poniedziałek, 24 maja 2021

Recenzja: makijaż z Miya - naturalne tusze oraz krem BB

Recenzja: makijaż z Miya - naturalne tusze oraz krem BB

 O kosmetykach do pielęgnacji Miya Cosmetics pisałam na moim blogu już wielokrotnie (linki do wszystkich wpisów znajdziecie na dole). Marka ma jednak w swoim portfolio także produkty przeznaczone do makijażu! Bohaterami dzisiejszego wpisu będą naturalne mascary o pielęgnacyjnej formule, a na deser opowiem Wam też o lekkich kremach BB, zapraszam! 

Seria pielęgnujących szminek z olejkami pojawiła się już w grudniu 2019. Później stopniowo dołączały także inne produkty, jak rozświetlacze mySTARlighter, czy kremy BB. W tym roku linia kosmetyków do makijażu powiększyła się o dwie mascary dające różny efekt na rzęsach. Obie mają naturalną formułę na bazie wosków roślinnych karnauba, candelilla oraz Myrica. Woski, obok wyciągu z żywicy akacji, dają efekt pogrubienia rzęs, a także działają odżywczo i nabłyszczająco. W formule znajdują się także olejki: arganowy, różany i rycynowy. Ten ostatni zwłaszcza słynie z dobroczynnego działania na rzęsy oraz efektu przyciemnienia. Zawarty w tuszach pigment jest pochodzenia mineralnego i to on nadaje rzęsom intensywny, czarny kolor Miya Black. Ponad 99% składników formuły tuszów jest pochodzenia naturalnego. 

Skład: Aqua*, Ci 77499*, Glycerin*, Stearic Acid*, Polyglyceryl-3 Diisostearate*, Copernicia Cerifera Cera*, Euphorbia Cerifera Cera*, Myrica Cerifera Fruit Wax*, Glyceryl Stearate*, Cetearyl Alcohol*, Argania Spinosa Kernel Oil*, Glyceryl Caprylate*, Pentylene Glycol*, Potassium Hydroxide, Magnolia Officinalis Bark Extract*, Acacia Senegal Gum*, Dehydroxanthan Gum*, Xanthan Gum*, Rosa Canina Fruit Oil*, Ricinus Communis Seed Oil*, Sodium Phytate*, Alcohol*

* składnik pochodzenia naturalnego

Kosmetyki są wegańskie. Są także przebadane dermatologicznie i pod nadzorem okulisty. Tusze mogą być stosowane przez osoby o wrażliwych oczach i noszące szkła kontaktowe. Formuła na bazie wosków roślinnych i olejków nie tylko podkreśla piękno rzęs, ale też dodatkowo je odżywia i pielęgnuje. Jak już wspominałam tusze Miya mają dwie wersje, z różnymi rodzajami szczoteczek i dające nieco odmienny efekt na rzęsach. 

myNATURALmascara Miya Cosmetics

Ma klasyczną szczoteczkę z włosiem i zwężającą się końcówkę, która umożliwia dotarcie do tych najkrótszych rzęs w kącikach oczu. Łatwo rozprowadza tusz na rzęsach przy okazji je rozczesując. Po nazwie spodziewałam się bardzo delikatnego efektu na oczach, a jednak ku mojemu zaskoczeniu to właśnie ta wersja na moich rzęsach robi większe "wow". Szczoteczka fajnie otwiera mi oko, rzęsy są mocniej podkreślone i mają piękny, głęboko czarny kolor.

myNATURALmascara MIYA

Zdarzały mi się sytuacje, zwłaszcza na początku używania tuszu, gdy szczoteczka nabierała za dużo tuszu i rzęsy gdzieniegdzie wyglądały na posklejane. Ja mam jednak taki nawyk podczas wykonywania makijażu, że czystą szczoteczką zawsze rozczesuję rzęsy na koniec, dzięki czemu są one ładnie porozdzielane. Taką szczoteczkę można kupić w drogerii za kilka złoty, ja swoją dostałam od kosmetyczki po moim jedynym w życiu zabiegu przedłużania rzęs 1:1 kilka lat temu ;-) 

myPOWERmascara Miya Cosmetics

W tym tuszu szczoteczka jest wykonana z silikonu, a jej lekko wygięty kształt powoduje, że rzęsy są mocno podkręcone. Ona także ma końcówkę umożliwiającą dotarcie do mniejszych włosków. Silikonowe włoski są sztywniejsze, dzięki czemu już przy pierwszej warstwie tuszu nakładamy go znacznie więcej, niż w poprzedniej wersji. To powoduje, że rzęsy wydają się grubsze i pełniejsze. 

myPOWERmascara MIYA

W moim przypadku mam wrażenie, że efekt jest mniej wyrazisty niż przy poprzedniej wersji. Podoba mi się za to efekt podkręcenia rzęs, wręcz wywinięcia ich jak przy laminacji! Jak widać zatem mimo identycznej formuły to rodzaj szczoteczki może warunkować efekt, jaki uzyskamy w makijażu. Każdy też ma swoje osobiste preferencje czym bardziej lubi pracować. Jak wiecie ja najbardziej lubię grube, wielkie szczoty które mocno otwierają rzęsy. Ponieważ dawno już nie miałam takich "węższych", to musiałam od nowa się do nich przyzwyczaić. Z obu tuszy Miya bardziej polubiłam myNATURALmascara mimo, że uważam że na moich rzęsach daje on efekt "power" ;-) Myślę jednak, że zastanawiając się nad wyborem tuszu najlepiej kierować się tym, jakim rodzajem szczoteczki wolicie pracować - czy silikonowymi, czy z naturalnym włosiem. 

Lekki krem BB SPF 30 myBBcream

Kremy BB to lżejsza alternatywa dla podkładów. Nie mają tak mocnego krycia, ale za to mają działanie pielęgnujące skórę. myBBcream marki Miya zawierają naturalne pigmenty, które podkreślają odcień skóry. W składzie znajduje się olej z nasion pomidora, ze słodkich migdałów oraz ekstrakt z rozmarynu i kwas hialuronowy. Odżywiają one skórę, regenerują ją, a kwas hialuronowy utrzymuje odpowiedni poziom jej nawilżenia. Jak wszystkie produkty marki także i myBBcream jest wegański, a 94% jego składników jest pochodzenia naturalnego. 

Skład: Aqua*, Polyglyceryl-4 Laurate/Succinate*, Propanediol Dicaprylate**, Glycerin*, Solanum Lycopersicum Seed Oil*, Cetearyl Alcohol*, Isoamyl Laurate**, C13-15 Alkane*, Octyldodecanol**, Propanediol*, Cetyl Esters*, Sorbitan Laurate**, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Ethylhexyl Triazone, Prunus Amygdalus Dulcis Oil*, Diethyloamino Hydroxybenzoyl Hexyl Benzoate, Sodium Stearoyl Glutamate**, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract*, Microcrystalline Cellulose**, Cellulose Gum**, Sodium Hyaluronate**, Jojoba Esters**, Trihydroxystearin**, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sodium Phytate**, Alcohol**, Xanthan Gum**, Parfum, Alumina*, Silica*, Citric Acid*, CI 77891**, CI 77492**, CI 77491**, CI 77499**

*składnik pochodzenia naturalnego **składnik certyfikowany

U góry myBBcream wersja "very fair skin tone", na dole "fair skin tone"

myBBcream występują w trzech wersjach kolorystycznych: cera bardzo jasna, cera jasna i cera śniada. Swój pierwszy egzemplarz kupiłam sobie tuż po wakacjach i wtedy zdecydowałam się na wersję "jasną". Niestety letnia opalenizna dość szybko mi zniknęła, dlatego tym chętniej zdecydowałam się przetestować tą o kolorze "bardzo jasnym". Ja jestem ogromną fanką kremów BB i bardzo lubię ich delikatniejsze krycie i lekkość. Cera ma zauważalnie ładniejszy koloryt, ale nie ma przy tym wrażenia mocnego makijażu. Większość miejsc "do ukrycia" jest zdecydowanie mniej widoczna, a jeśli chcę przykryć je bardziej to zawsze mogę użyć punktowo korektora. Z innej strony przyznaję, że czasami specjalnie niezbyt dokładnie maskuję wszelkie niedoskonałości, bo lubię taki bardziej "naturalny look", nawet w wieczornym makijażu. 

myBBcream po niewielkim roztarciu -
na górze wersja "very fair skin tone", na dole "fair skin tone"

Krem myBBcream Miya Cosmetics nie jest moim pierwszym kremem typu BB jaki używałam. Miałam wcześniej styczność z kosmetykami tego typu innych marek - Avon, Vianek i Missha. Ten ostatni jest moim ulubieńcem już od ponad roku (LINK) i to przez niego głównie przerzuciłam się z podkładów na kremy BB. Porównując myBBcream Miya do M Perfect Cover BB Cream Missha zauważyłam, że ten pierwszy ma mniejsze krycie, ale daje bardziej matowe wykończenie. Nie miałam jeszcze okazji sprawdzić go w upalne dni (wiosenne aura jest jak dotąd raczej umiarkowana), ale jeśli uda mu się zachować to lekkie zmatowienie to mój faworyt może poczuć się nieco zagrożony ;-) Jeśli chodzi o porównanie cen, to Missha jest zdecydowanie droższa, ale można upolować ją czasami w promocji nawet za 35 zł. Krem myBBcream Miya kosztuje 45 zł, ale na niego także dobrze polować na promocji w drogerii. 

Kosmetyki do makijażu marki Miya mają za zadanie nie tylko poprawić wygląd i podkreślić urodę, ale też pielęgnować skórę, czy rzęsy. W ich formułach wśród naturalnych składników znajdziemy roślinne olejki i ekstrakty. Pisząc o produktach do makijażu nie mogę nie wspomnieć o pomadkach myLIPstick, które mogliście nie raz spotkać w moich wyzwaniach "7 dni 7 szminek" na Instagramie. Obiecuję, że przygotuję w końcu dla Was zestawienie wszystkich kolorów tych pomadek! Pamiętam także o zestawieniu wszystkich serum serii BEAUTY.lab ;-) 


KONKURS!

Na zakończenie dzisiejszego wpisu zapraszam Was, czytelnicy mojego bloga do małego konkursu. Warunkiem udziału jest bycie obserwatorem mojego bloga. Jeśli macie ochotę na udział w konkursie, to w komentarzu po wpisem napiszcie, który element makijażu jest dla Was najważniejszy? Spośród osób biorących udział w zabawie wybiorę do 31 maja 2021 jedną osobę, która otrzyma zestaw obu nowych mascar Miya, z dzisiejszego posta. Zwycięzcę ogłoszę w komentarzu pod tym postem 1 czerwca. POWODZENIA! 


MOJE INNE RECENZJE KOSMETYKÓW MIYA:

- HAND.lab kuracja do suchych i zniszczonych dłoni MIYA

- Serum nawilżające Beauty.lab, krem pod oczy i esencja micelarna MIYA

- Boostery MIYA oraz kosmetyki do oczyszczania 

- Kremy z serii myWONDERbalm MIYA

piątek, 7 maja 2021

Denko marzec i kwiecień 2021

Denko marzec i kwiecień 2021

Dobra informacja jest taka, że mimo nawrotów zimy wiosna dni są coraz cieplejsze. Zmieniają się więc potrzeby mojej skóry, a co za tym idzie - moja pielęgnacja. Chodźcie zobaczyć, jakie kosmetyki sprawdziły się u mnie (lub nie) w czasie minionych dwóch miesięcy!

Chciałam na potrzeby tego wpisu ułożyć opakowania po zużytych produktach w jakiś "fajny" układ, jednak znów było ich tak dużo, że z trudem pomieściłam je na wspólnym zdjęciu... I o ile wygodniej jest mi pisać takie dwumiesięczne zestawienia, to ilość opakowań zawsze mnie nieco przeraża! I tak oto w marcu oraz kwietniu zużyłam 44 kosmetyki pełnowymiarowe (w tym 3 produkty do makijażu, 2 maseczki saszetki i 1 płachtę) oraz 3 wersje mini i 1 próbkę. Zapraszam po szczegóły poniżej! 

DO TWARZY

- kremowy olejek do mycia twarzy Chaber Bławatek POLANA, Herbapol - miał bardzo łagodną formułę. Mimo moich obaw skutecznie oczyszczał i usuwał pozostałości makijażu, a przy tym dawał uczucie nawilżonej i odświeżonej skóry. Kosmetyk ma postać zbliżoną do mleczka, nie pieni się i ma delikatny zapach. Zawiera ponad 98% składników pochodzenia naturalnego, a wśród nich obok czerwonej koniczyny znajduje się ekstrakt z chabra bławatka, lnu, ogórka i kwiatu słonecznika. Skóra po użyciu olejku jest oczyszczona, promienna i nawilżona. Zdecydowanie świetny kosmetyk!

- woda micelarna Sensibio h2o, Bioderma - mój faworyt w dziedzinie demakijażu oczu niezmiennie od wielu lat <3 I mimo poznania wielu świetnych produktów raczej na podium dalej będzie ten produkt. Głównie z uwagi na super szybkie działanie kojące wrażliwą okolicę oczu i uczucie nawilżenia, jakie zostawia. 

- krem mikrozłuszczający z kwasem migdałowym na noc, Ziaja - mój kolejny faworyt do używania "w razie potrzeby", zwłaszcza wtedy gdy moja skóra robi się bardziej kapryśna i tłusta. Lubię za zapach, działanie i wracam regularnie.

- tonik Clearskin 0,5%, Avon - do tego kosmetyku także wracam jak bumerang, bo świetnie radzi sobie z uspokojeniem mojej skóry i wszelkimi zanieczyszczeniami. Linia Clearskin ma kilka wersji toniku oczyszczającego, mi najbardziej odpowiada ta o najmniejszej ilości kwasy salicylowego - jest skuteczna, a zarazem nie powoduje przesuszania się skóry. 

- tonik matujący Nutra Effects oraz płyn micelarny Nutra Effects, Avon - wyrzucam po terminie ważności (parę lat!)

DO CIAŁA

- masło do ciała It's a magical time, Balea - mocno odżywczy krem do ciała o świątecznym zapachu wanilii, który znalazłam w zeszłorocznym kalendarzu adwentowym. Dobrze odżywiało i wygładzało skórę, ale z uwagi na zapach używałabym jedynie w okresie około świątecznym :)

- żel do ciała Greek Seas Planet Spa, Avon - a tutaj z kolei zupełnie inna konststencja żelowa, mocno nawilżająca. W użyciu podobny do żeli aloesowych - szybko się wchłaniał i pozostawiał skórę jedwabiście gładką. No i ten zapach! Uwielbiam kompozycje zapachowe Planet Spa!

- masło do ciała De-stress Body Balm Orange & Wild Rose, Calcot Manor - tłuste masło do ciała o przepięknym zapachu, w którym wyraźnie czuć nuty kwiatów róży i pomarańczy. Zapach jest piękny, relaksujący i długo utrzymuje się na skórze. Masło bardzo dobrze nawilżało i odżywiało skórę, sprawiało że była ona miękka i zregenerowana. Pielęgnacja dzięki zapachowi sprawiała mi ogromną przyjemność ;3 Kosmetyk miał lekko żółtawą barwę, ale nie barwił skóry. Dostałam je w prezencie i wiem, że jest ono (było?) dostępne w UK. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się gdzieś jeszcze natrafić na ten produkt, bo bardzo się z nim polubiłam!

- peeling do ciała Chocolate, I ❤ Revolution - wegański peeling do ciała na bazie soli, którą było wyraźnie w nim czuć. I która niestety podrażniała mi skórę. Oprócz drobin ścierających widać w nim było cząstki czekolady (?), niestety nie dawały one zbyt mocnego zapachu. Opakowanie niezbyt wygodne do stosowania pod prysznicem, ja sobie przesypałam do pojemniczka. Mimo wszystko ostatnio jakoś bardziej lubię peelingi w "stałej" konsystencji ;) 

- peeling do ciała My Coconut Island, Treaclemoon - kremowa, puszysta pasta zawiera dość mocne drobiny ścierające i choć jest to peeling raczej drobnoziarnisty, to możecie spodziewać się porządnego wygładzenia naskórka. Największe wrażenie robi tutaj jednak zapach, który jest przepiękny! I choć nie jestem mega fanką kokosowych zapachów, to ten zdecydowanie działa na mnie odprężająco. Właściwie to nie jest sam kokos, ale tak jak mówi producent - ciepły piasek, słodki wiatr, wakacje w tropikach... Kosmetyk zawiera m.in. olej z jojoby który pozostawia skórę jedwabiście gładką. Skóra po użyciu tego peelingu była wygładzona, miękka w dotyku, ale równocześnie nawilżona. Zapach na skórze utrzymuje się jakiś czas i jest bardzo przyjemny dla nosa. Bardzo się polubiliśmy i chętnie poznam inne produkty tej marki!

- masło do ciała Heavenly Hydration Planet Spa, Avon - tłuściutkie masło o przyjemnym, odświeżającym zapachu. To moje chyba drugie opakowanie, więc nie muszę mówić, że raczej sie polubiliśmy? ;) Na plus opakowanie, które można później wykorzystać do przechowywania. 

- żel do brzucha i biustu Optimals Body, Oriflame - nie chcę nawet liczyć, które to już moje opakowanie tego kosmetyku, bo go naprawdę uwielbiam! Ma delikatny zapach, żelową konsystencję, która szybko się wchłania i sprawia, że skóra natychmiast staje się jędrniejsza i gładsza! Firma co jakiś czas zmienia mu opakowanie, ale skład na szczęście pozostaje chyba nie zmieniony, a przynajmniej nadal mnie zachwyca ;-)

- balsam After Sun Sun+, Avon - złocisty balsam, który podkreślał opaleniznę. Zawierał sporo błyszczących drobinek, ale pięknie prezentował się na skórze. No i szybko koił podrażnienia po opalaniu. Końcówkę jednak wyrzucam, bo jest on już dawno po terminie ważności.

- masło do ciała After Sun Sun+, Avon - podobnie jak kosmetyk powyżej lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Jednak pamiętam, że było to odżywcze masło, które szybko koiło skórę po nadmiernej ekspozycji na słońce i delikatnie ją chłodziło. 

HIGIENA 

- żel pod prysznic Chewy Sweets, Bilou - markę Bilou stworzyła niemiecka YouTuberka Bibi, kosmetyki są wegańskie i produkowane z naturalnych składników. Żel bardzo dobrze się pienił, nie podrażniał skóry i miał wspaniały, słodki zapach pianek mashmallow. Był ultra delikatny dla skóry.

- pianka pod prysznic Tasty Donut, Bilou - miała bardzo gęstą konsystencję, śnieżnobiałą barwę i była mega wydajna. Pachniała słodko jak donaty, przyjemnie myła moją skórę i nie powodowała jej wysuszenia. Oba kosmetyki były świetne! Zdecydowanie chętnie poznam inne produkty tej marki jeśli tylko je gdzieś napotkam ;3

- żel pod prysznic Energy & freshness, Cafe mimi - zdecydowanie zgadzam się z nazwą! Kompozycja zapachowa limonki i guawy była bardzo energetyzująca i odświeżająca! Żel miał dość intensywny zapach, dobrze się pienił i nie powodował wysuszania skóry. Wielki PLUS za opakowanie, które po zużyciu kosmetyku jest płaskie i zajmuje mniej miejsca. Rosyjska marka kosmetyków naturalnych Cafe Mimi bardzo mnie zainteresowała, zawsze też będę powtarzać, że naszym typom urody bliżej do pielęgnacji rosyjskiej niż koreańskiej ;-)

- emulsja do higieny intymnej Łagodząca, Lactacyd - tradycyjnie w moim denko produkt marki, której kosmetyki do higieny intymnej sprawdzają się u mnie bardzo dobrze, a przy tym są łatwo dostępne ;-)

WŁOSY I STOPY

- krem myjący 3w1 Low Shampoo ELSEVE, L'Oreal - jaki to był super szampon!!! Dostałam go od mamy, której zupełnie nie odpowiadała jego formuła. A dla mnie okazał się totalnym strzałem w 10! Miał niskopieniąca się formułę. Właściwie mycie nim włosów przypomniało mycie odżywką - należało nałożyć go na mokre włosy, wmasować kremową formułę, pozostawić na kilka minut i później spłukać. Super wygodne i szybkie stosowanie. Szampon dobrze oczyszczał moje włosy oraz nie podrażniał skalpu. Włosy były mocniej dociążone, tak jak lubię. Dzięki temu loki dostawały mocniejszego skrętu, a włosy łatwiej się rozczesywały. Bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem i chętnie do niego wrócę w przyszłości. 

- suchy szampon Domph my locks, Batiste - mini wersja suchego szamponu. Niczym szczególnym się nie wyróżniała, mam wrażenie że włosy były po niej bardziej sztywne, jakby po "push up"-ie ;)  

- kosmetyki do stóp Foot Works, Avon - zrobiłam porządki wśród kosmetyków do stóp, stąd takie nagłe zwiększenie się ich obecności w denko. Wszystkie widoczne na zdjęciu były już sporo po terminie ważności i nie ma już ich w ofercie Avon - nie będę więc się o nich rozpisywać. Było - minęło. Muszę wprowadzić więcej regularności w dbaniu o swoje stopy!

HIGIENA CD.

- płyn do płukania jamy ustnej 3D WHITE, Oral-B - poprawny, odświeżający, nie zauważyłam spektakularnego wybielenia, ale był przyjemny w użyciu (i bez pieczenia od alkoholu!)

- mydło strawberry & apple, Flying Tiger - miało kuszący zapach, ale potwornie wysuszało mi skórę rąk

- pasta do zębów na dzień, Faberlic - w składzie past tej serii znajdziemy sporo naturalnych składników. Pasta była poprawna, miała miętowy posmak. 

- pasta do zębów Zdrowie Dziąseł, Faberlic - miała aloesowy smak i zapach, była bardzo delikatna. Ja jednak wolę mocniejsze uczucie odświeżenia, ale myślę że osobom które mają bardzo wrażliwe dziąsła może się spodobać!

- mydło do rąk Aloe Ananas, Yumi - miało śliczny zapach i było prawie w całości skomponowane z naturalnych składników. Wygodne też było nie za duże opakowanie z pompką, które z powodzeniem mieściło się na mojej niedużej umywalce. Dobrze się pieniło, niestety okrutnie przesuszało mi skórę na dłoniach. Sprawdzałam kilkukrotnie i to zasługa tego kosmetyku ;/ Szkoda, mam nadzieję jednak, że inne produkty tej marki sprawdzą się u mnie lepiej!

MASECZKI I MAKIJAŻ

- maska w płachcie Animal Dragon Soothing Mask, SNP - przyjemna, mocno nawilżająca płachta z nadrukiem smoka. Ostatnio częściej wracam do tego typu masek, choć ciężko mi zauważyć znaczące różnicę w ich działaniu ;-)

- maski #foodie, Soraya - o tych maskach szykuję niebawem dla Was wpis, więc "stay tuned!"

- plasterki na wypryski COSRX, Clearskin Avon i Isana - recenzje wszystkich tych kosmetyków znajdziecie tutaj LINK

- puder spiekany, FM Group - powinien raczej nazywać się spiekanym brązerem ;-) Robił ładną, złociściebrązową taflę i był mega wydajny. 

- róż Self Discovery, Avon - dość wiekowy już produkt, ale niezwykle uniwersalny. Używałam go jako róż i rozświetlacz w jednym. Nadawał skórze ładny koloryt, ale efekt był subtelny. Szkoda, że już go nie ma w ofercie!

- tusz 5inOne Lash Genius, Avon - zielonkawa wersja tuszu, którego recenzję znajdziecie na moim blogu LINK

- maść Intensive Relief, Blistex - najukochańszy produkt leczący moje spierzchnięte usta, ale też bardzo skuteczny w walce z opryszczką. Uwielbiam!

- próbka kremu Lift, Bielenda - poprawny, lekki krem nawilżający na dzień. Pewnie się powtórzę, ale próbki Bielendy są tak małe, że nie ma mowy o dłuższym stosowaniu i sprawdzeniu efektu. 

- próbka kremu Wake Up Cream Perfect Skin Anew, Avon - mój ulubieniec głównie ze względu na zapach. Leciutki i świeży. Lubię mieć go w podróżnej kosmetyczce.


Kolejne opakowania po kosmetykach lądują w koszu, a ja coraz świadomiej zaczynam dokonywać wyborów w drogerii ;-) Jak tam Wasze zużycia ostatnimi czasy? Macie nowe polecajki - ulubieńców? Znacie któreś z kosmetyków z mojego zestawienia? 

Copyright © Nostami blog , Blogger