W ubiegłym roku oszalałam na punkcie palet cieni z Makeup Revolution. Wcześniej nawet nie wiedziałam o istnieniu tej marki :D Na moim blogu nie było dotąd zbyt wielu postów o kosmetykach do makijażu, ani tym bardziej propozycji make-up'ów. Mam nadzieje, że w tym roku się to zmieni!
Makeup Revolution słynie z tego, że często wprowadza do sprzedaży coraz to nowe produkty do makijażu. Są wśród całe serie palet i zestawów cieni do oczu. Prawie rok temu w przesyłce urodzinowej od koleżanki z portalu Dress Cloud dostałam paletkę Warm UP. Koleżanka ta na co dzień mieszka w Anglii, mimo to byłam przekonana, że palety z serii Obsession pojawią się także na naszym rynku. Niestety tak się nie stało, a przynajmniej nic mi na ten temat nie wiadomo. Dlatego dziś mam przyjemność pokazać Wam kosmetyk z nieco trudniej dostępnej edycji.
Zacznę może od tego, że ogromnie lubię ciepłe kolory w makijażu. Te wszystkie róże, żólcie i brązy działają na mnie bardzo mocno. Stąd większość palet w tej kolorystyce natychmiast chwyci mnie za serce ;-) Cienie z Makeup Revolution także bardzo mi odpowiadają i mimo, że nie trafiły do ulubieńców roku 2018, to myślę, że są bardzo mocnym pretendentem do tego tytułu w bieżącym.
To co przykuwa wzrok w paletce WARM UP Makeup Revolution to bardzo duże i okrągłe cienie. Osobiście nie spotkałam się z takim kształtem i wielkością cieni w innych paletach. Opakowanie jest wykonane z plastiku, a na górze znajduje się napis-nazwa paletki. Niestety nie ma tutaj lusterka, tak popularnego w innych zestawach tej marki. Wieczko jest bowiem przeźroczyste, co ma przynajmniej ten plus, że od razu widać, co znajduje się w środku. Paleta zawiera 8 cieni o ognistej kolorystyce. Są tutaj cztery cienie o wykończeniu matowym, jeden błyszczący oraz trzy brokatowe glittery. Cienie mają swoje nazwy napisane na opakowaniu. Do paletki nie był dołączony żaden pędzel, ani aplikator.
Jeśli chodzi o zestawienie kolorystyczne, to jak już wspominałam są to "moje" kolory. Jednak sama paleta z uwagi na kolorystykę nadaje się raczej do średnich i mocniejszych makijaży, choć to pewnie kwestia gustu i tego co kto uznaje za "mocny" makijaż :D
W górnym rzędzie znajdują się kolory: FLEX - matowy średni brąz, PENNY - glitter o barwie miedzianego złota, POWER - matowe bordo oraz PRIZE - złoty glitter.
Dolny rząd do od lewej: JUMP - błyszczący koralowy róż, NOISE - mój ulubiony glitter o barwie różowego złota, CRAVE - jasnobrązowy mat oraz TWIST - ciemnobrązowy mat. Na swatchach można zauważyć, że pigmentacja jest całkiem niezła. Jedyny kolor, który zawiódł mnie swoją pigmentacją to Crave, który bardzo ciężko się nakłada i dość ciężko jest uzyskać nim zadowalająca pigmentację.
W górnym rzędzie znajdują się kolory: FLEX - matowy średni brąz, PENNY - glitter o barwie miedzianego złota, POWER - matowe bordo oraz PRIZE - złoty glitter.
Dolny rząd do od lewej: JUMP - błyszczący koralowy róż, NOISE - mój ulubiony glitter o barwie różowego złota, CRAVE - jasnobrązowy mat oraz TWIST - ciemnobrązowy mat. Na swatchach można zauważyć, że pigmentacja jest całkiem niezła. Jedyny kolor, który zawiódł mnie swoją pigmentacją to Crave, który bardzo ciężko się nakłada i dość ciężko jest uzyskać nim zadowalająca pigmentację.
Swatche wykonałam wbrew pozorom w tym samym miejscu i o zbliżonej porze, jednak zmienna pogoda w marcu jak widać potrafi bardzo zmieniać kolorystykę ;-) Podobny problem miałam ze zrobieniem zdjęć przykładowego makijażu w moim wykonaniu. Mam nadzieję jednak, że chociaż trochę widać, że paleta ma potencjał o ile oczywiście ma się umiejętności :D. U mnie, przyznaję, dopiero etap raczkowania makijażowego. Dlatego wybaczcie mi wszystkie błędy i niedociągnięcia.
Na początek na całą powiekę nałożyłam cień Crave. Następnie w załamaniu powieki i na jej zewnętrzne kąciki nałożyłam kolor Jump, a kolorem Power przyciemniłam samą krawędź zewnętrznej części powieki i wyciągnęłam nieco w górę "kreskę". Następnie całość przyblendowałam i w wewnętrznym kąciku oka nałożyłam jeszcze nieco cienia Prize, a na środek powieki - Noise.
Niestety nie użyłam wcześniej bazy, co pewnie nieco podbiłoby kolorystykę. Z tego też co widzę, to chyba zbyt słabo zaznaczyłam załamanie powieki, zwłaszcza na górze. No i oczywiście symetryczne odtworzenie tego samego "zdobienia" na drugim oku graniczy u mnie z cudem ;D Mimo wszystko, jak na osobę zdecydowanie początkującą, muszę przyznać, że większość cieni nakładała się bardzo gładko i przyjemnie. Bez przeszkód też udawało mi się je ze sobą łączyć. Mam nadzieję, że z czasem nabiorę więcej wprawy i kolejne moje makijażowe wprawki nie będą już tak straszyły ^^ ;-)
Niestety nie użyłam wcześniej bazy, co pewnie nieco podbiłoby kolorystykę. Z tego też co widzę, to chyba zbyt słabo zaznaczyłam załamanie powieki, zwłaszcza na górze. No i oczywiście symetryczne odtworzenie tego samego "zdobienia" na drugim oku graniczy u mnie z cudem ;D Mimo wszystko, jak na osobę zdecydowanie początkującą, muszę przyznać, że większość cieni nakładała się bardzo gładko i przyjemnie. Bez przeszkód też udawało mi się je ze sobą łączyć. Mam nadzieję, że z czasem nabiorę więcej wprawy i kolejne moje makijażowe wprawki nie będą już tak straszyły ^^ ;-)
Pewnego dnia, kiedy nakładałam cień Noise palcem ukruszyłam jego sporą część. To było tak niespodziewane, że nawet nie zdążyłam się zdenerwować. I gdy już prawie wysypywałam pokruszoną połowę, to przypomniałam sobie, że kiedyś widziałam filmik pokazujący w jaki sposób można naprawić tak uszkodzony kosmetyk. Stwierdziłam, że właściwie jest to świetna okazja, żeby spróbować - bo i tak już więcej tej palecie nie zaszkodzę ;-) Przejrzałam więc jeszcze raz YouTuba i po obejrzeniu instruktażu zabrałam się do pracy.
Najpierw zgromadziłam niezbędne narzędzia: trochę wódki w kieliszku, skalpel, małe płaskie pudełeczko oraz chusteczki. Następnie tą część cienia, która już była ukruszona przesypałam ostrożnie do pojemniczka (ja używałam nakrętki od balsamu do ust ;D) i rozdrobniłam dokładnie skalpelem aż do konsystencji proszku.
Teraz przyszła pora na suszenie i prasowanie. Cienie Warm Up są dość duże, dlatego posłużyłam się opakowaniem od testerów The Body Shop, choć w sumie większość dociskałam palcami. Dlatego mój cień nie jest już taki gładki i równiutki, jak wcześniej. Jednak nie wpłynęło to znacząco na jego używanie. Cień suszyłam przykładając chusteczkę i dociskając pojemniczkiem lub palcem. Robiłam to tak długo, jak długo chusteczka "łapała" wilgoć.
Tak jak wspominałam - cień nie wygląda idealnie gładko, ale przynajmniej mogę go jeszcze używać ;-) Podobno czasami taka "operacja" może wpłynąć na pigmentację, czy nieco zmienić kolor kosmetyku. Jednak mając do wyboru zupełną utratę tego koloru, lub próbę jego reanimacji myślę, że zawsze warto spróbować! W ten sam sposób można też uratować prasowany puder, czy rozświetlacz. Zdarzyły się Wam kiedyś takie "wypadki"? W jaki sposób ratowałyście pokruszone cienie, czy pudry? Dajcie też znać, czy spodobała się Wam paleta Warm Up Makeup Revolution i co sądzicie o moim makijażu? Będę wdzięczna za konstruktywna krytykę i wskazówki. W końcu, tak jak mówiłam - dopiero w tym temacie raczkuję ;-)
Na oczach mnie zupełnie nie porywa, ale może - tak jak piszesz - to kwestia światła. Ale pigmentacja wydaje mi się słaba i trochę plamista. W każdym razie markę MUR lubię :)
OdpowiedzUsuńKwestia światła, ale też pewnie umiejętności ;-)) Myślę, że ktoś kto lepiej posługuje się cieniami wykrzesałby z nich więcej ;D
UsuńMnie na chwilę obecna palety cieni z MUR nie kuszą :)
OdpowiedzUsuńAle nie kuszą "już", czy masz już przesyt, czy też po prostu masz inne, które Ci odpowiadają? Jaka jest Twoja ulubiona? ;-)
UsuńMa naprawdę ładne, użytkowe i dzienne kolorki :* Świetnie, że udało Ci sie uratować ten cień:D
OdpowiedzUsuńA jednak złośliwość taka, że oczywiście przytrafiło się to temu cieniowi, który najbardziej z tej palety mi się spodobał ;p
UsuńOjoj..w palecie i na swatchach cienie mnie na tyle zachwyciły, że pomyślałam, że muszę się rozejrzeć za tą paletką..
OdpowiedzUsuńNiestety chyba nie jest dostępna w Polsce ;/
UsuńMa naprawdę ładną kolorystykę, ale nie przepadam za cieniami tej marki ;)
OdpowiedzUsuńMoja znajomość marek makijażowych ogranicza się jak na razie jedynie do Miyo i MUR, więc z pewnością jeszcze wiele przede mną ;-)))
UsuńBardzo fajne kolory ma ta paletka :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię taką kolorystykę ;-)
UsuńTym opakowaniem trochę paleta przypomina mi Miyo Cosmetics, a nie Make Up Revolution, aż w pierwszej chwili myślałam, że Miyo rozszerzyło swoje paletki 5-ciu cieni do większych :D Ogólnie kolorystyka bardzo mi się podoba, lubię takie dzienne cienie. A że doskonale wiesz, że z malowaniem oczu cieniami wciąż jestem na bakier XD to na razie mocniejsze kolory omijam szerokim łukiem. A sposób na uratowanie "uciekiniera" jest świetny! Mi się nigdy nie zdarzyło, bo w końcu mało palet używam, ale zapamiętam na przyszłość. No i to będzie dobry powód do trzymania wódki w domu - jako produkt pierwszej pomocy na wypadek właśnie takiej historii :DDDDDD
OdpowiedzUsuńNajlepsza było spojrzenie mojego narzeczonego, gdy z "zestawem naprawczym" w tym wódką w kieliszku przyszłam do pokoju naprawiać cień... ;D
UsuńKolory bardzo mi się podobają 🙂
OdpowiedzUsuńMi też ;-))) <3
UsuńBardzo ładne kolorki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;-) Takie bardziej jesienne ale i tak używam cały rok ;D
UsuńNa swatchach kolory sa mega, na oku wypadają nieco gorzej, ale i tak chętnie bym ją wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam - na oku może być też brak wprawy ;-)))
Usuń