Nowy rok, nowa ja - ale stare denko ;-) Tysiące razy myślałam już, aby zaniechać tego cyklu wpisów na blogu z przeróżnych powodów. Jednak jak patrzę na ich popularność, to po prostu nie mogę! Zresztą sama też najchętniej czytam recenzje kosmetyków w tego typu wpisach, bo wiem że opinie tam zawarte są po zużyciu całego opakowania, a to jednak najrzetelniejsza ilość czasu. Dziś przed Wami moje zużycia kosmetyczne w styczniu i lutym tego roku, czyli popularne denko.
Żyję w ciągłym niedoczasie i tak szybko mijają mi dni i tygodnie, że formuła comiesięcznego denko jest nie dla mnie. Z kolei mój kartonik na puste opakowania dość szybko się zapełnia, dlatego myślę że najlepsza będą takie dwumiesięczne zestawienia. W styczniu oraz lutym zużyłam w sumie 33 kosmetyki (w tym 1 w wersji mini, 3 maski w płachcie, 3 maski w saszetkach i 4 produkty z kategorii makijaż!) oraz 8 próbek. DO TWARZYNa wstępie chciałabym zaznaczyć, że moje mocno zwiększone zużycie żeli do oczyszczania twarzy nie jest wynikiem jakiegoś "szału" w tym temacie, ale jest to efekt otwierania kilku butelek w tym samym czasie... :-)
- oczyszczający żel do mycia twarzy, Bioleev - miał orzeźwiający zapach i delikatną formułę, odpowiednią nawet dla bardzo wrażliwych cer. W jego składzie znajdziemy m.in. hydrolat rumiankowy, ekstrakt z wąkrotki azjatyckiej oraz betainę z trzciny cukrowej. Żel znajdował się w szklanej butelce z pompką, która niestety lubiła się zacinać. Pomimo delikatnej formuły skutecznie usuwał ze skóry wszelkie zanieczyszczenia i resztki makijażu nie powodując przy tym przesuszenia skóry. Był ultrawydajny! Miałam wrażenie, że ta butelka nigdy się nie skończy! I chyba dlatego mam go chwilowo wręcz nieco dość ;-)- oczyszczająca emulsja do twarzy z linii Korean Charcoal Planet Spa, Avon - kolejny tytan wydajności zużywania! Aż ciężko uwierzyć, że ta butelka miała "zaledwie" 150 ml. Emulsja zawierała węgiel drzewny i miała postać nieprzeźroczystego żelu w szarym kolorze. Żel ten pozostawiał ślady na umywalce i połowie łazienki, dlatego u mnie ostatecznie wylądował pod prysznicem (bo tam jakoś łatwiej było mi go okiełznać podczas używania). Kosmetyk miał prześliczny, kwiatowy zapach. Bardzo lubię kosmetyki Planet Spa Avon właśnie za ich miłe dla nosa kompozycje zapachowe. Seria Koran Charcoal zdecydowanie mi się spodobała. Jednak z uwagi na brudzące otoczenie właściwości raczej nie planuję powrotu. Choć muszę mu przyznać, że dobrze oczyszczał skórę ze wszelkich zanieczyszczeń i nie powodował jej wysuszania.
- złuszczający peeling-maska przeciw niedoskonałościom 3 w 1, MIXA - przyjemna pasta myjąca o łagodnej formule zawierała cynk i naturalne kwasy owocowe dla lepszego oczyszczania skóry. Kosmetyk można było używać jako peeling, jako maskę oczyszczającą oraz jako żel oczyszczający. Ja stosowałam go we wszystkich formułach, choć najczęściej jako żel oczyszczający-peeling do codziennego stosowania. Zaskoczyła mnie skuteczność działania tego kosmetyku, po którym cera była wyraźnie oczyszczona, jaśniejsza i bez niedoskonałości. Mimo to nawet przy codziennym stosowaniu peeling nie podrażniał skóry, ani nie powodował jej wysuszania. I to nawet używany latem na spalonej słońcem skórze! Jestem BARDZO zadowolona z tego produktu i być może kiedyś do niego wrócę.
- nawilżająca mgiełka zapachowa do twarzy i ciała GdanSkin, Ziaja - pisałam to już nie raz, ale napiszę kolejny - bardzo lubię spraye mgiełek Ziaja, bo są drobne i na twarzy tworzą delikatny tusz a nie wylewają na skórę hektolitrów produktu. I tutaj także największy zachwyt nad delikatną mgiełką. Drugie to piękny, odświeżający zapach "inspirowany naturą morza i skalistą roślinnością", jak wspomina producent. Mgiełka bardzo fajnie orzeźwiała skórę, tonizowała ją i nawilżała. Używałam jej jako tonik, ale też jako odświeżenie w upalne dni, po treningu, po rowerze. Jak wszystkie mgiełki tej marki była bardzo wydajna i wystarczyła mi na naprawdę długo mimo systematycznego używania. Dlatego na razie robię sobie przerwę, ale jest to pewne, że wrócę po kolejny produkt tego typu Ziaja, bo bardzo je lubię.
- krem Wake up your skin FIT.friends, Oceanic - kupiłam go na jakiejś totalnej wyprzedaży, jako "taki se krem po siłowni", a okazało się, że moja skóra totalnie się w nim zakochała! No i problem, bo kosmetyków tej linii nie ma już w sprzedaży :( Seria FIT.friends miała być przeznaczona dla osób, które uprawiają sport. Krem Wake Up Your Skin miał działanie rozświetlające i odżywcze. Zgodnie z informacją na opakowaniu zawierał cztery formy witaminy C i kwas hialuronowy. Był idealnym kremem na dzień - szybko się wchłaniał, nadawał się pod makijaż, miał przyjemną, nawilżającą formułę i ładny zapach. Skóra była po nim gładsza i miała ładny koloryt. Już za nim tęsknię!
- Fitodozujący wieczorny krem, Uzdrovisco - to moje drugie spotkanie z kremami tej marki i choć wersja rokitnikowa bardziej mnie zachwyciła, to nie mam się czego tutaj doczepić ;) Krem miał przyjemny, kwiatowy zapach, fajnie otulał i łagodził skórę oraz dobrze ją nawilżał i regenerował. Myślę, że przydały by się bardziej obszerne recenzje produktów tej marki w zbiorowym poście! Czy wrócę? Do tej wersji jak na razie nie, bo chcę spróbować innych, ale też tej marki ;D
- myBEAUTYgel pielęgnujący żel do mycia i oczyszczania, MIYA - pełną recenzję tego żelu znajdziecie w tym poście LINK. Ja dodam jedynie, że ogromnie mi żal, że już się skończył i z pewnością do niego powrócę <3
- hydrolat z ziaren kawy, La-Le - zdecydowanie przerósł moje oczekiwania! Ma tak piękny zapach aromatycznej kawy, że budzi mnie o poranku lepiej niż wypijany napój! Skóra jest po nim ładnie nawilżona, odświeżona i napięta. W składzie znajdziemy hydrolat z zielonych i palonych ziaren kawy Coffee Arabica i wodę. Przy kolejnych targach kosmetyków naturalnych z chęcią zaopatrzę się w nowe opakowanie (i oddam stare do recyklingu, bo La-Le daje wtedy zniżkę na zakupy ;D)
DO CIAŁA- żel pod prysznic Brazil Waterfall Senses, Avon - mimo "męskiej" etykiety (a przynajmniej tak mi się kojarzy) zapach tego żelu był bardzo uniwersalny, świeży, orzeźwiający i cytrusowy. To połączenie woni cytryny, porzeczki i imbiru dawało taką energetyczną mieszankę. Jak wszystkie żele tej serii nie wysuszał skóry, dobrze się pienił i był przyjemny w użyciu. Jeśli ta limitowana wersja pojawi się ponownie, to chętnie do niej wrócę.
- emulsja do higieny intymnej Femina Lactacyd - "zwykła" wersja produktów do higieny mojej ulubionej marki, po którą sięgam zdecydowanie najczęściej. Ma kwiatowy zapach i jest ultra delikatny w działaniu. Wracam co jakiś czas!
- nocny turbo krem antycellulitowy, tołpa - Krem w swoim składzie zawiera borowinę tołpa - opatentowaną przez markę mieszankę roślinnych składników oraz kompleks ekstraktów z żółtego maku, mikroalg i kofeiny z kawowca, masło shea i glicerynę. Kosmetyk ma lekko beżową barwę i przyjemny zapach. Stosowany na noc ma zapobiegać nocnemu odkładaniu się tłuszczu, stymulować spalanie tkanki tłuszczowej i wyszczuplać ciało. Krem rzeczywiście fajnie wygładza skórę, dobrze ją przy tym nawilża i odżywia. Zapach jest dość intensywny, ale przyjemny dla nosa. No i przy regularnym stosowaniu zauważyłam, że nierówności na skórze stały się znacznie mniejsze! Nie mierzyłam się więc nie mogę potwierdzić zmniejszenia się obwodów ud, ale zdecydowanie moja skóra stała się bardziej elastyczna i bardzo się z tym kremem polubiliśmy ;-) Jedyne co mogłabym mu zarzucić, to że opakowanie mimo że generalnie jest bardzo wygodne do używania, to pod koniec kremu dość ciężko się w nim grzebie.- peeling kawowy Soczysta Truskawka, Love Your Body - mam z tego typu peelingami relację love-hate. Kocham ich zapachy i działanie ścierające skórę, ale nie znoszę po nich sprzątać zwłaszcza, że zawsze zapychają mi odpływ w prysznicu... Soczystej truskawki w tej wersji nie wyczułam, jedynie sam zapach kawy. Generalnie postanowiłam, że na peelingi kawowe mogę decydować się tylko i wyłącznie wtedy, gdy będę na wakacjach z prysznicem "pod chmurką".
- krem do rąk Restoring Moisture, Avon - poprawny, nawilżający o delikatnym zapachu
- krem do rąk z kotkiem, Rorec - mleczna konsystencja i nieco mocniejsze działanie odżywcze, choć lejąca formuła
- krem do rąk Its Magical Time, Balea - najbardziej odżywczy z całej trójki o waniliowym zapachu
- serum ujędrniające pośladki Butt Lifter Solution, Avon - jeden z moich faworytów jeśli chodzi o tą część ciała ;-) Lekko chłodząca formuła i silne działanie napinające skórę. Jeśli nie znajdę nic lepszego, to wrócę z pewnością, bo nie mam się czego przyczepić. Czy ujędrnia skórę? Zdecydowanie tak przy regularnym stosowaniu!
- szampon The Original Mane 'n Tail, Straight Arrow - to szampon, którego formułę stosowano podobno do pielęgnacji końskich grzyw. A czy ktoś widział konia z brzydką grzywą? No właśnie! Szampon dobrze oczyszczał włosy i mocno się pienił. Miał przyjemny, perfumeryjny zapach i mlecznobiałą, kremową formułę. Mam włosy falowane, które lubią się plątać oraz wrażliwą skórę głowy. Szampon nawilżał i zmiękczał moje włosy oraz sprawiał, że fajnie się podkręcały. Jednak przy dłuższym stosowaniu nie było już efektu "wow".- szampon De-frizz and illuminate Hair Biology, Pantene Pro-V - jeden z fajniejszych szamponów jakie miałam, ale jak wiecie moje włosy lubią takie trochę bardziej "dociążające" formuły i z marką Pantene mam same dobre wspomnienia. Szampon ma działanie wygładzające i rozświetlające kolor, przynajmniej tyle mówi nam producent. Moje włosy były po nim dobrze nawilżone, odżywione i wyglądały przepięknie! Chętnie do niego wrócę.
- zestaw maszynek do golenia Soleil Bella, BIC - ponieważ regularnie depiluję się woskiem, to moje zużycie maszynek jest co najmniej niewielkie ;-) Te marki BIC miały dwa paski z żelem łagodzącym, dzięki czemu gładko sunęły po skórze i nie powodowały podrażnień. Mi najbardziej jednak spodobały się ich turkusowo-niebieskie kolory!
- mydło w kostce Vegan Soap, Armacology - z cyklu "kupione przypadkiem cudo". To mydełko kupiłam w Action zupełnie przypadkiem, bo mi pasowało kolorystycznie do paczki dla koleżanki, ale dziwnym trafem tam nie trafiło. Więc zaczęłam używać i OMG jak bardzo się polubiliśmy! Teraz co jestem w tym sklepie to szukam mydeł z tej serii specjalnie, ale zazwyczaj półka jest pusta. I nie dziwi mnie to, bo mydło ma piękny zapach, jest delikatne w działaniu, a przy używaniu nie robi się z niego ciapa i zachowuje kształt do samego konca. Wersja różowa zawiera czerwoną glinkę, ekstrakt z róży damasceńskiej oraz oliwę z oliwek. Nie wysusza skóry, dobrze ją oczyszcza i pozostawia miły zapach. Udało mi się dorwać ostatnio wersję lawendową, więc będzie kontynuacja ;3
- pasta do zębów Avdanced White Charcoal, Colgate - zazwyczaj nie pokazuję jakie pasty do zębów zużywam przy okazji denko, ale ta zasługuje na wyróżnienie ;-) Ma kolor czarny (szary?), przyjemny miętowy zapach i przy regularnym używaniu rzeczywiście lekko rozjaśnia zęby. To moje kolejne opakowanie i myślę, że nie ostatnie.
MASECZKI I PRÓBKI- maska w płachcie Animal Sheep, Bioaqua - przyjemna, dobrze nasączona płachta, choć sama maska miała bardziej działanie nawilżające. Obrazek owcy nieco dziwny :)
- maska w płachcie Aloe, Lebelage - bardzo mocno nasączona, czułam się jakbym nakładała na skórę żel aloesowy. Świetnie nawilżyła mi skórę! Nie wiem gdzie można takie dostać, bo dostałam ją w prezencie
- rękawice kolagenowe, Voesh - bardzo przyjemna maska na dłonie w formie rękawic, która uratowała moją skórę po Sylwestrze ;-) Dobrze skrojone, porządne rękawiczki, które miały możliwość oderwania samych końcówek i np. malowania paznokci. Niestety produkty tej marki są przeznaczone do gabinetów kosmetycznych i nie wiem na ile można je kupić detalicznie.- maska na tkaninie Drapieżny Lampart, Marion - mimo że nie przepadam za marką Marion, to muszę przyznać, że ta maska była całkiem ok i fajnie nawilżyła mi skórę. Nadruk był nieco dziwny, ale działanie jak najbardziej na plus!
- maseczki w saszetkach Balea - ostatnie maski saszetkowe z opisywanych przez mnie setów. Recenzję tych i innych masek tej marki znajdziecie tutaj LINK
- próbki kosmetyków Institut Esthderm Paris - wodny krem do ciała, nawilżający żel do twarzy, dwa rodzaje serum do twarzy oraz krem hialuronowy na noc. Wszystkie kosmetyki zaskoczyły mnie swoimi lekkimi konsystencjami i przyjemnymi, delikatnymi zapachami. Najmilej wspominam Cellular Concencrate Fundamental Serum oraz krem Intensive Hyaluronic. Super sprawdził się też Cellular Water Fondant Cream do ciała. Te trzy produkty trafiły na moją "wish list" ;-)- krem BB2, Vianek - jak już wspominałam kiedyś LINK ten krem BB mogłabym kupić w wersji pełnej, bo całkiem mi odpowiada. Ale po co, gdy mam ciągle zapasy próbek?
- Skin Perfector, Monuskin - próbka kremu, która dostałam podczas targów kosmetyków naturalnych. Krem-booster bardzo ładnie odświeżał cerę i sprawiał, że wyglądała ona na piękniejszą. Zaskoczył mnie jego ziołowy zapach - coś podobnego jak kremy z Vianka. Jednak musiałabym trochę dłużej go poużywać, aby móc powiedzieć coś więcej.
- próbka kremu z mocznikiem, Si Si Bee - tą próbkę także dostałam na targach i niestety zanim zużyłam, to zdążyła się zestarzeć. Muszę pamiętać, że kosmetyki naturalne mają krótki czas przydatności!
- lipożel, Hascovir - jak co roku o tej porze walczyłam z opryszczką i zdecydowanie stwierdzam, że wersja "żel" działa skuteczniej niż "krem". Zwłaszcza w połączeniu z tabletkami tej samej marki
MAKIJAŻ- cień Nude Rose, Mexmo - przepiękny, brokatowy cień, który spadł mi przypadkiem na ziemię, a z uwagi na formułę nie dało się go odratować sposobem "na wódkę" LINK . Dlatego z bólem serca się żegnamy, choć jeśli będę miała okazję to kupię go na targach ponownie!
- pomadka ochronna Sensitive, Balea - poprawna, mocno natłuszczająca pomadka o neutralnym zapachu
- krem M Perfect Cover BB Cream, Missha - po zachwytach przy zeszłorocznym denko LINK nadal jest to mój ulubieniec i dlatego sięgnęłam po kolejne opakowanie ;-)
- tusz do rzęs Unlimited, Avon - dawał super efekt uniesionych rzęs i otwartego oka. Dobrze rozczesywał rzęsy i je podkreślał. Szczoteczka silikonowa. Myślę, że mogłabym wrócić.Jest koniec marca, a ja piszę o zużyciach kosmetycznych stycznia i lutego. To prawie jak wspominanie zeszłorocznych wakacji... Tak to się czasami jednak dzieje, gdy post prawie gotowy do opublikowania czeka zapomniany w folderze ;) Jak Wam idzie denkowanie kosmetyków? Coś ciekawego udało się Wam ostatnio poznać? Dajcie rekomendacje w komentarzach!
Pokaźne denko! Ale chyba nic nie znam 🙈
OdpowiedzUsuńTyle nowości przed Tobą! ;))
UsuńZnam tylko żel Miya i też go bardzo polubiłam. Szkoda, że nie sprzedają go w większym opakowaniu :)
OdpowiedzUsuńO tak! Może trzeba napisać petycję do marki Miya o wprowadzenie większych opakowań tego kosmetyku? ;))
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńNiesamowite denko! Takie ogromne i różnorodne.
Niestety, nie miałam okazji wypróbować niczego z podanych
ale jak będzie okazja na pewno wypróbuję :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
Mam nadzieję, że i Tobie kosmetyki świetnie się sprawdzą!
UsuńMgiełki Ziai faktycznie zawsze idealnie "spryskują" skórę bez obawy o strzał w oko ;) A z "końskim" szamponem też miałam mocno mieszaną relację ;)
OdpowiedzUsuńWidać mamy podobne preferencje (nie pierwszy raz hihih ;)) )
Usuń