akurat dla mojej skóry nie jest ono wskazane, więc zdecydowanie skłaniam się ku korzystaniu z balsamów brązujących i samoopalaczy. 
Wiosną i latem otacza nas feeria barw i wspaniałych zapachów. Oddziaływają one na nasze zmysły i zapewniają wiele radości. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby i zimą sięgnąć po te zapachy w postaci np. kosmetyków. Niedawno zostałam Ambasadorką Le Petit Marseiliais i miałam przyjemność przetestować ich najnowszy żel pod prysznic o zapachu truskawki. Zamknięty w dużym (aż 400 ml!), kwadratowym opakowaniu żel ma półprzeźroczystą, różową barwę. Dobrze się pieni i doskonale zmywa z ciała wszelkie zanieczyszczenia, dając uczucie orzeźwienia i czystości. Jego największą zaletą jest niesamowicie intensywny zapach, do złudzenia przypominający świeże truskawki. I to takie zerwane prosto z krzaczka. Zapach czujemy nie tylko podczas używania żelu, ale także długo później zarówno na skórze, jak i w całej łazience. Skojarzenie z błogim, wakacyjnym czasem jest jak najbardziej naturalne. 
Delikatny żel truskawkowy LPM ma pH neutralne dla skóry i biodegradowalną bazę myjącą. Został wzbogacony o składniki pochodzenia roślinnego. Sama marka powstała w słonecznej Prowansji i szczyci się tym, że w ich produktach poczujemy "zapach słonecznej natury". Nie wiem, jak w innych kosmetykach LPM, ale w zapachu żelu truskawkowego rzeczywiście możemy doszukać się słońca, a po umyciu ciała tym produktem, z pewnością poczujemy się szczęśliwsze. Na mnie zapach ten działa bardzo odżywczo i radośnie. Jednakże jeśli tak jak ja macie dość wrażliwą skórę, to może się okazać, że mimo delikatności żelu po kąpieli wasza skóra będzie potrzebowała dodatkowej warstwy balsamu. Nie trzeba traktować tego jako wadę, w końcu jesienią i zimą potrzeby naszej skóry zmieniają się i często może ona potrzebować więcej warstewek ochronnych. O sposobach na pielęgnację ciała w chłodne miesiące pisałam w ostatnim poście LINK. Tutaj jednak chciałabym wskazać na to, że wybierając apetyczny, soczysty zapach balsamu do ciała także wpływamy pozytywnie na nasze samopoczucie. A owocowych zapachów mamy wśród kosmetyków całe mnóstwo!  
Kolejną przyjemnością jakiej oddajemy się latem jest jedzenie dużej ilości owoców i warzyw. Dlaczego więc miałabym rezygnować z tego teraz, zwłaszcza, że przez cały rok możemy teraz kupić większość świeżych owoców, a te których brakuje zazwyczaj są dostępne w wersji mrożonek. Dlatego zwłaszcza jesienią i zimą mój blender i sokowirówka mają dużo pracy, bo Żaden sok czy smoothie kupione nawet w najlepszym sklepie nie zastąpi przygotowanego własnoręcznie. Ten zapach, smak - sama radość! I do tego jeszcze porcja witamin, które zwłaszcza teraz są nam bardzo potrzebne. Przepisów na soki i koktajle znajduje się w internecie mnóstwo. Ja zazwyczaj miksuję co mam w domu pod ręką. Mogą to być słoneczne soki z marchewki i jabłka, czy bardziej pożywne miksy banana z mlekiem, lub mrożonki owoców leśnych. Zobaczcie sami na te kolory!
Do astronomicznej wiosny zostało jeszcze całkiem sporo czasu warto więc zadbać o dobre samopoczucie, aby przeżyć ten czas w pozytywnym nastroju. Moimi sposobami na to są m.in. spacery na świeżym powietrzu, własnoręcznie miksowane soki i smoothies oraz pielęgnacja ciała kosmetykami o soczystych, owocowych zapachach. Jednym z takich kosmetyków jest wspomniany przez mnie truskawkowy żel Le Petit Marseiliais, który ostatnio testuję. A jakie są Wasze sposoby na przedłużenie lata? Jak uprzyjemniacie sobie te zimne, ciemne dni w oczekiwaniu na wiosnę? Koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach ;-)
#truskawkowylpm #ambasadorkalpm #lpmprzedluzalato 
Copyright © Nostami blog , Blogger