niedziela, 3 listopada 2019

Denko, czyli zużycia kosmetyczne PAŹDZIERNIK 2019

Bum! Minął kolejny miesiąc, a w moim kartoniku zebrało się 18 opakowań po kosmetykach (plus 10 masek i 5 próbek). Jestem dumna ze zużycia kilku kosmetyków, ktore już dość długo zalegały na moich półkach, ale też trochę jestem zawiedziona, że nie zdążyłam zużyć kilku innych. Czyli taki "standard". Zapraszam Was po więcej szczegółów niżej. 
Kiedyś już chyba Wam o tym wspominałam, że najczęściej najwięcej pustych opakowań wpada mi na początku kolejnego miesiąca. To dlatego tak się spieszę z pisaniem denka z poprzedniego okresu - aby zwolnić miejsce nowym opakowaniom. Tym razem takiej presji nie mam, ale patrząc na tą wcale nie małą stertę myślę sobie ile jeszcze przede mną... Też tak macie? 
DO CIAŁA i HIGIENA
- płyn do higieny jamy ustnej Cool Mint, Listerine - zgodnie z umową o produktach do zębów i pochodnych piszę tylko wzmiankowo. Cool Mint mimo zawartości alkoholu był całkiem fajnym płynem (albo ja się powoli przyzwyczajam do tych mocniejszych). Jednak produkty tej marki są moimi ulubionymi (poza jedną wersją z Colgate).
- żel pod prysznic Limonka i Bazylia, Isana - to energetyzujący i odświeżający kosmetyk do kąpieli. Ma zielonkawą barwę i dobrze się pieni. Żel myje skórę i nie powoduje jej przesuszania. Ma przepiękny, cytrusowo - limonkowy zapach, który bardzo fajnie budzi rano do działania. Kosmetyk kupiłam w Rossmanie za około 3 złote. Ten zapach przypominał mi minione lato <3
- przeciwłupieżowy szampon regulujący wydzielanie sebum, Nutka - ostatni z czterech produktów tej marki, który miałam przyjemność testować dzięki wygranej w konkursie. Szampon zawierał ekstrakt z gruszki i bergamotki, znane z działanie przeciwłupieżowego i regulującego. Więcej o nim przeczytacie w poście o całej serii LINK. Na szczęście nie mam łupieżu, nie planuję się wrócić do tego produktu, ale być może skuszę się na inną wersję tej marki.
- szampon Coconut Oil, Nature Box - fajny, delikatny kosmetyk, który kupiłam w myślą o moim narzeczonym, a okazał się świetny także dla moich włosów. Poczytacie o nim sporo w poście o letniej pielęgnacji włosów LINK Zimą moje kręcioły potrzebują bogatszej pielęgnacji, dlatego chwilowo nie planuję powrotu, ale w przyszłości - kto wie?
- suchy szampon California Breeze, Cien - przyjemny i tani suchy szampon marki własnej z Lidla. Używałam w sytuacjach awaryjnych i nie mam mu nic do zarzucenia. Nie bielił włosów, odświeżał je całkiem przyzwoicie i zdecydowanie żyliśmy w przyjaźni. Obecnie jednak wróciłam do Batiste.
- peeling kawowy truskawka, Body Boom - saszetka peelingu, którą dostałam podczas konferencji Influencers Live w maju. Opakowanie wystarczyło mi na dwa użycia, ale przyznaję, że nie żałowałam sobie produktu. Lubię peelingi kawowe za przyjemny aromat kawy i dość dobre zdzieranie suchego naskórka. Niestety nie lubię po nich sprzątać, no i opakowania saszetki różnie się zachowują pod wpływem wilgoci pod prysznicem. Dodatek truskawki był bardzo przyjemny, jednak nie umiem wskazać różnicy pomiędzy produktem tej marki, a innymi peelingami kawowymi. 
- krem olejowy próbka, Si Si Bee - próbka kremu, który zużyłam awaryjnie podczas wycieczki, gdy skończyły mi się wszystkie saszetki z balsamami, a moja skóra mocno potrzebowała odżywienia. Ten krem ogólnie jak dla mojej cery był zbyt odżywczy i zbyt natłuszczający, jednak na ciele sprawdził się wyśmienicie. Mimo maleńkiego opakowania był bardzo wydajny! Dodatek olejków eterycznych sprawił, że pachniał przepięknie. Próbkę dostałam podczas jednej z edycji targów Natural Beauty, podczas której nic nie kupiłam. Niemożliwe? A jednak pisałam o tym w haul'u LINK 
- nić dentystyczna Essential floss, Oral-B - to jedyna nić, którą nie tylko dobrze mi się operuje, ale też która się nie rozdwaja, a także nie wysycha nawet gdy jest bardzo długo używana! Kolejne opakowanie zakupione :)
- regenerująco-odżywczy krem do rąk Treasures od the Desert Planet Spa, Avon - zawierał marokański olejek arganowy i miał prześliczny zapach, z przebijającymi nutami jaśminu. Tubka była malutka, zaledwie 30 ml, ale za to z powodzeniem zmieściła się do każdej torebki. Sam krem był bardzo wydajny pomijając nawet kwestię mojego braku regularności w kremowaniu dłoni. Bardzo dobrze odżywiał skórę dłoni, zmiękczał ją i do tego szybko się wchłaniał. Być może wróciłabym do niego, ale moje zapasy w tej kategorii są ogromne i długo mi zajmie zużycie innych kremów... 

DO TWARZY
- żel myjący do twarzy z linii Aloesove, Sylveco - poprawny kosmetyk, który jednak niczym mnie nie powalił na kolana i trochę się ucieszyłam, kiedy się skończył. Pisałam o nim przy okazji mojej wiosennej i letniej pielęgnacji LINK. Powrotów nie planuję.
- my beauty essence Coco Beauty Juice, Miya - przyjemna kokosowa mgiełka, która używałam głównie do twarzy. Niestety nie zauważyłam spektakularnej różnicy pomiędzy działaniem tego kosmetyku, a innych produktów tego typu (znacznie tańszych). Kiedyś może skuszę się na wersję kwiatową, głównie z uwagi na zapach. Jednak na tą chwilę mam inne "nawilżacze", a z marki zdecydowanie bardziej podoba mi się działanie kremów. Więcej poczytacie w recenzji kosmetyków tej marki LINK 
- tonik oczyszczający Clearskin, Avon - głęboko oczyszczający tonik, który lubię mieć zawsze na półce w łazience i o którym z pewnością już słyszeliście :) Pisałam o nim m.in. przy okazji pielęgnacji dwa lata temu LINK. Ta wersja zawiera jedynie 0,5% kwasu salicylowego, dlatego skutecznie pomaga w walce z niechcianymi krostami, a równocześnie nie wysusza skóry. Powrót pewnie będzie, choć aktualnie skusiłam się na podobny produkt innej marki i zobaczymy jakie będzie porównanie :)
- płyn micelarny MicellAIR Skin Breathe cera wrażliwa i nadwrażliwa, Nivea - kiedyś nie wierzyłam, że znajdę micel, który nie będzie mnie podrażniał. A jednak tak się stało! I choć nadal moim niekwestionowanym faworytem jest Sensibo z Biodermy, to kosmetyk Nivea był bardzo przyjemny i zużyłam go do ostatniej kropelki! Pełną recenzję znajdziecie tutaj LINK 
- peeling oczyszczający Sugar Scrubs z nasionami kiwi, L'Oreal - ma prześliczny cytrusowy zapach i bardzo "instagramowy" wygląd. Kwadratowy, szklany słoiczek z plastikową zakrętką mieści 50 ml gęstego peelingu. W składzie tego kosmetyku znajdziemy trzy rodzaje cukru o drobnych kryształkach (brązowy, jasny i biały) oraz nasionka kiwi. Olejek eteryczny z mięty i trawy cytrynowej nie tylko wpływają na piękny zapach kosmetyku, ale też mają za zadanie łagodzić i redukować niedoskonałości. Ta mieszanka ma oczyścić skórę, odświeżyć ją, a także sprawić aby nabrała ona blasku i miękkości. Ciekawostką jest fakt, że produktu możemy używać zarówno do skóry twarzy, jak i na usta. Peeling należy nałożyć na czystą i suchą skórę, a następnie zwilżonymi wodą palcami delikatnie go wmasować. Podczas masowania poczujemy rozgrzewającą formułę kosmetyku. Ten efekt grzania ma wpływać na głębsze działanie kosmetyku, choć przyznaję że mi osobiście nie przypadł on do gustu. No i używanie go w upale lato było przez to praktycznie niemożliwe. Wmasowując peeling w skórę poczujemy w pewnym momencie, że zawarte w nim cukry rozpuściły się, a drobinki nie mają już takich właściwości trących. To znak, że możemy zmyć kosmetyk wodą i cieszyć się efektami na skórze. A ta po użyciu peelingu Sugar Scrubs jest pięknie oczyszczona, rozświetlona i delikatna w dotyku. I za ten efekt, mimo tej grzejącej formuły, bardzo polubiłam ten kosmetyk 
Skład: Glycerin, Propylene Glycol, Sucrose, Cymbopogon Schoenanthus Oil, Actinidia Chinensis Seed / Kiwi Seed, PEG-30 Dipolyhydroxystearate, Saccharide Hydrolysate, Trideceth-6, Triethanolamine, Mentha Piperita Oil/Pepermint Oil, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Caramel, CI 19140 / Yellow 5, CI 61570 / Green 5, Linalool, Parfum / Fregrance (F.I.L. B215553/1)
- masło do ciała z melonem i ogórkiem, Mokosh cosmetics (miniatura 30ml) - ma gęstą konsystencję i jest delikatnie zielonkawe. Nakładałam je przy pomocy drewnianej szpatułki, bo nie cierpię grzebać w słoikach. Masło było bardzo treściwe. Na skórze tworzyło tłustą, olejkową powłokę podobną nieco do tych po suchych olejkach. Czyli niby "tłusto" ale równocześnie sucho. Wiecie co mam na myśli? Kosmetyk miał delikatny zapach, bardziej ogórkowy niż melonowym, przyjemny i odświeżający. Mimo niewielkiej próbki mogę stwierdzić, że masło Makosh jest bardzo wydajne! Niewielka ilość kosmetyku z powodzeniem nawilży i natłuści całe nogi. Bardzo spodobała mi się też natychmiastowa ulga oraz ukojenie i otulenie suchej skóry. Masło potrzebuje trochę czasu aby się wchłonąć, dlatego używałam je zazwyczaj na noc. Ja swoją miniaturę dostałam w prezencie. Trochę mnie jednak przeraziły regularne ceny produktów tej marki...
- peptydowy żel do demakijażu z koloidalnym złotem, Clarena (miniatura 30ml) - ma chronić przed utratą jędrności skóry i zmniejszać widoczność zmarszczek. Żel ma półprzeźroczystą konsystencję i fajnie pachnie, tak trochę cytrusowo. Podczas używania nie pieni się zbyt mocno, mimo to dobrze oczyszczał skórę z makijażu, kurzu i sebum. Na powierzchni skóry po spłukaniu żelu wodą pozostawała bardzo delikatna warstwa okluzyjna. Miniaturę używałam głównie podczas wyjazdów i sprawdzała się poprawnie, jednak nie było efektu WOW dlatego nie planuję zakupu dużego opakowania :)
MASECZKI
Tradycyjnie już brałam udział w wyzwaniu zużywania maseczek na Dress Cloud, czego efektem jest te 10 opakowań (plus peeling L'Oreal powyżej). O maskach w płachcie Avon możecie poczytać więcej w poście na ich temat LINK 
- maska w płachcie Facial Sheet Mask, Mascot Europe (z Actiona) - ma owocowy zapach i jest bardzo dobrze nasączona esencją. W składzie znajdziemy tutaj ekstrakt z jagód i jogurt, które mają działanie odżywcze i rewitalizujące skórę. Po średnich w działaniu maskach do ust tej marki nie spodziewałam się cudów, a mimo to maska przyjemnie mnie zaskoczyła. Podczas aplikacji czułam chłodzenie skóry co pomogło mi się odprężyć i zregenerować. Maskę trzymałam na skórze prawie 30 minut, a płachta nadal była wilgotna! Zaskoczyło mnie w tym kosmetyku to, że w instrukcji obsługi zalecane jest umycie twarzy po aplikacji czystą wodą. Skóra po zdjęciu maski była lekko nawilżona i odświeżona.
- maska w płachcie Sapphire, Vitamasques - dostałam w prezencie od koleżanki z UK. Jest to maska, która w swoim składzie ma podobno pyłek szafirów, olejek lawendowy oraz ekstrakt z jagód i fioletowych kwiatów. Ma to zapewnić poczwórne działanie relaksująco - nawilżające: terapię kamieniami (stąd ten szafiry), aromaterapię (zapach!), terapię dla skóry oraz terapię kolorem. Szafirowy puder i olejek lawendowy mają pomóc nam się zrelaksować, z kolei jagody i ekstrakt z fioletowych kwiatów mają za zadanie nawodnić skórę. Płachta wręcz pływała w esencji, której było bardzo dużo i wykorzystałam ja także do nawilżenia wierzchu dłoni i szyi. Esencja była przeźroczysta, gęsta. Płachta miała kolor niebieski i czułam się w tej masce jak Smerfetka :D Początkowo drażnił mnie dość ostry zapach lawendowy podczas nakładania maski, ale z czasem ulotnił się on i nie było już żadnych problemów z aplikacją. Maseczkę nałożyłam na 20 min, podczas których czułam przyjemne chłodzenie skóry, które czułam także po zdjęciu płachty. Skóra widocznie wyglądała na nawilżoną, była lekko błyszcząca, sprężysta. Jeśli wiecie co oznacza pojęcie "chok", to tak właśnie wyglądała moja skóra. Maski Vitamasques zgodnie z informacją na opakowaniu produkowane są w Korei. Jeśli kiedykolwiek zobaczę taką maskę w TK MAXXX to bez wahania kupię, bo jest to naprawdę świetny kosmetyk!
- maseczka Radiance Boosting Face Mask, Oriflame - zawiera witaminę C i ma za zadanie dodać skórze promiennego wyglądu i ją ożywić. W saszetce znajduje się żelowa galaretka, która po nałożeniu na skórę nie zastyga. Maski jest całkiem sporo i z powodzeniem wystarczy na dwa użycia (nawet dla tych, co lubią nakładać maski grubą warstwą jak ja). Galaretka ma żółty kolor i bardzo przyjemny, cytrusowy zapach, który umila aplikację. Po nałożeniu maskę trzymałam na skórze około 10 minut i po tym czasie zmyłam ją wodą. W tym czasie mam wrażenie, że kosmetyk częściowo wchłonął się w skórę. Po zmyciu twarzy wodą zauważyłam nawilżenie i odświeżenie skóry. Koloryt cery także wydał mi się ładniejszy, bardziej wyrównany. Po jednorazowej aplikacji więcej większych efektów nie zauważyłam, ale myślę, że fajnie byłoby poużywać kosmetyku trochę dłużej. Niestety występuje on tylko w formie saszetki, co jest może wygodne na wyjazdy, ale na co dzień niekoniecznie. Działanie tego produktu mogłabym porównać do serii Perfecta Fenomen C, głównie z uwagi na podobny zapach.
- maseczka na skórki przy paznokciach, Mascot Europe (Action) - wewnątrz opakowania znajduje się dziesięć "kieszonek" o różnej wielkości, które należy nałożyć na czyste palce. Kieszonki są nasączone esencją, w której m.in. znajduje się ekstrakt z ogórka. Szczerze mówiąc to z jednej strony esencja jest też na wierzchu "kieszonek" co mega utrudnia ich wkładanie (trzeba sobie rozdzielić po jednej stronie krawędzie, żeby wsunąć palec i nie ma oznaczone z której strony jest ten otwór). Z drugiej strony "kieszonki" były słabo nasączone, takie jakby wilgotne i ciężko było je utrzymać na dłoni (zwłaszcza że ta pierwsza partia podczas nakładania mi się poprzerywała). Czy zauważyłam nawilżenie skórek? Trochę na pewno, ale nie jest to jakiś efekt "wow". Myślę, że biorąc pod uwagę ilość babrania się z tym kosmetykiem oraz czas w sumie ile to zajmuje, to jest to totalnie nieadekwatne :/ Wydaje mi się, że zdecydowanie lepszym wyjściem jest maczanie palców w oliwce! A na pewno mniej przy tym produkujemy śmieci. Maseczka kosztowała 3,70 zł więc za taką cenę można wypróbować. Ja jednak nie chcę już do niej wracać.
- nawilżająca maska w płacie Monster Boski Rolf, Bielenda - to co wyróżnia tę serię masek to nietypowy nadruk, który zamienia nas w strasznego potwora. Płachta była całkiem dobrze skrojona i miękka, z łatwością dała się dopasować do kształtu twarzy. Była też bardzo dobrze nasączona esencją, ale nic z niej nie kapało, tak akurat. Sama esencja zawiera m.in. kwas hialuronowy o działaniu nawilżającym oraz ekstrakt z banana, który odżywia skórę. Podczas 15 minutowej aplikacji czułam przyjemne nawodnienie skóry. Miałam niezły ubaw robiąc sobie strrraszne zdjęcia. Po zdjęciu maski moja skóra była naprawdę fajnie nawilżona i pełna blasku. Nie tylko zrelaksowałam się i ubawiłam z pomocą tej maski, ale też wyraźnie było widać, że skóra ma ładniejszy koloryt. Bardzo fajna maska, choć jej cena nadal moim zdaniem mocno przesadzona. Wrócę, jak będzie dobra promocja! :D

PRÓBKI, SASZETKI i INNE
- plasterki przeciw wypryskom, ISANA Young - ostatni listek moich zapasów plasterków, o których pisałam już kiedyś w denko LINK. Obecnie testuję plasterki innej marki i być może zrobię jakiś post porównawczy :)
- sól do kąpieli o zapachu kokosa, Balea - jak wiecie nie mam wanny, dlatego produkty do kąpieli goszczą u mnie dość rzadko. Ta saszetka umiliła mi powrót z wycieczki do Pragi i zapach był po prostu przepiękny! Czułam się jak w tropikach, mimo że woda początkowo niebieskawa, stała się z czasem nieco mętna. Lubię produkty Balea i mocno ubolewam nad tym, że nie mamy ich dostępnych w Polsce...
- mydełka w kostce Karmelowa Gruszka i Landrynki Cytrynowe, Faberlic - niewielkie mydełka o ładnych, słodkich zapachach. Niestety lekko wysuszają skórę dłoni i trzeba pamiętać o ich nawilżaniu. Podoba mi się jednak to, że do końca wymydlania kostka trzyma fason i nie rozciapuje się. Mam już inne wersje zapachowe!
- próbki - Vichy Mineral 89 booster nawilżający testuję pełnowymiarowe opakowanie i z pewnością zaproszę Was niebawem na jego recenzję. Krem AA Multiodmłodzenie miał lekka formułę i ładny, kobiecy zapach. Krem E-Defences Anew Clinical z Avonu był kiedyś moim ulubieńcem, niestety ciężko go dostać w katalogu. Z kolei masło do ciała Camellia Oil z Bielendy miało prześliczny zapach i gdyby nie moje zapasy zaraz popędziłabym do sklepu, aby je kupić! 

Tak oto prezentują się moje październikowe zużycia kosmetyczne. Jak widzicie było kilka perełek, ale też kilka małych rozczarowań. Znacie któreś z przedstawionych kosmetyków? Dajcie znać, jak się u Was sprawdziły!   

30 komentarzy:

  1. Sporo tego. Znam żel do mycia twarzy Aloesove, był ok, ale bez szału. Muszę dzisiaj uporządkować moje puste opakowania z października.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam na Twoje denko z niecierpliwością! ;-))

      Usuń
  2. I tak denko bardzo ładne. Grunt, że coś tam się zużywa i po miesiącu widać, że jednak coś tam ubywa z zapasów. Suchy szampon z Cien kupiłam z myślą o mamie, ale czasem jej podbieram i jestem z niego zadowolona. Z pozostałych kosmetyków nic nie miałam, choć o kilku czytałam albo słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wychodzę z takiego założenia, że "byle do przodu" choć czasami chciałabym szybciej tego "przodu".. ;D

      Usuń
  3. Z tej gromadki znam żel isana, ogólnie nie przepadam za limonką w kosmetykach, ale w sumie tam był całkiem fajny zapach :) Natomiast esencję mam w wersji kwiatowej i zapach jest śliczny! Cieszę, się że nie wybrałam kokosa, bo mam niebieską maskę i tam woń jest mega męcząca :D Masz może porównanie tych 2 kosmetyków, a konkretniej zapachów? Bo nie pamiętam czy miałaś maskę.. A wracając do działania dla mnie jest to całkiem przyjemny produkt, chętnie po niego sięgam, chociaż bardziej działają chyba toniki Vianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maski Miya nie miałam, ale mam je obie w próbkach i jak tylko uda mi się zrobić im fotkę, to chcę przetestować. Może dzięki temu będę miała ogląd na ich działanie (i zapach)? Bo kuszą mnie już od daawna, ale opakowania są dość duże i w sumie super, że mam te próbeczki (zamówiłam je na stronie marki!).
      Ja generalnie lubię wszelkie nawilżacze zwłaszcza w sprayu, choć nie widzę między nimi jakiejś większej różnicy w działaniu - ale nie twierdzę, że są słabe, czy złe! ;-)

      Usuń
    2. O w takim razie wtedy bede pytać o zapach 😁 Ja miałam obie maski i o ile różowa była super tak niebieska juz nie do konca mnie przekonuje. Mówię głównie o działaniu, ale zapachu w sumie też 😊

      Usuń
    3. Przetestowałam obie maseczki - miałam je w próbkach, wystarczyło na jedno użycie. Kwiatowa miała jak dla mnie zbyt mocny zapach i podczas aplikacji czułam trochę dyskomfort, jakby lekkie pieczenie. Niebieska sprawdziła się u mnie super, o wiele lepiej niż kwiatowa. Zapach kokosowy był delikatniejszy, przynajmniej ja go mniej czułam (może jestem na niego mniej wrażliwa?). W skrócie, to kupię (kiedyś!) niebieską maseczkę, bo bardzo mi się spodobała :D A więcej o tych próbeczkach będzie w kolejnym denko ;-)

      Usuń
  4. Lubię żele pod prysznic Isany, tej wersji zapachowej nie miałam, a pewnie spodobałby mi się ten zapach :) Chyba się skuszę na ten tonik oczyszczający z Avon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miewasz problemy z cerą to myślę, że przy jego cenie (w promocji 8-9 zł) warto się skusić i spróbować ;-)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Ja też! Choć przyznaję, że bardziej lubię te marki Balea, no ale Isana łatwiej dostępna ;-)

      Usuń
  6. Oh very interesting prodcuts
    xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj ale dużo maseczek. Ja zdecydowanie muszę nadrobić w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo konkretne denko! I ile maseczek, normalnie aż mnie podziw przepełnia nad Twoją determinacją :) Z denka znam jedynie szampon NatureBox, który u mnie się bardzo dobrze sprawdził. W ogóle cała marka wpadła u mnie bardzo pozytywnie :) Poza nim znam jeszcze peeling z L'Oreal, którego męczę niemiłosiernie, bo ten efekt grzania tak mnie odrzuca, że aż się zmuszać muszę do jego nakładania. Ale chyba znalazłam swój sposób - postawiłam sobie peeling na wannie i używam go podczas kąpieli :) Na razie pomaga mi to w regularności, mam nadzieję, że niedługo dobiję dna. Bo produkt działa dobrze, ale to grzanie jest koszmarkiem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - to przez to właśnie nie zużyłam go w wakacje, bo przy tych upałach jeszcze to grzanie...no nie. Ale do ust sprawdzał mi się wyśmienicie - wiem, że to mała powierzchnia i niewiele go tam schodzi, ale jednak :D :D

      Usuń
  9. Przede wszystkim zazdroszczę Ci, że denko w ogóle masz... Bo moje zalega w szafie - nie mam weny do robienia zdjęć :D Sporo produktów z Twojego denka znam - peeling L'Oreal, żel Aloesove czy mgiełkę kokosową ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że teraz ciężej z robieniem zdjęć - zanim wrócę z pracy to jest już za ciemno. No i nic się nie chce ;D Ale jakoś staram się trzymać fason i denka robię jeszcze hihih ^^ ;))

      Usuń
  10. Ja tak nie mam :D bo brakuje mi cierpliwości do zbierania tych opakowań ;) segreguje śmieci i denerwują mnie puste, zalegające opakowania. Dlatego wyrzucam je na bieżąco. Denerwuje mnie jedno puste opakowanie, a co dopiero zbiór z cały miesiąc. Dlatego u mnie denka nie było i pewnie nigdy nie będzie :P

    Miałam część produktów z tego zestawienia, ale niewiele. M.in. żel z Sylveco (nie zrobił na mnie wrażenia, przeciętniak), peeling z L'Oreala (który bardzo polubiłam), Nature Box (fajny) i ten micel z Nivea (był OK).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swoje denko trzymam na szafie, nie w zasięgu wzroku więc może dlatego udaje się je zbierać :D Choć później jak je zdejmuję, to zawsze jestem zaskoczona ile się uzbierało ^^

      Usuń
  11. Znam żel pod prysznic z Isany oraz mój ulubiony płyn micelarny z Nivea :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, wcale mnie to nie dziwi w działaniu jest naprawdę fajny ;-))

      Usuń
  12. Żele Isana tanie i fajnie pachną, ale teraz mam Dove i jestem zakochany :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Dove oprócz pięknego zapachu ładnie nawilża skórę! Lubię ich żele zwłaszcza zimą ;-)

      Usuń
  13. Widzę produkt który też przywiozłam z Poznania w maju i czeka na swoją kolej. Ale średnio lubię peelingi kawowe. Widzę też inne ciekawe produkty których nie miałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubisz zapachu peelingów kawowych, czy ich "konsystencji"? ;-)

      Usuń

Witaj, chcesz skomentować? To super! Uwielbiam czytać Wasze komentarze ;-)

Copyright © Nostami blog , Blogger