poniedziałek, 9 listopada 2020

Denko WRZESIEŃ I PAŹDZIERNIK 2020

 Postanowiłam zrobić taką innowację i nie tylko łączyć denko z dwóch miesięcy w jeden wpis, ale też przygotowywać go na początku miesiąca. Jest więc przed połową listopada, a ja zapraszam Was na przegląd kosmetyków, które udało mi się zużyć w ostatnim czasie. 

Tym razem zużyłam (lub wyrzuciłam) aż 35 kosmetyków oraz cztery próbki. Zrobiłam małe czystki wśród szminek przy okazji kolejnej edycji wyzwania "7 dni 7 szminek" na moim Instagramie, a także zużyłam rekordową ilość żeli pod prysznic i mydeł (to efekt otwierania kilku kosmetyków naraz).  

HIGIENA

- żel pod prysznic After Sun, Balea - ultra delikatny, dzięki czemu świetnie radził sobie zwłaszcza wtedy gdy moja skóra była spalona słońcem (były takie czasy w tym roku!). Dobrze się pienił, pachniał delikatnie kokosem i był bardzo przyjemny w użytkowaniu. 

- perfumowany żel pod prysznic Romantic L'Amour Senses, Avon - moja ostatnia butla z zapasów żelu, który pachniał jak perfumy. I już tęsknię! Pisałam o nim dawno LINK. Zachwyt pozostał <3 

- żel pod prysznic Himbeere & Limette, Balea - miał orzeźwiający zapach, w którym połączona słodką malinę i cytruskową limonkę. Jednak coś mi nie grało do końca z tym zapachem. Jak wszystkie żele tej marki dobrze się pienił, nie wysuszał skóry i miał prześliczne opakowanie.

- pianka do mycia dłoni Garten Eden, Balea - ultrawydajna pianka o kwiatowym zapachu, która dzięki pięknemu opakowaniu zdobiła moją umywalkę całkiem długo ;) Nie wysuszała dłoni i dobrze radziła sobie z wszystkimi zabrudzeniami. Myślę, że to też fajna opcja na prezent - jeśli macie dostęp do drogerii DM. 

- żel do higieny intymnej kora dębu, Tess - co bym nie pisała o jakichkolwiek żelach do higieny intymnej to te marki Tess są po prostu NIEPOWTARZALNE! Ultrawydajny, ultradelikatny, wygodny w użyciu dzięki pompce żel miał ziołowy zapach. Swój egzemplarz kupiłam w sklepiku z ziołami (wyczaiłam, że mają produkty tej marki!), ale można też zamawiać przez internet SKLEP. Każdy z nich ma podobne działanie, więc nie trzeba się bardzo sugerować opisami. Mój ulubiony to nagietek oraz przywrotnik. Mam nadzieje, że kiedyś przygotuję dla Was porządniejszy wpis o nich ;))

- żel do higieny intymnej Sensitive, Cien - a jak mi się skończył mój ulubiony żel to ratowałam się na szybko kosmetykiem z Lidla za śmieszną cenę około 4 zł. I mimo, że trochę się obawiałam, czy nie będzie podrażnień, to nic się nie działo i wszystko w porządku. Więc jak widać nie ma co się obawiać kosmetyków hipermarketowych :) 

- mini żel pod prysznic Tahitian Tiare, The Body Shop - pod koniec buteleczki zorientowałam się, dlaczego tak mi się ten żel spodobał. Jego zapach był podobny do żelu Nuxe ;))) Bardzo wydajna miniwersja, idealny na wyjazdy. Żele TBS to jest taka wyższa półka żelowa jednak, ale zdecydowanie najbardziej lubię właśnie te wersje mini.

- mini żel pod prysznic Wa - watermelon, Fruity Lab - kupiłam go w Kontigo mimo, że nie miałam wtedy potrzeby kupowania nowego żelu. Ale oczywiście skusiła mnie ta cała szafa pełna mini kolorowych żelików ;)) Zapach bardziej przypominał mi melona niż arbuza, ale kto by się zorientował? 

- mydło w kostce antybakteryjne Fresh, Protex - na fali odkażania wszystkich i wszystkiego kupiłam sobie antybakteryjną kostkę Protex do dłoni. I nie był to chyba najlepszy pomysł, bo wysusza mi skórę :/ Mam tylko nadzieję, że serio zabija te zarazki... 

- maska do włosów Heavenly Hydration Planet Spa, Avon - maska która wkradła się do zdjęcia z tej kategorii, bo mi jakoś tak pasowała do "kompozycji" ^^ Intensywnie nawilżająca, ciężka maska. Miała zapach oliwkowy, jak cała ta seria Planet Spa. Włosy były niej przyjemnie dociążone, ładniej się skręcały. To moje drugie opakowanie ;)

- różany peeling cukrowy, Maudi Naturals - cudo cudo! Pisałam więcej o kosmetykach tej marki we wpisie LINK. Po zdenkowaniu obu wersji stwierdzam, że jednak bardziej spodobała mi się wersja owocowa, ale także kwiatowy był WOW. Jeśli jeszcze nie znacie tych peelingów, to polecam przetestować, nie zawiodą Was!

- mydło kumquat & olive oil, Nymphes - glicerynowe mydełko z organiczną oliwką i ekstraktem z owocu kumkwatu. Dostałam je w prezencie od mamy, która przywiozła je prosto z Grecji ;) Miało ciekawy zapach i nie wysuszało skóry. Bardzo lubię takie prezenty-pamiątki z podróży!

- mydło Cool Yule Winter Pine, The Scottish Fine Soaps Company - czy wiecie jak pachnie świerkowy las? Ale taki mocno intensywnie pachnący? To właśnie tak pachniało to mydełko - prezent od koleżanki z UK. I to żadne tam sztuczne odpowiedniki, ten zapach był idealnie odzwierciedlony! I co najfajniejsze dość długo utrzymywał się też na skórze! Mydło zamknięte było w metalowej puszce, którą mam zamiar wykorzystać do przechowywania. 

HIGIENA, WŁOSY I TWARZ

- chusteczki do demakijażu Papaya, Sephora - kolejne moje podejście do produktów marki własnej Sephora. Chusteczki grube, wytrzymałe, jedna ze stron zawierała ostre drobiny ścierające. I to właśnie z tego powodu do mojej twarzy średnio się nadawały (były naprawdę ostre). Zużyłam je głównie do usuwania swatchy z rąk. Miały ładny, owocowy zapach i świetnie radziły sobie ze zmywaniem szminek, cieni i innych produktów do makijażu. Kosztowały około 30 złoty, a w opakowaniu znajdowało się 25 chusteczek. Dzięki dość szczelnemu zamknięciu wyschła mi tylko jedna, ostatnia sztuka ;) 

- reduktor trądziku punktowy, Ziaja - mój must have, jedyny skuteczny, jedyny łagodzący zmiany trądzikowe i.. niech za polecenie posłuży fakt, że to moja chyba z 10 opakowanie :D

- maska intensywnie regenerująca Biovax Botanic - wegańska formuła zawierała ocet jabłkowy oraz ekstrakt rozmaryn i tataraku, które miały za zadanie wzmocnić włosy i wydobyć ich blask. Saszetka miała 20 ml kosmetyku i wystarczyła mi na jednorazowe użycie, dlatego jedyne co mogę to powiedzieć, to moje "pierwsze wrażenie". Maskę nałożyłam na włosy i zmyłam po 15 minutach chłodną wodą, tak jak zalecał producent. Zapach maski na szczęście jest przyjemny, owocowy, a nie octowy ;) Włosy były bardziej sprężyste i miękkie, ale jak dla mnie w opakowaniu było nieco zbyt mało produktu. Sama maska była OK, ale nie wiem czy powaliła mnie na tyle na kolana, aby kupić pełne opakowanie. 

- suchy szampon Klorane - bezpłatna próbka i opakowanie wprost idealne na wyjazdy! Formuła szamponu na bazie owsa. Sam produkt miał delikatny zapach i nieznacznie bielił włosy. Jednak przy moim kolorze nie stanowiło to problemu. 

- krem intensywnie nawilżający Hyalurogel, Mixa - ten krem kupiłam sobie, po przetestowaniu przez tydzień próbek o czym pisałam w poście LINK. Formuła kremu wzbogacona została o czysty kwas hialuronowy, który zwiększa nawilżenie skóry. Dzięki niemu skóra natychmiast odczuwalnie jest ukojona i wygląda na gładszą. Krem ma lekką formułę, nieco żelową. Wchłania się super szybko i nie pozostawia świecącej skóry. Kosmetyki Mixa mają skład opracowany pod kontrolą medyczną i nadają się zwłaszcza także do cery wrażliwej. Hyalurogel to krem do którego z pewnością chętnie wrócę, bo używanie go było dla mnie prawdziwą przyjemnością! 

- szampon Grow Strong, Pantene Pro-V - bardzo odżywczy, bardzo kremowy, bardzo dociążający włosy szampon. Czyli taki idealny dla moich kręciołów, które po tym szamponie nabierały życia i pięknie się błyszczały. Włosy były miękkie w dotyku, po prostu piękne. Szampony tej marki od lat należą do moich ulubionych i jak na razie nie zapowiada się, aby miało się to zmienić ;) 

- płyn micelarny Sensibio H2O, Bioderma - mój faworyt w dziedzinie demakijażu oczu. Ultrałagodny i skuteczny płyn, który dodatkowo odświeża oczy i łagodzi ich podrażnienie. Nie znam kosmetyku, który miałby takie działanie nawilżająco-odświeżające jak on. Dlatego nic zapewne dziwnego, że to moja kolejna butla.

- aktywator blasku Perfect Skin Anew, Avon - czy "aktywator blasku" rzeczywiście funduje skórze ładniejszy koloryt i wygląd? Kiedyś wydawało mi się to przesadzone, ale teraz gdy moja skóra nie widzi za wiele promieni słonecznych, to muszę przyznać, że jednak po użyciu toniku jej koloryt jest ładniejszy. Zresztą, nawet jeśli to efekt placebo, to i tak lubię nakładać "aktywator" na skórę przede wszystkim z powodu jego pięknego zapachu, który bardzo lubię. Pamiętajcie, że ten produkt wymaga stosowania później kremów z filtrem, bo zawiera kwasy AHA.

- maska na tkaninie Odmłodzenie Premium Gold, Niuqi - kupiona w Biedronce maska na złotej płachcie zawierała kwas hialuronowy i wodę kokosową. Niestety płachta słabo nasączona, a w innych miejscach spływająca po brodzie, do tego intensywny i drażniący zapach. Jestem bardzo na NIE.

- plasterki na wypryski Spot Clear Patch, Cettua - no nie. Kolejny słaby kosmetyk tej marki niestety. No i kolejne słabe plasterki na krosty, a ja dalej dzielnie szukam idealnych ;) 

- krem nawilżający Mix Me Berry Charming one, Nivea - krem do wszystkiego o przepięknym zapachu malin. Opakowanie długi czas jeździło ze mną na wszelkie wycieczki jako krem do ciała. Jeśli zużyję wszystkie wersje to pewnie kupię kolejny raz właśnie te minisy, bo przy moich zapasach produktów do ciała długo jeszcze musiały by czekać w dużej wersji.

- Juicy Jelly Mask z kiwi i kaktusem, Bielenda - miał być wpis porównujący wszystkie trzy wersje Juicy Jelly mask od Bielendy, a jak się doczepiłam do tej maski - peelingu to zużyłam całą zanim zrobiłam zdjęcia i porównałam z pozostałymi, ehh (#blogerkibeautyzrozumieją)...  Maska Juicy Jelly miała podwójne działanie - mogła być zarówno typowym peelingiem, jak i maską oczyszczającą. Ja używałam jej zazwyczaj jako maski. Kosmetyk miał żelową konsystencję z widocznymi drobinkami, które delikatnie ścierały stary naskórek podczas zmywania maski. Maskę nakładałam na skórę twarzy i po około 15 min zmywałam wodą okrężnymi ruchami, wykonując przy okazji peeling. Maska miała słodki zapach, niestety zupełnie nie przypominał mi on kiwi. Trzeba też od razu jasno powiedzieć, że cały czas porównywałam jej działanie z Sugar Scrobs L'Oreal i ten drugi wypadł u mnie zdecydowanie lepiej LINK. Mimo wszystko Juicy Jelly Mask z kiwi i kaktusem była całkiem przyjemnym kosmetykiem do pielęgnacji. Niestety chyba została wycofana ze sprzedaży, bo nigdzie nie mogę jej znaleźć...

- krem do twarzy Shine Control Care Sun, Avon - wygląda jak krem do opalania, ale ja używam go też czasami na co dzień, zwłaszcza w dniach kiedy długo przebywam na dworze. Moja ulubiona wersja (bez dopiski shine control) nie została jednak na szczęście wycofana, ale cieszę się, że poznałam też wersję "bez błyszczenia" i.. teraz wiem że potrzebuję ich obu! ;) Wersja Shine Control rzeczywiście matowiła lekko cerę, dzięki czemu nie tylko była ona dobrze chroniona przed promieniami słonecznymi, ale też wyglądała piękniej. Krem miał przyjemny zapach (wcale nie jak środki do opalania!), dobrze się wchłaniał i nie rolował pod makijażem. Więcej o nim i wersji "świecącej" znajdziecie w starszym wpisie LINK.

- woda tonująca Tee Tree Water, Lush - będąc w Amsterdamie nie mogłam odmówić sobie, aby pójść w końcu do sklepu Lush'a (w Pradze mi jakoś zawsze wypadało nie po drodze). Ponieważ nie mam wanny w domu wiedziałam, że nie skuszę się na nic do kąpieli. O toniku herbacianym słyszałam gdzieś tam kiedyś same pozytywy, postanowiłam więc spróbować. W skrócie mówiąc przepadłam TOTALNIE i przy okazji wizyty za granicą będę już pewnie specjalnie szukała tego produktu! Piękny zapach herbaty i cytrusów działa odświeżająco i tonująco. W składzie znajdziemy ekstrakt z olejku z drzewa herbacianego i grejpfrutów, którym kosmetyk zawdzięcza działanie antybakteryjne. Co tu dużo gadać - to prawdziwy pogromca wszelkich niedoskonałości skóry! Już tęsknię!

- żel do mycia twarzy Tea Tree, The Body Shop - ta miniaturkę kupiłam kiedyś przypadkiem, a żel okazał się także bardzo dobrym pomocnikiem w walce z niedoskonałościami cery. Mimo niewielkiej buteleczki okazał się być bardzo wydajny. Chętnie do niego wrócę, choć cena jest dość wysoka. Dlatego poluję na niego właśnie w tej mini wersji ;)

ZAPACH, MAKIJAŻ I PRÓBKI

- Slip Into Daring, Avon - ładny, kobiecy, słodki i kwiatowy zapach w ciekawym flakonie. Mam już go jednak tak długo, że zmienił kolor i nabrał sporo "alkoholowych" nut. Dlatego rozstajemy się, a ponieważ nie ma go już w ofercie to będzie to pożegnanie ostateczne. 

- próbka kremu I'm Naturikke, Krystyna Janda - jak to napisał producent "krem na miły początek dnia". Miał piękny zapach, który kojarzy mi się z Hello Yellow Miya. Niestety o wiele wolniej od niego się wchłaniał i mimo, że w działaniu był całkiem poprawny i skóra wyglądała po nim pięknie, to jednak wolę żółtą Miy'kę.

- próbki kremu Black Sugar Detox, Bielenda - te próbki z Bielendy są tak minimalne, że dobrze że miałam ich dwie. Krem miał bardzo słodki zapach, taki cukrowy i ciągle kojarzył mi się z peelingiem. Dobrze się wchłaniał i świetnie współgrał z makijażem. Jednak ten zapach w mojej głowie jest zarezerwowany wyłącznie dla peelingów chyba :D

- tusz do rzęs Eyes Wide Open, Oriflame - świetny tusz, który bardzo fajnie "otwierał" mi oko. Miał szczoteczkę z włosia o kształcie klepsydry, dzięki czemu można precyzyjnie dotrzeć nawet do tych najkrótszych włosków. Myślę, że kiedyś wrócę ;)

- pomadki Avon oraz Faberlic - pozbywam się kilku starych pomadek, bo zdecydowanie czasy ich świetności już minęły. Nadal mam spore zapasy w tym temacie, więc nie martwię się o braki kolorków ;)

- próbka I'm Coco Nuts, Miya - próbka fajnego kremu Miya, który najbardziej lubię używać na noc. Treściwy, pachnący kokoskiem, dobrze się wchłania. Mam opakowanie w zapasach, choć mój ulubieniec tej marki to nadal Hello Yellow.

Tak oto wyglądają moje zużycia kosmetyczne ostatnich dwóch miesięcy. Zainteresował Was szczególnie któryś z kosmetyków? A jak tam Wasze denka? Dajcie znać w komentarzach jak Wam idzie zużywanie :-)  


 


18 komentarzy:

  1. Jak zawsze spore zużycia! Kilka kosmetyków nawet znam :) Żel balea miałam, ale nie pamiętam go dobrze, więc raczej był średni :P Dziś zużyłam 2 próbkę kremu mixa, całkiem przyjemny faktycznie, ale czy na tyle by kupić całe opakowanie? Chyba nie. Miałam też maskę Bielenda z kiwi, ale dużo lepiej u mnie wypadł ananas. Mimo, że liczyłam właśnie na kiwi bardziej. Tusz oriflame też jest mi znany, ale jakoś bez szału moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i widzisz - jesteśmy najlepszym przykładem tego, jak jedna rzecz super dla kogoś może być przeciętna ;)) Mam też chyba ananasa z Bielendy, więc będziemy mogły porównać. No a Mixa jak pisałam bardzo mi przypadła do serca ;))

      Usuń
  2. Dla mnie też ten żel Balea był jakiś niespecjalny. Marka ma znacznie lepsze zapachy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wpadam do DM to łapie po opakowaniu, a później okazuje się, że różnie to wychodzi ;))) Na szczęście im częściej bywam w tych drogeriach tym jakoś spokojniej podchodzę do zakupów :D

      Usuń
  3. Twoje denko zawsze robi wrażenie! Zaciekawiłaś mnie peelingiem Maudi, obydwie wersje zapachowe brzmią cudownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że peelingi Maudi ogromnie mi się spodobały i gdyby nie spore (nadal!) zapasy w tej kategorii kosmetycznej to chętnie zapolowałabym na nowe sztuki ;))

      Usuń
  4. Jaka to ulga móc wyrzucić tyle nagromadzonych opakowań :D W mojej szafie wciąż zalegają październikowe zużycia, chyba najwyższa pora coś z tym zrobić :P Z Twojego denka miałam żel Balea malinowy, a jeśli chodzi o płyny do higieny intymnej, to te z marketu za 4 zł mi bardzo dobrze służą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TAK TAK! Ten moment wyrzucania tych opakowań to jest moja ulubiona chwila!!! ;)))))))))

      Usuń
  5. Ze wszystkich wyżej wymienionych produktów najbardziej interesuje mnie mydło kumkwat i produkty z oliwy z oliwek, Nymphes - mydło glicerynowe ..... jego formuła, która nie powoduje wysuszenia skóry, sprawia, że ​​jestem zainteresowany jego użyciem.

    Pozdrowienia z Indonezji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to fajny kosmetyk do uniwersalnego zastosowania ;) Serdecznie pozdrawiam! ;))

      Usuń
  6. Z podanych kosmetyków używałam tylko cien do higieny intymnej. Bardzo go sobie chwalę i używam cały czas już od kilku miesięcy :) Resztę kosmetyków chętnie poznam :) Cudowna recenzja! <3
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ten żel to totalna nowość i cieszę się, że mimo moich obaw okazał się całkiem OK ;)

      Usuń
  7. Pokaźne denko ale chociaż można wziąść się za kolejne kosmetyki które czekają ;) bardzo lubię żele z Avonu bo są wydajne i ładnie pachną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak! Najprzyjemniejsze w denkach są dwie rzeczy: wyrzucenie starych opakowań i możliwość otworzenia nowych kosmetyków :D

      Usuń
  8. Podziwiam Was dziewczyny za projekty denko! Ja nie mam cierpliwości, denerwują mnie puste opakowania w domu, od razu muszę wszystko wyrzucić :) A jednocześnie uwielbiam takie wpisy, można poznać tyle nowości, kosmetyki godne uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam pudełko na denko na szafie, więc mi nie przeszkadza ;) Chociaż czasami ilość tych opakowań jest ogromna! I kusi żeby wyrzucić wcześniej^^

      Usuń
  9. Ten peeling Maudi to sztos! Używałam go raz dzięki Twojej uprzejmości i mocno podbił moje serduszko. Na pewno w swoim czasie sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie, ale nie wiem jeszcze, na który wariant zapachowy się zdecyduję :) Co do denka - jest bardzo duże, a ja z niego znam tak niewiele, bo tylko tusz Eyes Wide Open z Oriflame. Teraz również dzięki Tobie poznaję płyn micelarny z Bioderma i coś czuję, że niedługo również będę zaliczać się w grono fanów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moi faworyci także i Tobie się podobają ;))) Uważaj, bo Bioderma niestety bardzo uzależnia^^

      Usuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger