Witajcie Moi Drodzy! Kolejny miesiąc dobiegł końca pora więc na tradycyjny już wpis o zużyciach kosmetycznych. Tym razem jest bardzo "prawilnie", że tak to ujmę, bo pojawiają się kosmetyki z prawie każdej kategorii. Nie ma ich jednak bardzo dużo, więc bez obaw - nie będzie za długiego tasiemca! Kawy / herbaty w dłoń i zapraszam!
Kwiecień upłynął mi na pracy zdalnej i powolnym powrocie do "normalności", choć oczywiście nadal mamy wiele obostrzeń i rygorystycznych zasad. Udało mi się w tym czasie zdenkować 13 pełnowymiarowych produktów, 2 minisy oraz 2 maseczki. No tak, przyznaję że jak na mnie to te dwie maseczki brzmią bardzo źle, jednak po prostu częściej tym razem sięgałam po te w tubkach i glinki :)
DO CIAŁA
- kremowy peeling jogurtowy do ciała Sensational Naturals, Avon - miał ładny owocowo-jogurtowy zapach jagód i granatu, niestety był tak delikatny że jego działanie peelingujące było zdecydowanie zbyt słabe i nie planuję więcej do niego wracać
- żel pod prysznic oliwa z oliwek i aloes, Oriflame - prześliczny zapach, który spodobał mi się od pierwszego powąchania! Żel dobrze się pienił, nie wysuszał skóry, zapach utrzymywał się dość długo. Butelka ma ciekawy design. Jeśli kiedyś odkopię się z żeli pod prysznic, to ten jest wart uwagi i powrotu!
- krem do rak i ciała Milka and Honey Gold, Oriflame - kolejne zużyte opakowanie tego kremu do ciała chyba najlepiej świadczy o tym, że bardzo go lubię, prawda? Krem ma puszystą, budyniową konsystencję, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej powłoki, a przy tym skutecznie łagodzi podrażnienia i nawilża. Do tego ma przyjemny słodko-miodowy zapach, który bardzo mi się podoba. Mam w zapasie jeszcze jedno opakowanie w jakiejś limitowanej wersji - mam nadzieję, że nie ma bardzo innego zapachu :D
- odżywka do włosów Balea - druga część opakowania dwupaku, gdzie po jednej stronie był szampon, a po drugiej odżywka. Szampon był totalną klapą, o czym pisałam w poście Denko, czyli zużycia kosmetyczne LISTOPAD 2019. Niestety odżywka także nie powaliła mnie swoim działaniem i generalnie w tym kosmetyku najgenialniejsze było opakowanie, bo w niewielkiej, podwójnej butelce mieliśmy zarówno coś do mycia, jak i odżywiania (super na podróż). Niestety działanie skutecznie odstrasza mnie przed ponownym zakupem.
- pasta do zębów Advanced White Charcoal, Colgate - przyjemna pasta o ciemnym zabawieniu, która pomaga rozjaśnić nieco uśmiech ;) Nie jest to zbyt spektakularne działanie, ale produkt sam w sobie jest OK do codziennej pielęgnacji.
- maska do włosów Schonheits Geheimnisse (Sekret Urody), Balea - maska w jednorazowej kapsułce miała perfumeryjny zapach i sprawiła, że moje włosy były miękkie oraz ładnie się układały. Formuła kapsułki jest fajna na podróż, ale w domu wole jednak duże opakowanie.
- mydło w kostce Pink Grapefruit, The Body Shop - dostałam w prezencie od przyjaciółki z UK i było to moje pierwsze mydło w kostce tej firmy. Mam nadzieje, że te które sprzedają w Polsce będą takie same, bo mydło było SUPER i mam zamiar do niego wrócić! Przede wszystkim formuła jest glicerynowa. Kostka dobrze się pieni, pięknie i intensywnie pachnie, a co bardzo ważne podczas używania nie rozwala się i nie mięknie po brzegach, tylko ciągle jest zbite i wygodne do użycia! Zgodnie z informacją na opakowaniu mydło zawiera olejek z nasion grejpfruta. Ja jestem zachwycona! <3
- szampon Elseve Dream Long, L'Oreal - kiedy ta seria pojawiła się w sprzedaży bardzo chciałam jak najszybciej ją przetestować! Moje włosy bardzo lubią bowiem bogate, odżywcze formuły. Szampon miał kremową konsystencję, bardzo ładny, perfumeryjny zapach, a w składzie (zgodnie z informacją na opakowaniu) zawierał keratynę roślinną, witaminy i olejek rycynowy. Podczas mycia dobrze się pienił i dobrze domywał włosy, jednak ostatecznie muszę go zaliczyć do kategorii "kosmetyki OK, ale bez szału". Po tych wszystkich reklamach spodziewałam się jednak jeszcze czegoś "bardziej". Było dobrze, ale bez szału.
- dezodorant Peche Blanche, Le Petit Marseillais - pamiętam jak swego czasu marka LPM szukała testerek do tej serii i ja się nie dostałam (smuteczek!). Bardzo chciałam wypróbować ich dezodoranty i kochana Lidka, autorka bloga Talarkowa Pisze, wysłała mi swój egzemplarz testowy po zakończeniu kampanii. To było dawno temu, a ja miałam w użyciu ciągle jakiś dezodorant, więc LPM musiał trochę zaczekać. Jednak jak już w końcu przyszła na niego pora, to okazało się, że jako produkt o działaniu antyperspiracyjnym nie sprawdza się TOTALNIE! Ani nie dawał odświeżenia, ani tym bardziej nie chronił przed potem i generalnie kompletnie NIE. Dziękuję tym bardziej Lidce, że uchroniła mnie przed nacięciem się na tego bubla! ;)
DO TWARZY (+ MASECZKI)
- maska w płachcie Facial Sheet Mask Snail Star, Mascot Europe (Action) - z kosmetykami z marketu Action mam relację love-hate, albo je uwielbiam, albo nieznoszę. Tą maskę dostałam w prezencie i przyznaję, że trochę się obawiałam, że będzie mocne rozczarowanie. Tymczasem była świetna! Mocno nasączona, bardzo fajnie kojąca skórę, idealnie nawilżająca. Dlatego teraz będąc w tym sklepie rozglądam się, czy jeszcze ją dostanę, bo chętnie bym wróciła...
- płyn micelarny Multi-tasking Miccelar Water Acai Berry, Good Things - otrzymałam w prezencie od koleżanki z UK. W Polsce produkty tej marki widziałam w TK MAXXX tylko. Marka kosmetyczna Good Things to kosmetyki naturalne, odpowiednie dla wegan i wegetarian. W ich składach nie znajdziemy parabenów, olejów mineralnych i składników pochodzenia zwierzęcego tylko same "good things". Multi-tasking Miccelar Water Acai Berry zawiera kwas hialuronowy, a także ekstrakty z jagód, mango oraz owoców acai, które mają powodować nawilżenie i odświeżenie skóry. Kosmetyk miał bardzo przyjemny, owocowy zapach który zdecydowanie umilał jego stosowanie. Nałożony na skórę twarzy delikatnie się pienił i niestety podrażniał moje oczy podczas aplikacji. Dlatego zużyłam go głównie do oczyszczania skóry twarzy i ust.
- chłodząca mgiełka z mentholem i wit. C, Ziaja - tytan wydajności, jak wszystkie toniki z tej marki, głównie dzięki bardzo drobnemu sprayowi, który na skórze tworzy delikatny tusz. Mgiełka miała śliczny zapach, była ultra delikatna i bardzo odświeżająca i tonująca skórę. Bardzo lubię produkty w sprayu tej marki i z pewnością sięgnę po jakiś niebawem, zwłaszcza że zbliżają się tropikalne upały...
- preparat redukujący ślady po trądziku Clearskine Professional, Avon - miał wysokie stężenie kwasu salicylowego, przez co potrafił miejscowo mocno wysuszyć skórę. Nie do końca też odpowiadała mi jego aplikacja, podobna do dezodorantu kulkowego. Czy był skuteczny w działaniu? Trochę na pewno pomagał pozbyć się śladów po trądziku i samych krost, jednak nie chciałabym już do niego wracać.
- krem do twarzy z olejkiem z drzewa herbacianego Love Nature, Oriflame - z uwagi na swoją lekką formułę nazywany przez producenta "emulsją". Nie miał za dużego działania nawilżającego, ale ładnie wspomagał gojenie się wszelkich wysypów na twarzy. Pisałam o nim we wpisie Recenzja: Serie Love Nature (...) Oriflame
- krem Hello Yellow my WONDER BALM, Miya - mój absolutny ulubieniec, który zawsze dobrze wpływa na moją skórę oraz samopoczucie (to akurat zasługa zapachu mango!). Jego obszerną recenzję znajdziecie we wpisie Recenzja: kosmetyki Miya moja ulubiona pielęgnacja
- maska hialuronowa do twarzy Liftactiv Hyalu Mask, Vichy - maska, którą przez większość czasu używałam jako krem na noc i w tej roli sprawdzała się wyśmienicie. Była bardzo wydajna, a jej pełną recenzję znajdziecie we wpisie Recenzja: maska hialuronowa do twarzy Liftactiv Hyalu Mask Vichy
- maseczka do twarzy Balea - jak już wspominałam w moim poprzednim denko wszystkie zużyte ostatnimi czasy maseczki tej marki znajdą się w jednym, obszernym wpisie. Stay Tuned!
To już wszystkie kosmetyki, które zużyłam w kwietniu tego roku. Znacie coś z powyższego zestawienia? Jak Wam idzie pielęgnacja i denkowanie kosmetyków podczas pandemii? Najbardziej chyba zaskoczył mnie brak maseczek w moich zużyciach, ale myślę, że w maju to sobie nadrobię :)
Ooo fajnie, że pokazałaś tą maskę action. Jak kiedyś będę to jej poszukam :) Nie znam z denka nic osobiście, miałam kilka masek balea i krem miya niebieski, ale był średni :)
OdpowiedzUsuńZobacz, może jednak gdzieś tam jeszcze jest w sprzedaży? Chociaż zauważyłam, że niektóre produkty są tam dość "okazjonalnie" wprowadzane, a szkoda! Niebieski krem Miya (z shea, ciemnoniebieski) też mi z nich wszystkich jak dotąd wypadł najsłabiej. Ten jasnoniebieski (kokos) lepiej, ale jednak mango to jest moje total love :D
UsuńBardzo ładne denko moja droga! Znam kilka kosmetyków, głównie mój ulubiony krem do ciała z Milk&Honey, do którego zawsze wracam oraz żel pod prysznic z oliwą z oliwek i aloesem, którego zapach mnie zaskoczył bardzo pozytywnie. Nie spodziewałam się, że tak polubię ten produkt :) Miałam też kiedyś tę emulsję do twarzy z Love Nature i równie dobrze się u mnie sprawdziła jako produkt gojący zmiany po niedoskonałościach. Ponadto znam też ten szampon z L'Oreal Elseve, testowałam go z Ofeminin i był ok jak na szampon. Mył dobrze, ale i tak zawsze największą robotę u mnie ma robić odżywka, więc nie mam mu nic do zarzucenia.
OdpowiedzUsuńI oczywiście polecam się na przyszłość, jeśli chodzi o "ochronę" przed bublami oraz poznawanie nowych kosmetyków :)
Nie jestem pewna, ale mam takie podejrzenie, że własnie u Ciebie powąchałam po raz pierwszy żel oliwka i aloes z Oriflame i się w nim zakochałam :D Jak widzisz dzielnie zużywam kosmetyki tej marki nadal^^
UsuńBardzo chętnie skorzystam z Twoich polecajek :)))))))
Ja mam obecnie ten żel pod prysznic Oriflame z oliwką, ale mnie on bardzo podrażnia. Natomiast krem Milk&Honey chciałam zamówić z obecnego katalogu, ale nie byłam pewna czy będzie dobry. Teraz już wiem, że zamówię w następnym. Tak samo ta seria Love Nature z olejkiem z drzewa herbacianego bardzo mnie ciekawi, więc zerknę sobie do recenzji.
OdpowiedzUsuńNie wiem jaką masz skórę, dlatego ciężko powiedzieć co się u Ciebie dobrze sprawdzi ;) Tak jak pisałam krem do ciała jest lekki, więc posiadaczki suchej skóry na ciele mogą nie być zadowolone :)
UsuńZnam tylko pastę Colgate (rzeczywiście taka ok) i krem MIYA, który fajnie spisywał się jako krem na dzień :)
OdpowiedzUsuńW sumieee... nie oczekujmy za wiele od pasty do zębów :D ;))))))
UsuńSporo zużytych produktów :D Płyn miceralny chętnie bym przetestowała :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapach miał przepiękny, zupełnie nie jak płyn micelarny!
UsuńUwielbiam ten kremowy peeling jogurtowy do ciała z Avonu :) też dużo kosmetyków zużyłam podczas pandemii :)
OdpowiedzUsuńSiedzenie w domu nam służy! ;)
UsuńBardzo dużo zużyłaś :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za motywację ;)
UsuńNazbierało się tych produktów :) Z 'herbacianej' serii Oriflame mam znam tylko tonik, który polubiłam :)
OdpowiedzUsuńU mnie też bardzo fajnie się sprawdził, a bałam się, że będzie wysuszał! ;)
UsuńLubiłam ten zapach mango kremu MIYA :D Teraz rozkoszuję się borówkowym kremem-pianką Bielendy ;)
OdpowiedzUsuńOj wąchałam go w Rossmanie i bardzo mnie kusi ;)))
UsuńWow! Ale mega duże denko ;)
OdpowiedzUsuńMuszę zakupić ten żółty krem z miya:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCałkiem niedawno też zużyłam ten kremowy peeling z Avonu i mam takie same odczucia. Niewydajny i bardzo słabo peelinujący. Szkoda, bo żel i balsam z tej serii były cudowne! Pasta węglowa z Colgate u mnie bardzo dobrze się sprawdziła, jeśli chodzi o codzienne używanie.
OdpowiedzUsuńDezodoraty LPM jakoś mnie nie ciekawiły i nie ciekawią. Jeśli już stawiam na antyperspiranty w sprayu, to wybieram te o lekkich, neutralnych zapachach, a nie jakieś typowo zapachowe.
Akurat tej maseczki z Actiona nie miałam, ale przetestowałam już sporo i za tak niskie ceny, naprawdę warto!
Miałam kiedyś żółty krem mango Miya, ale mnie nie zachwycił i nie czułam mango. ;)
OdpowiedzUsuńSporo tych kosmetyków :) ja niestety nie stosowałam żadnego z nich :)
OdpowiedzUsuńHello Yellow my WONDER BALM, Miya znam, miałam kilka ich produktów i większość z nich muszę przyznać, że sprawdza się u mnie, chociaż jak to z kosmetykami bywa nie wszystkie.
OdpowiedzUsuńKrem z Miyo leży u mnie w zapasach. :)
OdpowiedzUsuń