Połowa grudnia to najwyższy czas na omówienie listopadowych zużyć kosmetycznych, zapraszam więc na tradycyjne denko. Udało mi się osiągnąć dno w aż dwudziestu sześciu produktach, a najbardziej dumna jestem z dwóch butelek perfum!
Kolejny rok projektu denko powoli dobiega końca i już niebawem pokażę Wam moje roczne zużycia. Patrząc na moja zapasy muszę przyznać, że wydawało mi się że uda mi się zdenkowac jednak więcej produktów, przynajmniej w niektórych kategoriach nie idzie mi tak dobrze jak myślałam. Mimo wszystko cieszę się, że dalej "idzie do przodu" i nie mam zamiaru się poddawać! :-)
DO CIAŁA
- kremowy żel pod prysznic Indian Passion, Isana - przyjemny żel do mycia ciała o delikatnym zapachu. Zgodnie z informacją producenta zawierał ekstrakt z tonkowca wonnego. Miał dość lejąca konsystencję i mam wrażenie, że skończył się nieco szybciej niż zazwyczaj inne żele. Ale może po prostu nieco nadużywałam używania go? ;> Był poprawny, jednak zabrakło efektu "wow" dlatego powrotu nie będzie.
- oliwka dla dzieci Pflegol, Babydream - zasadniczo miała służyć do masażu, ale niewiele było momentów kiedy jej użyłam aż zaczęła śmierdzieć i się przeterminowała ;/
- żel pod prysznic Avengers, Avon - przyjemny, delikatny kosmetyk do mycia ciała dla małych i tych nieco większych chłopaków. Miał "męski" zapach, przyzwoicie się pienił i nie wysuszał skóry.
- szampon aktywator do włosów Bania Agafi - szampon o ziołowym zapachu w poręcznym opakowaniu saszetce miał powodować, że włosy powinny nam lepiej rosnąć. Przeleżał w moich zapasach dość długo. Co do tego, czy włosy rzeczywiście rozły po nim jak szalone, to ciężko mi stwierdzić to na 100%, ale generalnie ostatnie 2 miesiące mam większy wysyp baby hair, a także o wiele mniej włosów na szczotce. A ponieważ był to też czas używania tego szamponu to mogę podejrzewać go o jednak takie działanie :D Generalnie szampon dobrze się pienił i domywał włosy, które stawały się dzięki niemy miękkie i błyszczące. Więc jestem na tak.
- żel pod prysznic "They see me rollin", Balea - zawsze jak widzę tego szopa, to strasznie mi się chce śmiać, bo kojarzy mi się z moim kolegą ;> Żel miał błękitną, perłową konsystencję i prześliczny, słodki zapach. Ciężko mi powiedzieć do czego podobny był ten zapach, kojarzył mi się z landrynkami, lizakami, albo kwaśnymi żelkami. Generalnie był bardzo słodki. Żel dobrze się pienił i nie wysuszał skóry. To kolejny kosmetyk Balea, który bardzo mi się spodobał - niestety to limitka.
- peeling "Lody letnie owoce", Organic Shop - ten kosmetyk dostałam kiedyś w prezencie od Talarkowej. I mimo, że początkowo obawiałam się jak długo będę zużywać zawartość tego WIADRA, to niesłusznie, bo kosmetyk jest CU-DO-WNY!!! Zapach ma śliczny, mocno owocowy, letni. Konsystencja wydaje się nieco płynna, drobinki nie są zbyt duże, ale po nałożeniu na skórę pokazują jakie z nich mocne zdzieraki. Peeling porządnie oczyszcza skórę, a przy tym jest dla niej delikatny i pozostawia lekką warstwę ochronną. Dlatego bez strachu użyłam go nawet na delikatniejszych partiach ciała, czy kilka dni po depilacji (!!). W składzie znajdziemy m.in. masło shea, ekstrakt z truskawek, czy olejek malinowy. To prawdziwa bomba owocowa (niskokaloryczna!). Polubiłam się z tym kosmetykiem bardzo, bardzo i zdecydowanie gorąco go Wam polecam! Podobno są też inne wersje zapachowe, jednak obstawiam że owocowe lody i tak będą moim ulubionym.
- pasta do zębów Coffee & tea, Pearl Drops - oczywiście kupiłam ją z zamiarem wybielenia swoich zębów i oczywiście używałam tak nieregularnie, że niewiele mogę o niej powiedzieć. Miała drobinki ścierające i rzeczywiście już po jednym użyciu troszeczkę wizualnie rozjaśniała kolor zębów, ale co do jej "trwałości" i rezultatów kuracji niestety się nie wypowiem.
- olejek do włosów Heavenly Hydration Planet Spa, Avon - olejek, który po podgrzaniu i nałożeniu na włosy fajnie je wygładzał i powodował, że stawały się błyszczące. Dobra kuracja "od czasu do czasu", lubię do niego wracać też z uwagi na jego przyjemny zapach.
- krem do ciała "Lizak Tęczowy", Dushka - przyjemny kosmetyk, o którym pełną recenzję znajdziecie TUTAJ Szkoda, że nie był bardziej wydajny, choć z drugiej strony to mam jeszcze sporo balsamów w zapasach :>
- peeling do stóp o zapachu mojito Foot Works, Avon - pięknie pachnący peeling o drobnych ziarenkach ścierających. Chyba żeby był skuteczny trzeba by go używać regularnie każdego dnia... A że ja mam problemy z regularnym używaniem tego typu produktów, to niestety powrotu nie planuję.
- szampon do włosów Pitaya Party, Balea - połówka podróżnej wersji szamponu z odżywką o egzotycznym zapachu z Balea. Opakowanie składa się jakby z dwóch buteleczek, gdzie po każdej ze stron znajduje się jeden z kosmetyków. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie na wszelkie wyjazdy, jednak jakościowo szampon nie robił szału. Mył włosy, ale mam wrażenie, że były po nim niczym szczotka. Od czasu do czasu na wyjazdach OK, ale do zwykłego używania zdecydowanie NIE.
DO TWARZY
- uniwersalny krem Mix Me Happy Exotic, Nivea - przyjemny kremik, jeden z trzech, ten akurat o zapachu egzotycznym. Miał lekką konsystencję i bardzo szybko się wchłaniał. Lubię kremy uniwersalne, bo mogę ich używać w zależności od humoru na wiele sposobów. Zostały mi jeszcze dwa mini kremiki z tej serii :)
- matujący tonik Clearskin, Avon - tonik zawierał białą glinkę w swoim składzie, dlatego przed każdym użyciem trzeba było porządnie wstrząsnąć butelką. Mimo wszystko moja cera chyba jednak nie potrzebuje, aż takiego mocnego zmatowienia i trochę męczyłam się z wykończeniem tego produktu. Ale posiadaczki cery tłustej powinny być zadowolone.
- punktowe plasterki na wypryski L'biotica - uwielbiam punktowe plasterki na wypryski, jednak te akurat wypadły jak na razie najsłabiej ze wszystkich przeze mnie testowanych. Planuję post porównawczy wszystkich przetestowanych przeze mnie plasterków, dlatego pełniejsza recenzja już wkrótce! Powrotu do tej wersji nie będzie.
- peeling do twarzy Neem Scrum, Himalaya - przyjemny peeling do twarzy, który był niesamowicie wydajny! Więcej na jego temat znajdziecie w TYM poście. Nadal uważam, że marka Himalaya ma świetne produkty, ale ponieważ są one tanie, to wiele osób ich nie docenia!
- reduktor trądziku punktowy, Ziaja - ten kosmetyk pojawia się w moich denko tak często, że chyba nie trzeba go już nikomu przedstawiać? Jedyny żel na wypryski, który łagodzi natychmiastowo ból i swędzenie, dlatego wracam do niego regularnie od lat. I już mam kolejne opakowanie.
- płyn micelarny rozświetlający Fresh Juice, Bielenda - jak tylko linia Fresh Juice weszła do sprzedaży, to bardzo cierpiałam, że z powodu sporych zapasów nie powinnam nic z niej kupować. Jak widać jednak skusiłam się na miniaturkę płynu micelarnego i używałam go głównie na wyjazdach. I muszę Wam powiedzieć, że BARDZO mnie ten kosmetyk zachwycił. Dobrze usuwał nawet ten mocniejszy makijaż i nie podrażniał, a przy tym miał śliczny, cytrusowy zapach. Wrócę do niego kiedyś z prawdziwą przyjemnością!
- odżywczy krem z witaminą E na noc, The Body Shop - kupiłam w miniaturce, żeby sprawdzić jak spodoba mi się formuła tego chyba najsłynniejszego kremu do twarzy tej marki. W plastykowym słoiczku o pojemności 15 ml znajduje się biały krem o przyjemnym zapachu (trochę jak krem Nivea z nutką kwiatową). Kosmetyk przeznaczony jest do każdego typu cery. Kremu używałam głównie na wszelkiego rodzaju wyjazdach z uwagi na jego mniejsze opakowanie. Szybko też zorientowałam się, że jest to świetny produkt, który szybko koi i regeneruje moją skórę. Sprawdził się zarówno na skórę po opalaniu, jak i zimą. Krem ma dość odżywczą konsystencję, co z jednej strony stanowi cudowny opatrunek dla skóry, z drugiej jednak stosowany na co dzień jest dla mojej cery nieco zbyt odżywczy i powoduje, że zaczyna się ona mocniej przetłuszczać w dzień. Dlatego idealnie sprawdził mi się jako kosmetyk "od czasu do czasu", ale nieco gorzej gdy byłam np. na wyjeździe kilka dni i używałam go codziennie. Z tego powodu nie zdecydowałam się na zakup pełnowymiarowego opakowania, choć sam krem jest bardzo fajny, jednak zdecydowanie bardziej spodoba się posiadaczkom cery suchej.
- uniwersalny krem nawilżający Balea - malutki, przyjemny krem do wszystkiego o kwiatowym zapachu. W działaniu bardzo przypominał mi krem uniwersalny Nivea.
- olejek z drzewa herbacianego, Avicenna Oil - przyjemny olejek, który dobrze radził sobie z moimi wypryskami. Staram się zawsze mieć w swoich zapasach jakiś olejek tego typu choć nie przywiązuje zbytnio wagi do marki ;)
PRÓBKI, MASECZKI
W listopadzie zużyłam niewiele próbek i były to same produkty znane mi już wcześniej. Zużyłam próbkę kremu przeciwzmarszczkowego z opuncją figową z serii Botanic Spa Bielenda, próbkę serum WR Effector It's Skin oraz peeling drobnoziarnisty z minerałami morskimi Perfecta. Ten ostatni, to w sumie nie jest próbka tylko jego regularna wielkość i jest to kosmetyk, który używałam jako nastolatka (!!). Nie ma go już chyba w sprzedaży, ale nadal uważam, że jest świetny :)
- próbki maseczek MIYA - zamówiłam sobie kiedyś wraz z próbkami innych kosmetyków na stronie marki. Postanowiłam w końcu je wypróbować, aby zobaczyć jak sprawdzą się u mnie te kosmetyki oraz żeby wyrobić sobie opinię, która z tych masek bardziej mnie by zainteresowała. Różowa maseczka myPUREexpress to maseczka o działaniu oczyszczającym, z kolei niebieska myBEAUTYexpress ma za zadanie głównie wygładzać skórę. Obie mają tę ogromną zaletę, że są maseczkami ekspresowymi, a ich aplikacja na skórze nie powinna przekraczać 3-5 minut. Saszetki zawierały po 4 g produktu i mimo, że podczas nakładania wydawało mi się to nieco za mało, to okazało się że jest to wystarczająca ilość na jednorazową aplikację.
myPUREexpress (różowa) zgodnie z informacją na opakowaniu zawiera kompleks 5% kwasu azelainowego oraz glicyny. Znajdziemy tu także różową i białą glinkę oraz olejek z nasion malin i jojoba. Maska ma za zadanie oczyścić skórę, zmatowić ją , a także zmniejszyć jej przetłuszczanie się. W konsystencji jest kremowa, łatwo rozprowadza się na skórze. Ma kolor beżowy, dlatego podczas aplikacji nie odznacza się na skórze. Maska bardzo intensywnie, kwiatowo pachnie. Zapach jest ładny, ale dość mocny. Podczas aplikacji czułam ściągnięcie porów, a uczucie to utrzymywało się także po zmyciu produktu. Skóra była bardzo mocno zmatowiona, ładnie oczyszczona, wydawała się jakby jaśniejsza. Niestety uczucie ściągnięcia skóry podczas aplikacji trochę mnie drażniło i mimo krótkiego czasu trzymania maski na skórze miałam wrażenie, że jest ona wrażliwsza.
myBEAUTYexpress (niebieska) obok aktywnego węgla i białej glinki zawiera w swoim składzie olejek z pestek winogron i ekstrakt z kwiatów rumianku. Tak przynajmniej informuje nas producent. Jej działanie to nie tylko oczyszczenie skóry, ale też jej wygładzenie i nawilżenie. Maska ma kremową konsystencję i czarną barwę. Pachnie delikatnie kokosem, na szczęście zapach jest mniej wyczuwalny niż w poprzedniej wersji. Jest wygodna w nakładaniu i przyjemnie rozprowadza się na skórze. W trakcie aplikacji nie zauważyłam żadnych niepokojących odczuć i trzymałam ją na skórze nawet nieco więcej niż zalecany czas aplikacji 3 minut. Zmywanie maski było bez problemowe, choć czarna woda ochlapywała oczywiście umywalkę. Na szczęście jednak wszystko łatwo i szybko schodziło z armatury bez szorowania. Maskę zmywałam przy pomocy gąbeczki, zresztą od jakiegoś czasu wszystkie maski zmywam własnie w ten sposób, dzięki czemu nigdy nie mam problemów z ich usunięciem. Wracając do maski, to po zmyciu jej z twarzy skóra była oczyszczona, lekko napięta i bardzo miła w dotyku. Trochę mi to uczucie przypominało skórę po depilacji woskiem. Gładkość czuć było pod palcami, aż chciało się tą skórę miziać. Ta maseczka zdecydowanie lepiej sprawdziła się na mojej skórze i myślę, że w przyszłości planując zakup którejś z nich szybciej zdecyduję się własnie na wersję niebieską.
- maseczki w saszetkach Bielenda - a o tych maseczkach poczytacie już niebawem w poście "maseczkowym", więc szczegółów nie zdradzam i testuję dalej :-)
ZAPACHY, MAKIJAŻ
- woda toaletowa FM by Federico Mahora - przyjemny zapach o słodkiej nucie, wbrew pozorom bardzo trwały i wyczuwalny przez otoczenie (dostawałam komplementy!).
- woda toaletowa Bond, Avon - kolejny zapach na "codzień" o świeżych nutach ze szczyptą wanilii. Nie jest już obecnie produkowany.
- świeczka zapachowa Flannel, Country Candle - nie jestem zbyt dobra w opisywaniu zapachów, ale to podobno jedna z najsłynniejszych kompozycji tej marki, więc może i Wam znana? Zapach bardzo przyjemny, otulający, miły. Chętnie wrócę w przyszłości ;-)
- odżywka do rzęs 4 Long Lashes - o tym kosmetyku było kiedyś głośno w internecie i muszę przyznać, że regularnie stosowany przynosi duże efekty. Rzęsy są dłuższe, bardziej gęste, piękne. Ostatnio tęsknię za takimi właśnie "ładniejszymi" wersjami swoich rzęs, ale próbuję starej babcinej metody z olejkiem rycynowym. Efekt nie jest tak szybki i spektakularny, ale nie poddaję się!
- tusz do rzęs Super Shock Max, Avon - niby "lepsza" wersja mojego ulubionego tuszu z Avonu, czyli Super Shock o wielkiej, silikonowej szczoteczce. Ten miał na tej szczoteczce dodatkowe szparki, które nie wiem co miały robić, ale to już jednak nie było TO. Mimo wszystko zużyłam, ale wolę wersję "podstawową".
- mydełko w kostce czarna porzeczka, Faberlic - ładnie pachnące mydelko, które jednak dośc szybko mi się wymydliło... a szkoda!
Denko w listopadzie wypadło tak nawet całkiem przyzwoicie, a ja najbardziej dumna jestem ze swoich zużyć w zapachach. Jeśli obserwujecie mnie już trochę, to wiecie, że w tej kategorii idzie mi przysłowiowo jak "krew z nosa" :D Co najbardziej Was zaciekawiło? Jak tam Wasze zużycia?
"Oczywiście kupiłam ją z zamiarem wybielenia swoich zębów i oczywiście używałam tak nieregularnie, że niewiele mogę o niej powiedzieć" - boże, to idealna metafora całego mojego życia i mojego słomianego zapału :D
OdpowiedzUsuńto takie... "oczywiste" :D :D :D ;-)))))))))))
UsuńMiałam ten peeling i był genialny! Głównie ze względu na zapach - muszę do niego wrócić ♥ Znam też obie maski miya - w pełnowymiarowych opakowaniach i u mnie było na odwrót zupełnie. Różowa była super i na pewno do niej wrócę, natomiast niebieska była dla mnie.. zbyt irytująca xd
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak to będzie z dużym opakowaniem bo wiadomo, że przy próbce to tylko pierwsze wrażenie, a jednak sporo rzeczy "wychodzi" w trakcie dłuższego używania ;-))
UsuńMiałam peeling do stóp z Avonu, jakiś świąteczny, pomarańcza i coś jeszcze, był drobnoziarnisty, bardzo się pienił, słabo masował, nie czułam złuszczania, nawet jak używałam codziennie, więc... nie wiem, czy w przypadku twojego mojito byłoby lepiej, nawet jakbyś używała bardziej systematycznie :P
OdpowiedzUsuńZ Nivei z tej serii miałam zielony kremik i jak na chłodniejsze pory roku był okej, tak na lato był dla mnie za tłusty. Mam jeszcze różowy ;) Tonik z białą glinką z Avonu mam i bardzo sobie chwalę. Tusz Super Shock z Avonu (nie pamiętam jaki, wiem, że był w czarnym opakowaniu) był kiedyś moim ulubieńcem, zużyłam kilka opakowań, ale ostatnie trafiło mi się z jakiejś wadliwej serii (albo zmienili skąd i się popsuł?), bo okropnie się osypywał i od razu miałam "pandę" pod oczami. Niestety.
Ja też zauważyłam, że z tymi tuszami to jest jakaś loteria - czasami tak po prostu trafia się wadliwy egzemplarz. Raz już tak miałam, że się zniechęciłam i chciałam nie kupować więcej super schocka. Jednak chyba dostałam kolejny egzemplarz i był super. Wiec ja już nie wiem jak to jest ;D
UsuńCóż za piękne, duże denko! Wow! I jeszcze zapachy udało Ci się zużyć, oklaski się więc należą :D Pomimo tylu produktów ja nie znam niczego. NICZEGO. A, nie, przepraszam, bo skłamałabym. Mam płyn micelarny Fresh Juice z Bielendy, nomen omen, poznaję go dzięki Tobie :) Tyle, że ja mam tę wielką butlę i choć używam jej regularnie od ponad miesiąca to ja tam w niej prawie żadnego ubytku nie widzę XD Nie wiem więc, kiedy ja to zużyję! Poza tym czaję się na ten peeling z Organic Shop, więc pewnie jak skończę ten, który mam aktualnie, to sięgnę po taki wielki słój. Czekam na podsumowanie roczne! Może i ja się o takie pokuszę, bo w sumie sama jestem ciekawa, co by mi tam wyszło :D
OdpowiedzUsuńPodsumowania roczne są strasznie fajne, bo dają taki szerszy obraz jak nam idzie zużywanie i ile w roku nam "schodzi" różnego rodzaju kosmetyków. Choć z drugiej strony zawsze mnie przeraża ta ilość produkowanego przy tym plastiku^^ ;-) Ale jest to temat do przemyślenia i być może zmian w przyszłości najbliższej. Najważniejsze to wyciągać wnioski!
UsuńKremu z tej serii Vitaminy E z The body shop nie miałam ale bardzo lubię maskę na noc, szczególnie w okresie zimowym:** Sporo udało Ci się zużyć:D
OdpowiedzUsuńO, a ja nie próbowałam maseczki i oczywiście jak na maseczkowego monstera przystało bardzo mnie zaciekawiłaś :D
UsuńMam te maseczki Miya, ale w pełnowymiarowych opakowaniach :) Duże denko :) Ja się muszę zebrać i opublikować swoje :)
OdpowiedzUsuńI która z maseczek Miya jest według Ciebie "lepsza"? Albo która bardziej lubisz? ;-))
UsuńKochana, ale denko! Jejku u mnie to jest zwykle max 13 produktów, nie wiem ile teraz w siatce jest, w weekend zobaczę :D Super że opisałaś krem TBS z wit, E bo miałam maseczkę z tej serii i dla mnie rewelacja! Maseczkę Miya różową mam w słoiczku, jeszcze nie otwierałam ale skoro mocna,z kwasami to powinnam niedługo ją zacząć :D
OdpowiedzUsuńWiesz jak to jest z denko - jak tak to nic nie ma, a nagle kończy Ci się połowa wszystkiego i wygląda jakbyś nie wiadomo ile zużywała :D :D
UsuńWow! spore denko :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! A tu już koniec grudnia i zaraz kolejne! Ale ten czas leci....
Usuń