niedziela, 22 października 2017

Mój pierwszy SWOP

Mój pierwszy SWOP
W dzisiejszym poście przedstawiam Wam mój pierwszy wygrany SWOP, który udało mi się wylicytować po pół roku od założenia konta na Dress Cloud. Jeśli jesteście ciekawi o czym mowa, albo interesuje Was co znalazło się w wygranej i jak u mnie sprawdziły się te produkty to zapraszam do dalszej części wpisu.
Zanim założyłam bloga trafiłam przypadkiem na stronę Dress Cloud. Znalazłam odnośnik u kogoś na Instagramie i z ciekawości zajrzałam. Okazało się, że jest to portal społecznościowy skupiający osoby, które interesują się kosmetykami, ciuchami i różnymi ładnymi rzeczami. Na portalu jego użytkowniczki (bo takich jest to zdecydowanie większość, o ile nie 100%) dodają własne recenzje oraz zdjęcia produktów, które używały i dzielą się opiniami na ich temat. Takie recenzje nazywają się "chmurkami". Jest tutaj także forum, na którym królują prawdziwie babskie tematy, a Clouders, czyli użytkowniczki portalu, nierzadko dzielą się informacjami o ciekawych promocjach, konkursach, czy darmowych próbkach które można zdobyć w internecie. Społeczność Dress Cloud jest bardzo sympatyczna i nie spotkamy się tutaj z brakiem akceptacji, czy hejtem, mimo że każda z nas może mieć inny gust i pasje. Po dodaniu chmurki inne użytkowniczki mogą ją "polubić", a my otrzymamy za to tzn. kryształki. Diamenty te są nam potrzebne do udziału w licytacji ciekawych zestawów kosmetyków, które otrzymujemy zupełnie za darmo! Te zestawy nazywane są SWOP-ami od skrótu "słodki wyjątkowy okazały pachnący". To określenie najlepiej opisuje chyba jakie są te SWOP-y ;-)
Mój swop ma numer #1035 i to była prawdziwa radość i przyjemność go otrzymać i otwierać. W płaskim, białym pudełeczku, które niesamowicie pachniało (ciekawe jak zareagował na nie pan listonosz? ^^) znajdowały się trzy wylicytowane przez mnie produkty oraz drobne "gratisy". Znalazł się tutaj dezodorant do ciała Golden Summer firmy Balea, cień w kredce firmy Manhattan oraz maseczka Moc Rozświetlenia z firmy Pefecta.
Dezodorant Golden Summer Balea ma przepiękna szatę graficzną i pachnie wprost cudownie! Producent zapewnia, że pachnie on jak "orzeźwiający letni dzień pod palmami". Dezodorant nie zawiera aluminium i ma działanie minimalizujące pocenie się. Ponieważ niedawno przeprowadzałam małe testy antyperspirantów będę mogła porównać też jego działanie z innymi produktami. Dezodorant nie podrażnia skóry pod pachami i nie pozostawia białych ani żółtych plam na ubraniach. Nie wyczułam w nim mięty jak wskazywał opis producenta, za to nuty owocowe i tropikalne. Opakowanie jest bardzo barwne i wpada w oko. Jest tak ładne, że z pewnością będzie ozdobą niejednej półki w łazience. Utrzymane jest w wakacyjnych barwach i z grafikami kojarzącymi się z latem. Nie umiem potwierdzić 24h działania antyperspiracyjnego, ale po użyciu rano, aż do wieczora jest wyczuwalny delikatny zapach. Produkty Balea można jak dotąd zakupić jedynie w sieci drogerii DM, które nie są dostępne w Polsce. Ceny nie są zbyt wysokie bo 4-10 zł, ale ta trudna dostępność robi z nich trochę produkty "kultowe".
W swopie znalazł się także cień w kredce firmy Manhattan odcień numer 50 Misty Mauve. Bardzo byłam ciekawa tego produktu i ciągle jeszcze uczę się go używać i poznaję jego właściwości. Cień jest w kredce, więc jego aplikacja na powiekę jest nieco łatwiejsza od tradycyjnej, chociaż to kwestia pewnie przyzwyczajenia. Nie bez znaczenia jest jednak to, że dzięki zaostrzonej końcówce można tym cieniem robić kreski. Cień ma bogatą, lekko tłustawą konsystencję która bardzo trwale wiąże się z powieką. Jest wodoodporny, dość miękki i gładko się rozprowadza. Kolor jest specyficzny - myślałam, że to brąz, jednak jest to raczej odcień szarości, z nutką brązu i fioletu. Ja nazwałam sobie ten kolor "mgłą" i teraz mogę powiedzieć, że mam mgliste spojrzenie, albo zamglone oczy ;D Z wodoodpornością cienia wiąże się też fakt, że nieco trudniej się go zmywa i trzeba użyć do niego płynu do demakijażu wodoodpornego, zwłaszcza gdy nałożyłyśmy go grubszą warstwą. Kolor cienia możecie podejrzeć na zdjęciu.

Trzecim produktem w moim swopie jest maseczka Moc Rozświetlenia z Pefecty. Jest to świetna alternatywa przed wielkim wyjściem na szybkie odświeżenie cery. Dzięki obecności kwasu hialuronowego ładnie wygładza i zmiękcza skórę. Maska ma złote drobinki, które zapewniają rozświetlenie cery. Co ciekawe nie było ich widać od razu, a dopiero po nałożeniu produktu. Drobinki są bardzo błyszczące i niektóre ciężej było mi zmyć, dlatego jeśli przeszkadza Wam świecenie, to nie będziecie zadowolone z tej maski ;-) Skóra po zastosowaniu maski była fajnie odżywiona, napięta i nawilżona. Mam także wrażenie, że poprawił się jej koloryt i była rozjaśniona, zwłaszcza było to zauważalne po nałożeniu podkładu. Efekt utrzymał się jednak tylko na ten wieczór, a przynajmniej rano nie widziałam już większej różnicy. Opakowanie zawiera dwie saszetki, które można z powodzeniem rozdzielić. Każda z saszetek tak naprawdę wystarczy nawet na dwie aplikacje, lub jedną porządniejszą. Ja użyłam jej na jeden raz i po zmyciu miałam wrażenie, że mam na skórze delikatną warstewkę. Dlatego przed wykonaniem makijażu oczyściłam strategiczne miejsca, aby podkład się nie rolował (chodzi mi o wszelkie zgięcia i zakamarki). Najładniej rozświetlenie było widoczne na policzkach, cała twarz wyglądała na wypoczętą. Maska nie jest droga, dlatego myślę, że warto mieć ją w zapasie dla szybkiego odświeżenia cery przed większym wyjściem. 
W swopie w ramach dodatków otrzymałam peeling w kostce PumiceSPA, a także kupon zniżkowy do sklepu Golden Rose, naklejkę i ulotkę ze sklepu Inspiro. Bardzo dawno nie używałam peelingu w kostce będzie to więc miły powrót to dawniej używanej pielęgnacji. Cały swop bardzo mi się spodobał i jestem z niego zadowolona. Nie ukrywam też że byłam mocno zaskoczona, gdy udało mi się go wygrać. Początkowo kryształki zbierały się u mnie dość wolno. Poza tym wygrane licytacje wskazywały, że trzeba włożyć znacznie więcej kryształków niż miałam. Dlatego też nie za często brałam w nich udział, mimo, że w sumie nic nie tracę na tym jeśli nie wygram. Oprócz zbierania kryształków za "lajki" od innych Clouders możemy je kolekcjonowac także wykonując dzienne zadania. Jest także tzw. "Program Partnerski" zgodnie z którym otrzymuje się kryształki za aktywność każdej Clouders, która zapisała się z naszego polecenia. Ja jak narazie nie mam aktywnych użytkowniczek tego portalu, ale gdyby ktoś z Was chciał spróbować, to zostawiam link polecający: http://dresscloud.pl/ref/F2n48/
Serdecznie polecam Wam portal Dress Cloud jeśli lubicie pisać i czytać recenzje produktów, kosmetyków, ubrań, butów, biżuterii, torebek i wszystkiego, co tylko kochają kobiety ;-)

Jak spodobały się Wam moje wygrane kosmetyki ze SWOP-a? Znacie lub używałyście któregoś z nich? Co sądzicie o pomyśle autorów DressCloud? 


poniedziałek, 16 października 2017

Mat czy błysk? - nowe szminki w płynie od Avon

Mat czy błysk? - nowe szminki w płynie od Avon
Czym uszczęśliwić kobietę? Na przykład nową szminką. A jak sprawić aby poziom szczęścia sięgnął sufitu? Dać jej do przetestowania sześć kolejnych! Zapraszam na przegląd szminek w płynie linii Mark od Avon.
Przyznaję, że szminki to trochę mój konik. Od dawna uwielbiałam testować ich kolory, konsystencje, zawsze interesowały mnie nowe wprowadzane linie. A że jestem konsultantką Avon, to najczęściej produkty właśnie tej firmy były przedmiotem moich porównań i mini testów. Dlatego, gdy zauważyłam że w przyszłym katalogu pojawi się cała nowa linia szminek w płynie wiedziałam już, że muszę je przetestować ;-)
Szminki w płynie Mark z Avonu występują w dwóch wersjach - matowej i błyszczącej. Zgodnie z opisem producenta "zapewniają wielogodzinną trwałość bez wysuszania dzięki formule z żelową bazą oraz intensywny kolor perfekcyjnie pokrywający usta". Testowałam siedem szminek, dwie w wersji matowej i pięć w wersji błyszczącej. Wyboru dokonałam testując kolor na ręce oraz kierując się własnym "widzimisię" i potencjalnym zastosowaniem ich później w makijażu. Większość wytypowałam wcześniej na podstawie zdjęć w katalogu, choć jedna tak mnie urzekła "na żywo", że zdecydowałam się na nią pomimo, że nie planowałam wcześniej jej zakupu. Niektóre kolory okazały się nieco inne w opakowaniu niż na zdjęciach w katalogu, ale generalnie raczej fotografie są zgodne. Jednak okazało się, że kolory na ustach mogą być inne, głównie na skutek naturalnej barwy naszych ust. I głównie z tego powodu mam mieszane uczucie co do niektórych z nich. Ale przejdźmy do sedna. Kolory przeze mnie testowane to: Pinking About You oraz Head Turner w wersji matowej, oraz Blushing, Nudeitude, Pouty, Love Bite i Work It w wersji błyszczącej. Na początek zaprezentuję wersje matowe.
 
Head Turner to dość ostry kolor czerwony. Na zdjęciu prezentuję go absolutnie bez make up'u. Szminka ma bardzo gęstą, wręcz kremową konsystencję. Gładko rozprowadza się po ustach i daje im satynowe wykończenie. Ma bardzo mocne krycie. Porównując jej konsystencję z matująca szminką Golden Rose, to ta z Avonu jest bardziej gęsta. Szminkę nakładamy za pomocą aplikatora-gąbeczki o kształcie diamencika. Dzięki temu aplikacja jest bardzo precyzyjna. Szminka wżera się nieco w usta, ale wydaje mi się, że znacznie mniej niż inne tego typu. Opakowanie wyglądem przypomina lakier do paznokci. Jest to prostokątna, niewielkich rozmiarów buteleczka w której mieści się 7 ml kosmetyku. Szminka ma delikatny zapach. Jeśli chodzi o trwałość szminki to może ona rzeczywiście przetrwać parę godzin pod warunkiem, że w tym czasie nic nie jemy, nie pijemy i nikogo nie całujemy ;-) Wbrew "wżeraniu" się koloru dość łatwo można go usunąć z ust wacikiem nasączonym płynem micelarnym lub wodą z mydłem. Jednak jeśli oczekujemy idealnych ust, to musimy nastawić się na poprawki w ciągu dnia. I tak jest niestety z wszystkimi kolorami i wersjami Avon Mark Liquid Lacquer. Jedynie jasne, beżowe odcienie wykazują jakby większą trwałość, ale może to być też złudzenie, ponieważ ich ścieranie się jest mniej widoczne. 
1. Head Turner

Pinking About You to szminka w kolorze pudrowego różu. Kolor wpada czasami w fioletową tonację, dlatego niestety nie jest do końca dla mnie, a przynajmniej osobiście lepiej czuję się w czerwieniach i czerwonopodobnych. Szminka ma gęstą, kremową konsystencję. Używanie jej jest prawdziwą przyjemnością - gładko sunie po wargach i dokładnie pokrywa je kolorem. Jej nadmiar możemy odcisnąć na chusteczce, ja jednak tego nie zrobiłam i mimo to kosmetyk dobrze wchłonął się w skórę ust. Pinking Abut You jest kolorem na co dzień. Myślę, że najpiękniej będą się w nim prezentowały tzw. "chłodne blondynki".
2. Pinking About You

Blushing to pomadka w płynie w wersji błyszczącej. Jej kolor jest dość podobny do Pinking About You, ale mam wrażenie, że ma nieco więcej cieplejszych tonacji. Jest to szminka dobra na co dzień, której różowo-beżowy kolor nie będzie się wyróżniał, stanowi więc dobre uzupełnienie mocniejszego makijażu oka. Konsystencja także jest gęsta, a kolor dobrze pokrywa usta. W ciągu dnia musimy się jednak nastawić na poprawki, zwłaszcza jeśli będziemy coś jadły lub piły. Coś czuję, że to własnie Blushing będzie najczęściej używanym przez mnie kolorem, ze wszystkich testowanych ;-)
3. Blushing

Błyszczący nudziak wpadający w brązy to chyba najlepsze określenie dla koloru Nudeitude. Na moich ustach jednak kolor ten wpadł w zdecydowanie bardziej brązowe nuty co widać na zdjęciach. Szminka dość mocno kryje usta kolorem i chyba najlepiej malować usta od zewnątrz do wewnątrz. Przynajmniej mi było tak wygodniej i łatwiej zachować linię ust. Niestety zdarzają się wyjścia poza linię, gdy na koniec malowania zaciskam wargi ze sobą. Tak jak inne wersje kolorystyczne Avon Mark Liquid Lacquer szminka dobrze się nakłada, oraz ma kremową konsystencję, coś jak gęsty błyszczyk.
4. Nudeitude

Kolor Pouty w opakowaniu wygląda jak nieco fioletowy brąz czy śliwka, natomiast na moich ustach wpada zdecydowanie w ciemniejszy kolor bordo-brązu. Jest to więc propozycja raczej na wieczorowy makijaż. Tak jak pozostałe szminki w płynie Avonu w wersji błyszczącej Pouty dobrze rozprowadza się na ustach dzięki aplikatorowi. Posiada mocne krycie, jednak kolor nie wżera się i dość szybko schodzi. Jeśli zależałoby nam na idealnym wyglądzie szminki przez cały dzień zdecydowanie musimy nastawić się na poprawki. Ten kolor kupiłam pod wpływem impulsu i jako jedyny nie był planowany z mojej mini kolekcji.
5. Pouty

Love Bite określiłabym jako fuksja choć na zdjęciach wpada w odcienie czerwieni. Jest to kolejna szminka w płynie z wersji błyszczących. Pomadka przyjemnie sunie po ustach i dobrze się rozprowadza. Jeśli chodzi o konsystencję to wyraźnie czuć nawilżenie ust i jest to miłe uczucie. Szminka zjada się w miarę równomiernie więc będzie wymagała poprawek w ciągu dnia. Jednak trzeba jej przyznać, że robi efekt WOW ;-)
6. Love Bite

Strażacki czerwony to kolor Work It. Mimo, że w katalogu wyglądał na nieco wpadający w bordo, przy mojej bladej twarzy robi się krwistoczerwony. To zdecydowanie kolor dla osób wprawionych w malowaniu! Mimo wygodnego aplikatora w kształcie diamencika dobrze widać jak drgała mi ręka, zwłaszcza przy górnej wardze. Szminka ma kremową konsystencję i mocno pokrywa usta kolorem. Sam kolor jest mega błyszczący. Jednak mimo to nie wżera się w usta i dość łatwo schodzi.
7. Work It

Na zakończenie jeszcze raz prezentuję Wam wszystkie kolory w formie swatchy na ręce. Od góry mamy tutaj Pinking About You oraz Head Turner (maty), następnie: Blushing, Nudeitude, Pouty, Love Bite oraz Work It (błyszczące). Po tygodniowych testach najbardziej do serca przypadła mi Blushing z wersji na codzień oraz Love Bite, bo jak wiecie uwielbiam kolor fuksji na ustach ;-) 
Love Bite
Muszę jednak przyznać, że także i inne wersje przypadły mi do gustu i mimo, że kolor nie jest zbyt trwały, co można uznać by za dużą wadę, to dla mnie nie jest to żadnym problemem. Szminki w płynie Mark z Avonu będą w sprzedaży regularnej od najbliższej środy w cenie 18 złoty. Jak Wam się podobają? Znalazłyście w tej kolekcji swojego faworyta? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-)  

niedziela, 8 października 2017

Przegląd antyperspirantów

Przegląd antyperspirantów
Dzisiejszy post będzie nieco sportowy, jako że niedawno rozpoczęłam trzeci etap FitMisji. O tym czym jest to wyzwanie napiszę pod koniec wpisu, a na początek zapraszam Was do mini przeglądu antyperspirantów.
Dezodoranty zwane antyperspirantami tym różnią się od swoich zwykłych kolegów, że mają za zadanie zmniejszać wydzielanie potu i w ten sposób maskować brzydki zapachu. Ich działanie opiera się głównie na zawartości solu glinu, która jest w różnym stężeniu i w związku z tym mają one różną skuteczność. Oczywiście to w ogromnym uproszczeniu, bo gdyby tylko od tego  miała zależeć ich skuteczność to raczej nie mieliśmy, aż takiego wyboru ;-) Antyperspiranty występują w różnej postaci - w kulce, w sztyfcie, w sprayu czy też w kremie. Jako że staram się prowadzić raczej aktywny tryb życia, dość często sięgam po różne rodzaje tych kosmetyków. Prezentowane dzisiaj zestawienie to produkty których aktualnie używam lub używałam.
Rexona Motionsense biorythm spray zgodnie z opinią producenta uaktywnia swoje działanie w momencie stresu lub wysiłku oraz działa zgodnie z naszym biorytmem. Czy tak się dzieje trudno ocenić, ale oczywiście to głównie z tego powodu postanowiłam wypróbować akurat ten produkt. Dezodorant ma dość mocny zapach i jego aplikacja przy mało wywietrzonym pomieszczeniu nie jest zbyt przyjemna dla otoczenia. Ponad to użyty na podrażnioną skórę pod pachami będzie szczypał, a na ubraniach może zostawiać nieznaczne jasne ślady (choć widziałam gorsze plamy). Co do działania 48 godzinnego to jest to lekka przesada, zresztą nie wiem jak miałabym to sprawdzić skoro biorę prysznic? ;-)
Podobnie silny zapach posiada dezodorant fresh comfort z Nivei, który ma nam zapewnić "długotrwałą świeżość do 48 h". Ten antyperspirant kupiłam głównie z uwagi na jego zapach - tzn. cotton czyli bawełna. I jest on rzeczywiście ładny. Niestety sam dezodorant potwornie piecze nawet gdy nie mam podrażnionej skóry, więc zużywam go psikając na ubrania. Na szczęście nie zostawia na nich białych śladów, uff... Oba dezodoranty w sprayu są wygodne w używaniu, ale ich działanie nie jest raczej powalające i pot dalej się z nas leje zwłaszcza przy intensywnym wysiłku, stresującym dniu itp. Podsumowując jak dla mnie są to raczej zwyklaki na co dzień o dość przyjemnym ale intensywnym zapachu, który może się gryźć z perfumami (jeśli ich później używamy).
Mój pierwszy dezodorant NEO firmy Garnier kupiłam zaciekawiona jego inną formułą. Jest to dezodorant w kremie, który jednak aplikujemy - dzięki specjalnej nakrętce - bezpośrednio na skórę pod pachami. Dezodorant ma kremową, białą konsystencję, która nie zostawia śladów na ubraniu. Ma przyjemny, pudrowy zapach. Rzeczywiście, tak jak zapewnia producent, daje uczucie suchej skóry. Jeśli chodzi o jego skuteczność, to jest on dość niezły, choć zapewnienia o dwóch dobach bez potu są mocno przesadzone ;-) Ten kosmetyk jest bardzo wydajny, poprzednie opakowanie miałam ponad rok - zobaczymy jak będzie z obecnym. Jest to dobra alternatywa na skórę podrażnioną, gdyż kosmetyk ten nie wpływa na jej dodatkowe szczypanie. Jego skuteczność w minimalizowaniu produkcji potu jest większa, ale też nie maksymalna. Dużym plusem jest delikatne działanie dla skóry, choć podczas używania resztki kosmetyku zostają na nakrętce, z której sypie się przy każdym otwarciu opakowania.
Kolejnym produktem w dzisiejszym zestawieniu jest antyperspirant Bloker z firmy Ziaja. Kupiłam go po pozytywnych recenzjach znalezionych na internetowych blogach. Produkt ten swoje prawdziwe właściwości ujawnia dopiero po czasie regularnego stosowania w określony sposób. Na początku mamy nakładać go co 2-3 dni na oczyszczoną skórę pod pachami na noc. Następnie aplikujemy rano jedynie 1-2 razy w tygodniu. To genialny produkt dla zapominalskich, a jego działanie w minimalizowaniu pocenia się wydaje się być bardzo skuteczne. Przy tym wszystkim ma ładny, delikatny, kwiatowy zapach który szybko się ulatnia. Nie używałam na podrażniona skórę, bo producent wyraźnie przed tym przestrzega. Ale poza tym nie odczułam żadnego pieczenia czy dyskomfortu, jak czasami w przypadku tych w sprayu. Bloker z Ziaji okazał się dobrym produktem w niskiej cenie, w dodatku jego wydajność jest bardzo duża i aż nie wiem czy zdążę przed terminem ważności... ;-)
Ostatni produkt w dzisiejszym przeglądzie to antyperspirant w kulce Only Imagine z Avonu. Z wszystkich powyższych ten jest najtańszy (oczywiście kupowany w promocyjnej cenie 5 zł!). Jest to dezodorant pachnący identycznie jak perfumy o tej samej nazwie. Avon często tworzy linie produktów, aby można było wzmocnić wybrany przez nas zapach. Jeśli chodzi o działanie tego produktu to jego skuteczność w walce z potem jest minimalnie większa niż przedstawionych dzisiaj produktów w sprayu. Jednak zdecydowanie jest ona mniejsza niż dezodorantu w kremie, czy blokera. Kulka ładnie pachnie, trochę chroni, nie podrażnia skóry, niestety może powodować plamy na ubraniach zwłaszcza, gdy użyjemy jej zbyt obficie lub nie poczekamy z jej wyschnięciem. Jeśli mamy perfumy o tym samym zapachu, to z pewnością fajnie jest użyć tych produktów w duecie. Nie wiem tylko, czy mając kilka różnych butelek perfum zdecydowałabym się na zakup do każdej z nich kolejnej kulki.
Dzisiejszy przegląd pokazuje, że mimo wielu produktów zmniejszających potliwość problem pozostaje, a każdy z nich ma swoje zalety, ale też i wady. Może właśnie dlatego nie mogę obejść się z tylko jednym tego typu produktem jednocześnie? Wracając do tematu FitMisji - w klubie Fitness Academy, sieci do której należę, w kwietniu tego roku ruszyło wyzwanie polegające na zbieraniu pieczątek za każdy odbyty trening dziennie. Każdy etap FitMisji ma inną ilość pieczątek do zebrania oraz inny czas trwania - ma to nas zmobilizować do częstszych, regularnych treningów. Po zakończeniu każdego z etapów otrzymujemy nagrody gwarantowane, jak np. shaker, godzinę treningu personalnego, ręcznik, kubek termiczny, torbę sportową czy tygodniowy karnet, który możemy podarować przyjacielowi. Oprócz tego po zakończeniu każdego etapu bierzemy udział w losowaniu nagrody głównej - jednej z siedmiu wycieczek na Tajwan! *.* Muszę przyznać, że wygranie wycieczki będzie raczej mało prawdopodobne, ale sama formuła zbierania pieczątek oraz tych gwarantowanych prezentów na mnie podziałała bardzo mobilizująco i od rozpoczęcia zabawy staram się zaliczać kolejne etapy i uczęszczam do fitness klubu z o wiele większym zapałem. Pomysłodawcy tego wyzwania kupili mnie całkowicie! Bardziej aktywny tryb życia przekłada się m.in. na większe zainteresowanie takimi kosmetykami, jak te z dzisiejszego przeglądu. No i mamy powód dzisiejszego posta ;-) 

A wy używacie na co dzień antyperspirantów? Może znacie, któryś z tych dzisiaj wymienionych? A może macie swojego faworyta i chcecie zdradzić który to jest? Chętnie poczytam Wasze komentarze!  
 

poniedziałek, 2 października 2017

Denko WRZESIEŃ 2017

Denko WRZESIEŃ 2017
Początek miesiąca to dobry czas na kolejne, tym razem wrześniowe denko. Przyznaję, że miniony miesiąc przeleciał mi bardzo szybko i aż dziw, że tyle kosmetyków udało mi się przy okazji zużyć!
Tym razem w kategorii CIAŁO zużyłam:
- żel pod prysznic ISANA z limitowanej serii Around The World zapach Tahiti - muszę się przyznać, że to był mój pierwszy żel tej firmy i jestem zachwycona! Zawsze myślałam, że przy tak niskiej cenie będzie on słabej jakości ale nic bardziej mylnego. Żel świetnie się pieni, dobrze myje skórę i jej nie wysusza. Przy tym pachnie przepięknie - ta wersja kokosem i owocami, zupełnie jak na karaibskich wyspach. Już wiem, że będę sięgała po żele tj firmy częściej, zwłaszcza że ich cena w Rossmanie to około 4 zł.
- szampon Moisture Kick firmy Schwarzkopf - ten kosmetyk poleciła mi pani fryzjerka i kupiłam go w salonie. Jest to nawilżający szampon, który delikatnie oczyszcza włosy i pozostawia je dobrze odżywione i błyszczące. Bardzo ładnie pachnie i rzeczywiście skręt loka jest po nim ładniejszy, niestety jak z każdym szamponem moje włosy przyzwyczaiły się do niego dość szybko i mimo, że używałam go zamiennie z innym, to już nie było takiego efektu jak na początku. Szampon jest rzeczywiście lepszym produktem, niż inne z "niższej półki cenowej", jednak mam co do niego mieszane uczucia i chcę poszukać czegoś równie dobrego, ale tańszego
- żel do skóry atopowej URIAGE D.S. - hypoalergiczny żel do mycia głównie twarzy, ale i ciała był głównie używany przez mojego narzeczonego, a przez mnie jedynie sporadycznie. Żel dokładnie oczyszcza skórę z zanieczyszczeń, ale nie narusza jej warstwy lipidowej. Jest bardzo delikatny w działaniu i ma neutralny zapach. Ma wysoką wydajność i nawet mała jego ilość wystarcza  do umycia twarzy. Zdecydowanie kupimy go znowu, mimo dość wysokiej ceny, bo jest to najskuteczniejszy preparat dla osób zmagających się ze skórą atopową.

Ubyło mi sporo kosmetyków z kategorii TWARZ, a były to:
- tonik Solutions Freshes Pure z firmy Avon - o tym produkcie pisałam w poście dotyczącym tonizowania skóry LINK. Po wakacjach, kiedy moja skóra była bardziej wysuszona używałam tego toniku w nieco inny sposób. Nalewałam większa ilość w zagłębienie dłoni i ochlapywałam dokładnie twarz aż była mokra. Skóra ładnie wchłaniała produkt i zdecydowanie wzmocniło to jego działanie nawilżające i odświeżające. 
- woda micelarna Sensiobio H2O Bioderma - idealny według mnie micelar do demakijażu. To moje kolejne opakowanie i średnio 250 ml wystarcza mi na 4- 5 miesięcy. Recenzja znajduje się we wpisie dotyczącym oczyszczania skóry twarzy LINK
- krem Revitalising Harmony z linii Planet Spa Avon - przepięknie pachnący krem nawilżający na noc, którego używanie było dla mnie prawdziwa przyjemnością <3 Pisałam o nim przy okazji letniej pielęgnacji twarzy LINK
- peeling z granatem z linii Naturals z firmy Avon - przyjemny peeling o ładnym owocowym zapachu. Zawierał dość drobne drobinki i delikatnie ścierał naskórek. Miałam go już naprawdę sporo czasu, ale nic złego się z nim nie działo. Jak dla mnie peelingi do twarzy mogły by mieć jeszcze mniejsze opakowania, bo zużywam je naprawdę bardzo długo...  
- Naturals Herbal mleczko oczyszczające do twarzy Echinacea i biała herbata oraz maseczka nawilżająca z aloesem oba produkty firmy Avon - te kosmetyki przetrminowały się już tak znacznie, że nie ryzykowałam ich używania i postanowiłam je zdenkować
- nawilżająca maska w płachcie Moisture Comfort + Garnier - ona także stanowiła element mojej letniej pielęgnacji twarzy o czym pisałam we wspomnianym wyżej poście LINK Mimo, że jej działanie było OK to myślę, że w przyszłości sięgnę raczej po niebieską wersję.

W kategorii higieny JAMY USTNEJ do denka trafiły:
- pasta do zębów Sensodyne Whitening - delikatna pasta o przyjemnym i nie drażniącym smaku
- miniaturka pasty do zębów Blend-a-med Expert All in One - mój dentysta uraczył mnie taką ilością miniaturk tejże pasty, że chyba przez najbliższe kilka miesięcy nie będę musiała kupować żadnej innej pasty ;-) Pasta ma niebieski kolor i lekko żelową konsystencję. Nie jest tak delikatna w smaku jak Sensodyne, ale można się przyzwyczaić. Dobrze odświeża oddech!

Ostatnia kategoria to MAKIJAŻ I INNE i tutaj wśród zużytych kosmetyków znalazły się:
- krem BB Anew Vitale firmy Avon - jego dokładny opis znajdziecie w poście dotyczącym letniego makijażu LINK. Jest to krem, który delikatnie ukrywa nasze niedoskonałości na skórze twarzy i nadaje jej ładniejszy koloryt. Latem, ale też gdy moja skóra jest w lepszej kondycji używam go zamiast podkładu. 
- eyeliner LUXE firmy Avon - zamknięty w złotym, eleganckim opakowaniu cieniutki eyeliner, który niestety zupełnie wysechł i został zdenkowany. 
- pomadka w krdce Color Trend kolor raven Avon - bardzo mocny kolor ale bardzo słabe krycie i szybkie zjadanie. Prawdopodobnie z tego powodu dośc rzadko sięgałam po tą pomadkę i nie zdązyłam jej zużyć przed terminem ważności. A że zaczęła zmieniać kolor i zapach to już najwyższy czas ją wyrzucić... 
- maść-balsam do ust Blistex - jeden z genialnych produktów do ust, intensywnie nawilżający balsam, który ratował moje spierzchnięte wargi i w szybki sposób poprawiał ich wygląd. Kiedyś po produty tej firmy jeździłam specjalnie do UK lub zawracałam głowę znajomym, na szczęscie od kilku lat mamy je już w Polsce.
- zapach Amazonian Wild Lily The Body Shop - zamknięty w maleńkim flakoniku przesliczny zapach, który można było zabrać ze sobą do torebki. Nie wiem dlaczego firma wycofała się z produkcji tych maleńkich wersji zapachowych ale były świetne! Zapach był bardzo odświeżający i dość trwały. 

Na tym kończy się moje wrześniowe denko. Znacie lub używaliście któryś z przedstawionych dziś produktów? Koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach ;-) 

Copyright © Nostami blog , Blogger