Podobno te rzeczy, do których zabranie się sprawia nam największą trudność powinniśmy robić w pierwszej kolejności i jak najczęściej, po to aby dojść do wprawy i żeby przestały być kłopotliwe. Dlatego w tym miesiącu nietypowo najpierw zaprezentuję Wam wpis z zakupowymi nowościami miesiąca, a dopiero później ze zużyciami. Do dzieła!
Z początkiem roku powzięłam postanowienie, aby zużywać swoje zapasy kosmetyczne i starać się ograniczyć kupowanie. Jednak jak to zwykle z postanowieniami noworocznymi bywa, już kilka dni później poległam na styczniowych wyprzedażach, o czym mogliście przeczytać w styczniowym poście (LINK). Postanowiłam jednak nie poddawać się, zwłaszcza że kolejny miesiąc ma trochę mniej dni ;-)
Zacznę od moich zakupów z Avonu. Jak na kilka zamówień poczynionych z dwóch katalogów, to wyszło w miarę OK. Przybyła mi oczyszczająca emulsja do twarzy linii Korean Charcoal Planet Spa o której pisałam w poście dotyczącym nowości tej firmy (LINK). Na spółkę z mamą kupiłyśmy też nowość - serum z vitaminą C Anew. Serum to ma działanie rozjaśniające i wyrównujące koloryt. Jego formuła jest dość oleista i w efekcie po kilku użyciach oddałam je mamie. Myślę, że więcej informacji o tym kosmetyku pojawi się w kolejnym poście z nowościami Avon.
Jeszcze "na fali" styczniowych wyprzedaży udało mi się kupić drugą czapkę z uszkami w House. I to w zawrotnej cenie 6,90 zł! I ktoś może powiedzieć, że zima ma się ku końcowi, ale moje zatoki i tak wymagają ode mnie używania czapek nawet gdy jest już całkiem ciepło. Poza tym kiedy kupowałam wersję różową (LINK) miałam bardzo duży dylemat który kolor wybrać. I teraz mam obie! ;-)
W sklepie Ziaja skusiłam się za to na punktowy reduktor trądziku. I muszę powiedzieć, że jak dotąd żaden inny kosmetyk tego typu nie zadowolił mnie jak ten kosmetyk!
W sklepie "Ładnie Pachnie", który słynie ze sprzedaży świec i wosków zapachowych natknęłam się na szczotkę do szczotkowania skóry twarzy na sucho marki Nested. Jakiś czas temu bardzo chętnie szczotkowałam swoje ciało i byłam zachwycona efektami. Chciałabym wrócić do tych zabiegów, a w dodatku bardzo mnie ciekawi, jakie będą skutki szczotkowania twarzy. Jak na razie "poznajemy" się z moją nową szczotką, ale myślę, że gdy tylko nabiorę więcej wprawy i regularności, to obiecuję Wam wpis na ten temat. A tych z Was, którzy jeszcze nie znają mojego wpisu o szczotkowaniu ciała - zapraszam do lektury posta (LINK). Pod koniec informacji na temat techniki, jaką się posługuję znajdziecie tam też link do filmiku na YT, z którego ja "uczyłam" się szczotkowania. Polecam serdecznie!
Z zakupem mojej szczotki było trochę przygód, bo przez pomyłkę pani w sklepie sprzedała mi wersję na ciemieniuchę dla dzieci. Ja nawet się nie zorientowałam, choć kształt rzeczywiście jest zupełnie inny! Pokazałam swój zakup na stories na Instagramie i wtedy własnie dostałam wiadomość od załogi sklepu o pomyłce. Na szczęście jeszcze nie zdążyłam użyć szczotki, umówiłyśmy się więc, że dwa dni później ponownie odwiedziłam "Ładnie Pachnie" i wymieniłam szczotkę na tą właściwą ;-) A ramach "rekompensaty" dostałam jeszcze małą wersję masła do ciała Mokosh o zapachu melona z ogórkiem. Strasznie się ucieszyłam, bo jeszcze nie miałam okazji nic tej firmy testować!
Irygator do czyszczenia przestrzeni między zębowych był takim moim małym "marzeniem" od kilku lat. Jednak modele dostępne w sprzedaży były albo zbyt drogie, albo ciągle nie wiedziałam czym kierować się przy wyborze. Kiedy więc w lutym okazało się, że takie urządzenie będzie do kupienia w Lidlu - nie wahałam się. Mam bowiem z tego marketu sporo urządzeń małego AGD i z wszystkich jestem bardzo zadowolona. Irygator kosztował niecałe 100 zł. Ma trzy poziomy czyszczenia i mimo, że ciągle używam najdelikatniejszego to uważam, że nieźle "wymiata". Oczywiście początki korzystania z niego są dość trudne - zazwyczaj pół łazienki mam zachlapane wodą. Ale myślę, że z czasem dojdę do wprawy. No i mam nadzieję, że przy kolejnej wizycie kontrolnej moja dentystka zauważy różnicę, bo to ona poleciła mi ten dodatkowy sposób na doczyszczenie jamy ustnej ;-)
W lutym instagram i blogosferę zawojowały nowe maseczki z Bielenda i ja także uległam pokusie. Kupiłam całą serię masek Smoothie Mask, o których mogliście już poczytać na blogu (LINK). Pozostałe czekają na użycie, jednak mam zamiar nie dać im się za długo "zasiedzieć" w myśl zasady, że jeśli coś się kupiło i w tym samym miesiącu zużyło, to jakby tego nie było, prawda? :D
Tenisówki typu Slip On, to mój ulubiony model butów. Są wygodne, szybko się je zakłada i zdejmuje, a przy tym są lekkie. Swoją ostatnią parę kupioną w jakimś markecie dosłownie zajechałam, dlatego skorzystałam z wyprzedaży na Tchibo.pl i nabyłam kolejny egzemplarz. Nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będzie można zrzucić ciężkie botki i ubierać takie leciutkie buciki!
Kilka razy już wspominałam Wam o festiwalu kawy, który darzę specjalnym uczuciem <3 Podczas trwania Urban Coffee Marathonu w wybranych kawiarniach, które biorą udział w wydarzeniu możemy skosztować specjalnej kawy i deseru, przygotowanych na tą okazję. Każdy z festiwali ma bowiem temat przewodni. Festiwalowa kawa kosztuje 7 zł, a w zestawie z deserem 12 zł. We Wrocławiu sporo kawiarni bierze udział w tym wydarzeniu, a dla mnie jest to znakomity pretekst do poznawania nowych miejsc!
Tematem aktualnego festiwalu były "wycieczki". I tak mieliśmy wycieczkę do Belgii (espresso z tonikiem, czekoladą i miętą a na deser "zupa" z belgijskiej czekolady z orzechami), Włoch (kawa z amaretto i pokruszonymi ciasteczkami Amaretti oraz Panna Cotta z musem z truskawek), Francji (cafe aromatise a la creme brulee oraz mini tartalette z kremem patissiere i owocami), Irlandii (Irishcoffe z irlandzką whiskey oraz crumble z sosem waniliowym) oraz do Australii (latte ananasowe a na deser pavlova z ananasem i kremem kokosowym).
Wiem, że festiwal Urban Coffee Marathon powoli podbija także i inne miasta, jeśli więc jesteście kawoszami to polecam Wam wykorzystać ten czas maksymalnie. Sama impreza trwa bowiem przez tydzień i po jej zakończeniu urządzane jest głosowanie internetowe, gdzie goście głosują na najlepsze według nich menu festiwalowe.
Kolejny raz mogę pochwalić się Wam moim nowym manicure, które jak zawsze zrobiła mi pani Ania z salonu Beauty Boutique. Tym razem postawiłyśmy na kolor szary, a po dwa paznokcie u każdej ręki zostały przyozdobione uroczymi gwiazdkami. Szary lakier pochodzi z kolekcji MakeAR, a na nim nałożony został Glam Top ze Słownianki. Zdjęcie niestety nie do końca oddaje to, jak pięknie mienią się paznokcie w słońcu.
Wracając do zakupowych nowości, to w sklepie Flying Tiger kupiłam takie oto bambusowe pudełko z drewnianą pokrywką. Jest ono niedużych rozmiarów i przyznaję, że jeszcze nie wiem co będę w nim trzymała, ale bardzo spodobała mi się jego kolorystyka i styl.
Zrealizowałam też moje kolejne marzenie, którym był komplet pędzli do makijażu. Zdecydowałam się na zestaw pędzli z linii Sunset marki Blend It, który kupiłam w sklepie Mint.pl. Te pędzelki są po prostu tak piękne, tak śliczne że aż boję się ich używać! :D
W zestawie znajduje się sześć pędzli przeznaczonych do blendowania i nakładania cieni. Każdy z nich (na szczęście!) jest podpisany, więc mam nadzieję, że powolutku, małymi kroczkami nauczę się z nich korzystać. Pędzle przyszły w niewielkiej, plastikowej kosmetyczce z zapięciem. Jestem w nich totalnie zakochana!
W okazji dni Life Style w Superpharm było wiele fajnych promocji. Udało mi się nie ulec tym kuszeniom, jednak obok informacji o kremach MIYA za 15 złoty nie mogłam przejść obojętnie. I tak oto do mojej kolekcji trafił czwarty i ostatni krem z tej serii. Niebawem więc będę w końcu mogła przygotować dla Was post porównawczy i mam nadzieję uda mi się opowiedzieć, dlatego tak bardzo pokochałam kremy tej marki.
W małym sklepiku "Pachnący Domek" kupiłam dwa woski z lutowej kolekcji Yankee Candle. Oba zapachy bardzo mi się podobają. Red Rasperry jest mocno owocowy, a Sun Drenched Apricot Rose to kompozycja zdecydowanie kwiatowa. Przyznaję, że woski kupiłam z myślą o planowanym przez mnie rozdaniu. I choć skradły moje serce bardzo, to prawdopodobnie powędrują do kogoś innego, ale o tym w swoim czasie ;-)
Pod koniec lutego odbywały się Targi Natural Beauty, które oczywiście odwiedziłam. Tym razem jednak mocno trzymałam się postanowienia o nie kupowaniu! Dlatego mimo, że widziałam wiele wspaniałych kosmetyków - np. nowy hydrolat z MALIN (!!) od LaLe, czy kosmetyki Chlebowe, albo naturalne gąbki i pumeksy do ciała - to nie kupiłam zupełnie nic! Otrzymałam tylko w ramach przetestowania próbki dwóch kremów wrocławskiej marki si si bee - krem olejowy oraz z mocznikiem, a na stoisku Balja także próbki ekologicznego proszku do zmywarki. A że ja zmywarki nie mam, to te drugie powędrują do mojej mamy. Uff! Okazało się, że można fajnie przeżyć targi kosmetyczne bez szaleństwa zakupów!
Na koniec mój zakup z Pepco, czyli zestaw narzędzi do uprawiania ogródka ;D Postanowiłam w tym roku zadbać w końcu o moje kwiatki w domu i okazało się, że nawet nie mam czym ich przesadzić. Zestaw narzędzi zawiera dwie male łopatki oraz grabki. Wszystko wygląda jak dziecięce zabawki, ale są to normalne narzędzia. Ale za to jakie kolory! Taki zestaw kosztował 5 zł i mam nadzieję, że przyda mi się on przy porządkach ogrodniczych ;-)
I tak właśnie przedstawiają się moje lutowe nowości nie tylko kosmetyczne. Jest tego zdecydowanie mniej, chociaż mogłoby być jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że w kolejnych miesiącach mój kosmetyczny detoks wejdzie mi w krew i w końcu zacznie mi ubywać z zapasów w większym tempie! Jak podoba się Wam mój dzisiejszy haul? Coś Wam wpadło w oko? A może coś już znacie, używaliście i zechcecie podzielić się opinią? Dajcie znać w komentarzach! A na moim Instagramie @_nostami trwa wyzwanie "7 dni 7 szminek". Jeśli macie ochotę pobawić sie kolorami serdecznie zapraszam Was do wyróżnionego stories "challenge", gdzie wszystko jest opisane.
Jestem ciekawa porównania tych nowości ze zużyciami, jednak już teraz widzę sporą różnicę między tym a poprzednimi haulami. Oby Ci te detoksy nie weszły w krem za mocno, jak to się stało ze mną :D Ja w lutym oprócz szaleństwa w Lidlu na ostatniej promocji oraz zakupie duetu do demakijażu marki Senkara nie kupiłam nic więcej (choć jak na mnie i moje ostatnie poczynania, to i tak sporo:)), także wiem co mówię jeśli chodzi o detoks :P Widzę też, że nowa kampania Flying Tiger przypadła Ci do gustu, ale sama muszę przyznać, że jest całkiem ładna :)
OdpowiedzUsuńWiesz, patrząc na ilość zapasów to taki nawet spory detox przez jakiś czas z pewnością mi nie zaszkodzi ;-) Ale obie wiemy jak to jest, a teraz będzie więcej targów itp imprez i będzie niestety ciężej ;-)
UsuńPiękne są te pędzelki do makijażu!
OdpowiedzUsuńTo prawda, aż żal je brudzić ;pp
UsuńFestiwal kawy brzmi świetnie! ♥ Narzędzia ogrodowe faktycznie wyglądają jak zabawki, ale mi się takich przyjemniej by używało niż takich zwykłych.
OdpowiedzUsuńKiedyś widziałam takie w kwiatki i to już był totalny odjazd, ale te też są słodkie ;-) I miejmy nadzieje, że przede wszystkim dzięki nim moje kwiatki nieco odżyją!
UsuńAle pyszności! ♥
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie ten produkt Ziaja, wcześniej jakoś o nim nie słyszałam :) Co prawda mam swoich ulubieńców w kwestii 'trądziku', że tak to ujmie, ale chętnie o nim poczytam. Z Miya też jestem ciekawa Twojego podsumowania bo miałam sama wersję niebieską, ale jakoś szału nie było..
Żel punktowy z Ziaja zachwyca mnie głównie tym, że łagodzi bolesne zmiany i to dosłownie po chwili. Jest w tym po prostu świetny! Z kremów Miya naj najbardziej zachwycił mnie żółty, ale to zależy zdecydowanie od potrzeb cery ;-)
UsuńŚwietne nowości! Bez irygatora już nie wyobrażam sobie mycia zębów, to niesamowite ile drobinek pozostaje po zwykłym szczotkowaniu. Jestem ciekawa Twojej szczotki, od dawna przymierzam się do szczotkowania ciała, ale jakoś nie mogę się za to zabrać ;)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja też odkąd mam irygator to gdy go nie użyję to mam wrażenie, że jestem "niedoczyszczona" :D Szczotkę do ciała kupiłam akurat w Rossmanie, taką zwykłą za 10 zł i bardzo jestem w niej zadowolona. Oczywiście pewnie taka z naturalnego włosia byłaby lepsza, więc może kiedyś ją wymienię. A teraz uczę się szczotkować skorę twarzy i śmiesznie jest ;-)
UsuńFajny haul ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;-)
UsuńCzapeczka jest urocza, super, że w takiej fajnej cenie ją dostałaś :D "sliponki" też mi się podobają, na wiosnę będą idealne :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Ja te buty potrafię nosić cały sezon wiosna aż do późnej jesieni. Są szalenie wygodne. A czapka oczywiście teraz ciągle na mojej głowie - lutowo-marcowe wiatry są nieznośne!
Usuńoooo taki irygator to coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńTrochę z nim zabawy ale efekt jest duży!
Usuń