Nie dziwi już nas obecność w nieomal każdym dyskoncie spożywczym kosmetycznej marki własnej, choć często są to produkty znanych nam polskich marek, jedynie produkowane pod innym brandem. I tak w Lidlu spotkać możemy kosmetyki marki Cien, w Auchanie - kosmetyki marki Cosmia, a w Biedronce - marki Be Beauty Care. Dziś opowiem Wam o kilka maseczkach tej ostatniej.
Przyznaję, że pomimo sporych zapasów kosmetycznych i znajomości naprawdę fajnych produktów daję się czasami skusić na kolejny kosmetyk podczas zakupów spożywczych :-) Gdzieś pomiędzy ziemniakami, a mlekiem wpada więc do koszyka jakiś drobiazg, po który sięgam głównie z powodu ceny. Trzeba bowiem od razu przyznać, że kosmetyki marki własnej sklepu są zazwyczaj znacznie tańsze od ich odpowiedników w drogeriach. I tu początkową radość z super promocyjnego zakupu zawsze przyćmiewa mi myśl, że może za tą ceną nie idzie jakość? Dlatego postanowiłam sprawdzić kilka masek marki be beauty, które kupiłam w Biedronce za naprawdę niewielkie pieniądze. Będzie maska w płachcie oraz trzy maseczki w saszetkach.
Maska oczyszczająca do twarzy kompres - w płachcie
Maska na czarnej tkaninie zgodnia z opisem producenta zawiera aktywny węgiel i pędy bambusa. Skład maski (z opakowania) :
Aqua, Glycerin, PEG-12 Dimethicone, Butylene Glycol, Methyl Gluceth-20, Methylpropanediol, Enantia Chlorantha Bark Extract, Oleanolic Acid, Panthenol, Bambus Vulgaris Leaf/Stem Extract, Popylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Polyglyceryl-10 Stearate, Charcoal Powdre, Polyglycerin-10, Polyglyceryl-10 Myristate, Sodium Dehydroacetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Polysorbate 20, Allantoin, Polyavrylate Crosspolymer-6, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Citric Acid.
Płachta była słabo nasączona i po brzegach lekko wysuszona. Maska miałam dziwny, perfumowany zapach. Niby był ok, ale jakoś nie przekonał mnie do siebie. Podczas aplikacji czułam delikatne pieczenie w niektórych miejscach twarzy, głownie na policzkach. Niestety nie czułam nawilżenia ani chłodzenia, które zazwyczaj czuje się przy maskach w płachcie, nawet tych o działaniu oczyszczających. Myślę, że powodem może być słabe nasączenie. Po zdjęciu płachty powinno się pozostawić esencją do wyschnięcia, jednak szczypała mnie coraz bardziej skóra, więc umyłam twarz. Skóra po maseczce była lekko rozjaśniona, ale nie czułam jej oczyszczenia. Generalnie do oczyszczania zdecydowanie bardziej lubię inny typ masek, bo te w płachcie mam wrażenie, że jedynie rozjaśniają koloryt. Maska kosztowała 2,99 zł.
Naturalna moc zielonej glinki - oczyszczająca maseczka do twarzy
Maseczka znajdowała się w dwóch saszetkach, z których każda wystarczała na jedną aplikację. Taki "zestaw" kosztował 1,49 zł. Zgodnie z informacją producenta wersja oczyszczająca zawiera zieloną glinkę, organiczny destylat z bławatka (który jest bogaty we flawonoidy, sole mineralne, kwasy organiczne i wit. C) oraz alantoinę. Glinka jest w 100% naturalna, bez kompozycji zapachowej. Dokładny skład prezentuję na zdjęciu opakowania:
Moje pierwsze wrażenie z tą maseczką nie było najlepsze. Jak dla mnie ten kosmetyk śmierdzi i kompletnie nie mogłam przyzwyczaić się do tej woni. Być może to "zasługa" tej naturalnej glinki? Chociaż przecież używałam już wielu glinek i nigdy nie było takiego problemu. Podczas pierwszej aplikacji miałam uczucie bardzo silnego ściągnięcia skóry, które było wręcz bolesne. Przy drugim razie przeczytałam sposób użycia (ZAWSZE CZYTAJCIE INSTRUKCJE OBSŁUGI!!!) i nałożyłam maseczkę na lekko zwilżoną skórę i zdecydowanie było lepiej. W trakcie aplikacji na początku bardzo szczypały mnie skrzydełka nosa, ale z czasem to minęło.
Maska dość szybko zasycha i trzeba ją sprawnie nakładać, podobnie jak typowe glinki. Skóra po użyciu maseczki jest ładnie oczyszczona i lekko rozjaśniona, a pory wydają się być zwężone. Działanie jest bardzo dobre i gdyby nie ten odrzucający mnie zapach z pewnością byśmy się zaprzyjaźniły.
Japoński rytuał piękna - ekspresowa maseczka do twarzy
Według opisu w jej składzie znajdziemy japońską algę Wakame o działaniu odmładzającym i regenerującym, różową glinkę, odżywcze masło shea, a także japoński kwiat wiśni, który otuli nas swoim zapachem. Maska nie zawiera parabenów, silikonów, alkoholu i oleju parafinowego. Skład na zdjęciu:
Rzeczywiście maseczka jest bardzo przyjemna w użyciu i chętnie do niej wrócę. Ma kremową konsystencję w różowym kolorze i nakłada się ją z prawdziwą przyjemnością. Dodatkowo podczas aplikacji towarzyszy nam piękny wiśniowy zapach. W sposobie użycia zalecane jest pozostawienie maski zaledwie na 3 minuty i powiem Wam, że ciężko było się trzymać tak krótkiego czasu :-)
Maska ładnie wygładziła skórę i ją nawilżyła. Mam wrażenie, że była ona bardziej odżywiona i miała ładniejszy koloryt. W dotyku była gładsza i jakby zrelaksowana. Jak za ceną 1,49 zł jest to kosmetyk zdecydowanie wart wypróbowania.
Aktywny detox węglowy - maseczka peel off
Kolejna maska z aktywnym węglem tym razem w formule peel off. Obok węgla znajduje się tutaj wyciąg z lukrecji gładkiej, który reguluje proces wydzielania sebum oraz łagodzi stany zapalne. Podobnie do poprzednich masek w cenie 1,49 zł otrzymujemy dwie saszetki na dwie aplikacje kosmetyku. Skład z opakowania:
Maska jest bardzo ciężka w aplikacji. Jest gęsta, przypomina smolistą maź i więcej jej w okolicy, niż tam gdzie chcemy ją aplikować :-) Nawet wydobycie maski z opakowania jest sztuką! Nie wyobrażam sobie nakładać tego typu maski na całą twarz, dlatego aplikowałam ją jedynie na strefę T i to z uważnym pominięciem miejsc z włoskami. Maseczka zastyga bardzo długo. Jeśli chcemy ją ściągnąć jak "drugą skórę" to musimy się przygotować na nawet 30 min czekania, dopiero bowiem po porządnym zaschnięciu można ją jako tako odlepić. I to pod warunkiem, że nakładałyśmy ją dość grubą warstwą. To akurat sposób na każdą maseczkę typu peel off - nałożyć grubszą warstwą i czekać cierpliwie do porządnego zaschnięcia. Wtedy zdejmowanie maski będzie proste. Niestety w przypadku maski be beauty nawet ten sposób okazał się nieskuteczny. Resztki czarnej mazi pozostają na twarzy i są bardzo trudne do usunięcia. Właściwie szorujemy skórę przy domywaniu tych resztek tak bardzo, że ciężko powiedzieć, czy efekt oczyszczenia jest od maski, czy od tego szorowania :D W dodatku na skórze pozostaje SZARY filtr, więc wyglądamy na brudne. No NIE! Zdecydowanie nie polecam tej maski, bo jest gorszą wersją czarnej maski Pilaten, z którą też jest wiele zachodu. W dodatku ten "zapach" alkoholu... Serio ktoś mógłby to nakładać na całej twarzy?
Podsumowując moją przygodę z maskami be beauty z Biedronki jak widać uczucia są mieszane :) Maska oczyszczająca w płachcie nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia, w dodatku była słabo nawilżona. Działanie maseczek w saszetkach było przynajmniej bardziej zauważalne, choć wersja aktywny detox węglowy okazała się koszmarkiem, do którego nigdy więcej nie wrócę. Mieszane mam uczucia wobec maski naturalna moc zielonej glinki, bo jej zapach bardzo mnie drażnił i mimo dobrego działania jestem wobec niej zniechęcona. Sytuacje uratowała jedynie maska japoński rytuał piękna, która była przyjemna w działaniu i aplikacja jej sprawiła mi prawdziwą radość. Jeśli znajdę ją gdzieś podczas zakupów, to chętnie wrócę. Pozostałe maski nie skuszą mnie już raczej, mimo swojej niskiej ceny. Wszystkie produkty zostały wyprodukowane dla Biedronki przez firmę Marion. To już moje druga przygodą z kosmetykami tej firmy i jak dotąd nie ma szału. Używałyście masek be beauty care? Jak się u Was sprawdziły? Wiem, że rodzajów masek be beauty jest o wiele więcej, może macie jakąś godną polecenia? Dajcie znać w komentarzach!
EDIT: Nie miałam szczególnie pozytywnych relacji z maseczkami Be Beauty, a jednak postanowiłam wypróbować jeszcze jedną z nich, której nie znałam. Mowa o kokosowej hydro-esencji nawilżającej, która w swoim składzie ma zawierać olej kokosowy, masło shea i wodę z kokosa. Tradycyjnie już maseczka zapakowana jest w podwójną saszetkę. Na upartego jedna taka saszetka mogłaby nawet wystarczyć na jedną aplikację, jednak ja lubię taką grubszą warstwę i używam jej "na raz". Maseczka ma mleczną barwę i bardzo przyjemny, kokosowy zapach. W aplikacji jest bez problemowa, dobrze rozprowadza się po skórze. Kosmetyk nakładamy na twarz na 15 min i po tym czasie pozostałości wklepujemy w skórę. Ja zazwyczaj zmywałam skórę wodą, ale nie za mocno aby jednak zostawić tą warstewkę okluzyjną. Maska bardzo przyjemnie nawilża i odżywia skórę, które staje się bardziej wygładzona i napięta. Dzięki pięknemu zapachowi można się fajnie zrelaksować. Efekt nawilżenia nie utrzymuje się jakoś bardzo długo, zazwyczaj kolejnego dnia już go nie czuję, mimo to myślę, że jak za cenę poniżej 2 zł to jest ona warta uwagi i użycia od czasu do czasu. Skład z opakowania na zdjęciu poniżej ;-)
EDIT: Nie miałam szczególnie pozytywnych relacji z maseczkami Be Beauty, a jednak postanowiłam wypróbować jeszcze jedną z nich, której nie znałam. Mowa o kokosowej hydro-esencji nawilżającej, która w swoim składzie ma zawierać olej kokosowy, masło shea i wodę z kokosa. Tradycyjnie już maseczka zapakowana jest w podwójną saszetkę. Na upartego jedna taka saszetka mogłaby nawet wystarczyć na jedną aplikację, jednak ja lubię taką grubszą warstwę i używam jej "na raz". Maseczka ma mleczną barwę i bardzo przyjemny, kokosowy zapach. W aplikacji jest bez problemowa, dobrze rozprowadza się po skórze. Kosmetyk nakładamy na twarz na 15 min i po tym czasie pozostałości wklepujemy w skórę. Ja zazwyczaj zmywałam skórę wodą, ale nie za mocno aby jednak zostawić tą warstewkę okluzyjną. Maska bardzo przyjemnie nawilża i odżywia skórę, które staje się bardziej wygładzona i napięta. Dzięki pięknemu zapachowi można się fajnie zrelaksować. Efekt nawilżenia nie utrzymuje się jakoś bardzo długo, zazwyczaj kolejnego dnia już go nie czuję, mimo to myślę, że jak za cenę poniżej 2 zł to jest ona warta uwagi i użycia od czasu do czasu. Skład z opakowania na zdjęciu poniżej ;-)