poniedziałek, 27 listopada 2017

Lato w środku listopada - jak przetrwać chłodne dni?

Lato w środku listopada - jak przetrwać chłodne dni?
Mamy koniec listopada i mało kto już z nas pamięta o lecie. Szare, ponure widoki za oknem nie nastrajają zbyt pozytywnie. Co gorsza do wiosny jeszcze dobrych kilka miesięcy, a słoneczne lato wydaje się być odległe niczym inna planeta... Jak sobie radzić w te zimne dni i przetrwać zimę w dobrym samopoczuciu?
Ludzie od zawsze interesowali się podłożem poczucia szczęścia i dobrego samopoczucia. Zainteresowanych tematem zachęcam do poczytania badań ojca psychologii pozytywnej, za którego uważa się Martina Seligmana. Nie trzeba jednak być badaczem psychologi, aby samemu zauważyć, że nasze nastawienie ma ogromny wpływ na nasze samopoczucie. Innymi słowy - to my sami, swoimi myślami powodujemy, że czujemy się lepiej lub gorzej. Można by więc powiedzieć, że jeśli będziemy uprzyjemniali sobie każdą możliwą chwilę, to zima wcale nie będzie taka straszna! Zapraszam na moje sposoby na przetrwanie zimowej aury ;-) 
To, za co najbardziej kocham lato to duża ilość słońca. Oczywiście wiadomo, że teraz są na nie niewielkie szanse. Dni stały się znacznie krótsze, a słońce nawet jeśli wyjrzy nieśmiało zza chmury, to nie ma takiej mocy jak w czerwcu czy lipcu. Jednak mimo, że dni bywają zupełnie deszczowe i pochmurne warto jak najwięcej czasu spędzać na dworze przy świetle dziennym. Zaspokoi to nasze dzienne zapotrzebowanie na wit. D, a poza tym zazwyczaj okazuje się, że gdy wyjdziemy już na dwór, to świat wcale nie jest taki okropny jaki wydawał się zza okna. Odpowiednie przygotowanie, ubranie na cebulkę i można spacerować!  
W ciepłych miesiącach większą uwagę poświęcam swojemu ciału. Dbamy o jego odpowiednie nawilżenie i wygładzenie, depilujemy się i poświęcamy uwagę naszym stopom. Wiele z nas, także i ja, wraz z nastaniem chłodniejszej aury zapomina o jego potrzebach. A jest to świetny sposób na poprawę samopoczucia! To co sprawiało mi przyjemność latem - szczotkowanie ciała na sucho, czy gruboziarniste peelingi - nadal działa i ogromnie polepsza humor. Jedyne o co trzeba zadbać, to podwyższenie temperatury w łazience - nikt nie lubi ściągać ubrań w chłodnym pomieszczeniu. Na gładkie ciało nakładam nieco balsamu brązującego, aby moja skóra nie świeciła już bielą. I od razu przypomina mi się słoneczne lato ;-) Podobny efekt można uzyskać korzystając z solarium, jednak akurat dla mojej skóry nie jest ono wskazane, więc zdecydowanie skłaniam się ku korzystaniu z balsamów brązujących i samoopalaczy. 
Wiosną i latem otacza nas feeria barw i wspaniałych zapachów. Oddziaływają one na nasze zmysły i zapewniają wiele radości. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby i zimą sięgnąć po te zapachy w postaci np. kosmetyków. Niedawno zostałam Ambasadorką Le Petit Marseiliais i miałam przyjemność przetestować ich najnowszy żel pod prysznic o zapachu truskawki. Zamknięty w dużym (aż 400 ml!), kwadratowym opakowaniu żel ma półprzeźroczystą, różową barwę. Dobrze się pieni i doskonale zmywa z ciała wszelkie zanieczyszczenia, dając uczucie orzeźwienia i czystości. Jego największą zaletą jest niesamowicie intensywny zapach, do złudzenia przypominający świeże truskawki. I to takie zerwane prosto z krzaczka. Zapach czujemy nie tylko podczas używania żelu, ale także długo później zarówno na skórze, jak i w całej łazience. Skojarzenie z błogim, wakacyjnym czasem jest jak najbardziej naturalne. 
Delikatny żel truskawkowy LPM ma pH neutralne dla skóry i biodegradowalną bazę myjącą. Został wzbogacony o składniki pochodzenia roślinnego. Sama marka powstała w słonecznej Prowansji i szczyci się tym, że w ich produktach poczujemy "zapach słonecznej natury". Nie wiem, jak w innych kosmetykach LPM, ale w zapachu żelu truskawkowego rzeczywiście możemy doszukać się słońca, a po umyciu ciała tym produktem, z pewnością poczujemy się szczęśliwsze. Na mnie zapach ten działa bardzo odżywczo i radośnie. Jednakże jeśli tak jak ja macie dość wrażliwą skórę, to może się okazać, że mimo delikatności żelu po kąpieli wasza skóra będzie potrzebowała dodatkowej warstwy balsamu. Nie trzeba traktować tego jako wadę, w końcu jesienią i zimą potrzeby naszej skóry zmieniają się i często może ona potrzebować więcej warstewek ochronnych. O sposobach na pielęgnację ciała w chłodne miesiące pisałam w ostatnim poście LINK. Tutaj jednak chciałabym wskazać na to, że wybierając apetyczny, soczysty zapach balsamu do ciała także wpływamy pozytywnie na nasze samopoczucie. A owocowych zapachów mamy wśród kosmetyków całe mnóstwo!  
Kolejną przyjemnością jakiej oddajemy się latem jest jedzenie dużej ilości owoców i warzyw. Dlaczego więc miałabym rezygnować z tego teraz, zwłaszcza, że przez cały rok możemy teraz kupić większość świeżych owoców, a te których brakuje zazwyczaj są dostępne w wersji mrożonek. Dlatego zwłaszcza jesienią i zimą mój blender i sokowirówka mają dużo pracy, bo Żaden sok czy smoothie kupione nawet w najlepszym sklepie nie zastąpi przygotowanego własnoręcznie. Ten zapach, smak - sama radość! I do tego jeszcze porcja witamin, które zwłaszcza teraz są nam bardzo potrzebne. Przepisów na soki i koktajle znajduje się w internecie mnóstwo. Ja zazwyczaj miksuję co mam w domu pod ręką. Mogą to być słoneczne soki z marchewki i jabłka, czy bardziej pożywne miksy banana z mlekiem, lub mrożonki owoców leśnych. Zobaczcie sami na te kolory!
Do astronomicznej wiosny zostało jeszcze całkiem sporo czasu warto więc zadbać o dobre samopoczucie, aby przeżyć ten czas w pozytywnym nastroju. Moimi sposobami na to są m.in. spacery na świeżym powietrzu, własnoręcznie miksowane soki i smoothies oraz pielęgnacja ciała kosmetykami o soczystych, owocowych zapachach. Jednym z takich kosmetyków jest wspomniany przez mnie truskawkowy żel Le Petit Marseiliais, który ostatnio testuję. A jakie są Wasze sposoby na przedłużenie lata? Jak uprzyjemniacie sobie te zimne, ciemne dni w oczekiwaniu na wiosnę? Koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach ;-)
#truskawkowylpm #ambasadorkalpm #lpmprzedluzalato 

środa, 22 listopada 2017

Pielęgnacja ciała jesienią i zimą

Pielęgnacja ciała jesienią i zimą
Kiedy przychodzą chłodne dni i zaczynam nosić grube, ciężkie ubrania zapominam często o dbaniu o swoje ciało, opatulone od stóp po głowę. Przyznaję, że na te ciemne, zimne miesiące najchętniej zapadłabym w sen zimowy, dlatego i moja pielęgnacja skóry robi się minimalistyczna. Jeśli jesteście ciekawi, jak ona wygląda - to zapraszam do dalszej części wpisu. 
Jesienią moja skóra staje się bardziej sucha, podrażniona i swędząca. Nawet jeśli używam tych samych kosmetyków pod prysznic, to ich działanie jest zazwyczaj bardziej wysuszające, no i nie ma już takiej możliwości, żebym obeszła się bez balsamów chroniących skórę. Wiele kosmetyków, które latem były dla mnie zbyt "bogate" nagle okazuje się idealnymi i całe szczęście, że się ich wtedy nie pozbyłam! Jednym z takich powtórnych odkryć jest peeling do ciała Super Slim firmy Evree. Peeling ten zawiera mnóstwo dobrych i naturalnych składników, m.in. cukier trzcinowy i sól jodowaną. To kryształki tych składników są odpowiedzialne za działanie ścierające kosmetyku. Dodatkowo w peelingu znajduje się olejek perilla, któremu zawdzięczam cudowne nawilżenie skóry. Możecie zobaczyć jak dużo jest tego olejku o miodowej barwie - widać go pięknie na zdjęciach produktu. Peeling ma ładny, słodki zapach, który dość długo utrzymuje się na skórze. Zapach jest bardzo przyjemny i jak tylko go czuję, to od razu mimowolnie się uśmiecham ;-) Peeling Super Slim ma za zadanie ujędrnić skórę i zredukować cellulit, a także usunąć martwy naskórek. Grube drobiny przyjemnie masują skórę, a dzięki olejkowi jest ona wyjątkowo miękka. Używanie go to prawdziwa przyjemność i aż sobie zaznaczam w kalendarzu kiedy mogę go ponownie aplikować, gdyż zgodnie z zaleceniem producenta nie powinno to być częściej niż 1-2 razy w tygodniu. Kosmetyk nie zawiera olejów mineralnych i parafiny. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go wypróbować, to zdecydowanie polecam, zwłaszcza na jesienne i zimowe wieczory. 
Pod prysznicem sięgam teraz po olejek z tej samej linii co peeling. To także kosmetyk, który odstawiłam na półkę latem, a teraz nie wyobrażam sobie bez niego kąpieli! Olejek Super Slim zawiera olejki roślinne i także nie ma w swoim składzie olejów mineralnych i parafiny. Ma delikatny zapach, który kojarzy mi się z trawą cytrynową. W kontakcie z wodą zamienia się w biały płyn o oleistej konsystencji. Po umyciu nim skóra jest bardzo dobrze nawilżona i ma delikatny film ochronny. Dzięki temu możemy już nie używać balsamu. Ma jedną wadę - nie jest tak wydajny, jak "zwykłe" żele pod prysznic, ale akurat mi to zupełnie nie przeszkadza. Trzeba też pamiętać, że produkty te z uwagi na obecność naturalnych składników mają krótszy termin przydatności do zużycia i powinniśmy je zużyć w ciągu pół roku od otwarcia opakowania. 
Drugim produktem pod prysznic, który szczególnie cenię w zimne miesiące jest żel pod prysznic Dove, tutaj akurat wersja Dove Słodki Krem z Piwonią. Kosmetyk ma mlecznobiałą, kremową konsystencję. Dobrze się pieni i jest bardzo delikatny. ZAPACH JEST PO PROSTU OBŁĘDNY! Po umyciu żelem skóra jest przyjemnie miękka w dotyku, odżywiona i przez długi czas mamy uczucie jej nawilżenia. Dzięki temu kosmetykowi od razu czuję się piękniejsza ;-)
To prawda, że po użyciu tak bogatych w składniki żeli, czy olejków moja skóra nie wymaga już tak mocno nawilżenia, jednak nie mogę odmówić sobie przyjemności używania balsamów, zwłaszcza, że temperatura w łazience jest teraz na tyle umiarkowana, że po wysmarowaniu całego ciała nie ryzykuję, że zaraz wszystko spłynie ze mnie razem z potem ^.^ . Dlatego to właśnie chętniej i częściej sięgam po balsamy i masła wszelkiego rodzaju. Jednym z takich ulubieńców stał się balsam Skin So Soft Skindisiac Red z firmy Avon. Jest to kosmetyk o gładkiej, silikonowej konsystencji, który niesamowicie wygładza skórę i nadaje jej taką jakby "śliskość". Pachnie bardzo uwodzicielsko olejkiem z passiflory , dlatego lubię używać go przed randką z ukochanym ;-) Zapach utrzymuje się dość długo, tak jak i uczucie miękkości i nawilżenia skóry. Używanie tego balsamu to prawdziwa uczta dla zmysłów! 
Inny faworyt to balsam Frosted Cranberry z The Body Shop. Produkty TBS maja tak intensywne i soczyste zapachy, że wręcz zachwycają. Wersja, którą posiadam pachnie mrożonymi borówkami i bardzo kojarzy mi się ze świątecznym czasem. Ten zapach zupełnie nie działa na mnie w żadnym innym czasie jak tylko późną jesienią i zimą, dlatego zdecydowanie teraz jest jego czas. Balsam zamknięty jest w podłużnej butelce zakończonej wygodną w użyciu pompką. W konsystencji jest perłowobiały z połyskującą poświatą i dość dużą ilością malutkich, połyskujących drobinek. Ta poświata i drobinki po aplikacji trafiają na skórę, dlatego lubię użyć ten balsam przed wyjściem na mniejszą lub większą imprezę, bo oprócz pięknego, słodkiego zapachu borówek zyskuję także imprezowy błysk.
Olejek do ciała Fruit Power z Evree to taka "wisienka na torcie" dzisiejszego wpisu. Orzeźwiający, owocowy zapach i super nawilżenie to jedne z zalet tego produktu. Olejek ma dwufazową konsystencję i przed użyciem powinno się go mocno wstrząsnąć aby wymieszać ze sobą część z olejkami i z kwasem hialuronowym. Kosmetyk wchłania się w moją skórę nieco wolniej niż balsamy, dlatego zazwyczaj używam go wieczorem, gdy mogę nieco dłużej poczekać na wyschnięcie produktu. Skóra jest po nim bardzo dobrze nawilżona i gładka. Ten efekt utrzymuje się nawet do kilkunastu godzin i jeszcze rano mogę cieszyć się działaniem tego olejku. Opakowanie ma niewielkie, co wiele osób uważa za wadę. Jednak z uwagi na to, że mam w planach stanowcze uszczuplenie zapasów to akurat to mi wcale nie przeszkadza ;-) 

Dzisiejszy post powstał jako odpowiedź na wyzwanie dla blogerów "Piękna przed Świętami", którego organizatorami jest portal Trusted Cosmetics i autorka bloga Różowa Szminka. Znacie lub używałyście produkty z mojego dzisiejszego przeglądu? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-)     

Moje posty biorące udział w wyzwaniu "Piękna przed Świętami":
- Pielęgnacja twarzy i ust - LINK

czwartek, 16 listopada 2017

Pielęgnacja twarzy i ust jesienią - wyzwanie urodowe Piękna przed Świętami

Pielęgnacja twarzy i ust jesienią - wyzwanie urodowe Piękna przed Świętami
Latem stawiałam w pielęgnacji cery na lekkie formuły i wysokie filtry przeciwsłoneczne. Wraz z nadejściem jesieni kremy-żele stały się niewystarczające, moja skóra domaga się teraz zdecydowanie bogatszych konsystencji i odżywienia. Niestety bywa też ona bardzo kapryśna i zdarzają się dni gdy przetłuszcza się i jest zanieczyszczona. Moje pielęgnacja w tym czasie skupia się na dwóch głównych aspektach: nawilżeniu i odżywieniu cery na co dzień oraz oczyszczaniu jej w czasie, gdy tego bardziej potrzebuje. Zimne temperatury i wiejące częściej wiatry źle wpływają także na stan moich ust, dlatego to pielęgnacji tej części ciała także poświęcę kawałek dzisiejszego wpisu.

Nawilżanie i odżywianie
Pierwszym krokiem w mojej codziennej pielęgnacji cery jest jej oczyszczanie. O tej porze roku chętniej sięgam po delikatniejsze formuły, olejki czy też mleczka. Znów polubiłam się z olejkiem aragonowym do oczyszczania i mycia twarzy z Bielendy, o którym pisałam w TYM poście.
Zachwyciłam się także Aksamitnym żelem do mycia twarzy Mixa, o którym czytałam wiele pozytywnych opinii w blogosferze. I wiecie co? Wszystko to sprawdziło się i u mnie! Żel ma delikatną, aksamitną konsystencję i łagodnie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń. Przy czym nie podrażnia i zachowuje jej nawilżenie. Skóra po umyciu żelem jest miękka i uspokojona, dlatego jak dla mnie jest to idealny kosmetyk na okres przejściowy i wszystkie inne momenty gdy moja skóra wariuje. Żel pachnie ślicznie gruszką, a w konsystencji jest mlecznobiały. Opakowanie posiada wygodną w użyciu pompkę i już jedna dawka wystarcza na zmycie z twarzy resztek makijażu i sebum pod koniec dnia. Jest tak przyjemny w używaniu, że ogromnie cieszę się, że go poznałam i z pewnością wrócę do niego także w przyszłości.
Na dzień stosuję krem Nivea Urban Skin, o którym pisałam całkiem niedawno w TYM poście. Ten produkt bardzo ładnie wpisał się w potrzeby mojej skóry i jestem z niego zadowolona. Krem Nivea Urban Skin zawiera wysoki filtr SPF 20, dzięki czemu chroni moją skórę przez promieniami słonecznymi. Jak wiecie moja skóra reaguje na słońce dość mocno, dlatego przez cały rok dbam o to, aby pielęgnować ją produktami z filtrem. Na noc stosuję w tym momencie zwykły nawilżający krem, ale nie jestem z niego specjalnie zadowolona. Lubię, gdy kosmetyk na noc ma bogatszą, nawet "tłustszą" konsystencję i aktualnie poszukuję swojego faworyta. Mam oczywiście swojego ulubieńca - krem na noc z linii Anew Avon, który sprawdza się u mnie o każdej porze roku, ale chciałabym spróbować czegoś nowego. Być może zdecyduję się na krem na noc także z linii Urban Skin.
Oczyszczanie
Jak już wspomniałam we wstępie w okresie przejściowym moja skóra miewa momenty, gdy o wiele bardziej niż zazwyczaj przetłuszcza się i zanieczyszcza. Sięgam wtedy po nieco silniejsze kosmetyki, aby ją dokładniej oczyścić i pozbyć się niechcianych krost. Jednym z takich produktów jest tonik oczyszczający pory Clearskin firmy Avon, o którym wspominałam przy okazji ostatniego kosmetycznego denka TUTAJ. Przyznaję, że dość długo testowałam różnego rodzaju produkty, którymi mogłabym oczyścić skórę, ale nie wysuszyć jej nadmiernie. I tutaj ten kosmetyk spisuje się jak dotąd najlepiej. Tonik zawiera 0,5 % spirytusu salicylowego, co jest na tyle niewielką ilością, że nie wysusza i nie podrażnia skóry, a z drugiej strony dobrze oczyszcza pory i wągry oraz wszelkiego rodzaju krosty. Wśród produktów tej linii jest też wersja z 2% kwasem salicylowym, gdyby komuś ta wersja była zbyt słaba (fioletowy). Tonik oczyszczający używam sporadycznie w zależności od potrzeby - czyli w niektórych dniach codziennie, a w niektórych wcale.
Gdy na mojej skórze pojawia się więcej zanieczyszczeń i grudek nakładam na noc krem z liśćmi manuka z firmy Ziaja. Zawiera on mikrozłuszczający kwas migdałowy, który jest znany z właściwości oczyszczających cerę. Złuszcza i odnawia skórę nie powodując podrażnień oraz rozjaśnia ją i poprawia jej elastyczność. Ekstrakt z liści manuka ma działanie antybakteryjna, a zawarty w kremie cynk łagodzi uszkodzenia powstałe po krostach. Ma przystępną cenę i jest to jeden z tych kosmetyków, które lubię mieć zawsze na półce w łazience "na wszelki wypadek". Wiem, że niektórym osobom on nie służy, jednak dla mnie okazał się strzałem w dziesiątkę.
Ostatnio odkryłam świetne działanie olejku z drzewa herbacianego. Tak prosta rzecz, a tak często zapominana w świecie, gdzie mamy już specyfiki chyba na każdą część ciała i każdy rodzaj problemu ;-) Zwykły olejek kupiony za około 10 zł w aptece (mój jest firmy KEJ) zmieszałam w proporcji 1:5 z najzwyklejszą oliwką dla dzieci z Rossmana (najlepiej, żeby miała jak najkrótszy skład). Tak doradziła mi pani z apteki - chodzi o to, że nie można używać olejku bezpośrednio na skórę, bo może to spowodować jej przesuszenie i podrażnienie. Wacikiem nasączonym tą miksturą przecieram pojawiające się krosty. Olejek z drzewa herbacianego działa bakteriobójczo i przeciwzapalnie, a ponieważ jest połaczony z delikatną oliwką - nie podrażnia skóry. Zdecydowanie polecam Wam ten przepis, jeśli jeszcze nie próbowaliście, efekty działania są widoczne w bardzo szybkim czasie. 
Innym moim sposobem na oczyszczenie skóry twarzy są maseczki oczyszczające. Sięgam po znane już Wam oraz opisane w poście "Mania Maseczkowania" maski z Planet Spa Avon oraz Neem z Himalaya, ale także po glinki. O tych drugich przygotowuję niebawem osobny wpis, na który już dziś serdecznie Was zapraszam.
Pielęgnacja skóry ust
Wiatr i zimne powietrze powodują, że jesienią i zimą skóra na moich ustach częściej robi się spierzchnięta i wysuszona. Z tego powodu wyjście z domu bez jakiejkolwiek pomadki nie jest już komfortowe. Jak wiecie z poprzednich moich wpisów bardzo lubię malować usta przeróżnymi szminkami, ale nawet gdy nie mam na sobie żadnego koloru to staram się zabezpieczyć skórę warstwą ochronną. Niedawno byłam w Pradze, gdzie odwiedziłam drogerię DM i zaopatrzyłam się w kilka produktów niedostępnej u nas firmy Balea. Kupiłam wtedy m.in. pomadkę ochronną, bo dziwnym trafem zapomniałam jej ze sobą na wyjazd. Pomadka Balea Sensitive zawiera wosk pszczeli, olej awokado oraz olej z migdałów, dzięki czemu pielęgnuje skórę ust i łagodzi jej podrażnienie. Nie zawiera konserwantów i parafiny. Jest też bezzapachowa. Ma bezbarwny kolor, można ją więc także polecić panom. W smaku jest podobna do wazeliny kosmetycznej. Oczywiście używam jej do codziennej pielęgnacji, a gdy skóra na moich ustach zrobi się przesuszona lub pojawią się na niej niechciane skórki sięgam po prawdziwego killera - maść Blistex, o której pisałam w poście na temat ust TUTAJ. Maść tą nakładam grubszą warstwą na noc i zapominam o problemie, a rano budzę się z gładkimi ustami, wprost stworzonymi do tego, by pomalować je jakąś śliczną pomadką.

W okresie jesiennym moja skóra zmienia się, tak samo jak i jej potrzeby. Niestety nie jest to dla niej dobry czas i często zdarza się, że staje się na zmianę przesuszona, przetłuszczona, zanieczyszczona i bardzo wrażliwa. Dodatkowo wahania pogody sprawiają, że ciężko doprowadzić ją do ładu. Zmienia się zatem cała moja pielęgnacja. Kiedy temperatury zaczynają spadać poniżej zera sięgam po tzw. kremy zimowe - o tłustej konsystencji, chroniące przed zimnem, wiatrem i mrozem. Do tej pory bardzo dobrze służyły mi te z Avonu, niestety firma wycofała je ze sprzedaży i nic nie wiadomo o nowych edycjach, dlatego też będę poszukiwała idealnego zastępcy moich faworytów. Może znacie kosmetyki tego typu godne uwagi? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-) 

Dzisiejszy post powstał w ramach nowego wyzwania dla blogerek ;-) Portal Trusted Cosmetics wraz z Pauliną, autorką bloga Różowa Szminka zaproponowali wyzwanie urodowe "Piękna przed Świętami". Każda osoba prowadząca bloga, ale nie tylko może wziąć w nim udział, a szczegóły dotyczące całego wydarzenia znajdują się pod tym LINKIEM. Już teraz serdecznie zapraszam Was na kolejne wpisy dotyczące tematyki z wyzwania oraz zachęcam do wzięcia udziału w tym niecodziennym konkursie.

 

niedziela, 12 listopada 2017

Nivea Urban Skin - tarcza antysmogowa

Nivea Urban Skin - tarcza antysmogowa
Mam przyjemność testować krem na dzień z linii Urban Skin Nivea jako Ambasadorka Kosmetyczna. Przyznaję, że odkąd słyszałam że ta linia pojawi się w sprzedaży bardzo byłam nią zainteresowana, dlatego ogromnie ucieszyłam się z tego wyróżnienia i możliwości wypróbowania kremu. Jestem już po dwóch tygodniach testów, myślę więc że mogę podzielić się z Wami opinią na temat tego kosmetyku.
Linia Urban Skin przeznaczona jest dla cery zmęczonej i pozbawionej blasku. Docelowo dla mieszkanek dużych miast, gdzie zanieczyszczenia środowiska jest większe, co bardzo niekorzystanie wpływa na skórę twarzy. W skład linii wchodzą obok kremu na dzień, także krem na noc oraz oczyszczająca maseczka do twarzy. Ja używałam jedynie kremu na dzień, choć nie ukrywam, że kuszą mnie też inne produkty tej serii. 
Na co dzień mieszkam w dużym mieście, dlatego doceniam w kremie Nivea Urban Skin, że pomaga mi on chronić skórę przed zanieczyszczeniami środowiska i smogiem dzięki obecności antyoksydantów i ekstraktu z zielonej herbaty. Mam wrażliwą cerę i przez cały rok używam kremów z filtrami przeciwsłonecznymi, dlatego ucieszyłam się, że krem ten posiada filtr SPF 20. Z kolei dzięki obecności kwasu hialuronowego krem Nivea Urban Skin skutecznie nawilża i wygładza pierwsze zmarszczki. Mogę zaryzykować określenie, że znalazłam krem, który idealnie wpisał się w potrzeby mojej skóry, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. 
Kosmetyk jest zamknięty w plastikowym słoiczku o energetycznie zielonej, limonkowej barwie. Sam krem jest także zielony. Jego konsystencja jest bardzo delikatna, wręcz puszysta, a zapach bardzo przyjemny, taki jak wszystkich produktów Nivea. Jego aplikacja jest prawdziwą przyjemnością. Krem bardzo szybko się wchłania i dobrze nawilża skórę. Wyraźnie czuć jej wygładzenie, a w dotyku staje się bardziej miękka. Jako, że jest to krem na dzień to musi się także sprawdzić jako baza pod makijaż. Testowałam go z dwoma podkładami o różnym kryciu - mniej kryjącym podkładem w płynie z firmy Avon oraz z mocniejszym HD Catrice. W obu przypadkach krem sprawdził się doskonale, nie powodował trudności w nakładaniu podkładu, nie warzył się z nim i nie zbierał w oczodołach. Przyznaję, że zdarzało mi się, zwłaszcza w początkowych dniach testowania, że nakładałam więcej kremu na twarz, przez co nie wszystko dobrze się wchłaniało, a na skórze pozostawał delikatny film. Z czasem jednak skorygowałam ilość nakładanego kosmetyku i nie mam już takiego problemu. Więcej kremu nakładałam przez jego puszystą konsystencję - wciąż chciałam go więcej dokładać. 
Ostatecznie krem okazał się dla mnie świetnym kosmetykiem. Nie tylko dobrze nawilżył moją skórę, ale też skutecznie chroni ją przed promieniami słonecznymi i smogiem. Skóra wygląda po nim na wypoczętą i wygładzoną, a drobne zmarszczki są mniej widoczne. Opakowanie zawiera 50 ml kremu, a jego koszt to około 17 zł. Krem Nivea Urban Skin testowałam jako Ambasadorka Kosmetyczna. Jestem ciekawa jak zadziałała by na moją skórę cała ta linia. A wy znacie ten kosmetyk? Używałyście Nivea Urban Skin kremu na dzień lub innego tej linii? Podzielcie się opiniami w komentarzach.  

niedziela, 5 listopada 2017

Denko PAŹDZIERNIK 2017

Denko PAŹDZIERNIK 2017
W październiku bardzo dużo wyjeżdżałam i sama się dziwię, że mimo to aż tyle kosmetyków udało mi się jednak zużyć. Byłam na dwudniowej wycieczce objazdowej po Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie, kilka dni spędziłam w Trójmieście, a na koniec odwiedziłam piękną Pragę i pobliską niej Kutną Horę. Dlatego część ze zużytych kosmetyków to miniaturki, których używałam podczas wyjazdów.

Październikowe denko podzieliłam na kilka kategorii: 
PIELĘGNACJA TWARZY
- mini krem na noc Avon Vitale - jest to zdecydowanie mój ulubieniec i lubię mieć go nie tylko w domu, ale i w podróży. Już włożyłam do kosmetyczki kolejne opakowanie. Pisałam o nim w poście z denkiem marcowym TUTAJ
- mini balsam do ciała Dove Derma Spa - który oczywiście nie służy do pielęgnacji twarzy, ale znalazł się przypadkiem na zdjęciu ;-) Balsam ma prześliczny zapachn, a próbkę otrzymałam kiedyś w sklepie do zakupu. Balsam bardzo szybko się wchłania, a skóra jest po nim miękka i gładka. Ta miniaturka zachęciła mnie do zakupu pełnowymiarowego opakowania. 
- pianka do mycia Himalaya - W lipcu testowałam kosmetyki firmy Himalaya, a wśród nich tą piankę, która okazała się prawdziwie genialna! Dobrze oczyszcza skórę, ale jest przy tym bardzo dla niej delikatna. Ma przyjemny zapach i jest bardzo wydajna. Zdecydowanie się polubiłyśmy, a więcej na jej temat do poczytania TUTAJ . 
- oczyszczający krem na noc Ziaja z liśćmi manuka - to mój kolejny must have, który używam gdy moja skóra nieco szaleje. Nakładam go na noc, a kiedy śpię zwalcza on wszystkie wypryski i zanieczyszczenia mojej skóry. Krem zawiera mikrozłuszczający kwas migdałowy, który jest znany z właściwości oczyszczających cerę. Staje się ona jaśniejsza, bardziej napięta, gładsza i lepiej nawilżona. Ma on także wpływ na zmniejszenie łojotoku i zwężenie porów. Stosuję go sporadycznie, czasami parę dni regularnie, czasami jedynie raz na jakiś czas. Ale przyznaję, że lubię go mieć w swojej łazience "na wszelki wypadek". 
- tonik Clearskin Avon - to kolejny ulubieniec. Ładnie oczyszcza i uspokaja skórę twarzy, a przy tym jej nie wysusza. Tonik zawiera 0,5 % spirytusu salicylowego, co jest na tyle niewielką ilością, że nie podrażnia skóry, a z drugiej strony dobrze oczyszcza pory i wągry oraz wszelkiego rodzaju krosty. Tonik ten także używam sporadycznie w zależności od potrzeby - czyli w niektórych dniach codziennie, a w niektórych wcale. Kosmetyk ma delikatny zapach, barwę zieloną, a zamknięty jest w wygodnym opakowaniu zamykanym na korek z zatyczką. 
PIELĘGNACJA CIAŁA
- kremowy żel pod prysznic Isana z wizerunkiem koali - świetny, delikatny i kremowy żel o dobrych właściwościach myjących i nie wysuszający skóry. Isana bardzo pozytywnie mnie zaskakuje i nie raz sięgnę pewnie jeszcze po tę markę. Ten żel miał zapach gruszkowy i był naprawdę dobrym kosmetykiem w śmiesznie niskiej cenie. Zdecydowanie na PLUS!
- szampon do włosów BB firmy Avon - włączyłam go do mojej letniej pielęgnacji, o czym pisałam w TYM poście. Muszę jednak przyznać, że jest to dobry szampon nie tylko na upalne dni. Przynajmniej moje włosy bardzo się z nim polubiły i z pewnością sięgnę po kolejne jego opakowanie. 
- dezodorant Rexona Biorythm - niedawno na blogu robiłam przegląd antyperspirantów i niestety Rexona znalazła się raczej wśród "średniaków". Główny zarzut jaki mam wobec tego kosmetyku to podrażnienie skóry, a więcej możecie przeczytać TUTAJ .
- dezodorant AXE - to oczywiście kosmetyk mojego narzeczonego, który uwielbia produkty tej firmy i uważa, że są bardzo skuteczne a przy tym nie podrażniają mu skóry. Ja także lubię ich zapachy <3 
PIELĘGNACJA JAMY USTNEJ
- płyn do płukania jamy ustnej Colgate Plax Cool Mint - przyjemny w użyciu bo bez alkoholu, więc nie szczypie w buzi, a działa skutecznie i odświeżająco. W smaku jest to delikatna mięta i z pewnością przypadnie do gustu osobom o wrażliwych dziąsłach. 
- próbki pasty Blend-a-med Expert All in One - jak pamiętacie z postu o wrześniowym denko dalej zużywamy zapasy, którymi uraczył nas nasz dentysta... Mimo, że są to "próbki" to wystarczają nawet na 10 dni, więc wbrew pozorom taka miniaturka jest dość wydajna. Pasta ma dość ostry smak, ale można się przyzwyczaić. 
MASKI i SASZETKI
- maska w płachcie z wizerunkiem pandy Royal Skin - przyniosła mi dużo radości i dobrze nawilżyła skórę twarzy. Po otworzeniu opakowania znajdujemy złożoną, bardzo mocno nasączoną maskę z nadrukiem. Jej używanie to sama przyjemność! Bez trudu dopasujemy ją do kształtu naszej twarzy, a duża ilość esencji wystarczy także na nałożenie jej na skórę twarzy i dekolt. Po zdjęciu maski efekt nawilżenia na mojej skórze utrzymywał się także kolejnego dnia, co przekonuje mnie do tego, aby sięgnąć po nią ponownie. Maskę wygrałam z konkursie instagramowym u Magdy z Takie Moje Oderwanie . 
- głęboko nawilżająca maseczka Cien z Lidla - to tani i bardzo fajny kosmetyk, o sporej wydajności. Ta saszetka wystarczyła mi aż na trzy aplikacje! Obok wersji oczyszczającej jest to druga, którą bardzo polubiłam, a w dodatku miała śmieszną cenę 70 groszy! Warto czasami zajrzeć do Lidla...
- Perły kąpielowe "Głęboki relaks" Balea - cudowna, wspaniała kąpiel. Zamknięte w saszetce małe kuleczki zabarwiły wodę na mocno fioletowy kolor z perłowym połyskiem. Po kąpieli na skórze jest wyczuwalny delikatny film, a skóra nie jest wysuszona. Słodki zapach wprawił mnie w błogi nastrój. Zapach prześliczny - wanilia z orchideą - roznosił się po cały mieszkaniu, nie tylko w łazience. Kuleczek było dość sporo, myślę, że z powodzeniem można by tą saszetkę wykorzystać na dwie kąpiele.   
KOLORÓWKA
- tusz do rzęs MEGA effects Avon - był mega i rzęsy były po nim naprawdę wow, ale dawno już czasy jego świetności przeszły, a teraz zwyczajnie wysechł.
- błyszczyk Rose Tint Avon - rzadko kiedy używam błyszczyków, ten akurat polubiłam. Niestety opakowanie pękło i nie mogłam go zabierać do torebki z uwagi na ryzyko zalania. Ostatecznie stał i stał nieużywany, aż zdecydowałam że po co mi produkt, z którego i tak nie mogę korzystać?
- gąbka konjac charcoal z hebe - moja gąbka konjac z Avonu zaczyna wskazywać na stan zużycia, postanowiłam więc zacząć używać tą z hebe. I wiecie co? Jednak ta Avonowa jest lepsza, przynajmniej jak na razie. Ta węglowa po namoczeniu robi się przy krawędziach tak miękka, że aż zbyt mocno. Poza tym bardzo kiepsko zbiera z twarzy resztki maseczki, a to właśnie w tym celu używam zazwyczaj tego typu gąbeczek. Dam jej jeszcze szansę, ale jak na razie wypada słabo. 

A jak tam Wasze jesienne denka? Rozpoznajecie swoich faworytów wśród moich zużytych kosmetyków? A może znacie lepszych następców? Koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach ;-) Na koniec zamieszczam kilka zdjęć z październikowych podróży. 


Copyright © Nostami blog , Blogger