Za oknem trwa pandemia, a ja mimo że jestem w domu prawie przez 90% czasu od 25-go marca nie mogę jakoś zabrać się za pisanie bloga. Tzn. nie mogłam, bo jak widać coś się tutaj rodzi i może to znak, że już wystarczy tego marazmu i tego zawieszenia? Tak trochę tłumacząc moją nieobecność zapraszam Was na marcowe denko, czyli wpis o kosmetykach, które zużyłam w tym miesiącu. Znawcy twierdzą, że takie posty zawierają najbardziej wartościowe recenzje - te produkty bowiem zużyłam do samego dna!
W moim pudełku z opakowaniami znalazło się tym razem 15 pustych kosmetyków, 1 miniaturka, 5 maseczek i 4 próbki. I chyba już zawsze na wstępie będę pisała te "ilości", żeby później w grudniu łatwej móc policzyć całoroczne zestawienie :)
DO CIAŁA
- żel pod prysznic i do kąpieli Konopie Polskie, Nutka - wygrałam w konkursie na Instagramie marki, a że podczas transportu butelka nieco się uszkodziła, to zaczęłam go używać poza kolejnością. Linia "Konopie polskie" Nutka to kosmetyki nawilżające i odżywiające, przeznaczone dla skóry z oznakami zmęczenia i odwodnienia. Żel zgodnie z informacją producenta zawiera ekstrakt z konopi polskich (siewnych), który zawiera m.in. przeciwutleniacze, proteiny i aminokwasy, a także wit. B, C, D i E i związek CBD łagodzący suchość skóry i stany zapalne. Kosmetyk znajduje się w dużej, plastykowej butelce z pompką o pojemności 400 ml. Żel ma kremową, mlecznobiałą formułę i przyjemny, kwiatowy zapach. Delikatnie myje skórę i pozostawia ją odżywioną i nawilżoną. Po prysznicu z jego udziałem nie miałam potrzeby używania balsamu, a skóra była nie tylko czysta, ale też zregenerowana i uspokojona. Bardzo fajny kosmetyk, zwłaszcza dla posiadaczek wrażliwej skóry. Jeśli kiedykolwiek odkopię się z zapasów żeli pod prysznic, to miło będzie wrócić.
Skład: Aqua, Cocamidopropyl Betaine, Sodium C14-16 Olefin Sulfonate, Acrylates Copolymer, Sodium Lauroyl Sarcosinate, Cannabis Sativa Seed Extract, Glycerin, Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Styrene/Acrylates Copolymer, PEG-150 Pantaerythirityl Tetrastearate, PPG-2 Hydroxyethyl Cocamide, Tocopherol, Triethanoloamine, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum, Limonene, Linalool.
- żel pod prysznic Floral Embrace, Oriflame - miał śliczny, kwiatowy, słodki zapach i lekko różowy kolor. Dobrze się pienił i nie wysuszał skóry. Generalnie fajny żel i chętnie bym do niego wróciła kiedyś.
- mydło do rąk Aloe Vera & Tea Tree, Faith in Nature - mydło, które kupiłam w TK MAXXX, bo bardzo zaintrygował mnie jego zapach. Czuć mocno i wyraziście nuty olejku z drzewa herbacianego i co okazało się wręcz genialne - zapach jest bardzo intensywny i skutecznie usuwał z dłoni wszelkie kuchenne smrody, jak zapach cebuli, czosnku itp. I z tego to powodu mydło to trafiło u mnie na kuchenny zlewozmywak. Kosmetyk jest wegański, w większości ma składniki pochodzenia naturalnego, nie zawiera SLS i parabenów. Dzięki zawartości olejku z drzewa herbacianego ma działanie antybakteryjne. Zaczęłam go częściej używać w momencie startu pandemii i wtedy niestety okazało się, że wysusza mi dłonie. Jednak do okazyjnego używania było super.
Skład: Aqua, Ammonium laureth sulfate, Maris sal (Sea salt), Aloe barbadensis leaf juice, Polysorbate 20, Melaleuca alternifolia (tea tree) leaf oil, Cananga odorata flower oil, Pogostemon cablin oil, Cocamidopropyl betaine, Potassium sorbate, Sodium benzoate, Citric acid, CI 75810, Limonene
- mydło do rąk Milk and Honey, Oriflame - nie wysuszało dłoni, miało przyjemną konsystencję, dobrze się pieniło no i ten miodowy zapach <3 Lubię kremy do ciała w tej samej serii zapachowej Oriflame, nic więc dziwnego że i ten produkt przypadł mi do gustu. Opakowanie jest nieco mniejsze niż innych kosmetyków tego typu, bo ma tylko 300 ml, ale dzięki temu z powodzeniem mieści się na umywalce. Jeśli jesteście fankami zapachów miodowych, to z pewnością będziecie zachwycone jak ja!
- mydło do rąk Apple & Cinnamon, Cien - kolejne mydło w płynie, tym razem jedna z wersji tegorocznej "kolekcji" świątecznej z Lidla. Kosmetyk miał kolor zielony i był dość gęsty w konsystencji. Dobrze się pienił i usuwał wszelkie zabrudzenia, jednak przy częstszym stosowaniu trochę wysuszał mi dłonie. Opakowanie z pompką było bardzo wygodne w użyciu, a pojemność aż 500 ml spowodowała, że już dawno zapomniałam o Bożym Narodzeniu, a zapach mydła dalej mi o nim przypominał! Dla mnie to taki popularny "zwyklaczek" za kilka złoty i lubię czasami po takie sięgać.
- naturalne mydło w płynie (refil) Werbena, Yope - opakowanie uzupełniające mydła do rąk, którego chyba już nikomu nie trzeba przedstawiać? ;) Piękny, cytruskowy zapach werbeny, delikatne w działaniu. Nie ukrywam, że lubię do niego wracać co jakiś czas, choć wielka butla mieści mi się jedynie w kuchni. Po kilku wysuszających wersjach mydeł muszę przyznać, że ten kosmetyk jest jak opatrunek dla dłoni! Większość składników pochodzenia naturalnego oraz o niskim stopniu przetworzenia. Jestem bardzo na TAK! <3
- dezodorant w kremie NEO, Garnier - moje kolejne opakowanie dezodorantu w kremie, które bardzo lubię. Mimo jego kilku wad, o których pisałam w poście Przegląd antyperspirantów jest to nadal jeden z moich ulubieńców jeśli chodzi o skuteczność działania, a przy tym ochronę skóry. Minusem jest niestety duża trudność w wyciśnięciu kosmetyku pod koniec opakowania, ale już się trochę przyzwyczaiłam. No i mam kolejną wersję zapachową aktualnie w użyciu ;)
- intensywnie nawilżający krem do rąk z mleczkiem pszczelim Avon Care, Avon - miał niewielka pojemność bo zaledwie 30 ml, no i znów ten miodowy zapach ;) Dobrze radził sobie z wysuszoną skórą na dłoniach i był świetny do noszenia w torebce. Mam jeszcze dwie takie miniaturki z kompletu w zapasie.
- pianka do dłoni Cake Pop, Balea - bajerancka pianka, którą po wyciśnięciu na skórę dłoni należało w nie wmasować. Wbrew pozorom dawała lekkie nawilżenie, jednak gdy moja skóra stała się bardziej przesuszona to nawilżenie to nie było już wystarczające. Zapach świetny - słodki, coś jak pianki mashmallow. Sama pianka była bardzo gęsta i wydajna. Nie wiem jak produkt ten sprawdziłby się w damskiej torebce, bałam się ryzyka "wybuchu" pianki i używałam go tylko w domu. Mimo, że sam w sobie kosmetyk był intrygujący, to jednak nie planuję wracać do takich form kremów do rąk ;)
- krem do rąk Marvelous Berries, Yves Rocher - pochodził z zeszłorocznej świątecznej "kolekcji" marki. Miał przyjemny zapach owoców leśnych. Zgodnie z informacją na opakowaniu krem zawierał masło karite, olejek makadamia, wyciąg z żurawiny oraz wodę z bławatków. Ponad 97% składników tego kosmetyku jest pochodzenia naturalnego. Nie znajdziemy tu w składzie olejów mineralnych, czy parabenów. Krem szybko się wchłaniał i nawilżał dłonie, nawet te przesuszone. Bardzo byłam z niego zadowolona i żałuję, że była to wersja limitowana.
- peeling guma Lizak Tęczowy, Dushka - świetny zdzierak o fajnym wyglądzie i ciekawej konsystencji. Wyciągany z opakowania potrafił "ciągnąć się" jak guma! Jego recenzję znajdziecie w poście Kosmetyki z serii Lizak Tęczowy Dushka, a ja chętnie wrócę kiedyś do tego produktu, choć na razie dziwnym trafem mam całkiem spore zapasy peelingów do ciała!
- płyn do higieny intymnej FRESH, Lactacyd - jeśli obserwujecie mnie już jakiś czas, to doskonale wiecie, że do higieny intymnej najczęściej używam produktów marki Lactacyd lub Tess. Wersja Fresh zapewnia długotrwałą świeżość i lubię po nią sięgać od wiosny do jesieni. Kosmetyk jest delikatny dla skóry, dobrze się pieni. Jak dla mnie mogliby wprowadzić opakowania uzupełniające, bo o ile butelka z pompką jest super rozwiązaniem, o tyle boli mnie ilość takich butelek, jaka się produkuje (a tu plastykowa butelka + pompka jeszcze).
DO TWARZY I MASECZKI
- serum Mineral 89, Vichy - ojjj jak mi jest smutno, że ten kosmetyk już mi się skończył! Był po prostu CUDOWNY i jestem przekonana, że jeśli tylko znajdę super promocję to z przyjemnością kupię sobie kolejne opakowanie! (aktualnie w SuperPharm za niecałe 69 zł hmmmm :D). Więcej na temat tego kosmetyku możecie przeczytać w recenzji Serum Mineral 89 oraz kremy Neovadiol Vichy. I co tu dużo gadać - no super było no! :)
- peeling do twarzy z ogórkiem Love Nature, Oriflame - ostatni z trio produktów o których więcej pisałam w recenzji Serie Love Nature (...), Oriflame. Skutecznie usuwał ze skóry stary naskórek i sprawiał, że była ona bardziej miękka i gładka. To wszystko dzięki maleńkim drobinom peelingującym. Mimo niewielkiego opakowania służył mi dość długo, głównie w kosmetyczce podróżnej.
- miniatura kremu na noc Perfect Skin, Avon - kiedyś moja ulubiona seria i nadal bardzo podoba mi się jej zapach, jednak krem na noc był już dla mnie zbyt słabo odżywczy. Albo przyzwyczaiłam się już do bardziej bogatych i otulających formuł w kosmetykach na noc. W każdym razie miło było przypomnieć sobie stare dawne chwile (zapachowe!), ale nie planuję pełnego opakowania.
- krem M Perfect Cover BB Cream, Missha - dostałam go w prezencie i bardzo byłam ciekawa czemu tak chwali go połowa blogerek beauty. Teraz już wiem :D Jest dość mocno kryjący jak na krem BB, ale dla mnie jest to akurat jego zaletą. Bardzo dobrze nawilża i ujędrnia skórę i sprawia, że wygląda ona na zdrowszą i ładniejszą. Zapewnia dobre i trwałe krycie - używałam go jako podkładu i z powodzeniem wytrzymywał bez poprawek od świtu do zmroku! Zgodnie z informacją na opakowaniu krem zawiera ekstrakt z rumianku, kwas hialuronowy oraz gatulinę RC. Ta ostatnia ma zapewnić ujędrnienie skóry. Kosmetyk chroni przed promieniowaniem UV, posiada SPF42 / PA+++. Mój krem BB był częścią zestawu i miał pojemność 20 ml. Wiem, że kosmetyki te bywają także w większych opakowaniach, 50 ml. Do pokrycia twarzy wystarczyła bardzo niewielka ilość kosmetyku, dlatego był on bardzo wydajny (używałam go od września codziennie!). Miałam kolor NO. 23 i ten odcień okazał się być dla mnie idealny. Idealnie stapia się ze skórą, świetnie maskuje wszelkie niedoskonałości i cienie, a przy tym nawilża skórę i zupełnie go nie czuć! Jak już wspominałam swoim kryciem konkuruje z podkładami, jednak makijaż z jego użyciem jest jakby bardziej naturalny i lżejszy. Zupełnie mnie już nie dziwi ten zachwyt dziewczyn nad tym kosmetykiem, bo rzeczywiście jest świetny! Nie wiem czy będę umiała wrócić po nim do używania "zwykłych" podkładów :) Jego minusem jest niestety cena, poluję więc na promocję.
- maska Face Wrapping Mask Collagen solution 80, Berrisom - wygrałam w konkursie marki Shibushi na Instagramie. Esencja, którą nasączony jest płat maski zawiera - zgodnie z informacją na opakowaniu - wyciąg z kolagenu morskiego, portulaki pospolitej, anyżu, hialuronian sodu oraz Centella Asiatica. Przyznaję, że jak przeczytałam o tym anyżu to trochę się obawiałam, bo nie znoszę jego zapachu. Ale spokojnie! Maska miała delikatny i bardzo przyjemny zapach ;) We wnętrzu opakowania znajduje się bardzo mocno nasączona płachta, która składa się z dwóch części - na górną i dolną partię twarzy. Sama płachta jest dwustronna, po zewnętrznej stronie jest złota, a od środka mięciutka, co znacznie ułatwia jej nałożenie. Z tego też powodu maska jest komfortowa w aplikacji. Esencji jest sporo, to co pozostało w opakowaniu wtarłam w szyję, dekolt i wierzch dłoni.Maskę powinno się aplikować na około 20 min, ja trzymałam trochę dłużej, bo tak przyjemnie była nawodniona. Po zdjęciu płachty dalej była ona mokra! Skóra po użyciu maski była bardzo fajnie nawodniona i zrelaksowana. Kształt płachty umożliwił mi dosunięcie jej wysoko pod oczy, dzięki czemu w końcu dobrze nawilżona została moja skóra w tym miejscu. Po wyschnięciu pozostałości maski skóra delikatnie się lepiła, ale po krótkim masażu wszystko ładnie się wchłonęło.
- różne maseczki w saszetkach, Balea - zużyłam trochę maseczek marki Balea, jednak nic Wam o nich jeszcze nie opowiem, bowiem przygotowuję wielki wpis na ich temat, taki zbiorczy :D Folder z minirecenzjami nazwałam sobie "BIG Projekt", bo trochę tego się nazbierało...
PRÓBKI
Wśród próbek tym razem dominują produkty do włosów, które w większości sprawdziły się u mnie bardzo dobrze. Maska mango Balea pachniała przepięknie, choć moje włosy lubią mocniejsze odżywienie. Być może latem byłaby bardziej dla nich odpowiednia. Maska Winogrona i Keratyna marki ANWEN jak zawsze cudo! Moje włosy kochają produkty tej marki i nie potrafię powiedzieć, które najbardziej. Ostatnie dwie próbki, to szampon i odżywka włoskiej marki Stylish is Professional, o których więcej pisałam we wpisie Kosmetyczny boks z drogerii Vica.
Jak widać wyraźnie na podstawie moich zużyć marzec upłynął mi na intensywnej higienie i pielęgnacji dłoni, co w moim przypadku dotychczas nie miało miejsca w aż takiej intensywności. Zdenkowałam też dwa naprawdę świetne kosmetyki - serum Mineral 89 Vichy oraz krem BB Mishha - do których już tęsknię :) Jak tam Wasze kosmetyczna zużycia? Co ciekawego możecie polecić mi z kosmetycznych odkryć, jakich dokonałyście w ostatnim czasie?
Miałam z tej gromadki jedynie krem do rąk Balea. Forma rzeczywiście bajerancka, ale działanie i zapach (dla mnie) mniej :D Nie był wystarczający dla mnie, więc do niego nie wrócę. Ale wypróbować fajnie :P Miałam chyba też tą różową maskę balea i pamiętam, że jeśli już o wyciskane maski balea chodzi to spisała się u mnie najfajniej :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że już jesteś ♥
Fajna jest możliwość wypróbowania maski w formie saszetki, jednak nie jest to najwygodniejsze do używania.. To dlatego dozuje sobie te maseczki, żeby nie dostać szału :D Miło mi, że tęskniłaś ;)
UsuńMiałam kiedyś antyperspirant w kremie Neo i wydawało mi się, że go zużyłam, a jak rozcięłam opakowanie, to tak naprawdę było jeszcze 2/3 wszystkiego, więc dla mnie porażka. Piankę do rąk też miałam, chyba z Drogerii Natura, marki jakiejś ich i również się nie sprawdziła, bo bardzo szybko zepsuła mi się pompka, a kosmetyk sam w sobie też szału nie robił. Lactacyd też się u mnie nie sprawdził, bo podrażniał i przesuszał, co mi się nigdy nie zdarzyło w przypadku innych żeli do higieny intymnej. Coś niezbyt pozytywne te moje dzisiejsze opinie :D
OdpowiedzUsuńZużywanie idzie mi normalnie - ani lepiej, ani gorzej, ale nic spektakularnego chyba nie odkryłam.
Odnośnie dezodorantu Neo to takie właśnie są przeciwko niemu zarzuty - że sporo go zostaje w środku i ciężko się wydobywa.. I ja się z tym zgadzam, jednak dobrze mi służy w działaniu i jakoś to "przebolałam". A odnośnie Lactacydu nigdy nie miałam z nim problemów, a z kolei z produktami innych marek dość często. Widać co skóra to inne potrzeby ;)
UsuńAle ja czekałam na Twój powrót! Cieszę się ogromnie, że on nastał! <3 Denko spore i ile w nim mydeł! Widzę, że kwarantanna mocno weszła, hihihi :) A najlepsze jest to, że (niemal) wszystko, co znam z Twojego marcowego denka, to mydła właśnie :D Miałam to z Milk&Honey, ja uwielbiam tę serię Oriflame, więc nic dziwnego, że co jakiś czas to mydło gości w mojej łazience. Miałam też mydełko z Cien z tej świątecznej edycji, ale inną wersję zapachową, bo piernikowe. Pięknie pachniało i było mega wydajne, jeszcze długo czułam u siebie Boże Narodzenie :D Miałam też mydło Yope, choć chyba nie tę wersję zapachową, ale bardzo lubię ich produkty do mycia dłoni (i do sprzątania;)) - są świetne! Poza tym to znam też ten mini peeling ogórkowy z Love Nature. I to chyba wszystko, czekam z niecierpliwością na post o roboczej nazwie "big projekt", bo sama doskonale wiesz, jak kocham maseczki :) Dużo zapału do bloga życzę, byś nas tu już na tak długo nie opuszczała :*
OdpowiedzUsuńTeż się śmiałam, że wygląda jakbym dopiero teraz podczas kwarantanny zaczęła myć ręce ^^ Prawda jest jednak też taka, że miałam otwartych kilka opakowań naraz i tak to się właśnie kończy ;))
UsuńBIG Projekt jak sama nazwa wskazuje jest taki wielki, że jeszcze w budowie ;D
Produktów myjących i kremów do rąk u mnie też idzie sporo. Chociaż ja denek już nie zbieram. Krem BB Misha kiedyś wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz miała możliwość warto spróbować Misshę, choćby w próbce lub mniejszym opakowaniu ;)
UsuńMam nadzieję, że wracasz już na stałe :) Z Twojego denka znam tylko krem do rąk w piance Balea i fajny bajer z niego, w działaniu szału nie ma, ale i tak miło go wspominam :)
OdpowiedzUsuńBo to taki własnie jest bajer, jak mówisz ;) Też mam nadzieję, że to był tylko chwilowy zastój..
UsuńLubię mydła w płynie Cien. Nie wysuszają mi tak skóry jak te z Biedronki.
OdpowiedzUsuńJa mam do Biedronki trochę daleko, ale widzę już, że lepiej pozostać przy mydłach z Lidla akurat :D
UsuńCzekam na twoją recenzję maski Balea, ponieważ jestem ciekawy, że można jej również użyć do męskiej skóry.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ode mnie w Indonezji, Nostami
Chcę wszystkie maski Balea opisać w jednym poście, więc jeszcze chwilkę to mi zajmie ;)
UsuńWidzę znajome mi maseczki balea. Są całkiem spoko :) Ciekawa jestem jak u Ciebie się sprawdziły.
OdpowiedzUsuńJuż mam nadzieję niebawem będę mogła opowiedzieć ;D
UsuńMiałam tylko mydło/żel Cien z Lidla ale moim zdaniem słabo się pienił był sztuczny w zapachu i wysuszał. No niestety tym razem mnie zawiódł.
OdpowiedzUsuńforever-suplementy.pl
Mi akurat ten zapach odpowiadał, ale wiadomo że to kwestia gustu ;)))
Usuńhmm ciekawe trzeba by wypróbować aloes-forever.eu
OdpowiedzUsuń