poniedziałek, 9 września 2024

Denko 1/2024

Denko 1/2024

Ten wpis miał pojawić się na blogu już tak dawno, że aż wstyd się przyznać. Bez zwłoki zapraszam więc na przegląd minirecenzji kosmetyków które zużyłam do samego dna - czyli tzw. "denko". Znalazło się tu 50 pełnowymiarowych kosmetyków, 2 minisy oraz 9 próbek.

Ostatnio ciężko mi się zebrać za pisanie denkowych recenzji i nawet sterta pustych opakowań, o które potykam się każdego dnia nie zmobilizowała mnie do tego wcześniej. Z drugiej jednak strony żal mi nie wspomnieć chociaż o wielu fajnych kosmetykach, które być może zainspirują Was podczas zakupów i co najważniejsze sprawdzą się na Wasze problemy. Dlatego choć z pewnym opóźnieniem zdecydowałam się jednak kontynuować serię, może nie co miesiąc, ale parę razy w roku na pewno!

DO TWARZY

- żel myjący Rich Peach, Resibo - zachwycał mnie swoim delikatnym, brzoskwiniowym zapachem. Dobrze zmywał makijaż i wszelkie zanieczyszczenia skóry, a przy tym nie wysuszał jej i nie podrażniał. Skóra nabierała ładnego blasku. Chętnie wrócę do tego kosmetyku

- tonik do twarzy Intensywne nawilżenie, Yumi - zawierał kwas mlekowy, dzięki któremu skóra stawała się gładsza i miała piękny koloryt. Na zimę i wiosnę był super, latem pewnie bałabym się go używać właśnie przez ten kwas. Działał naprawdę spektakularnie, skóra była wyraźnie gładsza kolejnego dnia.

- krem na dzień Age Lift, Iwostin - oszczędzałam go jak mogłam, ale w końcu musiał się skończyć :D Wspaniały krem, którego recenzję znajdziecie na moim blogu LINK 

- regenerujący krem Sleeping Cream, Fluff - krem na noc o dość bogatej formule, ale takiej obklejającej, nie głęboko wnikającej w skórę. Dlatego niebyt go polubiłam. Ogólnie z produktów tej marki jak dotąd zadowolona byłam tylko z jednego kosmetyku, a tak to większość mnie rozczarowuje. Szkoda!

- żelowe serum Kombucha, OnlyBio - punktowy preparat na niedoskonałości, który nie bardzo u mnie działał. Serum było tłustawe, bez zapachu, dość wydajne. Ale z uwagi że działało słabo to cieszę się, że w końcu mi się skończyło.

- serum na niedoskonałości z Niacynamidem, Eveline Cosmetics - nie wiem skąd te zachwyty nad tym kosmetykiem, dla mnie zwyczajny bez efektu wow. W porównaniu do serum z Miya to nawet wypadał słabo. Zaletą jego jest na pewno brak wysuszania skóry i fajna cena. Wolę jednak Miyę.

- serum Age Lift, Iwostin - podobnie jak krem z tej serii było ulubieńcem mojej skóry. Recenzję także znajdziecie w powyższym wpisie na blogu. Tylko ta cena... 

- krem Alpin SPF50, Nivea Sun - nie byłam do niego początkowo przekonana, a okazał się świetnym kosmetykiem i to mimo że trochę wyświecała mi się po nim skóra. Sprawdził się bardzo dobrze podczas wielu moich podróży zarówno w góry, jak i do miast. Testowałam go w ramach Klubu Nivea.

- hydrolat Zielona i Białą Herbatą, La-Le - hydrolat ulubionej marki z uwagi na psikacz, który robi delikatną, fajną mgiełkę. Połączenie obu herbat dawało naprawdę miły zapach, do którego pewnie wrócę w przyszłości (teraz mam kawowy). Szkoda tylko, że firma zmieniła nalepki, obecne jakoś mniej mi się podobają.

DO UST

Rzadko wyodrębniam taką kategorię, ale tyle mi się pojawiło w tym denku produktów z tej serii, że postanowiłam tak zrobić xd

- Intensive Lip Relief, Blistex - balsam do ust moje totalne "must have" od ponad 10 lat! Ma lekko miętowy posmak. Stosuję go na noc na spierzchnięte usta, a rano są one gładziutkie! Balsam wspomaga też leczenie opryszczki, która jest moją zmorą zwłaszcza zimą i wczesną wiosną. 

- balsam MedPlus oraz pomadka Lip Infusions Hydration, Blistex - zachwycona Lip Reliefem próbuję czasami innych produktów marki, ale to już nie to xD MedPlus ma intensywny zapach i lekko chłodząca formułę. Jest tłusty i dość szybko regeneruje naskórek, ale jego wadą jest konieczność grzebania w słoiczku. Z kolei pomadka nie wyróżniła się niczym szczególnym. 

- Lip Sleeping Mask, Laneige - dostałam kiedyś w prezencie i już wiem, skąd te wszystkie zachwyty. Maska jest po prostu SUPER! Ma dość tłustą formułę, a nałożona wieczorem na usta sprawia, że rano są one jak po SPA. Ja miałam wersję Berry w nieco mniejszym opakowaniu. Obecnie zamówiłam sobie większą z tą słynną "łyżeczką" do nakładania. 

- cukrowy scrub do ust i maska, Flos Lek - skusiłam się bo ładne i kolorowe, ale nie specjalnie byłam zadowolona z ich działania. Scrub był mało ścierający, a maska bardziej oblepiała naskórek niż działała na niego w głąb. Myślę, że ciężko będzie teraz znaleźć coś lepszego niż Blistex i Laneige ;-)

DO HIGIENY

- mydło w płynie Breezy Ocean, Isana - miało ładny zapach i było wydajne, niestety przesuszało mi skórę na dłoniach. Dlatego więcej nie wrócę do mydeł tej marki, Balea sprawdza mi się lepiej.

- gąbka Emily Victoria Triple Butter Soap Sponge - HIT pod prysznic! Gąbkę kąpielową Emily Victoria dostałam w prezencie od koleżanki z UK. Jest to ręcznie robiona gąbka nasączona trzema masłami: masłem shea, kakaowym i z mango. Oprócz nawilżających maseł zawiera środek myjący. Z pozoru wygląda jak zwykła gąbka, ale gdy ją zmoczymy i pocieramy skórę zaczyna się ona intensywnie pienić. Ja mam zapach Sweet Dreams łączący w sobie zapach lawendy i cytryny. Pachnie bardzo intensywnie i odświeżająco, czuć ją w całej łazience. Wypustki gąbki delikatnie złuszczają martwy naskórek i przyjemnie masują. Skóra po użyciu tego cuda jest nie tylko dobrze oczyszczona i wygładzona, ale też nawilżona i ma ładniejszy koloryt. Co ważne po zużyciu środka myjącego (jak już gąbka przestanie się pienić) zostaje nam po prostu gąbka kąpielowa.

- Mydło nawilżające Irys + Niacynamid, Barwa Cosmetics - W łazience lubię mieć mydło w kostce, jakoś wygodniej mi się je używa. Mimo, że mam swoje ulubione mydełka to czasami sięgam po coś nowego, innego. Mydło marki Barwa Cosmetics zaintrygowało mnie swoim pięknym, kolorowym opakowaniem. Wybrałam wersję nawilżającą z irysem i niacynamidem z uwagi na śliczny, kwiatowy zapach. Według informacji producenta mydło w swoim składzie zawiera glicerynę i allantoinę, które odżywiają i koją skórę, a także niacynamid który zapewnia jej komfort. Mydło jest wegańskie i ma zapewnić optymalny poziom nawodnienia skóry. Można używać je do całego ciała. Rzeczywiście po użyciu mydła nie czuję dyskomfortu skóry, czy jej wysuszenia. Kosmetyk dobrze się pieni i oczyszcza skórę. Zapach jest intensywny i pozostaje na skórze. Co ważne mydło nie pozostawia osadów na mydelniczce i trzyma formę, tzn. nie paćka się i nie rozwarstwia. Będę testować kolejne wersje!

- mydło w kostce Vegan Soap Aromacology - moja ulubiona wersja Pink Clay & Rose mydeł z Action. Pisałam o nich więcej w tym miejscu LINK 

- mydło w kostce Pink Grapefruit, The Body Shop - różowy grejpfrut to moja ulubiona linia zapachowa TBS. Byłam ciekawa, czy mydło w kostce tez mnie zachwyci. Rzeczywiście zapach był mega, mydło nie wysuszało skóry i nie rozwarstwiało się. Mogłoby jednak nieco mniej kosztować ^.^

- deo w kulce Action Control 48h, Garnier - myślałam, że nie polubię się z nowymi wersjami kulek Garniera, ale jest OK i już przyzwyczaiłam się do tego smuklejszego opakowania. Najbardziej lubię właśnie wersję Action Control albo tą na upały (Heating coś tam). Skutecznie chronią mnie przed potem nawet w gorące, intensywne dni.

- dezodorant w kostce La-Le - zapach grapefruita i rozmarynu był bardzo przyjemny i nawet formuła kostki, którą trzeba było pocierać skórę pod pachami nie przeszkadzała mi tak bardzo. Jednak samo działanie antypotne było żadne. Nie widzę więc sensu wracania do tego kosmetyku. 

- Shower Steamer, Sence (Action) - Czy wiecie co to jest shower steamer? To rodzaj musującej tabletki, którą używa się pod prysznicem. Podobnie jak kule do kąpieli taki kosmetyk mocno musuje i umila czas spędzony w łazience aromatycznym zapachem. Tabletkę umieszcza się na brzegu brodzika, aby padała na nią woda z prysznica ale nie za mocno. Gdy podczas kąpieli woda z prysznica kapała na kostkę, ta mocno się pieniła. W tym czasie zapach powinien być najintensywniejszy. Miałam kiedyś tego typu kostki i niestety ta z Actiona nie powaliła mnie swoją intensywnością zapachu. Owocowy zapach owszem był wyczuwalny, ale pamiętam że przy tamtych kostkach to wręcz czułam się nim otoczona, a tutaj to mizernie wyszło. Przy kolejnych kąpielach piany było znacznie mniej, więc i zapach mniejszy. Mimo, że podczas rozpuszczania się kostka intensywnie farbuje to nie martwcie się, nie zostawia żadnych śladów i bez przeszkód spłukuje się wodą. Ten kosmetyk to taki umilacz, bardziej bajer.

- krem do rąk Sunrise Woods, Bath and Body Works - malutki, do torebki krem o mocnym i słodkim zapachu m.in. wanilii. Bardzo dobrze nawilżał skórę, wygładzał i regenerował. Chętnie wrócę, też do innych wersji zapachowych (B&BW maja cudne zapachy!!!)

- olejkowy krem do rąk Wygładzenie, Lirene - to jest kosmetyk potwierdzający, że kupione przypadkiem okazuje się hitem! Mialam bardzo suche dłonie i dosłownie wpadłam do Hebe i wzięłam co było na promocji. A tu nie dość, że krem uratował mnie tego dnia, to później nie raz jeszcze odkrywałam jak fajnie nawilża i natłuszcza mi skórę dłoni, wygładza ją i sprawia ulgę. Mam normalną skórę i rzadko duże problemy z przesuszeniami, czasami jednak zdarzają mi się dni kiedy aż mnie dosłownie piecze i boli z suchości. Krem Lirene sprawdził mi się bardzo dobrze i jak już wyjdę z zapasów do pewnie wrócę do niego w przyszłości.

- Lotion After Care, Claire's - tuż po przekłuciu uszu dość długo miałam problemy z trudno gojącymi się dziurkami i to nawet wiele lat później zdarzały mi się nawroty ropienia i pieczenia. Ten tonik dosłownie ratował mi wtedy skórę, natychmiastowo oczyszczał, koi, pomagał w regeneracji skóry. Od kilku lat problemy się skończyły, tak jak i ważność kosmetyku xD Kupiłam go w sieci butików Claire, szkoda że nie mamy już ich w Polsce.

DO WŁOSÓW

- szampon do wrażliwej skóry głowy Sensitive, Langhaar mädchen - nie czuję się włosomaniaczką, ale lubię czasami potestować nowe produkty do włosów. O szamponach tej marki pisałam na blogu LINK  Czy wrócę? No jak już odkopię się z zapasów to może?... ;)

- suchy szampon Hydrate, Batiste - pierwszy raz miałam do czynienia z wyczuwalnie nawilżającym suchym szamponem! I efekt był WOW! Szampon ratował mnie w te dni, gdy z jakiegoś powodu nie zdążyłam umyć włosów. Włosy nim spryskane wyglądały nieco gorzej niż po "zwykłych" suchych szamponach tej marki, tzn. miało się wrażenie jakby były bardziej "mokre"? Jednak dzięki temu nie wysuszały tak skalpu, a zazwyczaj po paru godzinach i tak myłam je normalnie. Ta wersja zupełnie nie bieliła też włosów!

- odżywka do włosów Beology, Schwarzkopf - mocno odżywcza, podkreślała skręt włosów. Do tego miała śliczny, perfumeryjny zapach. Była bardzo wydajna i gęsta, tak wydajna że już mi się zaczęła nudzić i używałam jej tez jako szamponu. Wybaczam je jednak wszystko, bo włosy były po niej miękkie i błyszczące. Dostałam w prezencie, nie wiem czy w Polsce można ją kupić.

- odżywka emolientowa oraz szampon Rypacz, OnlyBio - bardzo dobrze sprawdza się u mnie metoda mycia OMO i zestaw kosmetyków OnlyBio o którym pisałam Wam na moim blogu LINK  Szampon jest zdecydowanie mocny i nie nadaje się u mnie do używania zbyt często, ale do oczyszczania od czasu do czasu jak najbardziej. Z kolei odżywka idzie u mnie jak woda, co powinno być odpowiednią rekomendacją ;-)

DO CIAŁA

- żel pod prysznic The Gingerbread Unicorn, Treaclemoon - dobrze się pienił, nie wysuszał skóry i miał intensywny, imbirowy zapach. Niestety jedynie w butelce, bo na ciele nie wyczuwałam go zbyt długo. Chyba też wolałabym żeby występował w nieco mniejszych butlach, może te 500ml jest bardziej ekonomiczne, ale też dłużej się go zużywa i trochę się nudzi ;-)  

- żel pod prysznic Soft and Cosy VIBES, Balea - kremowa i mocno owocowa limitowana wersja żelu pod prysznic marki, która pojawia się u mnie regularnie. Nie muszę więc chyba dodawać, że kosmetyk ten bardzo mi się podobał? ;-) I tylko nadal nie rozumiem, czemu te opakowania są coraz mniej kolorowe (chociaż to akurat jest ładne).

- mini żel pod prysznic Mleko i Miód, Balea - kremowy, fajny na wyjazdy. Takie minisy można kupić w DM

- mini olejek do ciała Magical Time, Balea - miniaturka z kalendarza adwentowego, miał błyszczące drobiny i pachniał jak ciasteczka xD Rzadko sięgam po olejki do ciała, więc taka mniejsza wersja była dla mnie OK, ale dużej bym nie chciała.

- peeling & mus do ciała wygładzający, Fluff - to było CUDO! Słodki malinowy zapach, super działanie wygładzające, idealne drobiny ścierające.. Tak byłam nim zachwycona, że chciałam kupić kolejne opakowanie natychmiast po zdenkowaniu tego. Niestety okazało się, że.. już go nigdzie nie ma ;/ Byłam tak zdesperowana, że nawet zamówiłam przez internet inny peeling-mus tej marki, który jest fajny, ale to już zupełnie nie takie działanie. Jeśli będziecie gdzieś widzieć tą "starą" wersję to polecam! Już nie wspomnę, że to było 200ml a nowy jest znacznie mniejszy (i droższy).

- odżywczy balsam do ciała i naturalny żel pod prysznic Zimowa Bajka, Yope - to kolejne HITY tego denko. Dostałam w prezencie na Boże Narodzenie i tak jak i zeszłoroczne wersje jestem ZACHWYCONA! Zapach przepiękny, długo utrzymuje się na skórze. Bardzo delikatna formuła żelu pod prysznic, który dobrze się pienił, a na skórze pozostawiał jakby film ochronny. Balsam bardzo szybko się wchłaniał, a przy tym świetnie nawilżał i koił skórę. Szukałam wszędzie po świętach, żeby sobie dokupić i już nigdzie nie znalazłam ;/ W tym roku od razu zaopatrzę się w zapasy ;-)

- naturalny żel do higieny intymnej Aloes i lukrecja, Yope - ostatnio kosmetyki Yope zdecydowanie częściej pojawiają się w mojej łazience. O żelach do higieny intymnej powstał cały post LINK  A to moja kolejna butelka tego kosmetyku ;-)

- olejki do ciała Skin So Soft, Avon - różne wersje olejków do ciała o ładnych zapachach. Miałam kiedyś fazę na pielęgnację olejkami, ale niestety przeszła mi szybciej niż zapasy. Mimo wszystko jeśli ktoś lubi takie formuły, to produkty Avon są OK. Nie mają wysokiej ceny, mają fajne, opalizujące formuły i ładne zapachy. 

MASECZKI

- zestaw masek w płachcie Frosted & Merry - Moisturizing (nawilżająca z dziką różą), Refining (regenerująca z olejkiem drzewa herbacianego), Nourishing (odżywcza z kolagenem) oraz Brightening (rozjasniająca z witaminą C). Wszystkie miały płachty z wizerunkiem pingwina, były mocno nasączone esencją i przyjemnie pachniały. Mimo różnych działań określonych przez producenta każda z nich mocno nawilżyła i ukoiła mi skórę oraz poprawiła jej koloryt. Esencja była tak odżywcza, że po masce nie miałam potrzeby stosowania kremu, wow! Maski dostałam w prezencie, nie wiem czy są dostępne w Polsce.

- Vitaronic Ampoule Mask marki SNP prep - rozświetlająca maska do twarzy w płacie z ekstraktem z cytryny. Maska Viatronic Ampoule Mask ma działanie rozświetlające skórę dzięki zawartości ekstraktu z cytryny bogatego w witaminę C. W esencji znajduje się także niacynamid o działaniu antyoksydacyjnym i przeciwzapalnym oraz kwas hialuronowy i witamina B5. Płachta maski jest dość cienka i bardzo obficie nasączona esencją. Początkowo miałam problemy z jej rozłożeniem, trzeba to robić ostrożnie, żeby nie rozerwać płachty. Jednak dzięki takiej strukturze maska przylega do twarzy idealnie i jest bardzo komfortowa w noszeniu. Esencja ma cytrusowy, bardzo przyjemny zapach. Jest jej dużo w opakowaniu, więc to co zostanie po wyjęciu maski można użyć też na szyję, dekolt itp. Podczas aplikacji czuć nawodnienie skóry i delikatne chłodzenie. Po zdjęciu maski skóra zauważalnie była jaśniejsza, z czasem jednak wróciła do swojej normalnej barwy. Zauważyłam duże nawilżenie skóry po użyciu maski Viatronic Ampoule Mask oraz jej rozświetlenie i ładniejszy koloryt. Świetna!

- maseczka do twarzy Chocolate Cookie Maske, Balea - w składzie ma masło shea, pantenol i roślinne lipidy. Maseczka ma kremową formułę i pachnie przepięknie czekoladowymi ciasteczkami.  Ma kolor mleczno-biały i przez ten zapach i formułę trochę przypomina mi budyń. Producent zaleca wklepanie pozostałości po aplikacji maseczki w skórę, ja jednak zmyłam ją wodą. Skóra po użyciu maseczki była bardzo ładnie wygładzona, miękka i przyjemna w dotyku. Zapach słodkiej czekolady utrzymywał się jeszcze długo po aplikacji. Bardzo przyjemna i za niewielkie pieniądze!

- maska Mermaid Sparkle Holographic Moisturizing Formula, Maxbrands Marketing B.V. (Action) - Dobra, powiedzmy sobie szczerze, chyba każda z nas marzyła kiedyś o tym żeby zostać syrenką  Jak wiadomo, z niektórych marzeń się nie wyrasta. Dlatego gdy będąc w Actionie zobaczyłam tę holograficzną maskę w płachcie, to po prostu musiałam ją mieć! Płachta maski Mermaid Sparkle jest wielokolorowa, holograficzna po jednej stronie. Była ona bardzo dobrze nasączona esencją nawilżającą, ale nie za wiele pozostało tej esencji w środku opakowania. Podczas aplikacji maski czułam przyjemne chłodzenie skóry, które było wyczuwalne jeszcze chwilę później. Zgodnie z informacją na opakowaniu esencja zawiera kwas hialuronowy i skóra po użyciu maseczki rzeczywiście była bardziej nawilżona i gładsza w dotyku. Myślę, jednak że do uzyskania trwałego efektu trzeba by pewnie stosować takie maski codziennie przez dłuższy okres czasu. Jak za 4 złote jestem zadowolona ;-)

- Maska do twarzy w płacie "Love is superpower" Maxbrands Marketing B.V.(Action) - miałam nie kupować kolejnych masek zanim nie zużyję zapasów, ale jak można przejść obojętnie obok takiej slodkiej maski? Dlatego skuszona nadrukiem w serduszka wydałam te 2,79 zł. Płachta była z nieco grubszej tkaniny, ale dobrze nasączona esencją i dobrze przylegała do twarzy. Maska Love is superpower ma działanie wygładzające i nawilżające. Zapach owocowy, według producenta truskawkowy, dla mnie bardziej jak guma balonowa. Moja skóra dosłownie wypiła esencję z tej maski i po około 15 minutach zdjęłam płachtę, a resztki maski pozostawiłam do wyschnięcia. Podczas aplikacji czułam delikatne chłodzenie na skórze. Po zdjęciu maski moja skóra była dobrze nawilżona i milsza w dotyku. Maska ukoiła ją i przygotowała do dalszych kroków pielęgnacji. 

- płatki pod oczy Rose Gold Glitter Foil Eye Mask, Dermal Shop - kupione w Lidlu, jako kosmetyk koreański (choć nie słyszałam o tej marce). Były dobrze nasączone esencją i miały kolor różowego złota. Po aplikacji zauważalnie rozjaśniły mi skórę pod oczami, ale dla trwałego efektu musiałabym je chyba używać codziennie. 

PRÓBKI

- zestaw próbek kosmetyków do włosów ACIDIC COLOR GLOSS, Redken - w zestawie testowym znalazłam saszetki szamponu, odżywki, kuracji bez spłukiwania i kuracji do spłukania wszystkie z linii Acidic Color Gloss. Kosmetyki przeznaczone są do włosów farbowanych, matowych, pozbawionych blasku. Nie mam farbowanych włosów, mój rudy kolor jest naturalny. Szampon Acidic Color Gloss ma delikatną konsystencję i przyjemny, perfumeryjny zapach. Obficie się pieni i dobrze oczyszcza włosy.  Saszetka 10ml wystarczyła mi na umycie włosów na całej długości. W dalszym kroku nałożyłam kurację Activated Glass Gloss, która ma za zadanie wydobyć blask włosów i stworzyć efekt tafli. Kuracja ma wodnistą formułę. Zawartość 10ml saszetki rozprowadziłam na całej długości włosów starając się unikać nakładania jej na skórę skalpu. Zgodnie z zaleceniem producenta odczekałam 5 min bez spłukiwania, a następnie nałożyłam odżywkę Acid Color Gloss.  Odżywka ma formułę gęstej maski, która bardzo przypadła mi do gustu. Ma delikatny owocowo-kwiatowy zapach, zbliżony do zapachu szamponu tej serii. Bardzo mocno i natychmiastowo odżywia włosy dzięki swojej bogatej formule. To takie uczucie "ciężkiej" odżywki-maski, które moje włosy akurat bardzo lubią. Po spłukaniu odżywki i wstępnym podsuszeniu włosów ręcznikiem nałożyłam na nie kurację Heat Protection, która ma za zadanie ochronę włosów przed wysoką temperaturą i nadanie im blasku. Kuracja normalnie jest produkowana w butelce ze sprayem, co zdecydowanie ułatwia jej aplikację. Niestety kompletnie nie umiem powiedzieć nic na temat jej działania na moich włosach z uwagi na trudności z aplikacją i jednorazowe używanie. Cała kuracja Acidic Color Gloss na moich włosach przyniosła jednak całkiem ładny efekt. Kolor włosów stał się głębszy, jakby wielowymiarowy. Włosy zyskały ładny blask i połysk, choć niestety w kilku miejscach miałam lekko podrażniony skalp (podejrzewam tu działanie Activated Glass Gloss). Kosmetyki są fajne... ale nie za tą cenę :D

- próbki szamponu i odżywki Hydration, Sendo - na ile można powiedzieć coś po jednorazowej próbce, to kosmetyki te całkiem fajnie sprawdziły się na moich włosach. Używam teraz pełnowymiarowego szamponu tej marki, myślę więc że będzie większa recenzja. Warto zwrócić na nich uwagę!

Wszystkie testowane próbki były OK, żadna mnie nie zawiodła. Ciężko jednak po jednorazowym użyciu powiedzieć czasami coś więcej, to raczej pierwsze wrażenie, czy coś mi się podoba, czy nie. Mimo wszystko to też świetny pomysł na zabranie kosmetyków na wyjazd, choć trzeba pamiętać że próbki tez mają swoje terminy ważności! Znacie któreś kosmetyki z mojego denko? Coś Was szczególnie zainteresowało? 




  


piątek, 26 kwietnia 2024

Recenzja: kosmetyki serii Age Lift marki Iwostin

Recenzja: kosmetyki serii Age Lift marki Iwostin

Dawno już kosmetyki do twarzy nie zaskoczyły mnie tak swoim działaniem jak kremy i serum Age Lift marki Iwostin. Czyżbym znalazła swoją idealną pielęgnację? Zapraszam Was na recenzje dermokosmetyków, których formuły bazują na najnowszych osiągnięciach kosmetologii i medycyny estetycznej.

Z kosmetykami marki Iwostin nie miałam do tej pory za dużej styczności, dlatego tym bardziej mnie ciekawiły. Zestaw Age Lift otrzymałam do testowania w ramach Klubu Recenzentki Wizaż, a w jego składzie znajdował się krem na dzień SPF 15, krem na noc, krem pod oczy oraz serum do twarzy. Oba kremy do twarzy dedykowane były do cery normalnej i mieszanej 40+ (są też wersje do skory suchej), więc dokładnie takiej jaką posiadam. Do pielęgnacji wprowadziłam całą serię, z czasem jednak niektóre kosmetyki kończyły mi się szybciej, dlatego sprawdziłam ich działanie zarówno razem, jak i z innymi produktami.  

Age Lift, Krem na dzień SPF 15 do skóry normalnej i mieszanej 40+

Krem ma za zadanie nawilżać i wygładzać skórę oraz opóźniać oznaki starzenia. Zgodnie z informacją producenta zawiera kwas hialuronowy, witaminy C i E, niacynamid oraz SPF15. Moja skóra kocha kwas hialuronowy, wiedziałam więc że polubi się z tym kosmetykiem. Mlecznobiały krem ma lekką konsystencję i świetnie się wchłania. Od razu po użyciu skóra jest dobrze nawilżona, ma świeży wygląd. To tego jest wyczuwalnie gładsza w dotyku. Krem można z powodzeniem dokładać w ciągu dnia w razie potrzeby. Nawet wtedy nie roluje się i nie warzy pod makijażem. Przy regularnym, dłuższym stosowaniu zauważyłam, że skóra jest nie tylko milsza w dotyku i jędrniejsza, ale ma też zdecydowanie ładniejszy koloryt i mniej widoczne pory. Spodobał mi się także delikatny zapach kosmetyku. Jedyny minus dla mnie to filtr SPF15. Mam fototyp skóry 1 i na co dzień używam SPF50. Dlatego wychodząc na dwór zwłaszcza w słoneczne dni dokładałam jeszcze filtrów.

Skład: Aqua, Niacinamide, Ethylhexyl Salicylate, Neopentyl Glycol Diheptanoate, Glycerin, Propylene Glycol Dibenzoate, Bis-PEG/PPG-16/16 PEG/PPG-16/16 Dimethicone, Propanediol, Dimethicone, Cetyl Dimethicone, Diethylhexyl Carbonate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl, Benzoate, Ethylhexyl Triazone, Silica, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Canola Oil, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Tocopheryl Acetate, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Polysorbate 80, Caprylic/Capric Triglyceride, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Citric Acid, Pentaerythrityl Tetra-di-t-butyl Hydroxyhydrocinnamate, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Parfum

Age Lift, Krem na noc do skóry normalnej i mieszanej 40+

Krem na noc Age Lift ma bogatą konsystencję, ale w użyciu nadal jest to lżejsza, kremowa formuła. Zgodnie z informacją producenta formuła kremu zawiera niacynamid i peptyd, które stymulują komórki do produkcji kolagenu. Znajdziemy tutaj także kwas hialuronowy i witaminę E. Zaraz po aplikacji kremu miałam wrażenie głębokiego nawilżenia skóry i jej otulenia, jakie lubię w kosmetykach na noc. Powierzchnia skóry wyczuwalnie stawała się gładsza w dotyku i delikatniejsza. Mimo bogatej formuły skóra nie była mocno świecąca, choć akurat w kosmetyku na noc nie ma to dużego znaczenia. Rano skóra wyglądała na wypoczętą i jędrniejszą. Przy dłuższym stosowaniu mam wrażenie, że mam bardziej wyrównany koloryt skóry i nieco mniej widoczne zmarszczki, zwłaszcza mimiczne. 

Skład: Aqua, Niacinamide, Diethylhexyl Carbonate, Glycerin, C12-13 Alkyl Lactate, Canola Oil, Propanediol, Dimethicone, Cetearyl Olivate, Cetyl Dimethicone, Sorbitan Olivate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tetrapeptide-21, Tocopheryl Acetate, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Sucrose Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Butylene Glycol, Citric Acid, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Parfum

Age Lift, Krem pod oczy z kwasem hialuronowym i peptydami

Mam bardzo wrażliwą skórę w okolicy oczu i pierwsze spotkanie z kremem pod oczy Iwostin Age Lift nie należało do najprzyjemniejszych. Jednak to był tylko ten jednorazowy problem, ciężko mi więc ocenić co się wydarzyło. Kolejne aplikacje nie powodowały już żadnego dyskomfortu, czy pieczenia. Krem bardzo szybko się wchłania i mocno napina skórę. Zwłaszcza rano wyraźnie widziałam, jak pomaga w zmniejszeniu porannych obrzęków. Skóra jest po nim bardzo gładka, mocno wygładzona. Mam też wrażenie, że krem rozjaśnia nieco skórę dzięki czemu cienie są mniej widoczne, a spojrzenie wydaje się wypoczęte. W składzie znajduje się kwas hialuronowy, peptydy i niacynamid, a także masło shea i panthenol o właściwościach kojących i łagodzących. To jeden z pierwszych kremów pod oczy, który zużyłam do samego dna (to chyba najlepsza rekomendacja!).

Skład: Aqua, Niacinamide, Glycerin, Canola Oil, Diethylhexyl Carbonate, Cetyl Dimethicone, 1,2-Hexanediol, Cetearyl Olivate, Panthenol, Dimethicone, Butyrospermum Parkii Butter Extract, Butyrospermum Parkii Butter, Sorbitan Olivate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Acetyl Tetrapeptide-5, Palmitoyl Tripeptide-1, Palmitoyl Tetrapeptide-7, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Glyceryl Stearate, Sucrose Stearate, Stearath-20, N-Hydroxysuccinimide, Chrysin, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Citric Acid, Sodium Citrate, Phenosyethanol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate

Age Lift, Serum na dzień i na noc z witaminą A i kwasem hialuronowym

Serum Iwostin Age Lift ma lekką konsystencję mlecznego lotionu i bardzo delikatny zapach. Zaraz po nałożeniu na skórę mocno ją wygładza i uelastycznia w dotyku. Szybko się wchłania, dzięki czemu zaraz można nakładać krem. Zimą, dla mojej mieszanej cery samo serum było zbyt lekkie, ale w połączniu z kremem z tej serii jego działanie było świetne. Skóra była mocno nawilżona, gładka, miękka w dotyku i ujędrniona. Wyglądała na młodszą i miała ładny koloryt. Nałożony ten duet makijaż nie warzył się, ani nie rolował. A ja czułam komfortowe nawilżenie przez cały dzień. Wśród składników serum znajdują się, podobnie jak w innych kosmetykach tej serii, kwas hialuronowy, witamina E oraz witamina A, której działanie ma chronić przed procesami starzenia się skóry i zwiększać elastyczność naskórka. Formuła silnie skoncentrowanego serum działa w sposób wzmocniony, skuteczniej wspomagając nawilżenie i wygładzenie skóry. 

Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Ethylhexyl Stearate, Bis-PEG/PPG-16/16 PEG/PPG-16/16 Dimethicone, 1,2-Hexanediol, Retinyl Palmitate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Xylityl-glucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Polysorbate 80, Caprylic/Capric Triglyceride, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Sodium Hydroxide, Pentaerythityl Tetra-di-t-butyl Hydroxyhydrocinnamate, Sodium Benzoate


Stosowanie całej serii kosmetyków Age Lift bardzo dobrze wpłynęło na moją skórę. Stała się ona zdecydowanie bardziej nawilżona i tak gładka i miękka w dotyku, że czasami aż sama byłam tym zaskoczona. Drobne zmarszczki uległy zdecydowanemu wygładzeniu, a cera nabrała delikatnego, zdrowego blasku i kolorytu. Gdybym miała wybrać tylko jeden kosmetyk z całej serii, to zdecydowanie byłoby to serum. Mimo lekkiej formuły mleczka działanie wygładzające było zauważalne tuż po aplikacji. W tym roku marka uzupełniła linię o krem ochronny redukujący zmarszczki z fitrem SPF50. Czuję, że będę nim zachwycona! Kosmetyki Age Lift Iwostin widziałam w sprzedaży stacjonarnie w aptece Ziko oraz w drogerii SuperPharm. Nie należą do najtańszych, ale zdecydowanie są warte swojej ceny! Znacie te produkty? A może polecacie inne serie tej marki? Dajcie znać!  

środa, 31 stycznia 2024

Denko sierpień - grudzień 2023 i podsumowanie roczne

Denko sierpień - grudzień 2023 i podsumowanie roczne

Nie wiem, gdzie podziało się moje ostatnie pół roku... Tzn. wiem, bo jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to po stories możecie wywnioskować, jak wiele podróżowałam. Jednak zarówno w podróży, jak i w domu nadal zużywałam kosmetyki. Dlatego dziś zapraszam na nieco duży wpis o tym co udało mi się zdenkować od wakacji, a także podsumowanie całorocznych zużyć. 

Sama jestem ciekawa, jak wypadną moje tegoroczne zużycia wszystkich kosmetyków. W tym wpisie zajmę się pełnowymiarowymi produktami, których będzie aż 57. Wspomnę też o 3 mini produktach i 5 próbkach. Tradycyjnie kolorem zielonym - HITY, czerwonym - ANTYHITY, przynajmniej dla mnie. Zestawienie całoroczne znajdzie się w ostatniej części. 

DO CIAŁA

- kremowy żel pod prysznic Make a Wish oraz Glossy Touch, Balea - zimowe, kremowe wersje żeli pod prysznic zachwycały mnie zapachami. Ten pierwszy pachniał wanilią z mandarynką, zapach był delikatny i słodki. Drugi miał intensywniejszy, owocowo-kwiatowy zapach, który długo utrzymywał się na skórze. Żele Balea zawsze są u mnie mile widziane, choć mam wrażenie, że ostatnio spadła znacznie ich jakość. No i opakowania nie są już takie śliczne. Te tutaj to jeszcze "stare" wersje opakowań, ale już nowsze są zwyczajnie brzydsze. A szkoda!

- żel pod prysznic Pink Grapefruit oraz Zesty Lime Blossom, The Body Shop - i znów przykład, jak nowe opakowania są gorsze od starych. Butelka Pink Grapefruit to stara wersja, którą bardzo lubiłam za tą długą, fajną szyjkę. Nowe opakowania już tak nie wyglądają. Jednak dalej zawartość jest wspaniała! Oba żele bardzo dobrze się pienią, są wydajne i pachną bardzo intensywnie i soczyście. Kąpiel z nimi to wielka przyjemność, uwielbiam! 

- mydło w płynie z hydrolatem różanym, Maudi - delikatnie oczyszcza skórę i nie powoduje jej wysuszania. W składzie obok środków myjących pochodzenia roślinnego znajdziemy hydrolat z róży damasceńskiej, Pantenol i wyciąg z aceroli. Ma piękny, różany zapach. Nie widziałam już w sprzedaży. Pisałam o nim tutaj LINK 

- aloesowy żel pod prysznic, YUMI - miał ładny zapach, ale słabo się pienił. Pisałam o nim w tej recenzji LINK 

- aloesowy żel do ciała Holika Holika - jedyny aloesowy żel wart uwagi według mnie ;-) Zużyłam już tyle opakowań, że nie zliczę. Najlepszy na skórę po depilacji, poparzeniach słonecznych i dla szybkiego nawilżenia. Mam zawsze w zapasie <3

- Body scrub Refreshing Iced coffee, Nacomi - dostałam go w prezencie i zapach rzeczywiście piękny, kawowy. Co do działania mam mieszane uczucia. Drobiny ścierające były dość ostre, a sam produkt nie zostawiał warstwy okluzyjnej. Skóra była po nim jednak dobrze wypolerowana i odświeżona. Nie będzie to raczej mój ulubieniec, ale może być ;-)

- peelingujące płatki do stóp Foot Works, Avon - kiedy używałam ich przez chwilę regularnie, to byłam z nich bardzo zadowolona. To jakby kwasowy peeling w formie płatka kosmetycznego, który przykładamy na zgrubienia na skórze i po kilku minutach ściągamy. Z czasem zapomniałam, że je mam i wyschły... Ot taki bajer trochę.

- olej magnezowy dla pań, Scandinavia GreenLine - olej neutralizuje zapach potu, uelastycznia i ujędrnia skórą oraz uzupełnia niedobór magnezu w organizmie, dzięki czemu pomaga w szybszym usuwaniu zakwasów mięśni. I to głównie dla ostatniego powodu go kupiłam. Czy się sprawdził? Kilka razy użyłam go w kryzysowej sytuacji, ale ogólnie rzadko mam zakwasy ostatnio więc trudno mi rzetelnie ocenić. 

- próbka peelingu do ciała CO-Mingle, LUSH - to bardziej żel peelingujący o ładnym, lawendowym zapachu. Jednak drobiny zbyt drobne jak dla mnie jak na peeling, a jako żel drapiąca formuła. Czyli takie 2w1. Ja preferuję osobne produkty tego typu. 

- pianka do rąk Raspberry Party, Balea - poza ślicznym zapachem malinowym i ładną grafiką na opakowaniu jestem totalnie na NIE tego typu produktom. Formuła klejąca skórę, nawilżenie skóry słabe. Jeszcze wydajność bardzo duża, ale to akurat na minus, bo chciałam szybko się jej pozbyć ;-)

- skoncentrowana maska do dłoni i paznokci z kompleksem olejków 40% HAND.lab, MIYA - tłusta formuła maski niezbyt mi odpowiadała, zwłaszcza gdy stosowałam ją samodzielnie bo serum już dawno mi się skończyło. Zdecydowanie z całej kuracji polubiłam najmniej. A o wszystkich kosmetykach serii HAND.lab poczytacie na moim blogu LINK 

- hydrolat Ocet 4 Złodziei, Mrozikowe Przysmaki - jego zapach miał odstraszać komary, kleszcze i inne paskudztwa jak głosi informacja na etykiecie. Zapach był mocno ziołowy, na szczęście mało czuć w nim było ocet (nie lubię zapachu octu). Czy działał? Na mnie chyba nic nie działa, a komary biegają za mną całymi stadami...

- mgiełka do ciała Carribean Paradise, Sparkling Cherry Blossom oraz Escape Coconut and Starfruit, Avon - tanie, słodkie zapachy, ale niestety niezbyt trwałe. Ta ostatnia wersja najmniej słodka, ale właśnie dzięki temu najbardziej mi się spodobała. Mam mieszane uczucia, czy nie lepiej używać czegoś trwalszego?

DO WŁOSÓW

- miniwersja suchy szampon Blush, Batiste - moja ulubiona marka suchych szamponów, które zwłaszcza zimą zużywam częściej. Lubię zapach Blush, który jest kwiatowy i dość długo utrzymuje się na włosach. Szampon trochę bieli przy początku aplikacji, ale ja mam akurat taki kolor włosów, że mi to nie przeszkadza. 

- szampon do wrażliwej skóry głowy z tapioką BOOST my hair, YOPE - mój pierwszy szampon tej marki i jest wielka miłość! W tym roku zdecydowanie polubiłam się z kosmetykami tej marki, szykuję jakiś zbiorczy wpis. Szampon nie podrażniał skóry głowy, dobrze się pienił, był delikatny dla włosów, miał ładny zapach. Wrócę z pewnością! 

- szampon do włosów kręconych Beautiful Curls, Langhaar mädchen - fajny szampon ze śliczną grafiką na opakowaniu kupiony w DM. Pełną recenzję znajdziecie w tym wpisie LINK, a ja dodam jedynie że był świetny, ale później włosy mi się do niego przyzwyczaiły i już mnie tak nie powalał. Wynika z tego, że trzeba zawsze mieć kilka szamponów i zmieniać je, nawet jakby były najlepsze.

- odżywka emolientowa i odżywka proteinowa OnlyBIO - zachwycona myciem włosów metodą OMO, o czym pisałam na moim blogu LINK, zużyłam pierwsze produkty. I wiecie co? Dalej jestem zadowolona z efektów i kupiłam sobie je ponownie. Czy to nie jest najlepszą rekomendacją? ;-)

- spray modelujący podkreślający skręt loków, Nivea - nigdy nie umiałam używać takich produktów i zawsze o nich zapominałam. I mimo, że potwierdzam że spray nie sklejał włosów i rzeczywiście podkreślał ich fakturę i skręt, to jakoś niespecjalnie często po niego sięgałam i ostatecznie nie jest to produkt, którego potrzebuję. 

HIGIENA

- Vegan Soap White Clay & Argan oraz Pink Clay & Rose, Aromacology - o wegańskich mydłach z Actiona pisałam już wielokrotnie. Z czasem zauważyłam, że trochę wysuszają mi dłonie, zwłaszcza zimą. Mimo to nadal to moje ulubione mydełka!

- pasta do zębów i płyn do płukania ust Meridol - lubię, choć smak nie jest powalający. No i przede wszystkim widzę znaczną poprawę z dziąsłami. Polecane przez moją dentystkę ;-) 

- płyn do płukania ust Sensitive Donto Dent - za to ten płyn zupełnie mi nie pasował i mimo, że niby jest sensitive to nie czułam się komfortowo używając go. Nie i już.

DO TWARZY

- płyn micelarny 3w1 skóra wrażliwa, Garnier - zaraz po moim ulubieńcu (poniżej) to drugi najlepszy płyn! W dodatku łatwo dostępny i dość tani. Mam kolejną wielką butlę. Zresztą, kto go nie zna? 

- miniwersja wody micelarnej Sensibo H2O, Bioderma - ukochana, kojąca oczy i okolice powiek, dobrze usuwa makijaż, idealna. Tylko cena nie jest idealna xD Ale i tak pozostaję wierna temu kosmetykowi od lat.

- żel micelarny Fresh Juice, Bielenda - przyjemny, mocno owocowy żel do oczyszczania skóry. Pozostawiał twarz czystą i rozświetloną. Szybko mi się tylko coś skończył...

- żel oczyszczający do skóry wrażliwej, Mixa - bardzo lubię. Miał kremową konsystencję, delikatny zapach i ultra delikatne działanie dla skóry. Przy tym dobrze oczyszczał skórę z wszelkich zabrudzeń. Będę wracać, zwłaszcza w okresach przejściowych gdy moja skóra dostaje szału i jest bardziej wrażliwa.

- mini żel pod prysznic z kalendarza adwentowego, Balea - zużywałam głównie podczas licznych wyjazdów. Żel miał bardzo delikatny zapach, dobrze oczyszczał skórę i nie powodował jej wysuszania. Świetna miniwersja, akurat do kosmetyczki! Szkoda, że nie można kupić takiej pojemności.

- krem nawilżający z filtrem SPF50 PA++++, Nacomi - miał trudną do rozsmarowania formułę, trochę jak suflet. Powodował też świecenie się skóry (albo dalej nie wyczaiłam ile go nakładać). Miał dość intensywny, perfumeryjny zapach. Nie polubiłam go.  

- przeciwtrądzikowy sufletCalm Herbal Souffle, Nacomi - kolejny krem tej samej marki, który mnie rozczarował. Widać formuła sufletu nie jest dla mnie odpowiednia. Owszem przyjemnie się ją aplikuje, ale tak jakby krem pozostawał na powierzchni skóry, w niewielkim stopniu się wchłania. Przez co skóra jest jakby tłusta. Wydajność bardzo duża, tym bardziej więc miałam go dość ;-) Po tych dwóch podejściach nie wiem, czy spróbuję jeszcze kremów tej marki. 

- krem Suncream anti-dark spots, Bella Aurora - dostałam w prezencie od koleżanki i bardzo się z tym kremem polubiłam. Dobrze chronił skrórę przed poparzeniami (mam fototyp skóry 1 więc szybko łapię zaczerwienienia), miał odpowiednią konsystencję. Po aplikacji na skórę trzeba go było nieco wmasować, ale szybko się wchłaniał i nie powodował świecenia czy bielenia skóry. Wygodna aplikacja w formie pompki. Choć mam już swojego ulubieńca w tej kategorii to ten był całkiem fajny.

- rozświetlający krem na dzień SPF50+ Vitamin C Revitalift Clinical, L'Oreal Paris - mój totalny ulubieniec i odkrycie tego roku! Zaskoczył mnie swoją lekką, nie lepiącą się konsystencją, bardzo szybkim wchłanianiem i skuteczną ochroną przeciwsłoneczną. Dzięki lekkiej konsystencji krem świetnie nadawał się pod makijaż. Szybko wchłaniał się, a przy tym nie rozwarstwiał się przy podkładzie i nie rolował. Używany nawet codziennie nie powodował zapychania się, czy świecenia skóry. Nawilżenie skóry było bardzo komfortowe. Cera nabierała ładnego kolorytu, wyglądała na zdrowszą, odświeżoną. Skóra była dobrze nawilżona i rozświetlona. Mam mieszaną cerę i zarówno na partiach tłustych, jak i suchych krem bardziej dobrze się wchłaniał. Małe, poręczne opakowanie można łatwo zabrać ze sobą np. na wycieczkę i dokonywać replikacji kremu w ciągu dnia. Krem bardzo dobrze się "dokłada", nie ma uczucia tłustości. I LOVE IT!

- nawilżająco-ochronny balsam SPF 50 do skóry wrażliwej, Avon - używam tego kosmetyku już od tylu lat że doczekałam się chyba 3 zmian opakowania ;-) Krem ma działanie nawilżające, jest wodoodporny i przeznaczony zarówno do twarzy jak i do całego ciała. Czyli taki wielofunkcyjny kosmetyk, akurat na wakacje. Skóra jest po nim lekko rozświetlona i czasami delikatnie się świeci, ale da się przeżyć. Teraz, gdy poznałam L'Oreal to nie wiem czy jeszcze wrócę, zobaczymy.

- myPOWER elixir, Miya - to uniwersalny kosmetyk, który możemy używać zarówno na wyjątkowo przesuszone partie skóry, jak i jako wzmocnienie działania naszego tradycyjnego kremu. Ma formułę tłustego serum, pachnie cytrusowo. Mimo wielu pozytywnych recenzji u mnie nie spowodował szału i jednak pozostaję przy kilku innych produktach do poszczególnych działań, niż jednym wielofunkcyjnym. 

- krem na noc Sleep Tight, Alvira - kupiony w Actionie za grosze krem na noc, który jednak nie skradł mojego serca. Miałam wrażenie, że jest to bardziej maska na noc, bo skóra po nim była jakby obklejona, a nie wchłaniała kosmetyku. Lawendowy zapach był ładny, ale nie wrócę już do tego produktu.

- krem na dzień Age Lift, Iwostin - krem do skóry normalnej i mieszanej. Ma lekką konsystencję i świetnie się wchłania, Skóra od razu po użyciu jest dobrze nawilżona, ma świeży wygląd. To tego jest wyczuwalnie gładsza w dotyku. Aplikację kremu można stopniować i dokładać kolejne warstwy w razie potrzeby. Dobrze sprawdził mi się pod makijażem, nie rolował się i nie warzył. Przy regularnym, dłuższym stosowaniu zauważyłam, że skóra jest nie tylko gładsza w dotyku i jędrniejsza, ale ma też ładniejszy koloryt. Spodobał mi się także delikatny zapach kremu. Jedyny dla mnie minus to zbyt niski jak na moje potrzeby filtr - SPF15. Poza tym świetny krem, jak i cała seria. Będzie recenzja! 

- krem Aquasource Hyalu Plump Gel oraz Blue Pro Retinol Multi Correct Cream, Biotherm - ahh co to były za cudowne kremy! Testowałam je w ramach Klubu Recenzentki Wizaż i byłam zachwycona! Wersja Hyalu Plump Gel była jak stworzona dla mojej mieszanej cery i jedyne co mogłabym mu zarzucić to brak filtra SPF. Krem o konsystencji lekkiego żelu, który wchłania się w skórę w ułamku sekundy i daje uczucie długotrwałego nawilżenia, no ideał. Blue Pro Retinol Multi Correct Cream stosowałam głównie jako krem na noc. Miał formułę lekkiego kremu, a skóra po nim stawała się satynowa w dotyku. W moich partiach tłustych odżywienie było nawet nieco zbyt obfite i skóra była świecąca. Jednak przy stosowaniu na noc nie stanowiło to żadnego problemu. Po miesięcznej kuracji zauważyłam że moja skóra jest gładsza i milsza w dotyku, stała się też wyraźnie rozjaśniona i wygląda na bardziej nawilżoną i wypoczętą. Gdybym miała jednak wracać, to zdecydowanie do zielonego Hyalu Plum Gel. 

- krem na noc Beauty Sleep Cream, Pixi - zawsze chciałam poznać kremy tej marki i udało się! Koleżanka podarowała mi ten egzemplarz do przetestowania i chyba już wiem skąd te zachwyty. Krem miał lekko ziołowy, przyjemny zapach i konsystencję kremu na noc, którą lubię najbardziej. Tzn. nawilżał, ale też otulał skórę, która rano wyglądała na wypoczętą, gładką i jędrną. W kategorii kremów na noc to mocny kandydat do ideału, tylko cena mnie trochę odstrasza ^.^

- olejek z drzewa herbacianego Tea Tree Oil, The Body Shop - po wypróbowaniu kilku olejków tego typu różnych marek to jednak TBS wydaje mi się najfajniejszy. Szybko i skutecznie pomaga w walce z pryszczami i zanieczyszczeniami. I tylko cenę mógłby mieć bardziej przyjazną... 

MASECZKI

- maski w płachcie różne rodzaje, Garnier - nadal uważam, że to jedne z najlepszych masek tego typu w dodatku dostępne i w fajnej cenie. Większość ma głównie działanie mocno nawilżające. Chyba powinnam pokusić się kiedyś o wpis na ich temat, bo są tego warte!

- maska Fresh Mix It, Action - kupiłam zaciekawiona samodzielnym mieszaniem esencji z płachtą. Niestety coś poszło nie tak z opakowaniem i ostatecznie nie zadziałało to tak, jak w instrukcji. Ale i tak udało mi się nasączyć płachtę. Sama maska fajnie nawilżyła skórę, ale innych efektów nie zauważyłam. 

- odświeżająca maska z ananasem i vit. C Juicy Jelly, Bielenda - fajna maska w formie galaretki, którą po nałożeniu na twarz należało zmyć po kilku minutach. Skóra była po niej rzeczywiście odświeżona, miała tez ładniejszy koloryt. Chyba, że to efekt żółtego koloru maski? 

- maski peel off Unicorn Glitter Dust oraz Korean Charcoal Planet Spa, Avon - kiedyś byłam fanką masek peel off, ale moja skóra zdecydowanie się przeciwko nim zbuntowała. Dlatego wszystkie tego typu zostają usunięte z zapasów.

MAKE UP

- baza pod podkład Anew Reversalist, Avon - robiła błyskawiczny lifting skóry i super ją wygładzała. Co z tego, skoro ja nadal nie umiem nauczyć się używania tego typu produktów i zwyczajnie wydają mi się zbędne?

- Fresh Sorbet Blush Lychee Blossom 020, The Body Shop - bardzo byłam ciekawa tej kolorówki z TBS. Róż miał formułę sorbetu i nie był mocno napigmentowany. 

- puder w kamieniu Color Trend, Avon - jasny puder w kamieniu do wykończenia makijażu, byłam z niego zadowolona choć to totalny "zwyklak"

- korektor w płynie Liquid Camouflage, Catrice - słynny korektor pod oczy, który miałam w dwóch kolorach: 010 oraz jaśniejszym 005. Rzeczywiście dobrze przykrywał cienie pod oczami, ale podobnie jak w przypadku baz pod makijaż nigdy nie pamiętałam o używaniu go.

- korektor Mark, Avon - niegdyś ulubieniec. Mocno kryjący korektor, który dobrze radził sobie z wszystkim co chciałam ukryć. Kremowa konsystencja. To było moje kolejne opakowanie.

- Gum Peel Off, Neonail - bajer którego nie umiałam używać. Był to jakby żel, którym pokrywało się skórki wokół paznokci, a po ich pomalowaniu trzeba było go oderwać. Dzięki czemu skórki miały być czyste. W teorii brzmiało super. W praktyce nigdy mi się to nie udało.

PRÓBKI

- próbki żelu pod prysznic Fraise Gariguette, Le Petit Marseilliais - to już moje ostatnie próbki tego soczyście pachnącego truskawkami żelu. Szkoda, ale pora na coś nowego ;-)

- próbka masła do ciała Almond Milk, The Body Shop - tłuściutkie i pachnące masełko z TBS, love!

- próbka body lotion Encante Fascinating, Avon - ładnie pachnący lotion-balsam do ciała. Kupiłam próbki wszystkich wersji, żeby wybrać zapach i kupić butlę. I szczerze mówiąc wszystkie mi się podobają ;-)

- próbka kremu nawilżająco-dotleniającego fit, Ziaja - lubię ten krem i tylko szkoda, że nie ma filtra SPF

PODSUMOWANIE ROKU 2023  

Tradycyjnie najwięcej ze wszystkich kosmetyków zużyłam żeli pod prysznic, bo aż 10 i jeden mini. Tym samym moje zapasy zostały zlikwidowane. Na drugim miejscu uplasowały się maski w płachcie, których w roku 2023 zużyłam całe 9. Patrząc na to ile ich posiadam, to powinno być tego o wiele wiele więcej... Na trzecim miejscu zużyć znajdują się kremy SPF, plasterki na pryszcze oraz kremy na dzień. W każdej z tych kategorii zużyłam po 6 sztuk kosmetyków. Ogółem w roku 2023 zdenkowałam UWAGA 153 pełnowymiarowe kosmetyki, 4 miniprodukty i 25 próbek. Porównując do lat ubiegłych mam wrażenie, że trochę mniej. Z drugiej strony już po napisaniu tego wpisu odkryłam całe pudełko tuszy i produktów do brwi, które miały iść do wywalenia... No to będą na przyszły rok podliczone xD W ubiegłym roku napisałam jedynie trzy wpisy dotyczące zużyć kosmetycznych. Nie ukrywam, że łatwiej było mi dzięki temu wszystko to policzyć. Ale też posty te są ogromnie długie! 153 zużyte kosmetyki w ciągu roku to według Was dużo, czy mało? Jak tam Wasze zużywanie? 


piątek, 4 sierpnia 2023

Denko kwiecień, maj, czerwiec i... lipiec 2023

Denko kwiecień, maj, czerwiec i... lipiec 2023

Czas mija mi ostatnio tak szybko, że jedynie przepełniające się pudełko z opakowaniami po zużytych kosmetykach przypomina mi o moim cyklicznym podsumowaniu. Jakie kosmetyki zużyłam w ciągu ostatnich czterech miesięcy? Co się u mnie sprawdziło, a co nie bardzo? Zapraszam do lektury nowego postu o zdenkowanych przeze mnie kosmetykach.

Mam wrażenie ostatnio, że jakoś zużywanie kosmetyków idzie mi wolniej. Mimo to w pudełku znalazło się aż 51 kosmetyków i 11 próbek! Zdecydowanie jednak powinnam zwrócić większa uwagę na używanie maseczek, zwłaszcza tych w płachcie które latem przynoszą fajne ukojenie skórze. Dla przypomnienia zaznaczę, że na zielono opisane są mega HITY, które zachwyciły mnie swoim działaniem, czarne to "zwyklaki", a czerwone to te, które u mnie okazały się klapą. 

DO CIAŁA I WŁOSÓW

- naturalne mydło w płynie Werbena, Yope - ten kosmetyk możecie regularnie spotkać w moim denko. Mydlo Yope jest delikatne, ma ładny zapach i mimo, że się nie pieni, to dobrze oczyszcza skórę. Używam od lat tej samej butelki i tylko dokupuję zapas lub płyn na litry. Uwielbiam! 

- pianka pod prysznic the Ritual of Jing Relax, Rituals - to moje pierwsze spotkanie z kosmetykami tej marki. Pianka była dodatkiem do jakiejś gazety. Zapach bardzo mi się spodobał, był odświeżający, relaksujący, bardzo piękny. Pianka była gęsta i niewielka ilość wystarczała na umycie całego ciała. Nie wysuszała skóry, a po kąpieli zapach utrzymywał się jeszcze dość długo. Jeśli miałabym porównać tą piankę z Bilou, to ta druga miała jednak chyba gęstszą pianę. Chociaż chyba musiałabym używać obu w tym samym momencie, aby porównanie było sprawiedliwe. W każdym razie Rituals pianki pokochałam zdecydowanie ;)

- żele pod prysznic Dream On oraz Jungle Breeze, Balea - żele tej marki bardzo lubię, dlatego często możecie je spotkać na moim blogu. Jednak moje zapasy powoli się kończą, a marka, nie wiem czemu, zmieniła opakowania i nie są one już takie śliczne jak kiedyś ;/ Żele dobrze się pienią, nie wysuszają skóry (co zdarzało mi się przy Isanie) i mają ciekawe zapachy. Mam nadzieję, że z tymi opakowaniami to tylko przejściowe. No i najbardziej lubię wersje limitowane!

- żel peelingujący Frische-Hauch, Balea - miał śliczne opakowanie, błękitny kolor i tropikalny, przyjemny zapach. Ale jako kosmetyk, ani to żel, ani peeling. Przynajmniej ja wolę zdecydowanie albo mocniejszy peeling albo żel ;) Wiem jednak, że niektórzy lubią właśnie takie formuły. I tu ciekawostka - nie wiem dlaczego, ale nie mogę znaleźć tych peelingujących żeli w polskim DM. A za granicą jest ich całkiem spory wybór! 

- pianka pod prysznic Hey Lovely, Bilou - uwielbiam te pianki, bo są mocno kremowe, gęste i mają prześliczne zapachy. Zawarty w piance olejek ze słodkich migdałów, olejek z awokado i aloes dobrze pielęgnują skórę. Wersja Hey Lovely pachniała słodkimi kwiatami hibiskusa z nutami cytrusów i jedyne zastrzeżenie jakie miałam do tej pianki, to że za nią mocno przepłaciłam. Dlatego polecam szukać w drogeriach DM lub Rossman xD

- hydrofilowy olejkowy żel myjący do higieny intymnej Aksamitna gładkość, YOPE - mimo, że miał przyjemną formułę, to jakoś zdecydowanie bardziej odpowiadają mi żele. Dlatego to do nich wrócę prędzej. O wszystkich kosmetykach do higieny intymnej Yope pisałam na blogu LINK 

- żel do higieny intymnej Tymianek, Tess - ziołowy, bardzo wydajny żel. Pisałam o wszystkich na moim blogu LINK 

- cukrowo-solny peeling do ciała oraz nawilżający krem do ciała z linii Witalizacja, Ziaja - jejku jakie to były super kosmetyki!!! No aż jestem zaskoczona! Otrzymałam je do testowania w ramach Klubu Recenzentki Wizaż niedługo po serii do twarzy, o której pisałam na blogu LINK. Do dziś nie wiem, czemu nie opisałam ich dokładnie na blogu! A są tego warte! Peeling cukrowo-solny był mocnym zdzierakiem, ale pozostawiał skórę z warstwą okluzyjną tak jak lubię najbardziej. Skóra była po nim cudownie gładka i jędrna. Krem do ciała miał bogatą formułę, ale szybko i dokładnie wchłaniał się w skórę. Wygładzenie naskórka było dosłownie wyczuwalne tuż po użyciu. Jestem tak zachwycona tym duetem, że z przyjemnością wrócę do nich w przyszłości. Zwłaszcza do peelingu (bo moje zapasy w balsamach nadal są nieco zbyt duże ;P). Jeśli lubicie mocniejsze peelingi, po których nie trzeba już sięgać po balsam, to zdecydowanie polecam tan Waszej uwadze. 

- dezodorand w kulce Action Control Thermic, Garnier - moja ulubiona wersja antyperspirantu w kulce. Niestety nie mogłam jej ostatnio znaleźć w drogerii więc kupiłam inną, zobaczymy czy się różnią. Dezodorant nigdy mnie nie zawiódł i skutecznie pomaga mi w potliwości. Poza tym nie podrażnia mojej skóry. 

- pasta do zębów Meridol - mam problemy z krwawieniem dziąseł, dlatego regularnie sięgam po pasty tej marki lub Lacalut. Moja dentystka poleca je w duecie z płynem do płukania, ale tej samej marki (mówi, że lepiej nie mieszać działania składników).

- pasta do zębów Max Protect White, Colgate - nie zauważyłam olśniewającej bieli zębów, ale raczej nie spodziewałabym się takiego działania po produktach higienicznych. Przyjemny miętowy smak i zapach. Na codzień OK.

- nić dentystyczna EssentialFloss, Oral B - postanowiłam pokazać jedyną nić dentystyczną, jakiej używam. Pozostałe mi nie odpowiadają. EssentialFloss jest dość szeroka, łatwo więc wymieść nią resztki spomiędzy zębów. Jest też dobrze nawoskowana i pięknie pachnie. Do samego końca zachowuje swoje właściwości, nawet gdy używamy jej sporadycznie. Przetestowałam już kilka marek nici i żadna nie spodobała mi się tak jak ta.

- krem do rąk Detox, Instituto Espanol - przyjemny krem o aromatycznym, pomarańczowym zapachu. Używałam w pracy. Dla mojej skóry normalnej był OK. 

- szampon w proszku Wiatr we włosach, Manufaktura Piękna - zachwycałam się nim, ale z czasem coraz bardziej mnie denerwowala aplikacja. Wymagało to bowiem nieco machania, tak jakbyście sobie aplikowały puder dla dzieci. Mimo ładnego zapachu ostatecznie raczej nie wrócę do takiej formuły. Suche szampony w sprayu są zdecydowanie wygodniejsze! Kupiłam w Rossmanie.

- szampon Hydroboost Baobab + Maca, Hungry Hair Superfoods - zawierał wiele naturalnych składników z baobabu, macy i oleju jojoba. Pokładałam w nim spore nadzieje, ale z moimi włosami tak ciężko dojść do porozumienia, że nic dziwnego, że nawet taki super kosmetyk okazał się dla nich "zwyklakiem". Miał ładny zapach i przyzwoicie się pienił, jednak dla moich włosów to nadal nie "to".

- mydła w kostce Vegan Soap Aromacology, Pink Clay & Rose oraz White Clay & Argan - piszę o nich nieomal przy okazji każdego denko, wiecie już więc, że jestem ich ogromną fanką ;-) Kupuję je w Actionie i znów widzę, że zaczyna ich brakować. Czy to oznacza konieczność zrobienia zapasów? :D Najbardziej lubię wersję z różową glinką i różą - za zapach i delikatne działanie. Każde z mydeł utrzymuje swój kształt do końca, nie rozciapia się i nie rozwarstwia. Więcej pisałam tutaj LINK  

Dwa produkty do ciała wkradły się na zdjęcie z kosmetykami do twarzy i tam je opisałam ;-)

DO TWARZY

- żel oczyszczający do twarzy na co dzień C.B3, Ziaja - cytrusowy zapach i energetyczne opakowanie przyciągnęły moją uwagę w sklepie. Żel dobrze oczyszczał skórę i nie powodował jej przesuszania. Przy dłuższym stosowaniu mam wrażenie, że zmniejszył u mnie występowanie zmian trądzikowych. Ciężko to jednak jednoznacznie ocenić, zwłaszcza przy zmieniających się porach roku. W każdym razie bardzo przyjemny kosmetyk, za niewielką cenę.

- pianka do mycia twarzy, Hagi - miała przepiękny zapach i delikatne, choć skuteczne działanie. Zawierała ekstrakt z bławatka, algi, kwas hialuronowy, dzięki którym skora pozostawała oczyszczona i nawilżona. Kupiłam na promocji w Hebe i to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Polecam! 

- mikrozłuszczający krem na noc seboom Face Boom, Bielenda - przy regularnym stosowaniu byłam bardzo zadowolona z efektów jakie dawał. Skóra była gładsza, zdecydowanie mniej pojawiało się na niej wykwitów, koloryt był wyrównany. Jednak krem ten najlepiej stosować co kilka dni i tutaj zaczęły się schody, bo albo chciałam go używać codziennie, albo zapominałam o nim tygodniami :D Ostatecznie pozostaję przy opinii, jaka przedstawiłam we wpisie na moim blogu LINK.

- krem SPF50+ bardzo wysoka ochrona, Avene - testowałam go w ramach Klubu Recenzentki Wizaż.pl w czerwcu rok temu i wróciłam ponownie po zimie. Mam skórę mieszaną, fototyp 1. Wysoka ochrona SPF jest dla mnie konicznością przez cały rok. Zwłaszcza, że wszędzie jeżdżę rowerem. Krem testowałam zarówno w warunkach miejskich, jak i podczas wycieczek rowerowych i górskich. Bardzo spodobało mi się że krem bardzo szybko wchłaniał się w skórę, a przy tym dawał poczucie nawilżenia. Miał lekko beżową barwę i delikatny zapach. Nie bielił skóry. Miałam poczucie, że delikatnie rozświetlał ją i wyrównywał jej koloryt, w każdym razie wyglądała ona na ładniejszą. Przy mieszanej skórze ciężko jest znaleźć krem z wysokim filtrem, który nie będzie powodował zapychania się tłustych partii skóry i ich przetłuszczania, a przy tym wysuszania tych suchych. Był moim faworytem do czasu aż poznałam...

- rozświetlający krem na dzień z witaminą C i SPF50+, L'Oreal Paris - bardzo wysoki filtr i lekka, nieklejąca formuła, ktora szybko się wchłania. Brzmi jak IDEAŁ i obecnie jest to mój ulubieniec <3 Dzięki lekkiej konsystencji krem super nadaje sie pod makijaż. Nie bieli skóry, nie powoduje jej zapychania i świecenia, nawet przy regularnym stosowaniu. Testowałam go w ramach Klubu Recenzentki Wizaż w tym roku i... kupiłam już dwa kolejne opakowania. To chyba pokazuje, jak bardzo mi się spodobał ;) Czuć nawilżenie skóry, a ochrona przeciwsłoneczna jest bardzo skuteczna. Przetestowałam w terenie i szczerze polecam. 

- mini woda micelarna Sensibio H2o, Bioderma - tego kosmetyku na tym blogu przedstawiać nie trzeba, bo jako psychofanka Sensibio Biodermy zużyłam już sporo litrów tego produktu ;-) Miniwersje zazwyczaj używam w podróżnej kosmetyczce. Można je kupić zazwyczaj w okresie wakacyjnym, np. w Superpharm.

- regenerujący eliksir do twarzy NutraEffects, Avon - używałam głównie do masowania twarzy. Miał forme olejku i dawał fajny poślizg oraz rozświetlenie skóry. Obecnie mam inny produkt, z którego bardziej jestem zadowolona.

- pasta na wrastające włoski po depilacji Ingrown Hairs Therapy, ItalWax - CUDO! To jest tak genialny produkt, że jeśli depilujecie skórę woskiem i zdarzają się wam problemy z wrastającymi włoskami lub krostkami, to ten kosmetyk to ideał! Pachnie olejkiem z drzewa herbacianego, którego sporo ma w swoim składzie. Posmarowane nim problematyczne miejsca szybko się goją. Pasta łagodzi ból i obrzęk, spowodowany stanem zapalnym mieszka włosowego. Czasami używam jej na wyjątkowo bolesne krosty trądzikowe. Jest bardzo wydajna, używamy naprawdę niewielką ilość. Ja nakładam zazwyczaj na noc. Kupuję na Allegro.

- serum na suche i zniszczone końcówki Advanced Techniques, Avon - kupiłam kiedyś po zachwytach koleżanki, ale zupełnie nie pamiętam o takich produktach! Dlatego właściwie przeleżało na półce w łazience i nic o nim nie mogę powiedzieć. 

 

- regenerujący krem na noc Age Perfect Cell Renew, L'Oreal Paris - o całej linii kosmetyków Age Perfect, które testowałam w ramach Klubu Recenzentki Wizaż pisałam na blogu LINK. Krem na noc o masełkowej formule bardzo odpowiadał mi w miesiącach jesienno-zimowo-wiosennych, latem jednak trochę się ze sobą męczyliśmy. Muszę przyznać, że działanie jego było jednak bardzo fajne. Skóra szybko odzyskiwała blask, drobne zmarszczki zdecydowanie się wygładzały, a skóra pod oczami była rozjaśniona i wyglądała młodziej. Warty uwagi!

- Iluminating cream with vitamins all-in-one, Miya - ze wszystkich kosmetyków Miya ten jedyny jak dotąd niezbyt mi podpasował. Jednak może być też, że nie znalazłam dla niego codziennego zastosowania i tak się trochę ze sobą męczyliśmy. Krem miał działanie rozświetlające i nigdy nie wiedziałam, czy stosować go bardziej jako krem, czy makijaż. Choć rozświetlenie było subtelne, a sam krem dobrze nawilżał skórę, to raczej nie wrócę. Znam inne lepsze produkty tej marki, jak chociażby kremy serii My wonder balm LINK 

- miniwersja krem odżywczy Ceramidin, Dr. Jart+ - krem do cery suchej, dla mnie był więc nieco zbyt odżywczy. Dlatego używałam go na noc i bardzo byłam z jego działania zadowolona. Dobrze odżywiał i regenerował skórę, która stawała się delikatna w dotyku i dobrze nawilżona. Dostałam go w prezencie i widzę, że powinnam zainteresować się mocniej produktami tej marki ;-)

- krem pod oczy Plante, Soraya - wygrałam w konkursie i zaciekawiona przystąpiłam do testowania. Niestety w okolicach oczu mam super wrażliwa skórę i większość kremów, nawet dedykowanych tym okolicom, dziwnym trafem mnie podrażnia. Tak było też i z tym kremem, zużyłam go więc do twarzy ;) Dobrze nawilżał skórę, ale jak widać nie pod każde oczy można go nakładać. Przy okazji, nie wiem dlaczego mam takie problemy z tymi kremami pod oczy. Naprawdę niewiele mi odpowiada! 

- żel antytrądzikowy Hautrein SOS-GEL, Balea - przyjemny żel na wyskakujące zmiany trądzikowe, który dość szybko łagodzi bolesne obrzęki i wysusza zmiany. Jego działanie jest bardzo podobne do produkty Isana, ceny też są podobne. Zawiera alkohol. Co do działania, to na mniej oporne krosty jest idealny. Te oporne to chyba od niczego nie zejdą xD

MASECZKI I PRÓBKI

- maseczki z serii Yes To - będzie o nich osobny wpis. 

- maska w płachcie Fruity Peach, Balea - z nieznanych mi powodów wiele produktów, zwłaszcza z limitowanych serii, nie dociera nigdy do naszych polskich drogerii DM. Tą maskę przywiozłam ze sobą z Pragi. Miała prześliczny, brzoskwiniowy zapach. Wspaniale nawilżyła i ukoiła moją skórę, dając mi przyjemny relaks. No i dlaczego nie ma ich w Polsce?  

maseczka oczyszczająca No Problem, Perfecta - mimo okropnego opakowania (fuj!) była naprawdę przyjemna xD Pachniała mango z nutą bazylii, miała kremowa konsystencję i dość szybko wchłania się w skórę. Producent zalecał pozostawienie jej na skórze, ja jednak prawie nigdy nie zostawiam tego typu produktów, zwłaszcza na noc. Po zmyciu skóra była lekko oczyszczona, ale poza tym nie zauważyłam więcej efektów. Widziałam w opiniach innych osób, że pozostawiona na skórze matowiła ją, ale też lubiła się rolować. Tym bardziej cieszę się, że ją jednak zmyłam. Czy wrócę? Raczej nie, ale też oczywistym jest że po jednorazowym użyciu ciężko ocenić działanie maseczki. 

maseczki z serii Fruit Power Arbuzowe Nawilżenie i Kiwi Peeling, Lirene - miałam je w zapasach tak długo, że zdążyły się zeschnąć.. Dlatego, jak już pisałam na początku tego wpisu, muszę koniecznie częściej sięgać po maseczki w pielęgnacji! 

plasterki na wypryski COSRX - uwielbiam te plasterki, jestem ich prawdziwą fanką ;-) Pisałam o nich na blogu LINK. Tam dowiecie się dlaczego są takie wyjątkowe :D

mikropeeling wygładzający, Lirene - mimo że nie lubię używać peelingów z saszetek, to czasami do tego wracam. Drobiny peelingujące są rzeczywiście niewielkie, dzięki czemu mamy poczucie porządnego oczyszczenia i wypeelingowania skóry. Saszetka wystarcza na trzy a nawet cztery użycia. 

- próbki Vichy Liftactiv, Ava Brightening face cream SPF30, Avena Cicalfate, Holika Holika aloe gel, LinoVit A+E emulsja do mycia, RedBlocker krem do skóry wrazliwej, Ziaja C.B3 nocny krem maska, Aloesovelove odżywczy krem BIO+ Sylveco -  były OK, część już znałam i używałam. Nic jednak nie wprawiło mnie w szczególny zachwyt.  

- próbka masła do ciała DAGO - na targach EKOCUDA w Poznaniu, o których pisałam na blogu LINK otrzymałam do przetestowania m.in. próbkę masła do ciała w formie kostki. Pod wpływem ciepła dłoni kostka rozpuszczała się i umożliwiała natłuszczenie skóry ciała. Produkt miał jak dla mojej skóry normalnej nawet zbyt mocno odżywczą konsystencję, myślę ze lepiej sprawdzi się przy skórze suchej. nie do końca przemówiła też do mnie formuła kostki. Nie było to wygodne w stosowaniu, a przy tym okazało się, że kostka jest dość mało wydajna. Muszę jednak przyznać, że nie ma po niej śmieci!

- próbki kosmetyków Labside Azelo Cherry serum oraz Peach Perilla cream - serum Azelo Chery było zachwycające! Różowa, lekka formuła o pięknym zapachu. Nigdy nie przypuszczałabym, że jest to serum dla skóry problematycznej! Krem z kolei miał zbyt bogatą i odżywczą jak dla mnie konsystencję. Posiadaczki cery suchej powinny się nim zainteresować. 

ZAPACHY I MAKIJAŻ

- mgiełka do ciała Gelat'Eau, Zoella Beauty - to jeden ze słodkich zapachów kolekcji "jelly and gelatio collection". Wśród nut zapachowych znajdziemy tutaj pyszną galaretkę z czarnego bzu i śmietankę kremówkę. Główny akord jest słodki, choć wyczujemy też nuty ozonowe, które dodają zapachowi świeżości. Nie jest to bardzo trwały zapach, raczej określiłabym go jako dzienny i sportowy. Dostałam w prezencie na urodziny i bardzo, bardzo lubiłam ;-) 

- balsam do ust Vegan Care, Pacifica - dostałam w prezencie w zestawie. I o ile innymi kosmetykami tej marki zachwycałam się ogromnie LINK, o tyle balsam do ust niezbyt mi się spodobał. Jak widać, nie wszystko musi wszystkim odpowiadać.

- balsam do ust Love Nature Melon, Oriflame - miał ładny, melonowy zapach ale nawilżenie ust było raczej średnie. Do tego to grzebanie palcem w słoiku bardzo mnie zniechęcało...

- cukrowy peeling do ust Sugar Lips Poziomka, Evree - a tutaj, mimo że też trzeba było grzebać, jakoś nie było tak żle xD Super kosmetyk i bardzo mi dalej smutno, że marka Evree przestała istnieć... 

- koloryzujący żel do brwi Brow Fiber Oh, Oui, Bourjois - kupiłam po rekomendacjach kosmetyczki i bardzo mi się spodobał. Miał cieniutką szczoteczkę, którą łatwo można wyczesać rzęsy, a sam żel dodawał im koloru i wyrazistości. Miałam kolor Chessnut. Kupiłam go w Hebe z tych podgrzewanych standów i od początku miałam podejrzenie, że jest juz lekko podsuszony. Dlatego NIGDY WIĘCEJ nie kupić kolorówki z tych durnych, oświetlanych i podgrzewanych standów w drogeriach... 

- tusz Unlimited, Avon - miał silikonową, lekko wygiętą szczoteczkę którą wyczesywał rzęsy aż do nieba i sprawiał, że były one piękne. Byłam nim zachwycona i mimo, że teraz wolę szczoteczki z włosia, to dla tego produktu mogłabym nawet malować się silonową ;D

- baza do powiek Eye Primer, Revolution - baza pod cienie w formie sztyftu, która czasami używałam jedynie do wyrównania kolorytu. Była w kalendarzu adwentowym marki chyba w 2019 roku, więc jej czas już zdecydowanie się skończył. Jako kosmetyk całkiem OK, byle bym tylko pamiętała o jej używaniu 

- intensive lip relief, Blistex - mój must have na spierchnięte usta o każdej porze roku. Nie znam nic lepszego i napewno wrócę jeszcze nie raz!


Moje czteromiesięczne denko nie prezentuje się może tak obficie, jak mogłabym się spodziewać po tak długim okresie czasu. Jednak trzeba przyznać, że jak na okres wakacyjny, gdzie co chwilę gdzieś wyjeżdżam i tak nie jest tak źle :D No i chyba pierwszy raz wrzucam post z podsumowaniem zużyć na początku kolejnego miesiąca! Jak tam Wasze kosmetyczne hity? Znacie coś z mojego zestawienia? Dajcie znać w komentarzach! 


Copyright © Nostami blog , Blogger