wtorek, 18 lutego 2025

Recenzja: Dyfuzor zapachowy Aromatly Flame2 – magia aromatu i efekt płomieni

Recenzja: Dyfuzor zapachowy Aromatly Flame2 – magia aromatu i efekt płomieni

Zimą chętnie sięgam po olejki eteryczne i doceniam zalety aromatyzacji powietrza. Przyjemny zapach umila mi długie, ciemne wieczory i działa kojąco. Dyfuzor zapachowy Aromatly Flame 2 pozwala mi cieszyć się dobroczynnymi właściwościami aromaterapii, a jego wyjątkowy design przypomina płonący ogień. 

Jak zapachem poprawić samopoczucie?

Brak słońca, codzienny stres, dokuczliwy smog i dni pełne gonitwy nie sprzyjają dobremu samopoczuciu. Czas od późnej jesieni do nadejścia wiosny jest dla mnie trudny. Szukam wtedy wszelkich sposobów na walkę ze stresem oraz relaks. Jednym z nich jest aromaterapia. Metoda ta jest od wieków stosowana na całym świecie. Polega na użyciu naturalnych olejków eterycznych do aromatyzacji powietrza. Wykorzystując właściwości olejków możemy uzyskać różne efekty, a także poprawić sobie nastrój. Do rozpylania olejków można używać dyfuzory lub kominki. W tym wpisie zaprezentuję Wam dyfuzor zapachowy Aromatly Flame 2, który zachwycił mnie od pierwszego użycia. Dla niecierpliwych mam niespodziankę - zerknijcie koniecznie na koniec tego materiału! 

Korzyści, jakie daje dyfuzor zapachowy

Dyfuzor zapachowy poprzez swoje działanie nawilża powietrze, co jest szczególnie istotne w sezonie grzewczym. Suche powietrze może wpływać na przesuszenie śluzówki dróg oddechowych, kaszel, pieczenie i łzawienie oczu, czy uczucie wrażliwej, suchej skóry. Aromatyzacja nie tylko nawilża powietrze, ale też ułatwia oddychanie. Dyfuzor zapachowy Aromatly Flame 2 ma prosty kształt i estetyczny design, pasujący do wielu pomieszczeń. Ja mam czarny, ale jest on także dostępny w kolorze białym. Na przedzie znajduje się niewielki witraż o kształcie ognia oraz przyciski funkcyjne. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje funkcja timera. Możemy ustawić dyfuzor na odpowiedni czas, po którym wyłączy się on samoistnie. Urządzenie zasilane jest za pomocą USB.      

Co wyróżnia dyfuzor zapachowy Aromaty Flame 2?

Prawdziwy efekt WOW zauważymy po włączeniu dyfuzora Aromatly Flame 2. Mimo, że teoretycznie wiedziałam czego mogę się spodziewać, to nic nie zastąpi tego wrażenia na żywo! Efekt imitacji płonącego ognia naprawdę jest niesamowity. Nawet w bloku mogę mieć swoje własne mini domowe ognisko. Widok płomieni działa na mnie uspokajająco i zapewnia przytulną, ciepłą atmosferę. Musicie przyznać, że z takim dyfuzorem zapachowym żadna ciemna noc nie jest już taka straszna. 

Naturalne olejki eteryczne

Dyfuzor Aromatly Flame 2 rozpyla olejki eteryczne, które mogą dawać dodatkowe efekty, np. relaks i odprężenie, ale też wzmocnienie odporności i zwiększenie koncentracji. Ja najbardziej polubiłam olejek lawendowy, którego zapach działa na mnie bardzo uspokajająco, ale też przynosi ulgę przy przeziębieniu. Lubię rozpylać go zwłaszcza wieczorem, a jego słodki zapach utula mnie do snu. Z kolei rankiem wybieram olejek cytrynowy, który pobudza organizm do działania i działa odświeżająco. Przyjemnie dezynfekuje powietrze, co jest dla mnie ważne po porannym smogu. Niestety, taki urok mieszkania w dużym mieście. Czasami rano sięgam zamiennie po olejek pomarańczowy. Jego cytrusowy zapach przypomina mi gorące lato i natychmiast przywołuje uśmiech na twarzy. Nic dziwnego, że ma działanie antydepresyjne. Marka Aromatly ma w swojej ofercie ponad dziesięć różnego rodzaju olejków eterycznych o różnych właściwościach i działaniu, każdy znajdzie więc coś dla siebie. Nie każdy wie, że podstawowe olejki eteryczne można łączyć ze sobą uzyskując nowe, niepowtarzalne zapachy. I tak np. połączenie pomarańczy i lawendy da nam zapach bergamoty, a cytryna + eukaliptus + pomarańcza będzie pachnieć jak cynamon. Oczywiście odczucia zapachowe są zawsze subiektywne, przyznaję jednak, że możliwość łączenia zapachów i odkrywania nowych bardzo mnie zainteresowała. 

Aromaterapia z dyfuzorem zapachowym Aromatly Flame 2 to nie tylko nawilżenie powietrza i wrażenia zapachowe, ale także estetyczne. Efekt imitacji ognia działa odstresowująco, jest też efektowną ozdobą pomieszczenia. Jeśli w swoim domu także chcielibyście posiadać taki dyfuzor to mam dla Was niespodziankę. Z moim kodem rabatowym NOSTI15 (od skrótu mojego nicku) macie aż 15% zniżki na całe zamówienie. Kupić go możecie w sklepie Aromatly TUTAJ. Myślę, że dyfuzor Aromatly Flame 2 może być też świetnym prezentem dla kogoś bliskiego, abyście razem mogli przekonać się o zaletach aromatyzacji powietrza. Lubicie wpatrywać się w płomienie ognia?

Wpis powstał we współpracy z marką Aromatly.

środa, 5 lutego 2025

Denko styczeń 2025

Denko styczeń 2025

Oto moje skromne styczniowe denko 2025. Sama jestem zaskoczona, że dodaje je już z początkiem miesiąca! Mam jednak zaległe denka od wakacji, więc coś za coś... ;-)

Wśród moich styczniowych zużyć znalazło się 11 kosmetyków i 2 próbki. Nie było tutaj bubli, raczej wszystko dobrze lub świetnie się u mnie sprawdziło. Oto szczegółowa lista:

- żel pod prysznic Anti Stress, Dove - kremowy, otulający żel o pięknym zapachu. Bardzo go polubiłam i chętnie będę wracać. To było moje drugie opakowanie. 

- mgiełka dla dzieci ułatwiająca rozczesywanie, Only Bio - mam puszące się włosy, które ciężko rozczesać i takie kosmetyki to u mnie "must have". Mgiełka miała miły zapach i dobrze spełniała swoją funkcję. To chyba pierwszy kosmetyk do włosów w sprayu, który zużyłam do ostatniej kropelki 

- BEAUTY.lab - tonik rozświetlający z kwasem glikolowym 5%, Miya - miałam z nim relację love-hate, bo wciąż bałam się używania kwasów jak było słonecznie, a zapominałam o nim zimą. W okresach, gdy używałam go regularnie zauważyłam, że rzeczywiście ładnie rozświetlał cerę i sprawiał, że była gładsza w dotyku i jędrniejsza. Pisałam o nim na blogu LINK 

- kremowy żel pod prysznic 2w1 Creamy Musk, Yope - ultra delikatny i kremowy, taki opatrunek dla skóry. Bardzo delikatnie mył skórę, nie pienił się, dawał długotrwałe ukojenie i komfort. Był na tyle delikatny, że używałam go także czasami do higieny intymnej. Mógłby być tylko o nieco ładniejszym zapachu - ten był OK, ale jakiś taki bez wyrazu. Myślę, że sprawdzę inne wersje zapachowe.

- nawilżający żel do mycia LAAB, AA - bardzo komfortowy i przyjemny, dobrze oczyszczał skórę bez jej podrażniania. Skóra była po nim przyjemnie gładka i miła w dotyku. Cała ta seria jak na razie super się u mnie sprawdziła.

- hydro esencja Fresh Juice, Bielenda - miała cudowny zapach cytrusków, za co najbardziej ją pokochałam. Używałam jak tonik, ale bez użycia wacików (na dłonie). Przyjemny kosmetyk, ale chyba już go nie ma w sprzedaży niestety.

- szampon zwiększający objętość Volume Boost, Langhaarmädchen - miał owocowy, przyjemny zapach i półprzeźroczystą, mlecznobiałą barwę. Moje włosy były po nim elastyczne i były ładnie odbite od nasady. O wszystkich wersjach szamponów tej marki, jakich używałam poczytacie tutaj LINK

- serum na przebarwienia BEAUTY.lab, Miya - miało dość rzadką, wodnista konsystencję. W mojej ocenie najsłabsze serum z testowanych przeze mnie tej marki ALE nie mam problemów z przebarwieniami skóry, a serum oceniałam głównie pod kątem działania nawilżającego. Pisałam o nim LINK 

- krem do rak i paznokci Bali Holiday, Hagi - jeśli dobrze pamiętam wygrałam go w konkursie na IG. Do końca nie mogłam przyzwyczaić się do jego zapachu, ciągle mi w nim coś nie grało. Ale działanie miał po prostu świetne i za to wielkie serduszko dla niego. Używałam na noc i rano moje dłonie były mięciutkie, mocno nawilżone i gładkie. Polecam bardzo!

- próbki kremów Pharmacersis Rosacea SPF 30 oraz Capilar Protect SPF50 - oba kremy miały leciutkie formuły i fajnie wchłaniały się w skórę. Zużyłam podczas wyjazdu w góry i byłam zadowolona. No i podoba mi się wysoka ochrona SPF!

- chusteczki oczyszczające 3w1, Isana - miały fajny zapach, dobrze oczyszczały i nie wysychały. Czego chcieć więcej? 

płyn micelarny do skóry wrażliwej, Garnier - tą ogromną, 700 ml butlę kupiłam kiedyś w Biedronce i to był zakup roku. Starczyła mi na bardzo długo, bo aż 6 miesięcy! Płyn dobrze domywa oczy z makijażu i przede wszystkim nie szczypie w oczy. Zresztą chyba nikomu nie trzeba już go przedstawiać ;-)


Mam nadzieję, że w kolejnych miesiącach naruszę zapasy maseczek, bo zdecydowanie mam ich sporo. No i pora zrobić porządne czystki wśród tuszy do rzęs. Jak tam Wasze styczniowe zużycia kosmetyczne? Dajcie znać w komentarzach. 

poniedziałek, 9 września 2024

Denko 1/2024

Denko 1/2024

Ten wpis miał pojawić się na blogu już tak dawno, że aż wstyd się przyznać. Bez zwłoki zapraszam więc na przegląd minirecenzji kosmetyków które zużyłam do samego dna - czyli tzw. "denko". Znalazło się tu 50 pełnowymiarowych kosmetyków, 2 minisy oraz 9 próbek.

Ostatnio ciężko mi się zebrać za pisanie denkowych recenzji i nawet sterta pustych opakowań, o które potykam się każdego dnia nie zmobilizowała mnie do tego wcześniej. Z drugiej jednak strony żal mi nie wspomnieć chociaż o wielu fajnych kosmetykach, które być może zainspirują Was podczas zakupów i co najważniejsze sprawdzą się na Wasze problemy. Dlatego choć z pewnym opóźnieniem zdecydowałam się jednak kontynuować serię, może nie co miesiąc, ale parę razy w roku na pewno!

DO TWARZY

- żel myjący Rich Peach, Resibo - zachwycał mnie swoim delikatnym, brzoskwiniowym zapachem. Dobrze zmywał makijaż i wszelkie zanieczyszczenia skóry, a przy tym nie wysuszał jej i nie podrażniał. Skóra nabierała ładnego blasku. Chętnie wrócę do tego kosmetyku

- tonik do twarzy Intensywne nawilżenie, Yumi - zawierał kwas mlekowy, dzięki któremu skóra stawała się gładsza i miała piękny koloryt. Na zimę i wiosnę był super, latem pewnie bałabym się go używać właśnie przez ten kwas. Działał naprawdę spektakularnie, skóra była wyraźnie gładsza kolejnego dnia.

- krem na dzień Age Lift, Iwostin - oszczędzałam go jak mogłam, ale w końcu musiał się skończyć :D Wspaniały krem, którego recenzję znajdziecie na moim blogu LINK 

- regenerujący krem Sleeping Cream, Fluff - krem na noc o dość bogatej formule, ale takiej obklejającej, nie głęboko wnikającej w skórę. Dlatego niebyt go polubiłam. Ogólnie z produktów tej marki jak dotąd zadowolona byłam tylko z jednego kosmetyku, a tak to większość mnie rozczarowuje. Szkoda!

- żelowe serum Kombucha, OnlyBio - punktowy preparat na niedoskonałości, który nie bardzo u mnie działał. Serum było tłustawe, bez zapachu, dość wydajne. Ale z uwagi że działało słabo to cieszę się, że w końcu mi się skończyło.

- serum na niedoskonałości z Niacynamidem, Eveline Cosmetics - nie wiem skąd te zachwyty nad tym kosmetykiem, dla mnie zwyczajny bez efektu wow. W porównaniu do serum z Miya to nawet wypadał słabo. Zaletą jego jest na pewno brak wysuszania skóry i fajna cena. Wolę jednak Miyę.

- serum Age Lift, Iwostin - podobnie jak krem z tej serii było ulubieńcem mojej skóry. Recenzję także znajdziecie w powyższym wpisie na blogu. Tylko ta cena... 

- krem Alpin SPF50, Nivea Sun - nie byłam do niego początkowo przekonana, a okazał się świetnym kosmetykiem i to mimo że trochę wyświecała mi się po nim skóra. Sprawdził się bardzo dobrze podczas wielu moich podróży zarówno w góry, jak i do miast. Testowałam go w ramach Klubu Nivea.

- hydrolat Zielona i Białą Herbatą, La-Le - hydrolat ulubionej marki z uwagi na psikacz, który robi delikatną, fajną mgiełkę. Połączenie obu herbat dawało naprawdę miły zapach, do którego pewnie wrócę w przyszłości (teraz mam kawowy). Szkoda tylko, że firma zmieniła nalepki, obecne jakoś mniej mi się podobają.

DO UST

Rzadko wyodrębniam taką kategorię, ale tyle mi się pojawiło w tym denku produktów z tej serii, że postanowiłam tak zrobić xd

- Intensive Lip Relief, Blistex - balsam do ust moje totalne "must have" od ponad 10 lat! Ma lekko miętowy posmak. Stosuję go na noc na spierzchnięte usta, a rano są one gładziutkie! Balsam wspomaga też leczenie opryszczki, która jest moją zmorą zwłaszcza zimą i wczesną wiosną. 

- balsam MedPlus oraz pomadka Lip Infusions Hydration, Blistex - zachwycona Lip Reliefem próbuję czasami innych produktów marki, ale to już nie to xD MedPlus ma intensywny zapach i lekko chłodząca formułę. Jest tłusty i dość szybko regeneruje naskórek, ale jego wadą jest konieczność grzebania w słoiczku. Z kolei pomadka nie wyróżniła się niczym szczególnym. 

- Lip Sleeping Mask, Laneige - dostałam kiedyś w prezencie i już wiem, skąd te wszystkie zachwyty. Maska jest po prostu SUPER! Ma dość tłustą formułę, a nałożona wieczorem na usta sprawia, że rano są one jak po SPA. Ja miałam wersję Berry w nieco mniejszym opakowaniu. Obecnie zamówiłam sobie większą z tą słynną "łyżeczką" do nakładania. 

- cukrowy scrub do ust i maska, Flos Lek - skusiłam się bo ładne i kolorowe, ale nie specjalnie byłam zadowolona z ich działania. Scrub był mało ścierający, a maska bardziej oblepiała naskórek niż działała na niego w głąb. Myślę, że ciężko będzie teraz znaleźć coś lepszego niż Blistex i Laneige ;-)

DO HIGIENY

- mydło w płynie Breezy Ocean, Isana - miało ładny zapach i było wydajne, niestety przesuszało mi skórę na dłoniach. Dlatego więcej nie wrócę do mydeł tej marki, Balea sprawdza mi się lepiej.

- gąbka Emily Victoria Triple Butter Soap Sponge - HIT pod prysznic! Gąbkę kąpielową Emily Victoria dostałam w prezencie od koleżanki z UK. Jest to ręcznie robiona gąbka nasączona trzema masłami: masłem shea, kakaowym i z mango. Oprócz nawilżających maseł zawiera środek myjący. Z pozoru wygląda jak zwykła gąbka, ale gdy ją zmoczymy i pocieramy skórę zaczyna się ona intensywnie pienić. Ja mam zapach Sweet Dreams łączący w sobie zapach lawendy i cytryny. Pachnie bardzo intensywnie i odświeżająco, czuć ją w całej łazience. Wypustki gąbki delikatnie złuszczają martwy naskórek i przyjemnie masują. Skóra po użyciu tego cuda jest nie tylko dobrze oczyszczona i wygładzona, ale też nawilżona i ma ładniejszy koloryt. Co ważne po zużyciu środka myjącego (jak już gąbka przestanie się pienić) zostaje nam po prostu gąbka kąpielowa.

- Mydło nawilżające Irys + Niacynamid, Barwa Cosmetics - W łazience lubię mieć mydło w kostce, jakoś wygodniej mi się je używa. Mimo, że mam swoje ulubione mydełka to czasami sięgam po coś nowego, innego. Mydło marki Barwa Cosmetics zaintrygowało mnie swoim pięknym, kolorowym opakowaniem. Wybrałam wersję nawilżającą z irysem i niacynamidem z uwagi na śliczny, kwiatowy zapach. Według informacji producenta mydło w swoim składzie zawiera glicerynę i allantoinę, które odżywiają i koją skórę, a także niacynamid który zapewnia jej komfort. Mydło jest wegańskie i ma zapewnić optymalny poziom nawodnienia skóry. Można używać je do całego ciała. Rzeczywiście po użyciu mydła nie czuję dyskomfortu skóry, czy jej wysuszenia. Kosmetyk dobrze się pieni i oczyszcza skórę. Zapach jest intensywny i pozostaje na skórze. Co ważne mydło nie pozostawia osadów na mydelniczce i trzyma formę, tzn. nie paćka się i nie rozwarstwia. Będę testować kolejne wersje!

- mydło w kostce Vegan Soap Aromacology - moja ulubiona wersja Pink Clay & Rose mydeł z Action. Pisałam o nich więcej w tym miejscu LINK 

- mydło w kostce Pink Grapefruit, The Body Shop - różowy grejpfrut to moja ulubiona linia zapachowa TBS. Byłam ciekawa, czy mydło w kostce tez mnie zachwyci. Rzeczywiście zapach był mega, mydło nie wysuszało skóry i nie rozwarstwiało się. Mogłoby jednak nieco mniej kosztować ^.^

- deo w kulce Action Control 48h, Garnier - myślałam, że nie polubię się z nowymi wersjami kulek Garniera, ale jest OK i już przyzwyczaiłam się do tego smuklejszego opakowania. Najbardziej lubię właśnie wersję Action Control albo tą na upały (Heating coś tam). Skutecznie chronią mnie przed potem nawet w gorące, intensywne dni.

- dezodorant w kostce La-Le - zapach grapefruita i rozmarynu był bardzo przyjemny i nawet formuła kostki, którą trzeba było pocierać skórę pod pachami nie przeszkadzała mi tak bardzo. Jednak samo działanie antypotne było żadne. Nie widzę więc sensu wracania do tego kosmetyku. 

- Shower Steamer, Sence (Action) - Czy wiecie co to jest shower steamer? To rodzaj musującej tabletki, którą używa się pod prysznicem. Podobnie jak kule do kąpieli taki kosmetyk mocno musuje i umila czas spędzony w łazience aromatycznym zapachem. Tabletkę umieszcza się na brzegu brodzika, aby padała na nią woda z prysznica ale nie za mocno. Gdy podczas kąpieli woda z prysznica kapała na kostkę, ta mocno się pieniła. W tym czasie zapach powinien być najintensywniejszy. Miałam kiedyś tego typu kostki i niestety ta z Actiona nie powaliła mnie swoją intensywnością zapachu. Owocowy zapach owszem był wyczuwalny, ale pamiętam że przy tamtych kostkach to wręcz czułam się nim otoczona, a tutaj to mizernie wyszło. Przy kolejnych kąpielach piany było znacznie mniej, więc i zapach mniejszy. Mimo, że podczas rozpuszczania się kostka intensywnie farbuje to nie martwcie się, nie zostawia żadnych śladów i bez przeszkód spłukuje się wodą. Ten kosmetyk to taki umilacz, bardziej bajer.

- krem do rąk Sunrise Woods, Bath and Body Works - malutki, do torebki krem o mocnym i słodkim zapachu m.in. wanilii. Bardzo dobrze nawilżał skórę, wygładzał i regenerował. Chętnie wrócę, też do innych wersji zapachowych (B&BW maja cudne zapachy!!!)

- olejkowy krem do rąk Wygładzenie, Lirene - to jest kosmetyk potwierdzający, że kupione przypadkiem okazuje się hitem! Mialam bardzo suche dłonie i dosłownie wpadłam do Hebe i wzięłam co było na promocji. A tu nie dość, że krem uratował mnie tego dnia, to później nie raz jeszcze odkrywałam jak fajnie nawilża i natłuszcza mi skórę dłoni, wygładza ją i sprawia ulgę. Mam normalną skórę i rzadko duże problemy z przesuszeniami, czasami jednak zdarzają mi się dni kiedy aż mnie dosłownie piecze i boli z suchości. Krem Lirene sprawdził mi się bardzo dobrze i jak już wyjdę z zapasów do pewnie wrócę do niego w przyszłości.

- Lotion After Care, Claire's - tuż po przekłuciu uszu dość długo miałam problemy z trudno gojącymi się dziurkami i to nawet wiele lat później zdarzały mi się nawroty ropienia i pieczenia. Ten tonik dosłownie ratował mi wtedy skórę, natychmiastowo oczyszczał, koi, pomagał w regeneracji skóry. Od kilku lat problemy się skończyły, tak jak i ważność kosmetyku xD Kupiłam go w sieci butików Claire, szkoda że nie mamy już ich w Polsce.

DO WŁOSÓW

- szampon do wrażliwej skóry głowy Sensitive, Langhaar mädchen - nie czuję się włosomaniaczką, ale lubię czasami potestować nowe produkty do włosów. O szamponach tej marki pisałam na blogu LINK  Czy wrócę? No jak już odkopię się z zapasów to może?... ;)

- suchy szampon Hydrate, Batiste - pierwszy raz miałam do czynienia z wyczuwalnie nawilżającym suchym szamponem! I efekt był WOW! Szampon ratował mnie w te dni, gdy z jakiegoś powodu nie zdążyłam umyć włosów. Włosy nim spryskane wyglądały nieco gorzej niż po "zwykłych" suchych szamponach tej marki, tzn. miało się wrażenie jakby były bardziej "mokre"? Jednak dzięki temu nie wysuszały tak skalpu, a zazwyczaj po paru godzinach i tak myłam je normalnie. Ta wersja zupełnie nie bieliła też włosów!

- odżywka do włosów Beology, Schwarzkopf - mocno odżywcza, podkreślała skręt włosów. Do tego miała śliczny, perfumeryjny zapach. Była bardzo wydajna i gęsta, tak wydajna że już mi się zaczęła nudzić i używałam jej tez jako szamponu. Wybaczam je jednak wszystko, bo włosy były po niej miękkie i błyszczące. Dostałam w prezencie, nie wiem czy w Polsce można ją kupić.

- odżywka emolientowa oraz szampon Rypacz, OnlyBio - bardzo dobrze sprawdza się u mnie metoda mycia OMO i zestaw kosmetyków OnlyBio o którym pisałam Wam na moim blogu LINK  Szampon jest zdecydowanie mocny i nie nadaje się u mnie do używania zbyt często, ale do oczyszczania od czasu do czasu jak najbardziej. Z kolei odżywka idzie u mnie jak woda, co powinno być odpowiednią rekomendacją ;-)

DO CIAŁA

- żel pod prysznic The Gingerbread Unicorn, Treaclemoon - dobrze się pienił, nie wysuszał skóry i miał intensywny, imbirowy zapach. Niestety jedynie w butelce, bo na ciele nie wyczuwałam go zbyt długo. Chyba też wolałabym żeby występował w nieco mniejszych butlach, może te 500ml jest bardziej ekonomiczne, ale też dłużej się go zużywa i trochę się nudzi ;-)  

- żel pod prysznic Soft and Cosy VIBES, Balea - kremowa i mocno owocowa limitowana wersja żelu pod prysznic marki, która pojawia się u mnie regularnie. Nie muszę więc chyba dodawać, że kosmetyk ten bardzo mi się podobał? ;-) I tylko nadal nie rozumiem, czemu te opakowania są coraz mniej kolorowe (chociaż to akurat jest ładne).

- mini żel pod prysznic Mleko i Miód, Balea - kremowy, fajny na wyjazdy. Takie minisy można kupić w DM

- mini olejek do ciała Magical Time, Balea - miniaturka z kalendarza adwentowego, miał błyszczące drobiny i pachniał jak ciasteczka xD Rzadko sięgam po olejki do ciała, więc taka mniejsza wersja była dla mnie OK, ale dużej bym nie chciała.

- peeling & mus do ciała wygładzający, Fluff - to było CUDO! Słodki malinowy zapach, super działanie wygładzające, idealne drobiny ścierające.. Tak byłam nim zachwycona, że chciałam kupić kolejne opakowanie natychmiast po zdenkowaniu tego. Niestety okazało się, że.. już go nigdzie nie ma ;/ Byłam tak zdesperowana, że nawet zamówiłam przez internet inny peeling-mus tej marki, który jest fajny, ale to już zupełnie nie takie działanie. Jeśli będziecie gdzieś widzieć tą "starą" wersję to polecam! Już nie wspomnę, że to było 200ml a nowy jest znacznie mniejszy (i droższy).

- odżywczy balsam do ciała i naturalny żel pod prysznic Zimowa Bajka, Yope - to kolejne HITY tego denko. Dostałam w prezencie na Boże Narodzenie i tak jak i zeszłoroczne wersje jestem ZACHWYCONA! Zapach przepiękny, długo utrzymuje się na skórze. Bardzo delikatna formuła żelu pod prysznic, który dobrze się pienił, a na skórze pozostawiał jakby film ochronny. Balsam bardzo szybko się wchłaniał, a przy tym świetnie nawilżał i koił skórę. Szukałam wszędzie po świętach, żeby sobie dokupić i już nigdzie nie znalazłam ;/ W tym roku od razu zaopatrzę się w zapasy ;-)

- naturalny żel do higieny intymnej Aloes i lukrecja, Yope - ostatnio kosmetyki Yope zdecydowanie częściej pojawiają się w mojej łazience. O żelach do higieny intymnej powstał cały post LINK  A to moja kolejna butelka tego kosmetyku ;-)

- olejki do ciała Skin So Soft, Avon - różne wersje olejków do ciała o ładnych zapachach. Miałam kiedyś fazę na pielęgnację olejkami, ale niestety przeszła mi szybciej niż zapasy. Mimo wszystko jeśli ktoś lubi takie formuły, to produkty Avon są OK. Nie mają wysokiej ceny, mają fajne, opalizujące formuły i ładne zapachy. 

MASECZKI

- zestaw masek w płachcie Frosted & Merry - Moisturizing (nawilżająca z dziką różą), Refining (regenerująca z olejkiem drzewa herbacianego), Nourishing (odżywcza z kolagenem) oraz Brightening (rozjasniająca z witaminą C). Wszystkie miały płachty z wizerunkiem pingwina, były mocno nasączone esencją i przyjemnie pachniały. Mimo różnych działań określonych przez producenta każda z nich mocno nawilżyła i ukoiła mi skórę oraz poprawiła jej koloryt. Esencja była tak odżywcza, że po masce nie miałam potrzeby stosowania kremu, wow! Maski dostałam w prezencie, nie wiem czy są dostępne w Polsce.

- Vitaronic Ampoule Mask marki SNP prep - rozświetlająca maska do twarzy w płacie z ekstraktem z cytryny. Maska Viatronic Ampoule Mask ma działanie rozświetlające skórę dzięki zawartości ekstraktu z cytryny bogatego w witaminę C. W esencji znajduje się także niacynamid o działaniu antyoksydacyjnym i przeciwzapalnym oraz kwas hialuronowy i witamina B5. Płachta maski jest dość cienka i bardzo obficie nasączona esencją. Początkowo miałam problemy z jej rozłożeniem, trzeba to robić ostrożnie, żeby nie rozerwać płachty. Jednak dzięki takiej strukturze maska przylega do twarzy idealnie i jest bardzo komfortowa w noszeniu. Esencja ma cytrusowy, bardzo przyjemny zapach. Jest jej dużo w opakowaniu, więc to co zostanie po wyjęciu maski można użyć też na szyję, dekolt itp. Podczas aplikacji czuć nawodnienie skóry i delikatne chłodzenie. Po zdjęciu maski skóra zauważalnie była jaśniejsza, z czasem jednak wróciła do swojej normalnej barwy. Zauważyłam duże nawilżenie skóry po użyciu maski Viatronic Ampoule Mask oraz jej rozświetlenie i ładniejszy koloryt. Świetna!

- maseczka do twarzy Chocolate Cookie Maske, Balea - w składzie ma masło shea, pantenol i roślinne lipidy. Maseczka ma kremową formułę i pachnie przepięknie czekoladowymi ciasteczkami.  Ma kolor mleczno-biały i przez ten zapach i formułę trochę przypomina mi budyń. Producent zaleca wklepanie pozostałości po aplikacji maseczki w skórę, ja jednak zmyłam ją wodą. Skóra po użyciu maseczki była bardzo ładnie wygładzona, miękka i przyjemna w dotyku. Zapach słodkiej czekolady utrzymywał się jeszcze długo po aplikacji. Bardzo przyjemna i za niewielkie pieniądze!

- maska Mermaid Sparkle Holographic Moisturizing Formula, Maxbrands Marketing B.V. (Action) - Dobra, powiedzmy sobie szczerze, chyba każda z nas marzyła kiedyś o tym żeby zostać syrenką  Jak wiadomo, z niektórych marzeń się nie wyrasta. Dlatego gdy będąc w Actionie zobaczyłam tę holograficzną maskę w płachcie, to po prostu musiałam ją mieć! Płachta maski Mermaid Sparkle jest wielokolorowa, holograficzna po jednej stronie. Była ona bardzo dobrze nasączona esencją nawilżającą, ale nie za wiele pozostało tej esencji w środku opakowania. Podczas aplikacji maski czułam przyjemne chłodzenie skóry, które było wyczuwalne jeszcze chwilę później. Zgodnie z informacją na opakowaniu esencja zawiera kwas hialuronowy i skóra po użyciu maseczki rzeczywiście była bardziej nawilżona i gładsza w dotyku. Myślę, jednak że do uzyskania trwałego efektu trzeba by pewnie stosować takie maski codziennie przez dłuższy okres czasu. Jak za 4 złote jestem zadowolona ;-)

- Maska do twarzy w płacie "Love is superpower" Maxbrands Marketing B.V.(Action) - miałam nie kupować kolejnych masek zanim nie zużyję zapasów, ale jak można przejść obojętnie obok takiej slodkiej maski? Dlatego skuszona nadrukiem w serduszka wydałam te 2,79 zł. Płachta była z nieco grubszej tkaniny, ale dobrze nasączona esencją i dobrze przylegała do twarzy. Maska Love is superpower ma działanie wygładzające i nawilżające. Zapach owocowy, według producenta truskawkowy, dla mnie bardziej jak guma balonowa. Moja skóra dosłownie wypiła esencję z tej maski i po około 15 minutach zdjęłam płachtę, a resztki maski pozostawiłam do wyschnięcia. Podczas aplikacji czułam delikatne chłodzenie na skórze. Po zdjęciu maski moja skóra była dobrze nawilżona i milsza w dotyku. Maska ukoiła ją i przygotowała do dalszych kroków pielęgnacji. 

- płatki pod oczy Rose Gold Glitter Foil Eye Mask, Dermal Shop - kupione w Lidlu, jako kosmetyk koreański (choć nie słyszałam o tej marce). Były dobrze nasączone esencją i miały kolor różowego złota. Po aplikacji zauważalnie rozjaśniły mi skórę pod oczami, ale dla trwałego efektu musiałabym je chyba używać codziennie. 

PRÓBKI

- zestaw próbek kosmetyków do włosów ACIDIC COLOR GLOSS, Redken - w zestawie testowym znalazłam saszetki szamponu, odżywki, kuracji bez spłukiwania i kuracji do spłukania wszystkie z linii Acidic Color Gloss. Kosmetyki przeznaczone są do włosów farbowanych, matowych, pozbawionych blasku. Nie mam farbowanych włosów, mój rudy kolor jest naturalny. Szampon Acidic Color Gloss ma delikatną konsystencję i przyjemny, perfumeryjny zapach. Obficie się pieni i dobrze oczyszcza włosy.  Saszetka 10ml wystarczyła mi na umycie włosów na całej długości. W dalszym kroku nałożyłam kurację Activated Glass Gloss, która ma za zadanie wydobyć blask włosów i stworzyć efekt tafli. Kuracja ma wodnistą formułę. Zawartość 10ml saszetki rozprowadziłam na całej długości włosów starając się unikać nakładania jej na skórę skalpu. Zgodnie z zaleceniem producenta odczekałam 5 min bez spłukiwania, a następnie nałożyłam odżywkę Acid Color Gloss.  Odżywka ma formułę gęstej maski, która bardzo przypadła mi do gustu. Ma delikatny owocowo-kwiatowy zapach, zbliżony do zapachu szamponu tej serii. Bardzo mocno i natychmiastowo odżywia włosy dzięki swojej bogatej formule. To takie uczucie "ciężkiej" odżywki-maski, które moje włosy akurat bardzo lubią. Po spłukaniu odżywki i wstępnym podsuszeniu włosów ręcznikiem nałożyłam na nie kurację Heat Protection, która ma za zadanie ochronę włosów przed wysoką temperaturą i nadanie im blasku. Kuracja normalnie jest produkowana w butelce ze sprayem, co zdecydowanie ułatwia jej aplikację. Niestety kompletnie nie umiem powiedzieć nic na temat jej działania na moich włosach z uwagi na trudności z aplikacją i jednorazowe używanie. Cała kuracja Acidic Color Gloss na moich włosach przyniosła jednak całkiem ładny efekt. Kolor włosów stał się głębszy, jakby wielowymiarowy. Włosy zyskały ładny blask i połysk, choć niestety w kilku miejscach miałam lekko podrażniony skalp (podejrzewam tu działanie Activated Glass Gloss). Kosmetyki są fajne... ale nie za tą cenę :D

- próbki szamponu i odżywki Hydration, Sendo - na ile można powiedzieć coś po jednorazowej próbce, to kosmetyki te całkiem fajnie sprawdziły się na moich włosach. Używam teraz pełnowymiarowego szamponu tej marki, myślę więc że będzie większa recenzja. Warto zwrócić na nich uwagę!

Wszystkie testowane próbki były OK, żadna mnie nie zawiodła. Ciężko jednak po jednorazowym użyciu powiedzieć czasami coś więcej, to raczej pierwsze wrażenie, czy coś mi się podoba, czy nie. Mimo wszystko to też świetny pomysł na zabranie kosmetyków na wyjazd, choć trzeba pamiętać że próbki tez mają swoje terminy ważności! Znacie któreś kosmetyki z mojego denko? Coś Was szczególnie zainteresowało? 




  


piątek, 26 kwietnia 2024

Recenzja: kosmetyki serii Age Lift marki Iwostin

Recenzja: kosmetyki serii Age Lift marki Iwostin

Dawno już kosmetyki do twarzy nie zaskoczyły mnie tak swoim działaniem jak kremy i serum Age Lift marki Iwostin. Czyżbym znalazła swoją idealną pielęgnację? Zapraszam Was na recenzje dermokosmetyków, których formuły bazują na najnowszych osiągnięciach kosmetologii i medycyny estetycznej.

Z kosmetykami marki Iwostin nie miałam do tej pory za dużej styczności, dlatego tym bardziej mnie ciekawiły. Zestaw Age Lift otrzymałam do testowania w ramach Klubu Recenzentki Wizaż, a w jego składzie znajdował się krem na dzień SPF 15, krem na noc, krem pod oczy oraz serum do twarzy. Oba kremy do twarzy dedykowane były do cery normalnej i mieszanej 40+ (są też wersje do skory suchej), więc dokładnie takiej jaką posiadam. Do pielęgnacji wprowadziłam całą serię, z czasem jednak niektóre kosmetyki kończyły mi się szybciej, dlatego sprawdziłam ich działanie zarówno razem, jak i z innymi produktami.  

Age Lift, Krem na dzień SPF 15 do skóry normalnej i mieszanej 40+

Krem ma za zadanie nawilżać i wygładzać skórę oraz opóźniać oznaki starzenia. Zgodnie z informacją producenta zawiera kwas hialuronowy, witaminy C i E, niacynamid oraz SPF15. Moja skóra kocha kwas hialuronowy, wiedziałam więc że polubi się z tym kosmetykiem. Mlecznobiały krem ma lekką konsystencję i świetnie się wchłania. Od razu po użyciu skóra jest dobrze nawilżona, ma świeży wygląd. To tego jest wyczuwalnie gładsza w dotyku. Krem można z powodzeniem dokładać w ciągu dnia w razie potrzeby. Nawet wtedy nie roluje się i nie warzy pod makijażem. Przy regularnym, dłuższym stosowaniu zauważyłam, że skóra jest nie tylko milsza w dotyku i jędrniejsza, ale ma też zdecydowanie ładniejszy koloryt i mniej widoczne pory. Spodobał mi się także delikatny zapach kosmetyku. Jedyny minus dla mnie to filtr SPF15. Mam fototyp skóry 1 i na co dzień używam SPF50. Dlatego wychodząc na dwór zwłaszcza w słoneczne dni dokładałam jeszcze filtrów.

Skład: Aqua, Niacinamide, Ethylhexyl Salicylate, Neopentyl Glycol Diheptanoate, Glycerin, Propylene Glycol Dibenzoate, Bis-PEG/PPG-16/16 PEG/PPG-16/16 Dimethicone, Propanediol, Dimethicone, Cetyl Dimethicone, Diethylhexyl Carbonate, Diethylamino Hydroxybenzoyl Hexyl, Benzoate, Ethylhexyl Triazone, Silica, Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine, Canola Oil, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Tocopheryl Acetate, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Polysorbate 80, Caprylic/Capric Triglyceride, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Citric Acid, Pentaerythrityl Tetra-di-t-butyl Hydroxyhydrocinnamate, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Parfum

Age Lift, Krem na noc do skóry normalnej i mieszanej 40+

Krem na noc Age Lift ma bogatą konsystencję, ale w użyciu nadal jest to lżejsza, kremowa formuła. Zgodnie z informacją producenta formuła kremu zawiera niacynamid i peptyd, które stymulują komórki do produkcji kolagenu. Znajdziemy tutaj także kwas hialuronowy i witaminę E. Zaraz po aplikacji kremu miałam wrażenie głębokiego nawilżenia skóry i jej otulenia, jakie lubię w kosmetykach na noc. Powierzchnia skóry wyczuwalnie stawała się gładsza w dotyku i delikatniejsza. Mimo bogatej formuły skóra nie była mocno świecąca, choć akurat w kosmetyku na noc nie ma to dużego znaczenia. Rano skóra wyglądała na wypoczętą i jędrniejszą. Przy dłuższym stosowaniu mam wrażenie, że mam bardziej wyrównany koloryt skóry i nieco mniej widoczne zmarszczki, zwłaszcza mimiczne. 

Skład: Aqua, Niacinamide, Diethylhexyl Carbonate, Glycerin, C12-13 Alkyl Lactate, Canola Oil, Propanediol, Dimethicone, Cetearyl Olivate, Cetyl Dimethicone, Sorbitan Olivate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tetrapeptide-21, Tocopheryl Acetate, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Sucrose Stearate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Butylene Glycol, Citric Acid, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate, Parfum

Age Lift, Krem pod oczy z kwasem hialuronowym i peptydami

Mam bardzo wrażliwą skórę w okolicy oczu i pierwsze spotkanie z kremem pod oczy Iwostin Age Lift nie należało do najprzyjemniejszych. Jednak to był tylko ten jednorazowy problem, ciężko mi więc ocenić co się wydarzyło. Kolejne aplikacje nie powodowały już żadnego dyskomfortu, czy pieczenia. Krem bardzo szybko się wchłania i mocno napina skórę. Zwłaszcza rano wyraźnie widziałam, jak pomaga w zmniejszeniu porannych obrzęków. Skóra jest po nim bardzo gładka, mocno wygładzona. Mam też wrażenie, że krem rozjaśnia nieco skórę dzięki czemu cienie są mniej widoczne, a spojrzenie wydaje się wypoczęte. W składzie znajduje się kwas hialuronowy, peptydy i niacynamid, a także masło shea i panthenol o właściwościach kojących i łagodzących. To jeden z pierwszych kremów pod oczy, który zużyłam do samego dna (to chyba najlepsza rekomendacja!).

Skład: Aqua, Niacinamide, Glycerin, Canola Oil, Diethylhexyl Carbonate, Cetyl Dimethicone, 1,2-Hexanediol, Cetearyl Olivate, Panthenol, Dimethicone, Butyrospermum Parkii Butter Extract, Butyrospermum Parkii Butter, Sorbitan Olivate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Acetyl Tetrapeptide-5, Palmitoyl Tripeptide-1, Palmitoyl Tetrapeptide-7, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Glyceryl Stearate, Sucrose Stearate, Stearath-20, N-Hydroxysuccinimide, Chrysin, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Citric Acid, Sodium Citrate, Phenosyethanol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate

Age Lift, Serum na dzień i na noc z witaminą A i kwasem hialuronowym

Serum Iwostin Age Lift ma lekką konsystencję mlecznego lotionu i bardzo delikatny zapach. Zaraz po nałożeniu na skórę mocno ją wygładza i uelastycznia w dotyku. Szybko się wchłania, dzięki czemu zaraz można nakładać krem. Zimą, dla mojej mieszanej cery samo serum było zbyt lekkie, ale w połączniu z kremem z tej serii jego działanie było świetne. Skóra była mocno nawilżona, gładka, miękka w dotyku i ujędrniona. Wyglądała na młodszą i miała ładny koloryt. Nałożony ten duet makijaż nie warzył się, ani nie rolował. A ja czułam komfortowe nawilżenie przez cały dzień. Wśród składników serum znajdują się, podobnie jak w innych kosmetykach tej serii, kwas hialuronowy, witamina E oraz witamina A, której działanie ma chronić przed procesami starzenia się skóry i zwiększać elastyczność naskórka. Formuła silnie skoncentrowanego serum działa w sposób wzmocniony, skuteczniej wspomagając nawilżenie i wygładzenie skóry. 

Skład: Aqua, Glycerin, Dimethicone, Ethylhexyl Stearate, Bis-PEG/PPG-16/16 PEG/PPG-16/16 Dimethicone, 1,2-Hexanediol, Retinyl Palmitate, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Tocopheryl Acetate, Tocopherol, Xylityl-glucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Glucose, Polysorbate 80, Caprylic/Capric Triglyceride, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Xanthan Gum, Sodium Hydroxide, Pentaerythityl Tetra-di-t-butyl Hydroxyhydrocinnamate, Sodium Benzoate


Stosowanie całej serii kosmetyków Age Lift bardzo dobrze wpłynęło na moją skórę. Stała się ona zdecydowanie bardziej nawilżona i tak gładka i miękka w dotyku, że czasami aż sama byłam tym zaskoczona. Drobne zmarszczki uległy zdecydowanemu wygładzeniu, a cera nabrała delikatnego, zdrowego blasku i kolorytu. Gdybym miała wybrać tylko jeden kosmetyk z całej serii, to zdecydowanie byłoby to serum. Mimo lekkiej formuły mleczka działanie wygładzające było zauważalne tuż po aplikacji. W tym roku marka uzupełniła linię o krem ochronny redukujący zmarszczki z fitrem SPF50. Czuję, że będę nim zachwycona! Kosmetyki Age Lift Iwostin widziałam w sprzedaży stacjonarnie w aptece Ziko oraz w drogerii SuperPharm. Nie należą do najtańszych, ale zdecydowanie są warte swojej ceny! Znacie te produkty? A może polecacie inne serie tej marki? Dajcie znać!  

Copyright © Nostami blog , Blogger