Pierwszy miesiąc 2019 roku powoli dobiega końca, pora więc na tradycyjny post z kosmetycznym denko. Zużyłam jedenaście pełnowymiarowych kosmetyków, trzy maski w płachcie oraz kilka saszetek i gąbkę. Wszystko do ostatniej kropelki ;-) Jeśli ciekawią Was moje opinie o tych produktach, to zapraszam do dalszej części wpisu.
Jak być może pamiętacie z mojego poprzedniego wpisu tego typu w opisie kosmetyków kolorem zielonym zaznaczam te, których działanie mnie zachwyciło, zaś czerwonym te, z których działania nie byłam zadowolona i do których nie planuję powrotów. Jeśli chodzi o porównanie zużyć do innych miesięcy, to obecnie jest mniejsze niż o tej samej porze w zeszłym roku (wtedy 19 pełnowymiarowych kosmetyków), ale ogólnie jest to raczej taki mój "standard". Miałam cichą nadzieję, że zdążę jeszcze zrobić porządki w kolorówce, ale jednak przełożyłam to na kolejny miesiąc.
DO CIAŁA
- krem do rąk i skórek Cocoa Butter, Avon - z kremami do rąk mi jakoś zawsze nie po drodze i zazwyczaj zapominam o ich używaniu. Dopiero zimą, kiedy moja skóra na dłoniach często się przesusza jestem bardziej regularna w kremowaniu. Krem Cocoa Butter pięknie pachnie kakao. Kosmetyk jest wzbogacony masłem kakaowym i witaminą E. Zaraz po nałożeniu odżywia i regeneruje skórę na dłoniach i zapewnia jej długie nawilżenie, choć nie jest ono zbyt intensywne. Opakowanie to stojąca tuba o pojemności 100 ml (obecnie wszystkie kremy z Avonu mają mniejsza pojemność, bo 75 ml!). Tuba zamykana jest zakrętką na tzw. "klik", co zdecydowanie ułatwia aplikację nawet jedną ręką. Przyznaję, że nie mam większych problemów ze skórą na dłoniach, dlatego dla mnie ten krem jest całkiem w porządku. Jednak używałam go tak długi czas, że totalnie mi się znudził i z ulgą przyjęłam jego dno.
- żel pod prysznic Traumtanzerin for Girls, Balea - przecudowny żel pod prysznic Balea, który pachniał po prostu obłędnie! I do dziś nie wiem do końca czy były to lizaki, pianki mashmallow czy guma balonowa? Oprócz ślicznego słodkiego zapachu i pięknego opakowania, żel ten bardzo fajnie się pienił i nie wysuszał mi skóry (co zimą zdarza się mi dość często). Jeśli istnieje kosmetyk idealny, to jest to ten żel :-) Myślę, że w tym roku koniecznie muszę poświęcić więcej uwagi i wpisów marce Balea, także szersza recenzja wkrótce.
- emulsja do higieny intymnej len i echinacea, Nutka - przyjemny płyn myjący, którego recenzję możecie przeczytać we wpisie o kosmetykach tej marki. Ta wersja pachniała delikatnie jak klej roślinny, ale to w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bo mi ten zapach od dzieciństwa się podoba!
- mydło w kostce Discover New Zeland Tranquillity, Oriflame - mydła z tej firmy bardzo lubię i większość zapachów podoba mi się (w sumie wybieram tylko te, które mi się podobają, więc nic dziwnego). Mydło New Zeland pachnie tropikami i bardzo lubię to, że zapach jest intensywny i czuć go w całej łazience. Teraz zimą mam jednak wrażenie, że mydełko to trochę przesusza mi dłonie, dlatego jako kolejne chcę wybrać inne, a do tej marki wrócić, jak moja skóra przestanie wariować.
- rozświetlający peeling do ciała Skin So Soft, Avon (to brązowe, okrągłe opakowanie na zdjęciu) - o jejku już myślałam, że nigdy się nie skończy ten produkt! Wydajność miał wręcz tytaniczną, nawet zdążyli go wycofać ze sprzedaży w między czasie... Polubiłam się z nim za migoczące, perłowe drobinki jakie posiada. Peeling delikatnie złuszczał moją skórę. Po naniesieniu na skórę zmieniał kolor na biały, a po spłukaniu pozostawiał na niej lekko złotawą poświatę. Dlatego był idealny w ciepłych miesiącach do przygotowania skóry na opalanie, ale też w czasie całego letniego sezonu do pielęgnacji bez utraty koloru. Opakowanie miało 200 ml i jak już wspominałam, miałam wrażenie, że kosmetyk ten nie skończy się nigdy ;-)
- chusteczki odświeżające, Balea - miały świeży, owocowy zapach, poręczne opakowanie i co najważniejsze nie wyschły mi aż do ostatniej sztuki! Kupiłam w którymś DM i mimo, że opakowanie zawierało tylko 10 sztuk chusteczek, to dość długo nosiłam je w torebce "na wszelki wypadek". Chusteczki nie zawierały alkoholu i dobrze radziły sobie z makijażem, nawet z tym "lżejszym" na oczach. Była to wersja limitowana, ale ogólnie chusteczki tej marki co sezon wychodzą w nowej wersji, więc pewnie jeszcze do nich kiedyś wrócę.
- masło do ciała kokos, Bielenda (próbka) - masło zawierało naturalne oleje i było "vegan friendly". Niestety niezbyt się z nim polubiłam przede wszystkim totalnie nie odpowiadał mi jego zapach. Konsystencja także była zbyt zbita. Dlatego jestem na nie - na szczęście to tylko próbka.
DO TWARZY I MASECZKI
- pasta do mycia twarzy z białym węglem, Bielenda - bardzo przyjemny produkt do oczyszczania twarzy, który można także używać jako peeling lub maseczkę. Ja osobiście korzystałam z niego tylko do zmywania twarzy, choć dzięki delikatnym drobinkom peeling był to przy okazji też peeling. Produkt bardzo wydajny i być może gdybym używała go też w innych celach, to zużyłabym szybciej. Kosmetyk miał konsystencję lejącej się pasty w białym kolorze z drobinkami peelingującymi. Zapach był specyficzny, ale nic drażniącego. Opakowanie z zapięciem na klik, bardzo wygodne. Pasta sprawdziła się nawet przy codziennym stosowaniu przy mojej wrażliwszej na policzkach cerze. Zdecydowanie polecam!
- przeciwzmarszczkowy krem do twarzy na dzień do cery suchej, Vianek (próbka) - kiedyś już pisałam obszerniej o testowanych przez mnie próbkach produktów tej marki (TUTAJ), jak widać jednak nie wszystko jeszcze udało mi się wypróbować ;-) Krem przyzwoicie nawilżył mi skórę i ją ukoił. Jednak pamiętać trzeba, że zimą moja skóra lubi być bardziej natłuszczona, dlatego obawiam się, że o ile teraz jest OK, to za miesiąc już byłby zbyt "bogaty". Dlatego dalej moim faworytem pozostaje seria pomarańczowa (odżywcza) i różowa (łagodząca).
- krem na dzień z serii Antyoksydacja Jagody Acai, Ziaja - za to ten kremik bardzo przypadł mi do gustu i kto wie, czy nie kupię sobie pełnowymiarowego opakowania (gdy już odkopię się z zapasów rzecz jasna!). Miał lekką, kremową konsystencję, szybko i dokładnie się wchłaniał oraz delikatnie pachniał. To tyle co mogę powiedzieć po jednorazowym użyciu - w końcu to tylko próbka.
- maska w płachcie Hyaluronic Acid, Princess Skincare - zawiera kwas hialuronowy, który ma działanie odmładzające. Płat posiada warstwę plastykową, która należy zdjąć po nałożeniu maski na skórę. Ma to podobno ułatwiać odwijanie maski złożonej w opakowaniu. Mi osobiście nie przypadło to rozwiązanie do gustu, w dodatku przecięłam sobie nim skórę na palcu (sierota!) i dopiero jak go usunęłam, to w spokoju nałożyłam maskę na twarz. Płachta była dobrze nasączona, nic nie pozostało w opakowaniu. Jeśli chodzi o jej kształt to miałam problem w okolicy nosa, ale jakoś sobie poradziłam. Jednak mam wrażenie, że nos wystawał mi z maski jakoś bardziej niż "zwykle". Maskę nałożyłam na 10 minut. Podczas aplikacji czułam przyjemne ochłodzenie skóry. Esencja nie była do końca wodnista, miałam wrażenie że ma konsystencję bardziej olejkowatą. Po zdjęciu skóra okazała się być bardzo ładnie rozjaśniona i o wyrównanym kolorycie. Efekt jest naprawdę WOW i rezultaty widać gołym okiem. Niestety utrzymują się do pierwszego mycia oczywiście. Maskę Princess Hyaluronic Acid z tego co widziałam w internecie kupuje się w zestawach po 8 sztuk. Ja swoją otrzymałam w prezencie ;-)
- plasterki na wypryski Acne Pimple Master Patch, COSRX - to mój zakup pod wpływem pozytywnej recenzji Sakuratokoo. W opakowaniu było 24 plasterki w różnych rozmiarach. Plasterki wchłaniają wysięk z wyprysków i pomagają w likwidacji pryszczy. I wiecie co? To jest genialne! Nie wygląda to może zbyt pięknie i generalnie raczej do używania w domu/na noc, ale rzeczywiście skutecznie "wyciąga" to co trzeba i po takim plasterku wszystko szybciej się goi. I co najważniejsze - pomaga na te najbardziej bolące zmiany. Jestem z nich bardzo zadowolona i z pewnością wrócę! Jedynie blogerska ciekawość pchnęła mnie ku innym, aby je też przetestować i porównać.
- maska w płachcie Clear Up Skin, firmy The Creme Shop - miała za zadanie oczyszczenie skóry. Płat z nadrukiem uroczego jednorożca nasączony był esencją zawierającą truskawki bogate w witaminę C oraz proteiny mleka. Połączenie tych składników miało minimalizować nadmiar sebum, oczyszczać pory i usuwać przebarwienia. Jak każda maska w płachcie ten kosmetyk miał także działanie mocno nawilżające. Płachta była dobrze przycięta, nosek ma więcej materiału, po raz pierwszy spotkałam się z takim krojem. Esencji było sporo, część wklepałam jeszcze w czoło i szyję. Zapach był po prosty prześliczny! Jak guma balonowa, albo zmiksowane truskawki. Ten aromat znacznie uprzyjemnił aplikację! Maska nie ześlizgiwała się z twarzy podczas aplikacji i przyjemnie chłodziła mi skórę. Trzymałam ją około 20 min, a płachta nadal była wilgotna. Skóra po użyciu tej maski była dobrze nawilżona, ale też rozjaśniona i miła w dotyku. Nawilżenie było tak duże, że nie miałam potrzeby nakładania kremu nawet po paru godzinach od aplikacji. To była naprawdę wspaniała maseczka i jej jedyną wadą jest trudna dostępność w Polsce. Wiem, że czasami maski tej firmy bywają w TK MAXX. Będę szukać! Ja swoją wygrałam w SWOPIE na Dress Cloud.
- nawadniająco liftingujący krem do twarzy z kwasem hialuronowym, Bielenda Professional - bardzo przyjemny krem, który świetnie nawilżał skórę. Pełną recenzję możecie przeczytać w TYM poście. Jedyne co wzbudziło moje wątpliwości to opakowanie. Z jednej strony super - pompka jest zawsze najbardziej higieniczna i pozwala na wygodne dozowanie produktu. Z drugiej jednak strony nie da się "dobrać" do resztek kremu, gdy ten się kończy. Bo jestem przekonana, że jeszcze bym coś tam wygrzebała ;-))
- maska w płachcie Green Tea Milk One Pack, A'Pieu - kolejna świetna maska w tym denko! Opakowanie przypomina kartonik z mlekiem i sama maska też jest bardzo "mleczna". Jak to napisano na odwrocie: "szklanka mleka dla Twojej skóry!" Płachta była mocno nasączona esencją o lekko białej barwie i odczuwalnie bogatej konsystencji. Podczas aplikacji odczuwałam przyjemne chłodzenie skóry i jej nawilżenie. Maska cudownie ukoiła i odświeżyła mi skórę. Przyjemnie przy tym pachniała. Skóra była bardzo fajnie nawilżona i wygładzona. Nie wiem jak inne maski z tej "mlecznej" serii, ale ta jest naprawdę bardzo dobra i chętnie do niej wrócę!
HIGIENA
W kategorii szeroko pojętej "higieny" zużyłam płyn do płukania jamy ustnej Listerine (jak zawsze!), tym razem wersję Stay White. Jeśli przeglądacie moje denka, wiecie, że płyny tej marki goszczą u mnie chyba najczęściej i że mam do nich pełne zaufanie ;-) Zużyliśmy też w domu pastę Blend-a-med 3d White Luxe, niestety nie zrobiłam "badań" czy rzeczywiście wybiela zęby w tydzień. Ostatnio też znów odezwał się mój wirus opryszczki, dlatego w ruch poszły plasterki Compeed i powiem Wam, że nie wiem co ja bym zrobiła bez tego specyfiku, bo dosłownie ratują mi skórę! Tak już niestety mam, że zimą często mam problemy z tą niefajną przypadłością, co złości mnie podwójnie, bo mam tyle cudownych szminek do testowania... :D
I to już wszystkie kosmetyki, które zużyłam w minionym miesiącu. Znacie coś z powyższego zestawienia? Jak się u Was sprawdziło? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, z przyjemnością poczytam! No i trzymajcie się zdrowo - w końcu szkoda czasu na chorowanie! Buziaki ;-)
Mam aktualnie ten żel Balea i w sumie nie wiem czym pachnie - na poczatku okresliłam go jako wiśnia, ale teraz tak podchodzi moim zdaniem do lizaków, czy gumy balonowej może :D W opakowaniu jest ładny, ale przy myciu wyczuwam w nim jakby chemiczne nuty..
OdpowiedzUsuńWidać mój nos jest wyczulony na inne zapachy, bo ja nic takiego nie zauważyłam ;-) Za to pierwszy po którym zimą nie miałam suchej skóry! ;-)
UsuńWidzę, że sporo tego zebrałaś... Żele Balea znam i bardzo sobie chwalę- zapach, konsystencja, wydajność i cudne opakowanie, to jest to! Miałam także płyn z Nutki i trafił on do moich ulubieńców poprzedniego roku :-)
OdpowiedzUsuńNo własnie te kosmetyki Balea nie są jakieś niby "super", ale jednak skradły serca wieeelu Polkom ;-) Z Nutką bardzo się polubiłam, choć nie należy do najwydajniejszych - ale to akurat nie uznaję jakoś szczególnie za jej wadę ;D
UsuńNiewiele kosmetyków znam, ale część mnie ciekawi. Miałam kakaowy krem do rąk i był w porządku, choć bez szału. Również lubię płyny Listerine, choć tego wariantu jeszcze nie miałam. Za pastę z Bielendy wezmę się, jak skończy mi się aktualny żel do mycia twarzy. Z czarnej byłam bardzo zadowolona, mam nadzieję, że tak też będzie z białą. Miałaś może czarną i masz porównanie? Co do serii Ziai z jagodami Acai, to tonik-mgiełka podobno jest rewelacyjny i zachęca mnie do kupna, ale najpierw muszę trochę uporać się z tym, co mam w zapasach.
OdpowiedzUsuńNie miałam tej czarnej pasty Bielendy więc niestety porównania nie mam. Za to miałam tonik z Ziaja i dobrze się u mnie sprawdzał. Ogólnie lubię ich toniki bo mają delikatne spray'e i tworzą taki lekki tusz na twarzy (a nie moczą jej jak wiadro wody)...
UsuńGratuluję zużyć :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;-)
UsuńIle zużyć wow :D ja chyba posegreguje jutro kosmetyki i rozpoczne lutowe zużycia :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że sama dzisiaj o tym pomyślałam... ;D i jeszcze najlepiej zrobić sobie zdjęcia i w razie pobytu w drogerii zajrzeć najpierw na nie^^ Sprawdzony sposób! ;-))
UsuńZ mlecznych maseczek A'Pieu bananowa to prawdziwa petarda :D Kuszą mnie te plasterki na wypryski ;)
OdpowiedzUsuńMuszę więc wypróbować banana! Ogólnie teraz mnie kuszą też inne "mleczaki" z A'Pieu!
UsuńDoskonale wiesz, jak bardzo czekam na szeroką recenzję kosmetyków Balea w Twoim wykonaniu, bo wciąż Ci o tym trąbię jak jakaś stara, zacięta płyta XD Tego żelu akurat nie miałam, ale ich kosmetyki myjące (i nie tylko) mocno wielbię, więc czuję, że byłabym nim zachwycona :) Z Twoich zużyć znam maskę Princess Skincare i u mnie również zrobiła efekt wow. Cieszę się, że również Tobie przypadła do gustu. Poza tym miałam próbkę tego masła vegan od Bielendy i choć to było daaaawno temu, to do tej pory pamiętam, że też byłam na nie. Także zobacz, jak się pięknie zgadzamy! :) Reszty kosmetyków nie znam. Muszę się teraz wziąć za swoje styczniowe denko. Ten czas tak gna, że kompletnie za nim nie nadążam.
OdpowiedzUsuńTo prawda, miesiąc minął i wcale nie okazał się taki długi, jak się spodziewałam! Lada chwila i będzie wiosna, a później tropikalne lato ;-)) Ale może rzeczywiście spróbuję je nieco wcześniej "przywołać" Baleą? :D
UsuńNie znam żadnego produktu z Twojego denka, ale zaciekawiła mnie pasta biały węgiel, bo miałam ich żel z węglem i był świetny :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mam porównania do wersji czarnej, a chyba taka była ;-) W każdym razie ta z białym węglem jest bardzo przyjemna, choć też mega wydajna ;D
Usuńspore dennko, wiele produktów kojarzę ale zadnego z nich dotychczas nie miałam :((
OdpowiedzUsuńPolecam zwłaszcza maskę z jednorożcem oraz plasterki CORSX ;-)
Usuń