piątek, 18 września 2020

Denko kosmetyczne CZERWIEC, LIPIEC I SIERPIEŃ 2020 - czyli wakacyjne zużycia

 Od razu przyznaję, że bałam się tego wpisu, bo wiem jakie potrafię mieć miesięczne zużycia w kosmetykach, a tutaj wymyśliłam sobie że zbiorę opakowania z czerwca, lipca i jeszcze sierpnia! Jednak te pandemiczne wakacje różniły się nieco od tych "normalnych". Myślę, że damy radę z recenzjami tych 37 kosmetyków pełnowymiarowych, jedną miniaturką oraz trzynastoma saszetkami, prawda? Zapraszam na przegląd kosmetyków, które zużyłam do samego dna - czyli tradycyjne denko.  

Na wstępie przypomnę "legendę" do moich oznaczeń kolorystycznych. Czerwonym kolorem określam kosmetyki, które u mnie się nie sprawdziły i do których więcej nie chcę wracać. Na zielono oznaczam te, których działanie szczególnie mnie zachwyciło i chętnie widziałabym je w mojej pielęgnacji w przyszłości. Kolorem czarnym oznaczam produkty "neutralne", działające OK, ale jednak bez zachwytów - takie zwyklaczki, ale też całkiem dobre produkty. Pamiętajcie też, że to co sprawdziło się na mojej mieszanej skórze u Was może wypaść słabo - i na odwrót! 

DO TWARZY

Wiadomo, jak wakacje to i więcej wyjazdów, podczas których lubię korzystać z próbek, zwłaszcza kremów i produktów do twarzy. 

- próbka my Wonder Balm Hello Yellow, Miya - mój ukochany krem z mango, o którym więcej poczytacie w poście LINK

- próbka Hidraderm Hyal, Sensderma- przyjemny, odżywczy kremik, który sprawdził się na moje poparzone słońcem czoło

- próbka Krem nawilżający balans liście manuka, Ziaja - miałam już kilka razy ten krem, właśnie w próbce i w tej ilości jest ok ale nie przekonał mnie do siebie na tyle, abym chciała go w pełnowymiarowym opakowaniu

- próbka Sleep Potion Distillery Avon - żelowa konsystencja, przyjemne nawilżenie, fajny krem, myślę, że polubilibyśmy się :-)

- próbka normalizującego kremu Vianek - pisałam już kiedyś o tych kremach LINK i nadal uważam, że ta wersja jest ok ale ten zapach niezbyt mi odpowiada 

- próbka adaptującego kremu na noc, Avon - nowość i niestety po jednej małej próbce mogę jedynie powiedzieć, że był przyjemny, dobrze odżywił mi skórę, ale jednak to za mało aby stwierdzić coś więcej

- próbki Mineral 89, Vichy - świetny produkt, zwłaszcza na lato dlatego zostawiłam sobie kilka próbek i z przyjemnością zużyłam, recenzję znajdziecie na moim blogu LINK

- próbka PureActive 3w1, Garnier - najchętniej kupowałabym w próbkach właśnie, bo dla mojej cery ma nieco zbyt silne działanie, ale dobrze jest od czasu do czasu mocniej się oczyścić

- kuracja antybakteryjna, Ziaja - nie zliczę już ile opakowań tego produktu zużyłam i nadal kupuję regularnie. Recenzja sprzed trzech lat nie straciła na ważności, jest tutaj LINK

- rozświetlający żel do oczyszczania twarzy Optimals, Oriflame - całkiem fajny kosmetyk, choć wielkość tego opakowania przypomina mi "minisy". Mamy tutaj jedynie 50 ml produktu, choć z drugiej strony idealna pojemność na wakacje ;) Dobrze oczyszczał skórę twarzy i nie podrażniał jej. Działania rozświetlającego nie zauważyłam, ale też nie mam tego typu problemów ze skórą. 

- krem Urban Skin Essentials, Nivea - kiedyś jeden z moich ulubionych kremów o którym możecie poczytać na moim blogu LINK, jednak albo mi się zmieniła cera albo w te upalne lato był dla mnie zbyt bogaty, bo końcówkę trochę się razem męczyliśmy...

- emulsja do pielęgnacji skóry Normaderm Phytosolution, Vichy - od razu widać, że lato było gorące, bo większość kosmetyków jakie zużyłam miało lekkie formuły ;) Emulsja Vichy wbrew moim obawom nie wysuszała skóry, ładnie ją nawilżała, matowiła i uspokajała skórne wykwity. Pełną recenzję znajdziecie tutaj LINK. Zdecydowanie super produkt dla cery mieszanej! 

- maseczka Balea - będzie opisana w wielkim projekcie maseczek tej marki ;-)

- maseczka Vege Skin, Bielenda - zielona, oczyszczająca maseczka która z przyjemnością zużyłam na kempingu :) I chyba po raz pierwszy wystarczyła mi na dwa użycia! Skóra ładnie oczyszczona, nie mam się czego przyczepić - może jedynie tego, że występuje tylko w wersji saszetkowej. Zawierała ekstrakt z liści karczocha i brokuła - nie przepadam za nimi w jedzeniu, ale w kosmetyku okazały się być bardzo fajne.

- krem tlenowy na noc Równowaga tlenowa, Faberlic - miałam co do niego wielkie oczekiwania, ponieważ kiedyś miałam styczność z produktami tlenowymi tej marki i było wielkie "wow". Krem Oxiology Równowaga tlenowa miał obok dotlenienia skóry i jej nawilżenia, wpływać także na uspokojenie pracy gruczołów łojowych i eliminację błyszczenia. Przede wszystkim jak na krem na noc był on dla mnie nieco zbyt mało treściwy. Nie czułam takiej "otulającej" warstewki, którą bardzo lubię w produktach na noc. Nie mówię, że był zły jednak spodziewałam się czegoś więcej i być może dlatego zużyłam, ale bez fajerwerków. 

- plasterki na wypryski Isana - kolejne opakowanie plasterków, które są jak dotąd najtańsze i najłatwiej dostępne. Jeśli chodzi o działanie, to czasami jestem z nich bardzo zadowolona, a czasami tak jakby ich wcale nie było. Nie wiem od czego to zależy, chyba od źródła wyprysków i powodu ich powstania. Na pewno na te bolące zmiany plasterki są super, bo szybko łagodzą dyskomfort. 

- intensywnie odżywcza maska na tkaninie Nutri Bomb, Garnier - nowość wśród masek w płachcie Garniera, które bardzo lubię i uważam, że mają korzystną cenę do dobrej jakości. Nutri Bomb została wzbogacona mleczkiem migdałowym i kwasem hialuronowym. Na skórze była niczym opatrunek, szybko koiła podrażnienia, mocno odżywiała i nawilżała. Bardzo przyjemna w użyciu i z chęcią kiedyś do niej powrócę, zwłaszcza po intensywnym opalaniu. 

- maseczki w saszetkach SkinActive Garnier - całą serię opisałam ostatnio na blogu LINK

HIGIENA - POD PRYSZNIC

- naturalne mydło w płynie Werbena, Yope - produkt, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać <3 Super wydajne mydło, o pięknym zapachu z nutą werbeny, delikatne dla skóry, no po prostu same plusy! Opakowanie z pompką zostaje ze mną na dłużej, bo już kupiłam worek z "dolewką".

- kremowy żel pod prysznic Witaminy & Jogurt, Isana - miał ładny, owocowy zapach, jednak jeśli chodzi o działanie ochronne dla skóry, to ten żel wypada najsłabiej ze wszystkich dzisiaj przedstawianych. Ot taki smacznie pachnący "zwyklaczek".

- żel Fruity Margarita z serii Senses, Avon - lubię te żele i dość często możecie je zobaczyć wśród moich recenzji. Fruity Margarita pachniała mocno owocowo pomarańczą i brzoskwinią, no i ten kolor! Kwintesencja LATA! Żel miał kremową konsystencję, dobrze się pienił i nie wysuszał skóry. Czego chcieć więcej? ;-)

- żel Himbeere Litschi, Balea - jak sama nazwa nam sugeruje miał zapach malin i liczi, a że ja uwielbiam maliny, to nic dziwnego, że zapach tego kosmetyku był dla mnie wspaniały! Generalnie jak widać latem sięgam po same takie "owocowe" wersje kosmetyków do mycia. Ten żel dostałam w prezencie od Talarkowej (dziękuję!!). Jest to wersja limitowana, ale mam wielką nadzieję, że może kiedyś będzie jeszcze coś podobnego?

- żel Granatapfel &Pfirsichblute, Balea - zapach granatu i kwiatu brzoskwini jakoś niespecjalnie przypadł mi do gustu i szczerze ucieszyłam się, gdy kosmetyk mi się skończył. Oba żele Balea dobrze się pieniły i nie wysuszały skóry. I gdyby tylko drogerie DM były w naszym kraju, to pewnie poznałabym więcej wersji tych produktów!

- mini żel pod prysznic Tahitian Tiare, The Body Shop - no co tu dużo pisać, uwielbiam żele TBS i zawsze staram się mieć jakąś miniaturkę, nawet dla samej buteleczki, którą później wykorzystuję na inne kosmetyki. 

HIGIENA - DO WŁOSÓW 

- drożdżowa maska do włosów, Bania Agafi - kupiłam kiedyś z polecenia Lidki Talarkowej i jestem zachwycona! Maska ma nie tylko działanie odżywcze i wygładzające, ale wpływa pozytywnie na porost włosów. I te baby hair to po prostu widać! Opakowanie jest spore, bo 300 ml. Mi wystarczyło na kilka miesięcy używania. Jedyne co może zniechęcać to specyficzny zapach, chociaż ja miałam skojarzenie z piekarnią i zupełnie mi nie przeszkadzał. Ta maska kosztuje kilka złoty i to najlepiej wydane złotówki na pielęgnację włosów. Jeśli jeszcze jej nie znacie, to zdecydowanie warto wypróbować! 

- szampon Tropical, Schauma - ładni owocowy zapach, lekka formuła. Na lato taki produkt do włosów u mnie sprawdza się OK, chociaż i tak zdecydowanie wolę bogatsze, mleczne formuły. Dlatego dla mnie to taki "zwyklaczek" i poza przyjemnym zapachem i poprawnym działaniem myjącym nie zauważyłam nic więcej.

- żel peelingujący z aktywnym węglem do ciała _Element, VisPlantis - o ten produkt znalazł się na tym zdjęciu przez przypadek, bo jest to oczywiście żel do mycia ciała, więc nie ta "kategoria". Ale ten kosmetyk, to taki ogólnie "przypadek" w sumie! Mimo zachęcających informacji o wyciągu z rzeżuchy jakoś totalnie nie przypadliśmy sobie do gustu i okazał się totalną klapą. Może Wy macie z nim inne doświadczenia?

- suchy szampon do włosów Floral & flirty blush, Batiste - suche szampony zużywam głównie zimą, kiedy nie zawsze mam czas na mycie głowy i walkę z ich suszeniem. Jednak jak widać latem też zdarzają mi się sytuacje podbramkowe ;) Ta wersja pachniała bardzo słodko i jak dotąd jest to mój ulubiony zapach produktów tej marki. Nie bielił włosów i szybko poprawiał ich wygląd. 

- próbka maska do włosów Seacure, L'Alga - świetna maska, która chętnie poznam nieco bliżej. Bogata, odżywcza formuła, lekkie działanie dociążające, czyli to wszystko co kochają moje kręcioły. Dostałam w pakiecie od marki podczas targów kosmetycznych w Katowicach LINK

- 1 minutowa maska do włosów No Frizz, Orange Creatives - ta nie pozorna saszetka zakupiona w Actionie za zawrotną kwotę 2 zł okazała się prawdziwą "cud-maską do włosów kręconych", jak o sobie piszą na odwrocie. Kupiłam ją w przypływie impulsu, a teraz specjalnie szukam czy jest na półkach! Włosy pięknie się po niej kręcą, są ładniejsze i błyszczące. Chętnie widziałabym ją w normalnym, a nie jednorazowym opakowaniu.

- maseczki do włosów 5in1 BB hair maske oraz kokosowa, Alverde - wygrałam je na blogu Kasi Urodzianka i bardzo byłam ich ciekawa. Zwłaszcza, że zewsząd słyszę "oohy i aahy" na temat produktów tej marki. Maski w moim przypadku sprawdziły się średnio, nazwałabym "poprawnie". Nieco lepiej wypadła ta 5w1, która mocniej odżywiła moje loki, jednak żadna nie zachwyciła mnie na tyle, aby do nich tęsknić. Mimo wszystko cieszę się bardzo, że mogłam je wypróbować! 

HIGIENA - PIELĘGNACJA CIAŁA

- żel aloesowy, Holika Holika - mój absolutny faworyt w tej kategorii i nadal na podium. Pełną recenzję możecie przeczytać na moim blogu LINK. Od razu też widać, że lato było upalne i obfitowało w kąpiele słoneczne ^^ 

- bambusowy żel kojący Bamboo Soothing Gel, G-synergie - miał podobne działanie jak wspomniany wyżej żel aloesowy, choć nieco lepił się na skórze. Formuła bardziej lejąca, ale zdecydowanie łatwiejszy do wydobycia z opakowania, zwłaszcza pod koniec butelki! Przyjemny zapach. Myślę, że to fajna alternatywa, zwłaszcza gdy uda się nam go dorwać w tak atrakcyjnej cenie (specjalnie zostawiłam tą naklejkę :D).

- truskawkowy peeling cukrowy, Maudi - rozpływałam się nad nim w zachwytach we wpisie LINK  Co tu dużo gadać, no super kosmetyk i myślę, że spotkamy się jeszcze (a aktualnie zużywam wersję różaną)

- naturalny peeling, Quin - dostałam go kiedyś w prezencie od Magdy Takie Moje Oderwanie. Peeling ten był bardzo mocnym zdzierakiem dzięki formule opartej na soli. Jego wygląd i zapach nie były zachęcające, bo kosmetyk przypominał śmierdzące błotko :D To oczywiście zasługa prawdziwego błota z morza martwego, które zawierał. Działanie było bardzo dobre, skóra szybko stawała się bardziej miękka i ujędrniona. Trzeba jedynie było uważać w przypadku drobnych ranek, bo sól potrafiła jednak dość mocno szczypać. Nie mam pojęcia też gdzie kupić produkty tej marki, widziałam je jedynie na targach kosmetycznych.

- hinieniczny żel do rąk Spacecat, Balea - mimo pandemii dalej nie umiem używać tego typu produktów, a przede wszystkich o nich zapominam! Żel Spacecat miał słodki, ciasteczkowy zapach co totalnie mi nie odpowiadało w gorących miesiącach. W dodatku barwił mi skórę na czerwono - i teraz nie wiem czy coś się z nim porobiło, czy robiłam coś nie tak? :) Na plus fajne opakowanie i zawieszka.

- płyn do płukania jamy ustnej, Meridol - delikatny płyn do wrażliwych dziąseł. W smaku trochę anyżu, za którym nie przepadam.

- krem do depilacji okolic bikini, Avon - kolejne podejście do depilacji najdelikatniejszych części ciała i kolejne fiasko :D Odkąd chodzę na wosk nie jestem w stanie wytrzymać tych cuchnących kremów do depilacji. Dlatego z kolejnym żegnam się z prawdziwą ulgą ;) 

- krem do rąk Tropical, Isana - bardzo lekka i delikatna formuła. Krem miał lekko kokosowy zapach i dość szybko się wchłaniał. Niestety nawet jak dla mnie był za mało nawilżający (a nie mam w tej kwestii za dużych wymagań), więc to rzeczywiście kremik "young" ;) Dostałam go kiedyś w prezencie od Magdy, autorki bloga Takie Moje Oderwanie.

MAKIJAŻ

- odżywcza pomadka z peelingiem, Sylveco - uwielbiana i zachwalana przez wiele osób pomadka na mnie nie zrobiła specjalnie dużego wrażenia. Owszem doceniam właściwości peelingujące, ale dość szybko końcówka robi się twarda i trzeba ją ścinać, aby móc dalej używać produktu. Zdecydowanie lepiej używa mi się peelingów w słoiczku, mimo że trzeba sobie brudzić przy tym ręce. Ehh no nie dogodzisz! ;))

- korektor redukujący zaczerwienienia Calming Effects, Avon - nie używałam go zbyt regularnie, ale może to był mój błąd? Bo skóra po nim wyglądała na znacznie bardziej wygładzoną i mniej różową. Popieram, że miał małe opakowanie bo i tak używałam latami. Nie ma go już w sprzedaży.

- kredka do ust Huda Beauty - ładny kolorek Icon, ale od początku tak jakby drapała mi skórę i była dość twarda. Nie jestem przekonana, czy była to oryginalna Huda, więc nie będę skreślała marki po tym jednym, niezbyt udanym związku.

- serum powiększające usta Lips Up, Pharmatheiss - zaskoczyło mnie swoim natychmiastowym działaniem! Zaraz po posmarowaniu czułam na skórze delikatne mrowienie, ale było ono bardzo subtelne i dość szybko znikało. Po chwili, gdy część serum wchłonęła się w usta można było zauważyć, że usta są zdecydowanie ładniejsze. Skóra na nich była wygładzona, a sam kontur pełny. Usta wyglądały na młodsze :D Ja miałam kolor Rose, który był bardzo delikatny i podkreślał naturalną barwę skóry. Dzięki temu nadaje się na co dzień. Serum Lips Up używałam też jako swego rodzaju bazę pod pomadkę. Fajny produkt, choć uważam, że ma trochę przesadzoną cenę - ale od czego polowanie na promocje? 

- tusz do rzęs Lash Accelerator, Rimmel London - dostałam go w prezencie i okazał się znacznie fajniejszy niż się spodziewałam ^^ Szczoteczka z włosia, lekko pogrubiona na środku fajnie docierała do najmniejszych rzęs, które wydłużała i delikatnie unosiła.

- tusz do rzęs Lash Resistance Mascara, Oriflame - miał szczoteczkę z włosia, lekko spłaszczoną i działanie głownie wydłużające rzęsy. Niezbyt się polubiliśmy, bo ja jednak wole te "otwierające oczy".

- tusz do rzęs Girl Boss, Miyo - i kolejny tusz ze szczoteczką z włosia, tym razem nieco cieńszą na środku. Mocno podkreślał rzęsy i otwierał oko. Lubiłam go, choć pod koniec używania mocno się zagęścił i sklejał mi rzęsy. Nie był idealny, ale wspominam miło. 

Halo, żyjecie tam jeszcze? Tym którzy dobrnęli do końca tego wpisu serdecznie gratuluję wytrwałości i determinacji! Teraz nastąpi najprzyjemniejsza część denkowania, czyli wyrzucenie tych wszystkich plastikowych butelek, słoiczków, saszetek itp ;-) Jak tam Wasze wakacyjne zużycia? Więcej - mniej - podobnie do poprzednich miesięcy? Dajcie znać w komentarzach! 

14 komentarzy:

  1. Właśnie kończę żel Balea z maliną. Ładny ma zapach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. znam kilka kosmetyków: żel z isany, maseczki z Garniera :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze lubię sprawdzać, czy u kogoś w denko znajdę coś co znam ;))))))))

      Usuń
  3. Chyba mamy inne upodobania zapachowe sądząc po zapachach żeli Balea i Isana. Isana dla mnie była przyjemna, brzoskiwnia z granatem z dm bardzo mi się podobała, a malina z liczi była okropna dla mnie - najgorszy z zapachów żeli balea jakie miałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha ha! Ale wiesz, coś w tym jest z tymi zapachami to każdy inaczej czuje! Co najlepsze - przecież ja ten żel samodzielnie kupowałam, więc musiał mi się w sklepie podobać... ;)))

      Usuń
  4. Żyjemy, żyjemy. A przynajmniej ja żyję :D Cieszę się, że u Ciebie również ta drożdżowa maska się dobrze sprawdza. Kurczę, dawno jej nie miałam, chyba czas na mały powrót, zwłaszcza, że aktualnie większą wagę przywiązuję do pielęgnacji włosów (chcę je zagęścić:)). Poza maską znam jeszcze kilka produktów z Twoich wakacyjnych denek - znam 2 maseczki z Garnier w saszetkach, mydło w płynie Yope, suchy szampon z Batiste, pomadkę z Sylveco i oczywiście aloesowy żel z Holika Holika. Moje denka w ostatnim czasie są różne - raz bardziej standardowe, raz mocniej napakowane zużyciami, jakoś tak się wszystko powoli kręci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam z utęsknieniem na nową edycję Twoich denko! ;)) A co do drożdżowej maski, to ja też planuję do niej wrócić na zimę! ;3

      Usuń
  5. Jeżeli chodzi o żel do rąk to bardzo skuteczny jest Oktagel, ma dobry skład i nie barwi rąk. Pachnie trawą cytrynową!! Uwielbiam go

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie trochę skromniej, ale nadal udało się zebrać sporo pustych opakowań. W wakacje mam wrażenie, że idzie mi to trochę wolniej niż przez resztę roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam takie poczucie! Chociaż jeśli chodzi o żele to zdecydowanie więcej schodzi ;)))

      Usuń
  7. Wakacje, wakacje i po wakacjach ;)
    Super blog Nostami :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger