środa, 7 lipca 2021

Denko maj i czerwiec 2021

Dwa ostatnie miesiące minęły mi z prędkością światła. Miałam w planach większe porządki kosmetyczne, a skończyło się na "zwykłych" zużyciach. Zapraszam do dalszej części wpisu, gdzie dzielę się z Wami zawartością mojego dwumiesiecznego denko. 

W maju i czerwcu zużyłam w sumie 38 kosmetyków, a w tym 9 masek, 5 miniproduktów 9 oraz 4 próbki. Przyszły letnie upały, a wraz z nimi zdecydowanie zmieniła się moja pielęgnacja. Powoli przestaję ulegać pokusom kosmetyków, po które później nawet nie sięgnę. Dotyczy to zarówno decyzji zakupowych, jak i podejmowanych z markami kosmetycznymi współprac. 

DO CIAŁA ORAZ HIGIENA

- aloesowy żel Holika Holika - tego produktu, chyba nie trzeba już nikomu przedstawiać? Ultra delikatny żel nawilżający, idealny po depilacji, oparzeniach słonecznych i innych podrażnieniach skóry. Szybko przynosi ulgę i pomaga zregenerować naskórek. Testowałam różnych marek i mimo, że opakowanie mnie irytuje (pod koniec jest duża trudność z wydobyciem kosmetyku), to nadal wracam. To moje chyba z 4 lub 5 opakowanie.

- balsam COLLAGEN INTENSIVE nawilżanie, AA - dostałam w prezencie od Magdy (LINK). Musiał niestety odczekać swoje w kolejce, bo akurat balsamów do ciała mam dość sporo. Ale jak już się do niego dorwałam, to żałowałam, że tyle czekał, bo okazał się SUPER! Był dość gęsty i obecność pompki zdecydowanie ułatwiała jego wydobywanie. Miał piękny perfumowany zapach. Szybko wchłaniał się w skórę i pozostawiał ją bardzo miękką i zdecydowanie nawilżoną i wygładzoną. Dosłownie widać było, jak staje się ona ładniejsza i gładsza! Podobało mi się także to, że można dokładać kolejne warstwy balsamu jeśli w danym miejscu mamy wyjątkowo suchą skórę i potrzebujemy mocniejszego nawilżenia. Każda "warstwa" ładnie się wchłaniała i stapiała ze skórą. Zgodnie z informacją producenta na opakowaniu balsam zawiera aktywny kolagen, kwas hialuronowy i algi oceaniczne. Takie połączenie składników gwarantuje mocne nawilżenie i poprawę sprężystości skóry. Nie znalazłam w sprzedaży już tej linii kosmetyków AA, a szkoda, bo bardzo mi się spodobała ;-)

- wygładzający mus do ciała #foodie, Soraya - był bardzo lekki i miał słodki, jagodowy zapach. Pisałam o nim na blogu LINK

- bio żel pod prysznic Grapefruit i Bambus, Alverde - wygałam go w konkursie na blogu Urodzianka (LINK). Miał soczysty, cytrusowy zapach, który dawał orzeźwienie ale nie był zbyt intensywny. Żel był bardzo lekki, odpowiednio się pienił i oczyszczał skórę. Na plus opakowanie z recyklingu. Nie jestem pewna czy jest dostępny w Polsce, ale jeśli będę w DM Drogerie to spojrzę za nim. 

- żel pod prysznic Pinita Colada, The Body Shop - miał piękny kokosowy zapach i był bardzo gęsty, a przez to wydajny. Dobrze się pienił i oczyszczał skórę, nie podrażniał i nie wysuszał jej. Do tej pory zazwyczaj używałam mini żeli z TBS i porównując opakowania chyba dalej wole te mniejsze. Plastyk jest twardy i pod koniec opakowania nie tak łatwo wydobyć produkt. Ale poza tym mankamentem żele tej marki są świetne, pachną ładnie i pozostawiają zapach na skórze. Chętnie wrócę choć nie wiem czy akurat do tej wersji zapachowej (moja ulubiona to różowy grapefruit).

- mydło w płynie Milk and Honey, Isana - refil mydła, które używam w pracy. Ma słodki, miodowy zapach i nie wysusza dłoni. Ja jednak bardziej wolę owocowe zapachy.

- szampon Intensive Repair, Pantene Pro-V - mocno odżywczy, mleczny, pachnący czyli taki jak lubią moje włosy ;-) Wracam do szamponów tej marki co jakiś czas, bo moje włosy lubią takie dociążające, bogate formuły. Więc pewnie kiedyś będzie powrót.

- olejek pod prysznic Ritual of Ayurveda, Rituals - mój pierwszy (!) produkt tej marki i już wiem, dlaczego tyle osób ją uwielbia! Olejek delikatnie oczyszcza skórę i dobrze ją odżywia. Po prysznicu jest miękka i pachnąca. Ta mała buteleczka była bardzo wydajna, a ja po pierwszym spotkaniu chcę bliżej poznać ta markę <3

- żel peelingujacy Its a Magical Time, Balea - jeden z kosmetyków z kalendarza adwentowego Balea. Żel miał drobiny peelingujące ale były one bardzo delikatne, więc wielbicielki mocnego zdzierania nie byłyby zadowolone. Ja traktowałam go jako żel z dodatkiem i tyle ;-) Miał ładny miodowy zapach i złocisty kolorek. Wiem, że te wersje z kalendarza nie są produkowane w normalnym opakowaniu, ale gdyby były to chętnie bym wróciła do tego kosmetyku.

- BOMB Body Polish o zapachu grapefruita i mandarynki, Bombcosmetics - Body Polish to produkt do mycia ciała, który dodatkowo złuszcza martwy naskórek. Co ciekawe w kremowej konsystencji kosmetyku nie wyczujemy drobin ścierających. Złuszczanie naskórka ma działanie bardziej enzymatyczne, a skóra po myciu jest miękka w dotyku i wygładzona. Body Polish bardzo dobrze się pieni i możemy zastąpić nim tradycyjny żel pod prysznic. Dodatkowo skóra po umyciu jest odżywiona i miękka - nie ma potrzeby używania balsamu. Kosmetyk dostałam od koleżanki z UK i mam jeszcze jedno opakowanie, ale o innym zapachu. Zdecydowanie warto zwrócić uwagę na te produkty!

- mydło z białą glinką i ekstraktem z lawendy, Aromacology - kupione w Action i już chyba wspominałam w lutowym denko LINK że te mydła są super świetne i jak tylko widzę je w sklepie to powinnam brać ile tylko jest na półce (ale ostatnio była tylko jedna sztuka). Więc jeśli jeszcze natrafię, to z pewnością wrócę ;3 

- pasta do zębów White and Brilliant, Denivit - pasta jak pasta, trochę wybielała zęby ale nie miała zbyt fajnych właściwości "odświeżających" i dlatego wróciłam znów do Colgate

- maska do włosów z czepkiem Bear Fruits Coconut wersja kokosowa, Procter & Gamble - dostałam ją w paczce urodzinowej. W okrągłym opakowaniu znajdowała się maska oraz porządny czepek z nadrukiem. Bardzo spodobały mi się zabawne napisy na odwrocie w sposobie użycia, jak np. "Spłucz w rzece (albo pod prysznicem)". Maska była dość gęsta i miała przyjemny, kokosowy zapach. Obawiałam się, że będzie jej nieco zbyt mało na moje gęste długie włosy (20 ml), ale okazało się, że jest w sam raz. Maskę nałożyłam na włosy, nakryłam czepkiem i pozostawiłam na 30 min. Po tym czasie spłukałam je pod prysznicem i rozczesałam. Włosy były bardzo miękkie i delikatne w dotyku, a do ich rozczesania nie musiałam już używać żadnej dodatkowej odżywki (co mi się rzadko zdarza, bo bardzo się plączą). Bardzo jestem zadowolona z tego kosmetyku i cieszę się, że miałam okazję go poznać. Podobno można go dostać też w Polsce. 

DO TWARZY I MASECZKI

- żel do twarzy Its a Magical Time, Balea - kolejny kosmetyk z adwentowego kalendarza. Całkiem przyjemny, pachnący jak Nivea. Dobrze oczyszczał skórę, a z uwagi na małe opakowanie używałam go głównie w podróżnej kosmetyczce.

- preparat do oczyszczania twarzy Triple Action Nutra Effects, Avon - używałam go jedynie jako pasty czyszczącej do twarzy. Był bardzo wydajny, dobrze oczyszczał skórę twarzy i miał całkiem przyjemny zapach. Jego działanie porównałabym do produktów koreańskich o podobnym działaniu. Jednak ta wydajność spowodowała, że lekko byłam nim już znudzona ;)

- tonik matująco-normalizujący No Problem, Perfecta - moja skóra nie polubiła się z tym produktem niestety. Zawierał mineralny proszek, który zbyt mocno wysuszał mi skórę. W efekcie produkowała ona więcej sebum i mocniej się błyszczała. Myślę, że posiadaczki tłustej cery mogłyby być z niego zadowolone. 

- woda micelarna Sensibio H2O, Bioderma - ulubiony kosmetyk do demakijażu, który używam od wielu lat :) Przykładowa recenzja LINK 

- maseczki w saszetkach Foodie, Soraya - owocowe maseczki, o których pisałam na blogu LINK

- maska w płachcie Tiger, SNP - nie rozumiem tych zachwytów nad maskami tej marki. Maska była poprawna, przyjemna ale bez szału i... znam lepsze ;-) Dlatego zużyłam i raczej nie planuję wracać.

- maska w płachcie Among The Stars odżywcza, Dr. Mola - zaskoczyła mnie świetnie skrojoną i dobrze nasączoną esencją płachtą. Ta maska była naprawdę przyjemna w użyciu i chętnie do niej wrócę jeśli kiedykolwiek odkopię się z maskowych zapasów ;-) Skóra była po niej dobrze nawilżona i wyglądała na zregenerowaną. Kupiłam na stronie Skingarden.

- maska w saszetce zielona herbata i mango, Balea - pozostałości z mojego wielkiego testu masek Balea, o którym pisałam jakiś czas temu LINK 

- maska w płachcie Hydrating Pusheen, Aura - rozczarował mnie brak nadruku w kotki albo coś. Poza tym płachta miała miejsca, gdzie była słabiej nasączona. Niestety poza słodkim opakowaniem nie zrobiła na mnie wrażenia.

- maska w płachcie Cooling nawilżająca, Niuqi - za to ta maska całkiem miło mnie zaskoczyła. I choć nie przepadam za uczuciem "zimnej mięty" na twarzy to nie mogę odmówić jej działania chłodzącego ;) Przyjemnie nawilżyła mi skórę, zwłaszcza w upalny dzień. 

- olejek z drzewa herbacianego, Natur Planet - to jeden z tych produktów, które lubię mieć zawsze w domu "w zapasie". Ten olejek był dość mało wydajny, ale nie mogę mu nic zarzucić w działaniu. Sprawdzam inną markę teraz.

- krem nawilżający Its a Magical Time, Balea - krem z kalendarza adwentowego, który okazał się bardzo fajną alternatywą na dzień! Dobrze nawilżał skórę i nie powodował jej świecenia. Niestety to edycja limitowana.

- krem Creme Prodigieuse, Nuxe - miał lekko "nuxowy" zapach, ale zdecydowanie był dla mojej skóry zbyt bogaty i odżywczy. Dlatego zużyłam go głównie do skóry ciała, bo na twarzy powodował duże świecenie. Przynajmniej wiem, że ta wersja nie jest dla mnie.

- reduktor trądziku punktowy, Ziaja - kolejny mój ulubieniec zużywany na tubki... I tu następuje chwila GROZY, bo Ziaja pod pretekstem zmiany opakowania zmieniła skład tego kosmetyku!!! I tak oto jedyny kosmetyk, który pomagał mi na bolesne zmiany i był moim ulubieńcem przez lata stał się... zwyklakiem, jakich pełno na rynku i które nie działają tak dobrze i szybko ;( Pokazuję poniżej składy obu wersji. I chyba najbardziej wkurza mnie w tym wszystkim fakt, że wszyscy sprzedawcy twierdzą, że to jest to samo. Nie, nie jest!

Skład wersji starej (z denko): Aqua, Saccharamyces/Zinc Ferment, Cyclopenta Siloxane, Dimethicone Crosspolymer, Butylene Glycol, Enantia Chlorantha Bark Extract, Oleanolic Acid, Glycerin, Panthenol, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Sodium Polyacrylate, Salicylic Acid, Glyceryl Stearate, Cocamidopropyl Dimethylamine, Zea Mays Starch, Hydrolyzed Corn Starch, Hydrolyzed Corn Starch Octenylsuccinate, Allatoin, Carbomer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Sodium Hydroxide, CI 42090 (FD&C Blue No.1)

Skład wersji nowej (którą kupiłam i to nie to samo): Aqua, Saccharomyces/Zinc Ferment, Panthenol, Butylene Glycol, Enantia Chlorantha (Bark) Extract, Oleanolic Acid, Glycerin, Propylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract, Sodium Polyacrylate, Allantoin, Dimethicone Crosspolymer, Salicylic Acid, Glyceryl Stearate, Cocamidopropyl Dimethylamine, Zea Mays (Corn) Starch, Hydrolyzed Corn Starch, Hydrolyzed Corn Starch Octenylsuccinate, Carbomer, Diazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben, Sodium Hydroxide, CI 42090 (FD&C Blue No. 1)

- krem do rąk Macaron Love, Oriflame - zawieruszył się na tym zdjęciu produktów do twarzy. Był to nawilżający krem, ale z gatunku tych raczej "zwykłych", codziennych. Miał słodki, makaronikowy zapach. Była to edycja limitowana.

MAKIJAŻ I PRÓBKI

- matująca szminka w płynie Longstay, Golden Rose - miałam kolor 13, nawet lubiłam mimo dość trupiobladego koloru. Zdecydowanie jest już po terminie ważności.

- szminka Velvet Matte, Golden Rose - i kolejna matująca, o nieco żywszym odcieniu nude - kolor 39. Miło ją wspominam, ale jej czas już minął.

- odżywka do brwi Expert, Faberlic - nie robiła totalnie nic. A przynajmniej ja nie zauważyłam ani cienia jej działania. W dodatku szczoteczka drapała skórę. Żegnam.

- korektor do brwi Art Scenic, Eveline - miałam kolor brown. Nawet lubiłam ten kosmetyk, bo dzięki szczoteczce dobrze się rozprowadzał i dawał dość naturalny efekt. Jego czas już minął, a ja zmieniłam styl podkreślania brwi, więc nie planuję powrotu. 

- próbka krem Hydra Quest, Farmona - dostałam do zakupu na Allegro i powiem Wam, że WOW. Ten krem był tak mocno nawilżający i wydajny, że gdybym szukała nawilżającego kremu bez filtra to biorę go w ciemno! 

- próbka krem Eco Sorbet malina, Bielenda - lekki i nawilżający. Taki w sumie fajny na lato, ale że nie ma filtra, to dla mnie odpada zwłaszcza na ta porę roku.

- próbka szamponu Eco Aware - kolejny raz przekonuję się, że lekkie, eko szampony jedyne co mi robią to siano i kołtun na głowie. NIE.

- próbka szamponu Hemp Sublime, Selective Professional - za to nad tym szamponem już kiedyś się mocno zastanawiałam, bo moje włosy wprost szaleją na jego punkcie! Pisałam o nim po targach w Poznaniu LINK 

Moje użycia kosmetyczne bywały większe, niż te wyżej opisane. Ale uznając, że nawet najmniejszy zrobiony krok jest ważniejszy od tego planowanego, cieszę się że kolejna gromadka opuszcza mój dom. Byli tutaj ulubieńcy, do których z pewnością będę wracać, ale były też "przeciętniaki", których mi zupełnie nie żal. Jak tam Wasze zużycia kosmetyczne? Co ciekawego Was ostatnio kosmetycznie zachwyciło?




18 komentarzy:

  1. Znam tylko linię foodie od soraya - bardzo miło ją wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Chociaż te zapachy są bardzo bardzo słodkie ;))

      Usuń
  2. Fajne denko, znam tylko maseczkę #foodie z jagodą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że #foodie są całkiem popularne ;)))

      Usuń
  3. No bardzo spore denko. Znam jedynie serię Foodie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żele pod prysznic The Body Shop faktycznie mają piekielnie twarde butelki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już myślałam, że to tylko ten jeden.. No to niestety muszę się przygotować na mini siłownie, gdy będę po nie sięgać ;)

      Usuń
  5. Dużo udało Ci się tego zużyć :) Lubię produkty do ust Golden Rose :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też ;-) Choć najwięcej mam nie ukrywam z Avonu ;))

      Usuń
  6. Ten produkt do mycia ciała od bomb mnie kusi :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam tylko olejek Ayurveda z Rituals. U mnie zużycia zawsze małe. Aż dziwne, bo mam wrażenie, że kosmetyków używam non stop. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zostają Ci takie "prawie skończone" opakowania? U mnie to czasami zmora ;-))

      Usuń
  8. z marki bomb miałam kiedyś mus do ciała z brokatowymi drobinkami. pamiętam, że świetnie nawilżał, pięknie pachniał i super rozświetlał skórę tymi drobinkami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie muszę lepiej przyjrzeć się tej marce ;)))

      Usuń
  9. Produkt Bomb szczególnie mnie zaciekawił, jest kuszący ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, spore denko, gratuluję zużyć :)

    OdpowiedzUsuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger