niedziela, 30 grudnia 2018

#haul nie tylko kosmetyczny GRUDZIEŃ 2018

#haul nie tylko kosmetyczny GRUDZIEŃ 2018
Jest ostatni dzień grudnia, zabieram się więc za przygotowanie dla Was posta o zakupowych szaleństwach tego miesiąca. Nie chciałabym, aby skończyło się jak ostatnio. Oczywiście post typu "haul" to tak naprawdę nie tylko zakupy, ale i inne nowości, które pojawiły się u mnie w danym okresie czasu. Zapraszam do lektury!
W minionym miesiącu były Święta Bożego Narodzenia, jeszcze w powietrzu unosi się ich zapach, a w domu błyszczy choinka. Nie sposób więc byłoby nie mieć żadnych nowości ;D Część rzeczy przeznaczyłam jednak natychmiast jako podarunki, dlatego tutaj ich raczej nie będzie (z jednym małym wyjątkiem). W moim rodzinnym Wrocławiu przez cały grudzień mieliśmy jarmark świąteczny. W tym roku nie kupowałam na nim prezentów, ale wybraliśmy się tam swego czasu w moim narzeczonym aby spróbować grzańca i pierników ;-) Lubię ten jarmark, choć przyznaję, że przemieszczanie się pomiędzy straganami, zwłaszcza gdy ktoś się spieszy, jest mocno uciążliwe. No ale raz do roku można! 
Odwiedziłam też jarmark Bożonarodzeniowy w Dreźnie, a wypad do Niemiec zakończył się wizytą w DM i jak zawsze o wiele większymi zakupami kosmetycznymi niż planowałam! Starałam się skupić na maseczkach, które mają ten plus, że szybko się je zużywa, ale poległam przy nowej serii "Do what you love", której zapach jest po prostu prześliczny! Na swoje wytłumaczenie mam jedynie to, że planuję podzielić się tymi dobrociami. No i postanowienie w Nowym, 2019 Roku mam takie, żeby zużywać głównie kosmetyki Balea, które kolekcjonuję, ale nie używam ;-) (bo mi ich szkoda, bo takie piękne i tak pięknie pachną... :P). 
Na początku grudnia byłam na kolejnej edycji targów Natural Beauty, które tym razem odbyły się w Hali IASE niedaleko Hali Stulecia. Trzy razy sprawdzałam, że nie napisałam Wam o tych targach żadnej recenzji! Nie mam pojęcia jak to się mogło stać i obiecuję poprawę! Na targach zaopatrzyłam się w dwie odżywki do włosów Anwen - proteinową z orchideą oraz emolientową z różą. Zachwyciłam się także kosmetykami marki Mewa i ich mydłem naturalnym o zapachu mango i ananasa oraz peelingiem do twarzy z cytryną i zieloną herbatą. Z kolei na stoisku znanej mi z Instagrama marki Tinktura kupiłam szampon w kostce z cytryną i lawendą oraz cytrynowe, obłędnie żółte mydło w kostce. Wszystkie kosmetyki pachną niesamowicie, a więcej o targach napiszę niebawem. 
W listopadzie, szukając prezentu dla mamy zajrzałam do dawno nieodwiedzanej przez mnie Sephory. Tak nie tylko znalazłam idealny eyeliner dla mamy, ale też zakochałam się w serii kolorowych tuszy do rzęs Sephora Collection. Dlatego miesiąc później wróciłam, aby sprawić sobie sama mikołajkowy podarunek w postaci turkusowego tuszu. Tusz ma zabawne opakowanie, bo wygląda jak tubka jakiegoś kremu. Jednak w środku znajduje się "normalna" szczoteczka z włosiem, jak w tradycyjnych tuszach. Szczoteczka bardzo ładnie pogrubia rzęsy i pokrywa je kolorem. Oprócz turkusowego była jeszcze cała gama innych kolorów i naprawdę ciężko było mi odejść od tej półki z tylko jednym kosmetykiem!
Zimniejsze temperatury spowodowały, że znów mam problemy z pierzchnięciem warg. Dlatego postanowiłam wypróbować polecaną przez wiele osób lanolinę kosmetyczną z firmy Ziaja. Ta wersja ma postać wygodnej w użyciu tubki ze ścięta końcówką, dzięki czemu wygodnie nakłada się ją na usta. 
W końcu pierwszy raz zrobiłam sobie paznokcie hybrydowe! Albo raczej pozwoliłam, aby mi zrobiono w nowo otwartym salonie Beauty Boutique w samym centrum Wrocławia. Moje paznokcie zostały najpierw ładnie wyrównane i przygotowane, a kciuki nieco wydłużone - bo oczywiście zdążyły mi się złamać przed samą prawie wizytą. Te łamanie się paznokci to u mnie jakaś zmora! Wybrałam dla siebie bardzo neutralny kolor, a pani Ania, stylistka, namalowała mi na paznokciach świąteczny akcent w postaci gwiazdek. Powiem Wam, że przez cały miesiąc mogłam z dumą pokazywać swoje dłonie, bo miałam takie piękne paznokcie! 




Brrrr jak zimno! Temperatury za oknem opadły, ale przedświąteczna gorączka niestety zwiększa się! Nie wiem, jak Wy ale ja latam za wszystkim jak szalona, a końca dalej nie widać! Znacie odpowiedz na najważniejsze pytanie w tym zwariowanym czasie? - Co kobieta absolutnie musi zrobić na Święta? - Oczywiście, paznokcie i rzęsy! 😄 Paznokcie już widzieliście, a dzisiaj chwalę się przepięknymi rzęsami, które poddałam niedawno zabiegowi o nazwie "botox, lifting i laminacja" w @salonbeautyboutique ❤️ Taki zabieg polega na podkręceniu naturalnych rzęs i ich optycznym wydłużeniu i pogrubieniu. Na moje rzęsy została też nałożona henna, aby uwidocznić ich kolor. W efekcie mam swoje własne rzęski, ale w trzy razy lepszym wydaniu! Jak Wam się podoba? #brrr #zima #winter #gorączkaprzedświąteczna #rzesy #lashes #lashstyle #makeup #beauty #eyes #polishgirl #eyelashes #lashlove #longlashes #wintermakeup #wrolashes #Wroclove #wroclaw #salonbeautyboutique
Post udostępniony przez Cela Julietta (@_nostami)

Nie była to jednak moja jedyna wizyta w salonie Beauty Boutique w tym miesiącu. Bowiem kilka dni później poddałam się tam zabiegowi o nazwie "botoks + lifting + laminacja rzęs". Polega to na podkręceniu naszych naturalnych rzęs na wałeczki, co powoduje nie tylko ich uniesienie i skręt, ale też wydłużenie i optyczne pogrubienie. Rzęsy wydają się wtedy znacznie dłuższe, a efekt możecie zobaczyć na jednym z moich zdjęć. 
Na początku grudnia dostałam się do testowania słuchawki prysznicowej Hansgrohne na platformie trnd.pl. Moja stara słuchawka bardzo już przeciekała i pryskała na wszystkie strony, możecie więc sobie wyobrazić moją radość i szczęście! Słuchawka Hansgrohe ma trzy tryby, pomiędzy którymi przełączamy się za pomocą przycisku, nie ma więc problemu ze zmianami trybu przy np. namydlonych dłoniach. Jest to PowderRain z ultra delikatnymi kropelkami niczym deszcz, "zwykły" tryb, który cechuje się równym, mocniejszym strumieniem idealnym do zmycia z siebie wszelkich zabrudzeń codziennych oraz tryb z trzema strumieniami masującymi, świetny na przykład do masażu karku. Na początku zachwycił mnie szczególnie PowderRain, bo to jest takie uczucie, jakby stać w letnim deszczu. Kropelki są niezwykle delikatne i sprawiają ogromną przyjemność i relaksują po ciężkim dniu. Tryb z potrójnym strumieniem masującym uwielbiam puszczać sobie na kark, lub na głowę. Delikatnie masuje on skórę i pobudza receptory czuciowe. A na co dzień, zwłaszcza rano, gdy chcę się pobudzić od działania korzystam ze "standardowego" strumienia, który ma odpowiednią moc i równe strumyczki. Sama słuchawka wygląda bardzo elegancko, jest chromowana o płaskim kształcie główki. Relaks pod prysznicem nabrał teraz innego wymiaru!
Z niecierpliwością czekałam na otworzenie się sklepu MiniSo w moim mieście! To prawie jakby mieć dobrocie z AliExpressu w stacjonarnym sklepie ;-) Już w dniu otwarcie udałam się na mały shopping. Nie chciałam kupować wszystkiego, choć sporo rzeczy bardzo kusiło. Ostatecznie jednak zdecydowałam się na małe wieszaki na przyssawki, zestaw do nakładania maseczek z glinką zawierający miseczkę, pędzel i szpatułkę, miarki oraz kilka masek w płachcie w postaci pastylek. Mam już coś podobnego z Alie, więc pewnie ten podaruję komuś w prezencie. Kupiłam jeszcze szczoteczkę do oczyszczania twarzy i byłam przekonana, że ona jest na baterię. Niestety jest to szczoteczka do MANUALNEGO oczyszczania :-) Mimo to, współpracuje nam się ze sobą jak dotąd dobrze. 
Jeśli chodzi o AliExpress to mimo sporych zakupów niewiele paczek do mnie dotarło. Przyszły jedynie przepiękne sztuczne kwiaty, które kupiłam z polecenia Talarkowej oraz zegarek o imitacji drewnianego, który kupiłam dla koleżanki z pracy ;-) 
W Pepco kupiłam dla tych moich ślicznych piwonii mały dzbanuszek. Nie do końca jest on taki, jak sobie wymarzyłam, ale z czasem coraz bardziej go lubię. 
Z kolei w sklepie KIK kupiłam słoik, który podobał mi się już od jakiegoś czasu, a tym razem cena była bardzo zachęcająca (4 złote!). Słoik jest wykonany z grubego, karbowanego szkła. Jest wielkości większego kubka i posiada pokrywkę. Elementem ozdobnym jest wstążka oraz niewielka, drewniana gwiazdka na sznureczku.
Ponieważ wiosną wyrzuciłam wszystkie botki musiałam kupić buty na zbliżającą się zimę. Ostatni model krótkich botków z ozdobnym paskiem bardzo mi odpowiadał, dlatego szukałam czegoś podobnego. Najpierw w CCC kupiłam czarne, ocieplane buty z futerkiem w środku. A dwa tygodnie później w Auchanie bardzo podobną do nich brązową wersję, ale bez ocieplenia. Okazało się bowiem, że temperatury ciągle jeszcze są dosyć wysokie i w tych ocieplanych zwyczajnie było mi za gorąco. 


Jeśli chodzi o moje tegoroczne prezenty, to jestem z nich ogromnie zadowolona. Dostałam domowe przetwory, domowe pierniczki (bardzo piękne przy okazji), pyszne zimowe herbatki i sportową opaskę Mini Band, która kontroluje teraz żebym wcześniej chodziła spać i robiła odpowiednią ilość kroków^^. 
Tuż po Świętach rozpoczęły się zimowe wyprzedaże. Zajrzałam do kilku sklepów w poszukiwaniu powalających na kolana okazji, ale szczerze mówiąc chyba źle trafiłam, bo nic nie wpadło mi w oko. Kupiłam jedynie niewielki plecak w charakterze torebki w MiniSo (ale w normalnej cenie) oraz bluzę sportową w New Look. 
Pod koniec miesiąca dostałam się do testowania na portalu Wizaż. Tym razem próbuję, jak działa maska hialuronowa firmy Vichy. Na stronie portalu podano informację, że jest to maska na noc, jednak nic takiego nie znalazłam na opakowaniu, czy w instrukcji. Choć prawdą jest, że kwas hialuronowy polecany jest do używania wieczorem. Dopiero rozpoczęłam testy, będzie recenzja. 
Przez cały grudzień otwierałam też regularnie kolejne okienka z mojego kalendarza adwentowego Make Up Revolutions, co mogliście śledzić na moim story na Instagramie. Mam teraz sporo kosmetyków do makijażu do przetestowania, w tym dwie paletki cieni! To oznacza tylko jedno - muszę w końcu nauczyć się korzystać z wszystkich tych kosmetyków ;-) A kiedy tylko poznam ich możliwości, z pewnością podzielę się z Wami nimi na blogu. 

Tym, którzy dobrnęli szczęśliwie do końca tego postu serdecznie gratuluję! Zawsze, gdy zaczynam pisanie posta typu "haul", to wydaje mi się, że nie jest tego zbyt dużo. Natomiast, gdy go kończę to okazuje się, że wyszło, jak zwykle ;-) Być może jest to jednak spowodowane tym, że moje haule, to nie tylko nowości zakupowe, ale też trochę podsumowania minionego miesiąca. I stąd robią się takie obszerne w treści. Wraz z nadejściem Nowego Roku planuję nieco zmian w formule, ale też tematyce i częstotliwości postów. Mam nadzieję, że te "nowości" spodobają się Wam i przyjmiecie je ciepło ;-) No i tradycyjnie - znacie, któreś z przedstawionych przez mnie dziś nowości? Co szczególnie Was ciekawi? Na jakie recenzje czekacie najbardziej? Dajcie znać w komentarzach! A korzystając z okazji życzę Wam samych szczęśliwych chwil w nadchodzącym, 2019 roku oraz realizacji marzeń i najśmielszych planów!  


wtorek, 25 grudnia 2018

Recenzja: kosmetyki Nutka - naturalnie polskie

Recenzja: kosmetyki Nutka - naturalnie polskie
We wrześniu wygrałam w konkursie na Instagramie firmowym Nutka zestaw kosmetyków tejże firmy. Możecie sobie wyobrazić, jaka była moja radość! Nagroda dotarła do mnie w połowie października, a dzisiaj już mogę zaprosić Was na recenzję wszystkich czterech kosmetyków, które znalazły się w pudełku.  
Miałam trochę przygód z odebraniem przesyłki, ostatecznie jednak wszystko dobrze się skończyło. Przy okazji poznałam też inne laureatki konkursu, z którymi korespondowałam przy odbiorze przesyłki. Serdecznie je pozdrawiam! ;-) Konkurs polegał na opisaniu swojego rytuału zachowania równowagi, piękna lub zdrowia. Główną wygraną była książka "Hygge - duńska sztuka szczęścia" (jeszcze jej nie czytałam!). Mi udało się zdobyć wyróżnienie w postaci pudełka czterech kosmetyków Nutka Fitokosmetyki. Za jednym razem mogłam nie tylko poznać flagowe produkty tej firmy, ale też, dzięki różnorodnej zawartości paczuszki, także wszystkie ówczesne gamy zapachowe. Piszę ówczesne, bo niedawno na profilu firmy pojawiła się nowa seria kosmetyków z konopiami polskimi. 
Jako pierwszy testowałam mus pod prysznic o zapachu piwonii i słodkiego migdału. Kosmetyk ten, wbrew swojej nazwie, ma konsystencję żelu z bardzo delikatnie wyczuwalnymi drobinkami. Zapach jest delikatny, słodko kwiatowy i bardzo przyjemny w używaniu. Niestety jest on bardzo nietrwały i chwilę po umyciu już go nie czuć. Na stronie firmowej Nutka doczytałam, że piwonia ma działanie przeciwzapalne, które ma szczególnie dobroczynne działanie dla skór skłonnych do alergii. Ekstrakt z piwonii wspiera też utrzymanie warstwy hydrolipidowej naskórka. Z kolei słodkie migdały dzięki zawartości węglowodanów i protein działają ochronnie na skórę i włosy. Oprócz pięknego zapachu największe wrażenie zrobiło na mnie działanie tego kosmetyku. Mus pod prysznic dobrze oczyszczał skórę, a przy tym nie powodował jej dyskomfortu czy wysuszenia, z którym borykam się zwłaszcza jesienią i zimą. Ze wszystkich testowanych przez mnie w obecnym sezonie kosmetyków pod prysznic ten żel jako JEDYNY zupełnie nie podrażnił mi warstwy lipidowej naskórka przy twardej wodzie, jaką mam w kranie. Jedyne zastrzeżenie mogę mieć odnośnie wydajności tego kosmetyku. Jest to chyba obecnie najszybciej zużyty przeze mnie kosmetyk pod prysznic w mojej historii! ;D 
Receptura emulsji do higieny intymnej Nutka została oparta na substancjach pochodzenia naturalnego i kwasie mlekowym, aby zapewnić uczucie długotrwałej świeżości, a przy tym wspomóc pielęgnację wrażliwych okolic intymnych. Wersja, którą testowałam zawierała m.in. ekstrakty z lnu i echinacei, które nadały jej zapach lekko roślinny. Mi osobiście zapach ten kojarzył się nieco z klejem roślinnym, ale w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu ;-) Emulsja w konsystencji jest mlecznobiała. Pod wpływem wody delikatnie się pieni, a po umyciu pozostawia lekki zapach. Kosmetyk nie podrażnił mi skóry oraz był bardzo przyjemny w użyciu. Skóra była nawilżona i ukojona. Zdecydowanie będę do niego wracać i bardzo ciekawią mnie też inne wersje zapachowe. 
Przeciwłupieżowy szampon regulujący wydzielanie sebum Nutka to jedyny kosmetyk tej firmy, który miałam okazję poznać już nieco wcześniej. Jak być może pamiętacie z lipcowego haul'u - kupiłam go w Lavenda Drogerie podczas wakacyjnych podróży po Polsce. Przyznaję jednak, że pomimo iż ten kosmetyk był ze wspomnianej czwórki u mnie najdłużej, to i tak nie przetestowałam go zbyt porządnie, dlatego teraz nadrobiłam to niedopatrzenie. Szampon ma mleczną konsystencję o zielonkawym kolorze. Pachnie prześlicznie owocowo-kwiatowo, być może dzięki zawartości ekstraktów z gruszki i bergamotki. Szampon pieni się całkiem dobrze, a jak wiecie ja lubię akurat sporo piany podczas mycia włosów. Ma delikatne działanie i skóra głowy jest po nim dobrze oczyszczona, ale nie przesuszona, co często zdarzało mi się przy używaniu innych szamponów tego typu. Moje włosy należą raczej do normalnych, ale miewam czasami problem z przetłuszczaniem się skóry głowy, zwłaszcza latem. Dlatego szampon Nutka bergamotka i gruszka używam raz na jakiś czas, a nie do codziennego stosowania. Bardzo dobrze łagodzi on uczucie swędzenia skóry i sięgam po niego zawsze, gdy tylko czuję, że "coś" mi się tam dzieje. Przy okazji dobrze myje włosy i ich nie wysusza. Jestem zadowolona z działania tego szamponu i ciekawi mnie wersja nawilżająca z piwonią i słodkim migdałem. 
Ekstrakt z białych kwiatów, czyli kompozycja ekstraktów z róży stulistnej , jaśminu  i stokrotki oraz wyciąg z czarnej porzeczki, to składniki które znalazły się w odżywiającym i regenerującym mydle w płynie Nutka. Kosmetyk ten ma fioletową barwę o mlecznej konsystencji. Zamknięty w wygodnej butelce z pompką płyn całkiem przyzwoicie się pieni i ma przepiękny kwiatowo-owocowy zapach. Mydło dobrze radzi sobie ze zmywaniem wszelkich zabrudzeń i tłuszczy. Używam go w kuchni i nie mam problemów z domyciem skóry, czy z nieprzyjemnym zapachem np. po krojeniu cebuli. Kosmetyk nie wysusza skóry dłoni i jest dla niej bardzo neutralny. Wcześniej w mojej kuchni stało mydło Yope, więc poprzeczka jest postawiona dosyć wysoko. Oczywiście mydło Nutka można także z powodzeniem używać w kąpieli, czy pod prysznicem. Jak wszystkie produkty tej firmy nie zawiera ono parabenów i SLSów, czy surowców ropopochodnych. 
Podsumowując działanie kosmetyków Nutka to jestem pod naprawdę dużym wrażeniem ich delikatności, a zarazem skuteczności działania! Żaden z kosmetyków nie spowodował u mnie podrażnień, czy wysuszenia skóry mimo częstego stosowania. Spodobały mi się także linie zapachowe, które cechują się pięknymi kompozycjami kwiatowymi i owocowymi. Szkoda tylko, że nie utrzymują się na skórze zbyt długo, choć podczas używania uprzyjemniają aplikację kosmetyków. Jeśli chodzi o składy, to odsyłam Was na stronę firmową, gdzie wszystko jest dobrze opisane (link poniżej). Zaskoczyła mnie trochę wydajność musu pod prysznic, który zużyłam w szybszym tempie niż "normalnie", jednakże może to być spowodowane zbyt dużym wylewaniem go na siebie ;-) Pojemność musu i szamponu to 222 ml, czyli nieco więcej niż w standardowych butelkach. Oba produkty znajdują się w stojących tubach, zamykanych na klik. Z kolei mydło w płynie i emulsja do higieny intymnej znajdują się w dużych, 400 ml butlach z pompką, która jest bardzo wygodna w używaniu. Opakowania wszystkich kosmetyków Nutka zachwyciły mnie także swoją kolorową, piękną szatą graficzną. Zdecydowanie są to produkty warte polecenia i wypróbowania, nawet dla osób posiadających bardziej wrażliwą skórę. Do plusów zaliczyć też można bardzo przyjazne ceny, a w dodatku z tego co widzę na stronie firmowej NUTKA mamy obecnie jeszcze dodatkowe promocje! Poza sklepami internetowymi produkty tej firmy znajdziecie stacjonarnie w Lavenda Drogeria w Warce, ale też w niektórych Drogeriach Jaśmin. Znacie kosmetyki tej firmy? Jeśli tak, koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach, jeśli nie - dajcie znać, co zaciekawiło Was najbardziej ;-)    
A korzystając ze Świątecznej aury życzę Wam wszystkim wspaniałych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych wśród najbliższych, rodziny i przyjaciół! 



poniedziałek, 17 grudnia 2018

Denko LISTOPAD 2018

Denko LISTOPAD 2018
W minionym miesiącu nie poszalałam ze zużyciami kosmetycznymi. Starałam się trochę zwiększyć zużycie masek w tubkach, ale tak do końca zdenkowałam zaledwie jedną sztukę. Jeśli ciekawi jesteście mojej opinii o zużytych w minionym okresie kosmetykach to zapraszam do dalej części wpisu. 
DO CIAŁA i WŁOSÓW
W tej kategorii w listopadzie zużyłam sześć produktów i wszystkie bardzo mi odpowiadały. 
- szampon oczyszczający biała truskawka i słodka mięta, Herbal Essences - dobrze oczyszczał włosy i skórę głowy, a przy tym miał delikatnie miętowy zapach. Szampon był przeźroczysty, przyzwoicie się pienił, a moje włosy były po nim dobrze oczyszczone i miękkie w dotyku. Był to mój pierwszy i jak dotąd jedyny szampon z tej najnowszej linii Herbal Essences i muszę przyznać, że bardzo ciekawią mnie teraz też inne z tej serii. 
- mus pod prysznic i do kąpieli piwonia i słodki migdał, Nutka - bardzo przyjemny kosmetyk pod prysznic. Niebawem ukaże się recenzja całej kolekcji produktów Nutka, więc na razie dodam tylko tyle, że jedyny jego minusik to słaba wydajność. 
- balsam A thousand Wishes, Bath and Body Works - dostałam go kiedyś od koleżanki z USA i to w czasach, gdy nawet nie wiedziałam co to za marka ;-) Przeleżał dość długo w zapasach, ale gdy już go wyjęłam, to nie mogłam wyjść z podziwu jak on pięknie pachnie!!! Słodki, kwiatowy i bardzo kobiecy zapach otula całe ciało i zdecydowanie poprawia humor. Sam balsam bardzo dobrze się wchłania, a przy tym intensywnie nawilża skórę i sprawia że staje się ona mięciutka w dotyku. Wspaniały kosmetyk! Jedyny jego minus to dość wysoka moim zdaniem cena oraz ciężka dostępność, bo w Polsce sklepy znajdują się jedynie w Warszawie. Ale kto wie, może z czasem się to zmieni?
- suchy szampon Cherry, Batiste - kupiłam zauroczona jego niewielkim rozmiarem, planując wrzucenie go do torby i zabieranie ze sobą na siłownię. Szampon niestety bielił włosy, choć na moich jasnych nie było to szczególnie uciążliwe, a po wyczesaniu nie było widać śladu. Szampon działał OK, odświeżał włosy i sprawiał, że wyglądały ładniej, chociaż w dotyku były okropnie sztywne i niemiłe. Ale mam tak zawsze po suchych szamponach ! Małe opakowanie sprawdziło się do torebki, ale.. skończyło się po trzech użyciach, dlatego mam mieszane uczucia co do tego, czy chcę takiego malucha ponownie kupić. 
- maska do włosów Absolute Perfection BB mask, Avon - wspaniała maska, dzięki której moje loki pięknie się skręcały, a włosy były ładnie nawilżone i błyszczące! W konsystencji jest gęsta i bardzo wydajna. Nie obciąża włosów, a za to ułatwia ich rozczesywanie i wygładza je. Bardzo spodobał mi się jej zapach, który kojarzy mi się z produktami fryzjerskimi. Maska sprawdziła się u mnie zarówno latem, jak i zimą. Chętnie do niej wrócę, gdy odkopię się nieco z zapasów kosmetycznych. 
- olejek do włosów Nutri Nature, Oriflame - używamy po wcześniejszym podgrzaniu. Olejek jest zamknięty w niewielkiej tubce, której zawartość stosujemy na jeden raz. Kosmetyk zawiera w swoim składzie pszenicę i olej kokosowy, dzięki czemu pięknie pachnie kokosem po otwarciu. Przed użyciem włożyłam go na chwilę do miseczki z gorąca wodą, aby się podgrzał. Następnie po zwilżeniu włosów wylewałam zawartość na dłoń i nakładałam na włosy. Mam włosy o średniej długości, dość gęste i miałam poczucie, że produktu jest jak dla mnie trochę za mało w tej 15 ml tubeczce. Po nałożeniu olejku włosy pachniały ładnie kokosem, jednak zapach nie utrzymał się później już po umyciu włosów szamponem (swoją drogą może to mój szampon miał intensywny zapach). Olejek bardzo fajnie odżywił i nawilżył moje włosy. Stały się one bardzo miękkie i łatwiejsze w rozczesywaniu. Jest to szalenie wygodna forma do odżywienia włosów np. podczas wyjazdów bo olejek jest nieduży i dość prosty w aplikacji.
DO TWARZY
- woda micelarna Physiopure, SVR - kiedyś była taka akcja w aptekach Ziko, że można było otrzymać do wypróbowania wodę micelarną firmy SVR. Tak, to jest właśnie ta PRÓBKA - pełnowartościowa butelka 200 ml! Jeśli śledzicie mojego bloga, to wiecie, że z miceli uznaję tylko i jedynie Sensiobo H2O z Biodermy i każdy inny porównuję do tego ideału ;-) Ostatnimi jednak czasy trochę się przekonałam także do innych firm i choć jeszcze żaden produkt mojej Biodermy nie przebił, to jest kilku takich, którzy okazali się całkiem OK. Do takich kosmetyków należy m.in. własnie woda z SVR, która dobrze oczyszczała skórę i oczy z makijażu, a przy tym raczej nie podrażniała mi oczu (choć to nie to samo co B.). Miała wygodną butelkę z zamknięciem na klik i w zasadzie był to całkiem fajny kosmetyk. Jednakże podium pozostaje nadal zajęte ;-)
- tonik brzoskwinia i bawełna Naturals, Avon - nawilżająca woda tonująca o przyzwoitym działaniu i delikatnym zapachu. Była okej, choć bez efektu WOW i jakoś bliżej mi sercem do wody różanej tej samej firmy. 
- maska w płachcie z jagodami acai, Holika Holika - jak przystało na produkt tej firmy maska była bardzo obficie nasączona esencją. Było jej tak dużo, że po aplikacji wystarczyło mi na kolejną z użyciem czystej płachty w tabletce ;-) Skóra po użyciu maski była fajnie nawilżona i miła w dotyku. Chętnie sięgnę po ten kosmetyk w przyszłości, bo okazał się dla mnie świetny! Pewnie ta maska dalej leżałaby w zapasach i czekała niewiadomo na co, gdyby nie wpis Talarkowej, który zainspirował mnie do sięgnięcia po ten kosmetyk. Wcale nie żałuję i stwierdzam jednogłośnie, że maska sprawdziła się bardzo dobrze!
- próbka żelu oczyszczającego Mangowhite, It's Skin - chciałam wypróbować coś nowego do oczyszczania skóry i sięgnęłam po ta uroczą różową próbkę z kwiatuszkiem, spodziewając się delikatnej pianki lub różowego żeliku o kwiatowym zapachu. Zamiast tego w środku była pasta o okropnym kolorze przypominającym coś brzydkiego w dodatku z drobinkami i o niezbyt ciekawym zapachu. I choć działanie tego kosmetyku było poprawne, dobrze oczyścił skórę i jej nie podrażnił, to jakoś tak nie zachęciło mnie do jego zakupu. Może to nie jest czas na nasz związek? ;-)
- maska oczyszczająca z neem, Himalaya Herbals - o tej masce pisałam w poście dotyczącym całej marki trochę czasu temu LINK. Mimo upływu czasu zdania zupełnie nie zmieniłam! Maska świetnie oczyszcza skórę, mimo że wygląda jak błoto, to ma bardzo dobre działanie i nie wysusza, ani nie podrażnia skóry. Jeśli odkopię się kiedyś z zapasów masek, to z pewnością do niej wrócę, bo służyła mojej skórze bardzo dobrze. 
HIGIENA
Na zakończenie maleńki "dział", który nazwałam hasłem higiena. Są tutaj dwa mydełka w kostce z Oriflame - Spiced Citrus, który był przyjemnym glicerynowym plasterkiem cytrynki oraz La Praline, który... nie spodobał mi się niestety. O ile krem do rak o tym samym zapachu jest dla mnie okej, o tyle mydełko totalnie mi jakoś nie podeszło, a w dodatku podejrzewam je o wysuszanie skóry na dłoniach, więc z ulgą przyjęłam jego końcówkę. 
W listopadzie wymieniłam także gąbeczkę konjac, bo stara zaczynała się w środku rozpadać. Tym razem mam gąbeczkę z Oriflame, która jest bardzo dobra w działaniu, tak samo dobra jak moja pierwsza z Avon! Cenowo obie firmy mają je też podobnie, wynika więc z tego, że można kupić zarówno jedną, jak i druga i będzie się zadowolonym. 

I to koniec mojego listopadowego denko. Przyznaję, że może ilość kosmetyków nie powala, ale cieszę się, że nadal udaje mi się zużywać zapasy. Byle do przodu! Znacie coś z przedstawionych dzisiaj kosmetyków? Jak tam Wasze zużycia? Dajcie koniecznie znać w komentarzach! 

niedziela, 9 grudnia 2018

Recenzja: tusz Eye Catching Bourjois

Recenzja: tusz Eye Catching Bourjois
Około połowy września dostałam się do testowania w ramach klubu Recenzentki na portalu wizaz.pl. Otrzymałam do wypróbowania tusz Bourjois Eye Catching. O tym jak przebiegało testowanie oraz dlaczego ten kosmetyk stał się moim ulubieńcem i zdeklasował pozostałych faworytów przeczytacie w dzisiejszym wpisie, zapraszam! 
Pierwszą cechą na jaką zwróciłam uwagę po otworzeniu przesyłki było opakowanie. Buteleczka tuszu Eye Catching firmy Bourjois przypomina mi swoim kształtem amforę z drogocennymi olejkami. Kolorystyka to czerń i złoto, co potęguje wrażenie luksusowego produktu. Z kolei na zakrętce HIT - wizerunek kota wytłaczany w opakowaniu. Po jednej stronie kotek siedzi i podnosi łapkę prosząc o coś, a po drugiej wygląda, jakby czegoś szukał z noskiem przy ziemi i zadartym ogonkiem. Sami musicie przyznać, że opakowanie robi wrażenie i zdecydowanie może wzbudzać zazdrosne spojrzenia, gdy wyjmujemy je z kosmetyczki! 
Szczoteczka jest nieco grubsza w połowie długości i lekko wygięta. Umożliwia to dotarcie i stylizację każdej, nawet najmniejszej rzęski. Takie ustawienie włosia mocno pogrubia rzęsy i unosi je od nasady, dzięki czemu oko wydaje się o wiele większe i otwarte. Tusz Bourjois Eye Catching pokrywa rzęsy intensywną czernią. Mimo iż początkowo obawiałam się zbyt mocnego efektu do codziennego makijażu, to okazało się, że efekt owszem - jest wyrazisty, ale nie przesadzony. Szczoteczka dokładnie pokrywa rzęsy już za jednym pociągnięciem i nie ma potrzeby ponownego ich malowania. Wygięta szczoteczka lekko podkręca końcówki rzęs, przez co oko naprawdę robi się "kocie" ;-)
Tusz jest dość gęsty i wiele zależy od sposobu nakładania go na rzęsy. Zauważyłam, że najlepszy efekt osiągam, gdy maluję rzęsy w spokojnym tempie, bez pośpiechu. Malowanie rozpoczynam od nasady rzęs, aż po same końcówki kierując spojrzenie lekko ku dołowi. Powoli pokrywam każdy kawałek rzęs szczególną uwagę zwracając na zewnętrzne końcówki. Te pokrywam wyjątkowo starannie trzymając szczoteczkę w taki sposób, aby końcówka przypominała literkę "U". Na sam koniec dodaję lekkie "maźnięcie" na samych końcówkach rzęs w zewnętrznych kącikach. Jeśli podczas malowania zdarzy mi się sytuacja, gdy tuszu będzie zbyt dużo i poskleja mi rzęsy, to przeczesuję je czystą szczoteczką. Ja swoją dostałam w gratisie do zamówienia kosmetycznego, ale można ją zrobić samodzielnie ze szczotki po starym tuszu, najlepiej takim z włosiem. Taką szczoteczkę trzeba jednak wcześniej porządnie wymyć z resztek starego kosmetyku. 
Możecie zobaczyć, co ten tusz robi z moim okiem bez żadnych dodatkowych "upiększaczy" i wspomagania! Nie wiem czy zdjęcia dostatecznie dobrze oddają ten efekt, ale rzęsy są znacznie pogrubione, wyraziste, a samo oko ładnie "otwarte". Bardzo jestem zadowolona z tego jaki efekt na moich rzęsach robi tusz Eye Catching Bourjois i obecnie zdeklasował on innych moich faworytów - Super Shock z Avonu i Eyes Wide Open z Oriflame. Co ciekawe oba te tusze mają za zadanie także otworzyć nam oko - wynika z tego, że jest to chyba moja ulubiona cecha tuszy do rzęs ;-) Lubicie malować rzęsy? Jakie są Wasze ulubione tusze? Jakiego efektu spodziewacie się używając maskary? Podzielcie się opiniami w komentarzach! 

poniedziałek, 3 grudnia 2018

#haul nie tylko kosmetyczny PAŹDZIERNIK oraz LISTOPAD 2018

#haul nie tylko kosmetyczny PAŹDZIERNIK oraz LISTOPAD 2018
Kolejny raz n-ty miesiąc przemknął mi z prędkością światła! Dlatego dzisiejszy haul znów będzie dwumiesięczny. Bez obaw jednak, tym razem powinno być nieco mniej, bo w październiku i listopadzie starałam się ograniczać swoje zakupy, zwłaszcza kosmetyczne. Jeśli jesteście ciekawi dawki nowości - zapraszam do dalszej części posta. 
Moje niewielkie zakupy z Avon to maseczki do twarzy w saszetkach, trzy mini kremy do rąk oraz kolczyki. Zamówiłam sobie wszystkie trzy wersje maseczek Naturals, czyli nawilżającą z aloesem i bawełną, oczyszczającą z zieloną herbatą i ogórkiem oraz odżywczą z zielonymi oliwkami. Wszystkie saszetki mają po 10 ml więc zdecydowanie wystarczą na więcej niż jedną aplikację. Kupiłam także trzy miniaturki kremów do rąk Care o pojemności 30 ml każdy. Jest tutaj nawilżający krem do rak z olejkiem kokosowym (różowy), odżywczy z gliceryną (niebieski) oraz zawierający mleczko pszczele krem do bardzo suchej skóry (żółty). Do zamówienia mogłam kupić srebrne kolczyki-wkręty Apart z delikatnymi kryształkami. Kosztowały mnie one 15 zł i był to program dla konsultantek w podzięce za sprzedaż z całego katalogu. 
Z kolejnego katalogu Avon zamówiłam już wyjątkowo skromnie - żel pod oczy Planet Spa z bardzo lubianej przez mnie linii z zieloną oliwką oraz żel pod prysznic Senses o zapachu... czekolady! Jednak, kto mnie zna wie, że żeli pod prysznic mam w zapasie na kolejny rok, więc ten drugi kosmetyk raczej poleci do kogoś w prezencie ;-) 
Słynna już edycja promocji -49% na produkty do makijażu w drogerii Rossman jak zawsze przyciągnęła tłumy. W październikowej edycji także i ja wzięłam udział, dodam przy tym że po raz pierwszy ;-) Mimo, że uwielbiam wszelkie kosmetyki, to akurat tych do makijażu miałam spore zapasy, dlatego ta promocja nigdy na mnie jakoś szczególnie silnie nie działała. Jednak było kilka produktów, które szczególnie mnie zainteresowały i tak oto skusiłam się na powyższą trójcę. Jest tutaj pomada do brwi Wibo w odcieniu Dark Brown, matowa pomadka z kredką Lovely w kolorze Pink Poison oraz czekoladka-bronzer Lovely w odcieniu medium. Pierwsze testy wypadły bardzo dobrze, myślę że za jakiś czas będę mogła zaprosić Was na recenzje.

A tłem do zdjęcia kosmetyków do makijażu jest... moja nowa czapka z House! Pierwsze chłodniejsze dni spowodowały, że zaraz zapchały mi się zatoki, więc w ramach "pocieszenia" oraz dbania o ocieplenie tej części ciała kupiłam sobie taką oto uroczą czapkę z uszami misia ;-) 
W październiku przygotowywałam dwie paczki urodzinowe dla koleżanek, które poznałam dzięki portalowi Dress Cloud. W ramach tego portalu piszemy recenzje-chmurki, którymi dzielimy się z innymi. Za chmurki otrzymujemy diamenciki, którymi następnie możemy licytować paczki kosmetyków zwane jako SWOP-y. O moim pierwszym SWOP-ie pisałam Wam TUTAJ, a o kolejnym w licowym haul'u. Jednak obok recenzji i licytowania kosmetyków na Dress Cloud nawiązują się naprawdę fajne przyjaźnie i do takich właśnie internetowych przyjaciółek przygotowywałam urodzinowe paczki. Solenizantkami były Lidka, autorka bloga Talarkowa Pisze oraz Magda - autorka bloga Takie Moje Oderwanie. Z tego co wiem dziewczynom paczuchy się spodobały! ;-)
Z Aliexpressu przyszedł do mnie taki oto piękny pędzel do nakładania maseczek. Zauważyłam go u jednej z użytkowniczek grupy na Facebooku i strasznie mi się on spodobał! Pędzel ma silikonową końcówkę i piękną rączkę z "kryształkami". Zamówiłam takie dwa i jeden już poleciał w paczce do jednej z solenizantek. 
Na Instagramie wygrałam w konkursie Nutka Fitokosmetyki. Możecie sobie wyobrazić, jak skakałam z radości kiedy odebrałam nagrodę - wielkie pudło, w którym znajdowały się cztery pełnowymiarowe kosmetyki tej firmy i w dodatku w czterech wersjach zapachowych! Testuję je sumiennie od połowy października, spodziewajcie się więc posta z recenzjami w najbliższym czasie. 
Przyznaję, że wraz z narzeczonym czasami ratujemy się napojami nie do końca zdrowymi. Te tutaj wersje Tigera znaleźliśmy w Lidlu i bardzo nas urzekły te "gamingowe" nadruki! 
Pod koniec października dostałam się do testowania kosmetyków w ramach Klubu Recenzentki na Wizaz.pl. Otrzymałam zestaw L'Oreal CICACREAM - krem na dzień, krem pod oczy oraz krem na noc. Pełną recenzję tych trzech produktów znajdziecie w TYM poście. 
Pierwszy raz herbatki z Muminkami Nordovist próbowałam dzięki prezentowi od Talarkowej. Tak mi posmakowały, że postanowiłam wypróbować też wersję Roiboos. Znajdują się tutaj herbatki (od lewej u góry): Ready to go - rooibos o smaku bananowym, Tangy trick - rooibos o smaku sernika, Mee too - rooibos o smaku truskawkowym oraz You'll see - rooibos o smaku ciasta czekoladowego. Czy ja muszę pisać, jak one cudownie smakują? Herbatki z Muminkami kupicie na stronie Stół z powyłamywanymi nogami.

Listopadowe ELLE można było zakupić z pomadkami marki VIANEK i to aż z dwoma sztukami! Oczywiście nie mogłam nie skorzystać z takiej okazji! Po testach z pomadką peelingującą jestem zachwycona tymi szminkami, czy teraz też tak będzie? Oczywiście moje tempo zużywania pomadek nie jest zbyt szybkie, dlatego myślę, że jedna z nich trafi do jakiejś zaprzyjaźnionej duszy ;-)
Zauważyłam, że powoli dobija dna mój kremik z MIYA. Dlatego gdy tylko usłyszałam, że w Hebe jest promocja na ta markę - nie wahałam się ani chwili. Tym razem zdobyłam w końcu moją upragnioną wersję Call Me Later, która mam zamiar używać jako krem na noc. Jednak nie otworzę go zanim nie skończę poprzedniej wersji różanej! bardzo, bardzo polubiłam kremy tej marki i lubię mieć zawsze przynajmniej jeden w zapasie. Uważam jednak, że ich standardowa cena jest trochę zbyt wysoka i dlatego tak "rzucam się" gdy są w promocji ;-)
Ten zestaw kolorowych soków Grand zauważyłam na początku listopada w Lidlu. Jeśli zastanawia Was, co ja tak często chodzę do tego sklepu, to jest to jedyny market w mojej najbliższej okolicy stąd bywam tam naprawdę często z racji zakupów spożywczych. Zrobiłam sobie jednodniową "dietę sokową" zgodnie z krokami jak na opakowaniach. Najbardziej zasmakował mi żółty sok na dzień dobry, był najbardziej owocowy i słodki ;-) Ciekawe było też "gazpacho", a najmniej smakował mi "zastrzyk energii". Ciężko powiedzieć po jednym dniu, czy soki dobrze na mnie zadziałały ale były bardzo przyjemnym urozmaiceniem menu. Jednak cena 15 zł za zestaw jest dla mnie trochę zbyt wysoka, aby zrobić sobie dłuższą "kurację" (poza tym był to produkt sezonowy, bo już go nie ma na półkach). 
Niedawno dostałam się do testowania serum powiększającego usta Pharmatheiss Klubu Ekspertek Ofeminin. Po raz pierwszy testuję coś z tym portalem i strasznie mnie rozczuliła paczka zapakowana w ozdobną torebkę i z naklejkami w środku. Samo serum ma fajne działanie i wcale nie mrowi ust, czego się obawiałam. Więcej niebawem w recenzji na blogu. 
Również w ostatnim czasie zgłosiłam się wraz z koleżanką do testowania podpasek Femina, które otrzymałyśmy razem z dyskretnym etui do przechowywania. Strasznie lubię takie akcje, gdzie możemy zgłosić się razem i dzielić testowanymi produktami! 
Boże Narodzenie nadchodzi wielkimi krokami, a jednym ze sklepów który chyba najwcześniej rozpoczął sprzedaż świątecznych gadżetów jest KIK. To właśnie tutaj kupiłam niewielkie pudełeczko z pingwinkiem z myślą o zapakowaniu do niego karty prezentowej. Uważam, że karty prezentowe są fajnym pomysłem, bo obdarowany może wykorzystać taki bon na to, co najbardziej mu się przyda. Zawsze jednak jest kłopot z zapakowaniem takiego prezentu. To pudełeczko wydało mi się bardzo fajnym pomysłem! 
W listopadzie miałam imieniny, których niby nie obchodzę, ale tak trochę obchodzę - czyli prezenty przyjmuję! ;-) Dostałam naprawdę super podarunki, z których ogromnie sie cieszę. Jest wśród nich książka "Sekrety urody babuszki - słowiański elementarz pielęgnacji" zawierający przepisy na kosmetyki przygotowane własnoręcznie w domu. Jestem zachwycona wskazówkami, jakie tu znalazłam i mam zamiar przetestować kilka porad tutaj zawartych! 
Mój drugi imieninowy prezent to kalendarz adwentowy Make Up Revolution, który będzie mi umilał oczekiwanie na święta. Pierwszy raz w życiu mam kalendarz adwentowy z kosmetykami i strasznie się tym jaram. W kalendarzu MUR znajduje się aż 25 pełnowymiarowych produktów do makijażu! Zgodnie z opisem znajduje się tutaj 6 szminek, dwa pieczone rozświetlacze, 1 balsam przeciw świeceniu (baza?), 4 pędzle w wersji travel (!!!), dwa prasowane rozświetlacze, 2 błyszczyki, 1 wypiekany bronzer, 1 baza pod cienie do powiek, 1 mini paletka cieni, 2 rozświetlacze w kremie, lusterko, 1 rozświetlacz w płynie oraz jedna normalnej wielkości paletka do makijażu! Na moim Instagramie na instastories będę się starała wrzucać codziennie zdjęcie niespodzianki, którą wyjęłam. A na koniec przygotuję post zbiorczy z wszystkimi kosmetykami z kalendarza. Tegoroczne oczekiwanie na święta będzie strasznie fajne (już jest)! I to by było na tyle jeśli chodzi o moje nowości nie tylko kosmetyczne października i listopada. Mam nadzieję, że udało się Wam dotrwać do końca! Z okazji Black Friday zamówiłam kilka rzeczy na AliExpressie, ale tak poza tym udało mi się wytrwać i nie popadać w szał zakupowy ;-) A wy poszalałyście w minionych miesiącach z zakupami? Co nowego u Was przybyło? Pochwalcie się w komentarzach! A może coś z moich zakupów szczególnie się Wam spodobało? Dajcie znać! 
Copyright © Nostami blog , Blogger