niedziela, 25 listopada 2018

Przegląd katalogu AVON 17/2018 Gwiazdka

Przegląd katalogu AVON 17/2018 Gwiazdka
Świąteczny katalog Avon od lat jest dla mnie synonimem luksusu! Pojawia się w nim mnóstwo kosmetyków nie zawsze dostępnych w pozostałych katalogach, a każda strona jest błyszcząca, świąteczna i bardzo kusząca. Na kilka dni przed premierą oferty gwiazdkowej zapraszam Was na przegląd kilku ciekawych kosmetyków. 
Katalog 17 "Gwiazdka jest ostatnim katalogiem w roku i obowiązuje od 29 listopada do 27 grudnia 2018. Znajdziemy tutaj wiele ciekawych propozycji na prezenty dla bliższych i dalszych znajomych i przyjaciół. Ceny nie zawsze są najkorzystniejsze, ale kilka produktów jest w dobrych promocjach. Poza tym to katalog pełen zestawów, a one zawsze wychodzą taniej. 
Na początek oferta dla wielbicieli zapachów - wody toaletowe z tej strony można ze sobą łączyć w pary, aby obniżyć ich cenę. Mamy mu dwa zapachy damskie i trzy męskie. Widoczne na zdjęciu do Silky Soft Musk, który wśród nut zapachowych ma malinę, konwalię i piżmo (damski). Buteleczka na dole to męski Quantium, gdzie wśród nut zapachowych napotkamy limonkę, drzewo cedrowe i bursztyn. 
Jestem fanką maseczek z linii Planet Spa Avon, o czym pewnie niejednokrotnie mogliście się przekonać śledząc moje wpisy. W katalogu świątecznym wszystkie maski z tej serii są w cenie 9,99. Ja jestem posiadaczką rozjaśniającej maseczki Carribean Escape zawierającej pył z pereł i ekstrakty z alg morskich, nawilżającej Heavenly Hydration z oliwą z oliwek i przepięknym zapachu oraz oczyszczającej Perfectly Purifying z minerałami z morza martwego. Ta ostatnia to wersja w tubie saszetki, która opisywałam Wam kiedyś w TYM poście. 
Pozostając w klimacie Planet Spa, jeśli lubicie się z nawilżającą linią Heavenly Hydration (i jej cudny zapach!), to zestaw z kolejnej strony powinien Was bardzo zainteresować. Trzy świetne kosmetyki w cenie 20 zł (gdzie normalnie każdy kosztuje 9-14 zł) to atrakcyjna cena. W zestawie znajduje się nawilżająca maska w płachcie, żelowy krem pod oczy (uwielbiam żelowe konsystencje tych kremów, które bardzo szybko wchłaniają się w skórę i nie powodują rolowania korektora!) oraz serum do szyi i dekoltu. Zestawy po lewej stronie także prezentują się bardzo zachęcająco. 
Jesienią i zimą skóra wymaga więcej nawilżenia. Dlatego sięgam wtedy po bogatsze formuły, np. takie jakie znajdziemy w masłach. Z linii Planet Spa Avon mamy sporą kolekcję maseł. Moje ulubione to oczywiście to z zielonej linii nawilżającej, ale też widoczne na zdjęciu Carribean Escape, które ładnie rozświetla skórę takim jakby wewnętrznym blaskiem. Opakowania po zużyciu świetnie nadają się do przechowywania różnych drobiazgów, guzików itp. 
Jeśli używacie wodoodpornych tuszy, to pewnie doskonale wiecie jak ciężko czasami jest domyć po nich oczy. Dwufazowy preparat do demakijażu jest w tym zadaniu niezastąpiony. Po wymieszaniu formuły łączą się w białą emulsję, która po nasączeniu nią wacika zmywa nawet ten mocno oporny makijaż bez konieczności tarcia oka. Butelka jest niewielka, nie zajmie więc dużo miejsca w kosmetyczce. 
Wielokrotnie już przekonałam się, że biżuteria z Avonu jest nie tylko piękna, ale też trwała i na wiele lat zachowuje swój blask. W katalogu świątecznym spodobało mi się bardzo złote serce na długim łańcuszku, które posiada w środku lusterko. Chyba muszę napisać list do Mikołaja! 
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że polubię kosmetyki z ekstraktem z róży to chyba bym go wyśmiała! Ten zapach zawsze kojarzył mi się z "babcinym" i dlatego szerokim łukiem omijałam kosmetyki, które tak pachniały. Jednak dobrze się stało, że przemogłam swoją początkową niechęć, bo okazały się one dla mojej wrażliwej cery być prawdziwym zbawieniem! Są delikatne, szybko koją wszelkie podrażnienia, a do zapachu można się przyzwyczaić ;-) Widocznej na zdjęciu wody tonującej używam aktualnie kilka razy dziennie. Wylewam trochę na dłoń i ochlapuję nią oczyszczoną skórę twarzy. Można oczywiście robić to za pomocą wacika, ale zauważyłam, że przy tej metodzie o wiele więcej składników przenika do skóry (choć przy okazji więcej kosmetyku się zużywa...). Maseczka ratuje moją skórę, gdy wystąpi na niej podrażnienie. Szybko ją nawilża i przede wszystkim uspokaja. Ceny tych produktów są w tym katalogu świetne! 
Coś dla fanek oszczędzania - ogromna, bo 400 ml butla płynu micelarnego do demakijażu za niecałe 13 zł to jak wygrana losu na loterii! I jak nigdy nie planowałam robić zapasów płynów do demakijażu, bo przecież "zawsze się coś w domu znajdzie", tak nagle okazało się, że zużyłam już nieomal wszystko. Więc może to będzie mój kolejny faworyt, który ma szansę nie skończyć się zbyt szybko?
Luksusowa kąpiel w czekoladzie? Czemu nie! Taki właśnie jest odżywczy eliksir do kąpieli z masłem shea i kakao Planet Spa. Zapach przypomina tabliczkę czekolady, która wprost rozpływa się w ustach. Sam płyn nie wysusza skóry za to funduje nam przyjemne doznania zapachowe i puszystą piankę. Swoją drogą ciekawe jest to, że takie zapachy zupełnie nie działają na mnie w cieplejszych miesiącach, tylko własnie zimą. Też tak macie?
Regenerujący eliksir w sprayu Advance Techniques bardzo fajnie podkreśla skręt moich loków i sprawia, że włosy natychmiast stają się ładnie błyszczące i mniej się puszą. Zawiera aż pięć różnych olejków - z makadamii, nasion kamelii, migdałowy, winogronowy i marulla. Ma przyjemny zapach i nie obciąża włosów, no chyba, że użyjemy go zbyt dużo. To kolejny produkt, po który chętniej sięgam w zimnych miesiącach. Olejkowa formuła jest dla mnie wtedy jakoś tak bardziej pożądana. 
Nie byłoby świątecznego katalogu bez kosmetyków w specjalnych opakowaniach. Te urocze drobiazgi, to coś za co uwielbiam ten czas i staram się, aby nawet w łazience czuć było okres Bożego Narodzenia ;-) Te trzy mini kremiki do rąk pojawią się pewnie w październikowym haulu (który znów jakiś wyjdzie spóźniony!). Widoczna na zdjęciu bombka to płyn do kąpieli o zapachu czekolady i jagód. 
Na kolejnym zdjęciu także płyn do kąpieli, tym razem w butelce z uroczym niedźwiadkiem i o zapachu wanilii i śliwki. W takich chwilach aż żałuję, że nie mam w domu wanny! 
Oczywiście także kremy i balsamy z odżywczej linii Care zyskały świąteczne opakowanka. Każdego roku łapię się na tym, że skuszę się przynajmniej na jeden kosmetyk w takiej wersji! 
Jak już wspominałam powyżej zimową porą chętniej sięgam po cięższe, słodkie zapachy. Taki jest Avon Luck, który w katalogu świątecznym ma wyjątkowe, eleganckie opakowanie (obok możecie zobaczyć wersję "klasyczną"). Baza z drzewa sandałowego, a do tego nuty zapachowe Kwiatu jednej Nocy i bergamotki tworzą bardzo słodką kompozycję zapachową, idealną na chłodniejsze wieczory i wyjątkowe okazje. 
Kosmetyki z linii Naturals mają piękne i trwałe zapachy. Pamiętam, jak kiedyś na studiach chodziłam na basem i koleżanka z grupy przede mną używała serii z mango. Po wejściu do szatni zapach dalej unosił się w powietrzu, mimo że osoba, która używała tego balsamu dawno już wyszła z basenu! W katalogu gwiazdkowym możemy skomponować zestaw ze swojej ulubionej linii. Trzy kosmetyki - żel pod prysznic, balsam i mgiełka zapachowa będą nas kosztowały niecałe 17 zł.
Avon nie zapomina także o mężczyznach i specjalnie dla nich ma wiele zestawów kosmetyków przeznaczonych do pielęgnacji cery, czy całego ciała. Linia Care Active Sport zawiera ekstrakt z imbiru i jej zadaniem jest pobudzenie do działania i dodanie energii. Kosmetyk 3 w 1, który można stosować jako szampon, odżywkę do włosów, a także żel pod prysznic, ma piękny cytrusowy zapach. Mężczyźni lubią upraszczać sobie życie, więc taki kosmetyk może być dla nich fajną alternatywą, np na siłowni. 

To oczywiście nie wszystkie oferty i kosmetyki, jakie znajdziecie na 254 stronach katalogu 17 Avon! Gdybym chciała pokazać wszystko nie starczyłoby mi chyba znaków w bloggerze! ;-) Spodobało się Wam coś z dzisiejszego przeglądu? Może znacie te kosmetyki? A jak tam Wasze przygotowania świąteczne - kupujecie prezenty kosmetyczne dla najbliższych, czy raczej coś zupełnie innego? Dajcie znać w komentarzach!  

     

sobota, 17 listopada 2018

Denko PAŹDZIERNIK 2018

Denko PAŹDZIERNIK 2018
W sesji do październikowego denko niewątpliwą gwiazdą jest przeurocza dynia. Przeczytałam gdzieś, że to niepozorne warzywko jest bardzo fotogeniczne i po zrobieniu tych zdjęć podpisuję się pod tym stwierdzeniem obiema rekami! Zapraszam Was na przegląd kosmetycznych zużyć października wraz z recenzjami. 
Moje październikowe denko należy raczej do takich "przeciętnych". Udało mi się skonsumować trzynaście kosmetyków, trzy maski i sporo próbek. Chcę Wam dzisiaj także opowiedzieć o pewnych niesamowitych w smaku herbatkach, ale o tym w dalszej części postu. 
DO TWARZY
W mojej ulubionej kategorii kosmetyków z październiku pożegnałam się z:
- hydrolat z olejkiem z pestem z malin i melisą, Botanic Spa Rituals, Bielenda - to była miłość od pierwszego wejrzenia! Hydrolat głęboko nawilżał i koił moją skórę dzięki działaniu składników aktywnych pochodzenia naturalnego. W zapachu czuć było suszone liście malin i zioła.  W konsystencji przypominał wodę. Opakowanie było niestety plastykowe, w ciemno zielonym, półprzeźroczystym kolorze. To chyba największy dla mnie minus - że tak "naturalny" kosmetyk jest w takim opakowaniu. Używałam go tak często jak tylko się da i mam wrażenie, że oprócz właściwości nawilżających miał ona też działanie lekko oczyszczające. Świetnie radził sobie z uspokajaniem mojej szalejącej od hormonów skóry w "te" dni. Uwielbiam, polecam, wrócę! 
- mgiełka do twarzy z aloesem i bawełną Naturals Skin Care, Avon - kiedyś już chyba wspominałam, że mam manię nawilżania skóry i bardzo lubię używać wszelkich mgiełek i toników, zwłaszcza przy wysokich temperaturach. Mgiełka z Avonu pachniała bardzo delikatnie i miała opakowanie ze sprayem, który miał małe otworki, więc kosmetyk tworzył na skórze taką delikatną mgiełkę. Używanie było całkiem przyjemne, ale jakoś tak bez efektu wow. Nawilżenie w normie, działanie pozytywne, jednak znam już kilka tego typu kosmetyków, które sprawdzają się u mnie lepiej, więc nie wiem czy wrócę. 
- płyn micelarny i tonik 2w1 z ekstraktem z nagietka, Vianek - to mój debiut z tą firmą i to tak udany, że aż od razu się zainteresowałam innymi kosmetykami tej marki. Zacznę może od tego, że do tej pory do demakijażu zawsze używałam wody Sensibo h2o z Biodermy i od lat żaden innych kosmetyk nie sprostał moim oczekiwaniom. Płyn micelarny z Vianka otrzymałam w prezencie i postanowiłam, że jeśli nie będzie mi odpowiadał do demakijażu, to przynajmniej zużyję go jako tonik. Co się okazało? Że ani razu nie użyłam go jako tonik, tylko cały czas do demakijażu i to nawet oczu! Płyn ma przyjemny, nieco ziołowy zapach. Bardzo dobrze radzi sobie z demakijażem nawet przy kosmetykach wodoodpornych. Dodatkowo fajnie odświeża cerę. Ponieważ zawiera sporo składników naturalnych ma wskazanie, aby zużyć go w ciągu trzech miesięcy od otwarcia opakowania. Trochę bałam się, czy "zdążę", ale okazało się, że nie jest to żadnym problemem. Myślę, że ta seria Vianka doczeka się u mnie osobnej recenzji, bo jak na razie to właśnie linia z ekstraktem z nagietka spodobała mi się najbardziej. 
- różany żel do mycia twarzy Magic Rose, Evree - nigdy w życiu nie posadziłabym siebie samej o to, że polubię kosmetyki pachnące tym kwiatem. Lubię róże, ale jedynie w formie wiązanki, a tutaj kolejny raz sięgam po produkt o tym właśnie zapachu. Tonik z tej samej serii uwielbiam, o czym mogliście poczytać m.in. w TYM wpisie. Z żelem polubiliśmy się bardzo i myślę, że będę do niego także powracać. Ma gęstą, dobrze pieniąca się konsystencję. Dobrze domywa skórę i daje uczucie czystości, ale nie podrażnia skóry i jest dla niej wyjątkowo przyjazny. Lubię go!
- krem pod oczy Anew Genics, Avon - ten krem swego czasu był wychwalany pod niebo przez użytkowniczki, jako wyjątkowo skuteczny w walce z cieniami pod oczami. Niestety u mnie się totalnie przeterminował i zaczęłam bać się używać go na tak delikatnej i wrażliwej skórze. Dlatego ląduje w denko właściwie niesprawdzony. A co gorsza już nie przekonam się o tym, czy był skuteczny bo firma wycofała go ze sprzedaży. Pech!
DO CIAŁA
- żel pod prysznic o zapachu truskawkowym, Le Petit Marseiliais - duża, pachnąca truskawkami butla, która dostałam w ramach bycia Ambasadorką LPM i o czym pisałam TUTAJ. Właśnie zorientowałam się, że to było nieomal.. rok temu! Ale spokojnie, żel po okresie testowania czekał grzecznie w kolejce na swoją kolej, stąd taka obsuwa w zużywaniu. Swoją drogą coraz częściej łapię się na tym, że otwieram opakowania kosmetyków i nie dokańczam ich. Pisania postów o denko ma właśnie za zadanie przypominać mi o wykańczaniu kosmetyków! 
- krem do ciała Scolpito, Bottega Verde - to jeden z tych kosmetyków, które leżały zapomniane w kącie, a okazały się tak genialne, że po zabraniu się za nie dosłownie płakałam, że opakowanie dobija już dna! Balsam miał przyjemny, kwiatowy zapach i opakowanie z pompką. Konsystencja bardzo bogata, a jednak wchłaniał się bardzo szybko, co jest ogromną zaletą przy produktach do ciała. Skóra po użyciu tego kosmetyku była niesamowicie miękka, sprężysta, miła w dotyku! No po prostu cudo! Rzadko który kosmetyk do ciała, zwłaszcza z tych "ujędrniających" tak dobrze nawilżał mi skórę. Kosmetyki marki Bottega Verde są produktami naturalnymi i pochodzą z Toskanii. Przez pewien czas były dostępne w katalogu Betterware, jednak ostatnio ich nie widzę. Jeśli kiedykolwiek zobaczycie je gdzieś, np na targach czy w Hiszpanii to nie wahajcie się! Są warte każdej ceny!
- krem do biustu Solutions, Avon - krem o gęstej konsystencji i superwydajności. Tak dużej, że już patrzeć na niego nie mogłam ;-) Dobrze ujędrnia skórę, choć wspomniany wyżej krem Bottega Verde robił to lepiej. Do tego trochę długo się wchłaniał i to jest głównie powodem, dla którego chyba już nie wrócę. Obecnie używam serum i właśnie to, że szybko się wchłania bardzo mi się w nim podoba. 
- masło do ciała o zapachu mojito, The Body Shop - niewielkie masełko o gęstej, zbitej konsystencji i nietypowym zapachu, który był bardzo odświeżający w gorące dni. Ten kosmetyk miał jednak bardzo odżywczą, wręcz tłustawa konsystencję i latem nie bardzo mi odpowiadał. Jednak wraz z nastaniem jesieni znów się polubiliśmy. Obecnie używam kolejnego masełka TBS tym razem o zapachu różowego grejpfruta. 
- płyn do płukania jamy ustnej Strong Teeth, Oral B - przyjemny w użyciu płyn i smaku miętowej gumy do żucia, bez alkoholu, nie podrażniający. 
HIGIENA i ZAPACHY
- woda toaletowa Frey, Oriflame - to zużycie, z którego jestem szczególnie dumna! Po pierwsze, jeśli mnie znacie, to wiecie jak wolno idzie mi denkowanie perfum i zapachów. Po drugie, ten akurat zapach miałam już u siebie tak długo, że chyba ponad 10 lat! Zasadniczo była to woda dla mężczyzn, ale miała fajne cytrusowe nuty i kupiłam ją dla siebie. Mimo wszystko cieszę się, że w końcu udało mi się ją zużyć. Oczywiście dawno już nie jest produkowana!
- antyperspirant Adipower for men, Adidas - kosmetyk mojego narzeczonego. Testowaliśmy kiedyś razem antyperspiranty Adipower w ramach akcji na platformie trnd o czym pisałam TUTAJ. W końcu udało mi się zmotywować go do wykończenia opakowania, które już dawno należało skończyć. Przy okazji - ja z mojej wersji jestem bardzo zadowolona i mam kolejne opakowanie.
- patyczki higieniczne, Cien - patyczki, jak patyczki - są bawełniane, niestety wykonane z plastiku, jest ich w pudełku 180 sztuk. Pokazuję je jedynie z uwagi na ciekawy typ zamknięcia opakowania - pokrywka z klikiem uniemożliwia wypadanie patyczków, kiedy z jakiegoś powodu pudełko spadnie nam na ziemię (czyli w moim przypadku średnio dwa razy w tygodniu, rano, jak spieszę się do pracy). Teraz kupuję sobie patyczki w opakowaniu zastępczym w woreczku i przesypuję właśnie do tego pudełka ;-)
MASECZKI
- maski oczyszczające, bąblujące, Skin 79 - o tych maskach pisałam recenzję, która znajdziecie w TYM miejscu. Są świetne!
- maska oczyszczająca węglowa, Estemedis - przyzwoita maseczka, której działania oczyszczającego jednak wcale nie zauważyłam. Coś tam podziałała, trochę nawilżyła skórę ale generalnie bez szału. Dlatego raczej nie wrócę. 
PRÓBKI
W tym miesiącu się zawzięłam i zużyłam nieomal wszystkie zgromadzone próbki kosmetyków marki Vianek. Jak zapewne pamiętacie to szaleństwo zaczęło się już we wrześniu o czym pisałam w poście z tamtym denkiem. Próbki kremów do twarzy wystarczały mi średnio na 3-4 dni, kremu pod oczy nawet do 5-6 dni, a próbki kremu BB na około 4 dni. Starałam się w miarę możliwości zapamiętać, jak każdy z tych kremików sprawdził się na mojej skórze. Generalnie większość była okej. Najsłabiej sprawdziły się u mnie kremy z linii fioletowej z ekstraktem z kasztanowca (na noc) i owoców borówek (na noc). Nie polubiłam się także z kremem na dzień z linii Biolaven - po pierwsze zapach lawendy, za którym nie przepadam, po drugie zbyt bogata konsystencja, która powodowała u mnie potworne świecenie się skóry. Nieszczególnie przypadł mi do gustu lekki krem brzozowy Sylveco, głównie z uwagi na ziołowy zapach który mnie drażnił. Z kremów pod oczy nie spodobała mi się wersja z ekstraktem z miłorzębu japońskiego i kofeiny (czerwona seria). I to koniec tych "nie"! Bowiem bardzo polubiłam się z serią pomarańczową (odżywczą) - zarówno z kremem na dzień z korzeniem z cykorii, jak i z kremem na noc zawierającym ekstrakt z szyszek chmielu. Także seria łagodząca, czyli różowa spodobała się mojej skórze, a ekstrakt z ostrożnia wpłynął na nią kojąco i uspokajająco. Nawilżający krem pod oczy z ekstraktem z lnu okazał się dla mnie prawdziwym hitem - miał delikatną, mleczną konsystencję, przyjemny zapach i szybko się wchłaniał. Rozważam też zakup Viankowego kremu BB z ekstraktem z jeżówki. Nie tylko wyrównywał on koloryt cery i z powodzeniem zastąpił mi podkład, ale też nawilżał skórę i ją chronił. Jedynie problem mam ciągle z doborem koloru, bo.. odpowiada mi zarówno BB, jak i BB2! Podejrzewam, że wybiorę kolor kierując się miesiącem kiedy będę kupowała ten krem, bo po wakacjach mogę mieć jeszcze nieco ciemniejszą cerę niż "normalnie". Jak widać, mam sporą ilość kosmetyków marki Vianek, które trafiły na moją "wish listę". Nie wiem jednak kiedy na tyle po zużywam zapasów, abym mogła ją zrealizować ;-) Bardzo podoba mi się jednak to, że firma chętnie rozdaje próbki przy każdej możliwej okazji i to w większych ilościach. Dzięki temu - jak widać po dzisiejszym moim wpisie - można wyrobić sobie zdanie na temat wielu produktów i sprawdzić ich działanie na sobie. Uważam, że to zdecydowanie ułatwia wybór i zachęca do zakupu. Co o tym sądzicie? Tez lubicie testować kosmetyki w próbkach przed ich zakupem, czy jest to dla Was obojętne? A jak tam wasze zużycia kosmetyczne w październiku? Dajcie znać w komentarzach! 
BONUS
Na koniec mały bonus, bo widoczne na zdjęciu saszetki to zdecydowanie nie są zużycia kosmetyczne. Chciałam Wam jednak "pokazać" herbatki marki norweskiej marki Nordqvist z uroczymi Muminkami! W górnym rzędzie i po prawej są to herbaty typu Roiboos. Czerwona "Mee too" jest o smaku truskawek, pomarańczowa "Reddy to go" - banana, żółta z Małą Mi "Tangy Trick" ma za to smak SERNIKA! Niebieska "Go for it" to jedyny przedstawiciel herbat czarnych (pozostałe zużyłam, wypiłam i wyrzuciłam opakowania). Jest to czarna herbata o smaku jagodowej babeczki. Czy te nazwy Was przekonały? Te herbatki są niesamowicie pyszne! Jeśli jeszcze nie próbowaliście, to zachęcam do spróbowania. Kupicie je na stronie: Stół z powyłamywanymi nogami.  


poniedziałek, 12 listopada 2018

Recenzja: seria Revitalift CICACREAM L'Oreal Paris

Recenzja: seria Revitalift CICACREAM  L'Oreal Paris
Pod koniec października w ramach Klubu Recenzentki portalu wizaż.pl miałam przyjemność poznać serię kosmetyków L'Oreal Paris Revitalift CICACREAM Revitalift o działaniu przeciwzmarszczkowym. Sprawdzałam na sobie działanie kremu na dzień, na noc oraz pod oczy. Ciekawi, jak kosmetyki sprawdziły się na mojej skórze? Zapraszam do lektury!
Mam typową skórę mieszaną, z tendencją do tłustej w strefie T oraz z suchymi policzkami. Dodatkowo cechuje się ona wrażliwością, zwłaszcza w okolicy oczu. Nie obce są mi także pierwsze oznaki starzenia (w końcu wiek swoje robi!). Mam cienie pod oczami, wiotką skórę i pojedyncze zmarszczki w kącikach oczu i na szyi. W ramach Klubu Recenzentki Wizaż do testowania były trzy serie Revitalift. Ja zdecydowałam się na CICACREAM ponieważ jest ona polecana do wrażliwszej cery. 
Każdy kosmetyk z serii Revitalift CICACREAM zawiera ekstrakt z Centella Asiatica od wieków stosowanej w medycynie chińskiej, ze względu na jej właściwości regenerujące i odbudowujące. Zgodnie z legendami roślina ta pomagała tygrysom koić ich rany, stąd nazywana jest też "trawą tygrysią". Centella Asiatica jest jedną z naturalnych metod na zmarszczki, ponieważ pomaga w tworzeniu kolagenu i zwiększa elastyczność skóry.
Anti-wrinkle repairing day cream, czyli przeciwzmarszczkowy krem odbudowujący na dzień - zamknięty jest w podłużnej, bardzo wygodnej w użyciu tubie zakończonej wąską końcówką. Podczas aplikacji wyciskamy tylko potrzebną ilość kremu, nie ma więc ryzyka, że dostaną się do niego bakterie. Bardzo spodobał mi się taki sposób użytkowania kremu. Skład prezentuję na zdjęciu opakowania: 
Krem na dzień ma lekką konsystencję o mlecznobiałej barwie i specyficznym zapachu. Nie potrafię określić z czym mi się ten zapach kojarzy, ale mam wrażenie, że podobnie pachniał jakiś krem przeciwzmarszczkowy mojej mamy. Krem gładko się rozprowadza i szybko się wchłania, dlatego dobrze nadaje się pod makijaż. Po aplikacji dobrze nawilża skórę i lekko ją napina, dzięki czemu wygląda ona na bardziej wygładzoną i odświeżoną. Zaskoczył mnie efekt wygładzenia i napięcia skóry, który utrzymywał się przez większość dnia. Zapach ma średnią moc i może podrażniać przy bezpośrednim używaniu w okolicach oczu. Poza tym nie podrażnił mnie, ani nie uczulił, nie spowodował wysuszenia skóry, czy innych z nią problemów. 

ZALETY:
+ lekka, szybko wchłanialna konsystencja
+ opakowanie w formie tubki, z wąskim aplikatorem
+ efekt nawilżonej i wygładzonej skóry
Anti-aging and reparing wrap cream, to przeciwzmarszczkowy krem odbudowujący na noc, który ma za zadanie wygładzać zmarszczki, ujędrnić skórę i odbudować jej barierę ochronną. Zgodnie z opisem producenta ma otulającą, nietłustą konsystencję. Dla potrzeb mojej skóry okazał sie chyba jednak zbyt bogaty, bo po nałożeniu reagowała ona sporym świeceniem się i wrażeniem "tłustości". Oczywiście krem używałam na noc, w zupełności więc nie przeszkadzało mi to w stosowaniu go. Skład kremu na noc wygląda następująco:
Krem ma mlecznobiałą barwę i dość zbitą konsystencję, którą niewygodnie stosowało mi się palcami. Wpadłam jednak na pomysł, aby pomóc sobie przy nakładaniu szpatułką i okazało się, że było to strzał w dziesiątkę. Nie tylko wygodniej nabierało mi sie odpowiednią ilość kremu ze słoiczka, ale też zwiększyłam higienę jego używania. Mimo to stwierdzam, że zdecydowanie bardziej lubię miękkie, "budyniowe" formuły w kosmetykach na noc. Zapach kremu jest intensywniejszy niż wersji na dzień i może podrażniać wrażliwsze użytkowniczki. Mi także zdarzyło się odczuć dyskomfort, gdy nałożyłam go za pierwszym razem dość blisko oczu. 
Kosmetyk bardzo dobrze nawilża skórę i ją regeneruje. Rano, po paru godzinach, widać że skóra na twarzy jest znacznie gładsza i wygląda lepiej.  Do wrażenia "tłustszej" skóry po aplikacji trzeba się po prostu przyzwyczaić, lub używać mniejszej ilości kremu. Przyznaję jednak, że ja i tak nakładam go mniej niż innych kosmetyków o podobnym działaniu, a po paru tygodniach używania mam wrażenie, że nic nie ubyło. Widać więc, że krem będzie bardzo wydajny! 

ZALETY:
+ widoczne działanie regenerujące i ujędrniające skórę
+ skóra ma efekt liftingu kolejnego dnia rano
+ duża wydajność
WADY:
- zbita, lekko twarda konsystencja niewygodna przy używaniu palcami
Anti-aging and reparing eye cream, czyli przeciwzmarszczkowy krem odbudowujący pod oczy - ma za zadanie odbudować barierę ochronną delikatnej skóry, ujędrnić ją, a także zapewnić efekt liftingu. Kosmetyk zamknięty jest w typowym opakowaniu - tubce, zakończonej wąską końcówką. Skład kremu prezentuje się następująco:
Także i ten krem ma lekką konsystencję i szybko się wchłania. Co ciekawe kosmetyk ma kolor delikatnego różu i zaraz po użyciu wizualnie poprawia wygląd skóry i rozjaśnia cienie. Po kilku dniach regularnego stosowania skóra pod moimi oczami stała się zdecydowanie gładsza i lepiej nawilżona, a cienie jaśniejsze. Spodobało mi się też lekkie napięcie skóry po jego aplikacji. Krem dzięki szybkiemu wchłanianiu bardzo dobrze nadaje się pod makijaż, a użyty na nim korektor nie zbiera się i nie roluje. Subtelny zapach uprzyjemnia aplikację, ale jest na tyle delikatny, że nie podrażnia. Mimo, że na okolice oczy zdecydowanie najbardziej lubię formuły żelowe, to ten krem używam z prawdziwą przyjemnością i jestem dumna, że w końcu udaje mi się regularnie pielęgnować skórę. 

ZALETY:
- lekka formuła
- szybkie wchłanianie
- delikatny kolor, który ujednolica koloryt skóry i optycznie rozjaśnia cienie
- odpowiedni do cery wrażliwej 
PODSUMOWANIE
Podsumowując działanie całej serii Revitalifit CICACREAM muszę przyznać, że na mojej skórze sprawdziła się ona całkiem nieźle. Co prawda nie posiadam jeszcze większych zmarszczek, ale zauważyłam znaczną poprawę w jędrności skóry oraz jej wzmocnienie. Szczególnie widoczne jest to w okolicy oczu. Najbardziej przypadł mi do gustu krem pod oczy o lekko różowej barwie oraz krem na dzień, który super szybko się wchłaniał. Krem na noc z uwagi na dość zbitą konsystencję nie podbił mojego serca tak mocno. Po kilku tygodniach codziennego stosowania mam wrażenie przesytu składników odżywczych na mojej skórze i z tego powodu odstawiłam krem na noc, jako ten, który sprawiał na mnie wrażenie najbardziej treściwego. Być może powrócę do niego, gdy temperatury spadną, bo aktualnie moja skóra nie potrzebuje aż tak mocnego odżywienia. 

Używacie kremów przeciwzmarszczkowych? Znacie serię Revitalift CICACREAM L'Oreal, albo inne serie tej firmy? Udało się Wam kiedyś dostać do testowania w ramach Klubu Recenzentki Wizaż? Pochwalcie się koniecznie w komentarzach! 

sobota, 3 listopada 2018

#haul nie tylko kosmetyczny SIERPIEŃ oraz WRZESIEŃ 2018

#haul nie tylko kosmetyczny SIERPIEŃ oraz WRZESIEŃ 2018
Przymierzam się do tego posta, jak do przysłowiowego jeża, a tu czas płynie nieubłaganie i zatory tematyczne robią się coraz większe... Dziś więc bez zbędnej zwłoki zapraszam Was na przegląd nowości, które pojawiły się u mnie pod koniec lata i z początkiem jesieni. Uczciwie zalecam przed rozpoczęciem czytania zaopatrzyć się w kawkę lub herbatkę ;-) 
Linia GdanSkin z firmy Ziaja pojawiła się latem i z miejsca podbiła serca wielu fanek tych polskich kosmetyków. Ja także dałam się oczarować tym kojarzącym się z morzem produktom, o czym mogliście poczytać w poprzednim haulu TUTAJ. Do kupionej wtedy przez mnie maseczki i żelu dołączyła nawilżająca mgiełka do twarzy i ciała o przepięknym zapachu. Butelka ma tak lubiany przez mnie spray, który tworzy na twarzy delikatną mgiełkę. 
Kochana Lidka, autorka bloga Talarkowa Pisze przysłała mi paczuszkę, w której miały się znaleźć dwa kosmetyki, ale jak to zazwyczaj bywa z tymi paczuchami - nieco się ich rozmnożyło :D I tak w przesyłce znalazłam m.in. olejki do włosów - jeden w saszetce Kemon, a drugi w minitubce z serii Love Nature z Oriflame. Te dwa urocze, różowe kosmetyki to mydełko i krem do rąk o słodkim zapachu pralinek. Lidka podarowała mi także limitowaną wersję kremu do rąk i ciała Milk and Honey z czarną orchideą. Bardzo lubię ten krem, ma fajną, budyniową konsystencję i fajnie nawilża skórę. Kolejne dwa kosmetyki do lawendowe serum do twarzy z Biolaven oraz mydło do rąk Oriflame o przepięknym zapachu werbeny. To własnie te dwa produkty stały się pretekstem do tej paczki! Talarkowa testowała w wakacje nowe kapsułki 3in1 Pods Vizir i wrzuciła mi ich kilka. Ja brałam udział w takim teście rok temu, więc super było sprawdzić, czy tegoroczna wersja jest jeszcze lepsza. 
Pod kosmetykami możecie zobaczyć marmurkową okleinę - tło, które zamówiłam sobie z Aliexpressu. Niestety ten zakup okazał się totalną porażką - tło przyszło totalnie wygniecione, a dodatkowo ktoś zwinął rulon i brzeg przykleił taśmą w taki sposób, że zdejmując ją zniszczyłam sobie jeszcze kolejny kawałek... Jak widać takie delikatne produkty lepiej jednak zamawiać w innym miejscu. 
A to już moje bardzo pragmatyczne zakupy w Hebe i jak widać tło udało się nieco "wyprasować". Kupiłam większy zapas tamponów o.b. korzystając z promocji oraz dwa małe, suche szampony Batiste (w tym jeden z myślą o prezencie). Przy kasie skusiłam się na sprawdzony już przez mnie i bardzo lubiany tonik różany Evree. Pisałam o nim w poście o letniej pielęgnacji jakiś czas temu. Sprzedawczyni obdarowała mnie też sporą ilością próbek kremów Bielenda. 
W Rossmanie dzięki informacji od koleżanki kupiłam maseczkę w płachcie firmy Isana o właściwościach nawilżających. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że firma ta wprowadziła do sprzedaży takie produkty! O moich wrażeniach po użyciu tej maski pisałam w sierpniowym denko.   
Parafinowy zabieg do dłoni wraz z maską do dłoni Kozie Mleko Ziaja kupiłam w pierwszym momencie z myślą o prezentach, ale dzień później wróciłam się ponownie do drogerii i nabyłam egzemplarz dla siebie. Mam problemy z regularną pielęgnacją dłoni, liczę więc na to, że taka większa dawka odżywienia pomoże mi nieco nadrobić te zaległości. Taki zestaw kosztuje około 3 zł. 
Moje zamówienie z Avonu tym razem składało się z dwóch minikremów bardzo lubianej przez mnie linii Anew Perfect Skin (wcześniej jako Anew Vitale). Jest to krem na dzień z filtrem 25 UVA/UVB oraz krem na noc. Do tego zamówiłam spray do stóp Foot Works w wersji miniaturowej, moją ulubioną maseczkę oczyszczającą z minerałami z morza martwego Planet Spa (na prezent) oraz tonik z białą glinką Clearskin, który ma za zadanie minimalizować widoczność porów i skutecznie matowić skórę. 
W Biedronce zrobił się wielki szał na tropikalne maseczki o galaretkowatej formule. Byłam pewna, że nawet ich nie zobaczę, a tu w pobliskiej Biedroce czekały na mnie wszystkie rodzaje. Wzięłam też maseczkę z zieloną glinką beBeauty oraz czarną maskę w płachcie tej samej firmy. I tak teraz patrzę, że ja żadnej z tych masek nie próbowałam jeszcze! 
Pora na nowości niekosmetyczne. Pod koniec wakacji byłam nad morzem w Ustce. Jednego dnia mieliśmy nieco gorszą pogodę i postanowiliśmy zwiedzić wieś - skansen w pobliskich Klukach. Kupiłam tam sobie ręcznie dzierganą bransoletkę wykonaną ze sznurka. Jestem nią absolutnie oczarowana! 
We wrześniu już z AliExpressu przyszła dość spora paka cienkopisów - zwierzątek. Większość z nich nie należy do mnie, ale musicie przyznać, że taka banda prezentuje się uroczo ;-)
Parę dni po powrocie znad morza przyszło do mnie moje pierwsze zamówienie ze sklepu MIYO z paletkami, na które już dawno "zachorowałam". Na początek zdecydowałam się na trzy paletki i jeden monocień no. 27 Sunrise. Paletki składają się z pięciu cieni. Jak możecie zauważyć wybrałam każdą w zupełnie innym stylu i z myślą o innym przeznaczeniu. Od góry patrząc mamy tutaj paletkę nr 18 Life is Beach, która spodobała mi się całkiem niedawno, a jej ciepłe, piaskowe kolory będą świetnie prezentowały się w jesiennym makijażu. Środkowa to paletka nr 08 Very Me i zawiera ona cienie z przeznaczeniem do codziennych, bardzo delikatnych makijaży. Jest tutaj biały rozświetlacz, pudrowy róż i trzy odcienie beżo-brązów, idealne do makijażu do pracy. Tą wersję zakupiłam podwójnie na prezent. Trzecia paletka to moja największa miłość, a zarazem pierwsza dzięki której zainteresowałam się firmą MIYO. Mowa o nr 06 Carnival, która ma szalone, bardzo energetyczne kolory do letnich makijaży i na imprezę. Kolory są bardzo żywe, a ich pigmentacja powaliła mnie na kolana!W gratisie od firmy dostałam granatowy tusz do rzęs, który bardzo mnie ucieszył bo po ostatnich porządkach pozbyłam się wszystkich kolorowych tuszy. Otrzymałam też metaliczny błyszczyk do ust w kolorze No 09 Purple Friday i co zabawne paczka dotarła do mnie właśnie w piątek ;-) Jedyne czego żałuję, to że nie sprawdziłam wcześniej gdzie firma MIYA ma swoją siedzibę - bo mieści się ona w USTCE, gdzie chwilę wcześniej byłam na wakacjach! Mogłam więc moje zakupy zrobić na miejscu i nie ponosić kosztów przesyłki.
W Lidlu coraz częściej natrafiam na ciekawe kosmetyki, co jest o tyle niebezpieczne, że bywam w tym sklepie bardzo często, gdyż to jedyny spożywczak w mojej okolicy. I w ten oto sposób skusiłam się na produkty z linii Foodie od Soraya. Mamy tutaj jagodowy mus do ciała, supernawilżający sorbet o zapachu soczystego melona, peeling do stóp o słodkim miodowym zapachu oraz maseczki do twarzy z linii jagoda i melon. Kilka kosmetyków kupiłam tez z myślą o prezentach i mam nadzieję, że spodobały się one solenizantkom tak jak mi, a ja powoli szykuję recenzję kosmetyków tej linii. 

Także w Lidlu znalazłam fajne oranżady z wizerunkiem Bolka i Lolka ;-) Nie mogłam ich nie kupić! 
We wrześniu po raz pierwszy w życiu dostałam się do testowania kosmetyku na portalu wizaż.pl. Zostałam testerką tuszu Bourjois Eye Catching, który bardzo mi się spodobał. Używam go już ponad miesiąc, dlatego spodziewajcie się niebawem jego recenzji!
Na Rossmanowej promocji 2+2 tym razem trzymałam się mocno zasady "tylko potrzebne kosmetyki". I tak do mojego koszyka trafiły dwa płyny do płukania jamy ustnej Listerine (w tym nowość) oraz antyperspirant dla mojego narzeczonego i dla mnie kolejne opakowanie Adipower z Adidasa, o którym możecie poczytać więcej TUTAJ.
Korzystając z promocji tygodniowej w sklepie JJKorean Beauty kupiłam zachwalane przez Klaudię z bloga Sakuratokoo plasterki wysuszające wypryski Acne Pimple Master Patch oraz Blackhead Silk Finger Ball, czyli jedwabne kulki pomagające oczyścić skórę z zaskórników firmy COSRX. Jestem bardzo ciekawa jak te produkty sprawdzą się na mojej skórze. 
W Hebe udało mi się zdobyć nowości Garniera - maski na okolice oczu. Wersja pomarańczowa zawiera ekstrakty z pomarańczy i kwas hialuronowy, a ta zielona ma w swoim składzie wodę kokosową. Może uda im się rozprawić z moimi coraz bardziej widocznymi cieniami pod oczami? Nie ukrywam, że maski w płachcie tej firmy należą do moich ulubionych, dlatego wobec tych mam dość wysokie oczekiwania. 
Peeling kawowy Love your Body chodził już za mną od jakiegoś czasu, nic więc dziwnego, że gdy w SuperPharm zobaczyłam go w ciekawej promocji, to dałam się skusić. Wybrałam wersję z soczystą truskawką i tym samym spełniłam swoje jeszcze jedno marzenie z wish listy ;-)
Pod koniec września we Wrocławiu odbywała się kolejna edycja targów Natural Beauty, z której relację mogliście przeczytać TUTAJ. Przyniosłam z targów nieco kosmetyków o naturalnych składach, a ich wszystkie opisy także znajdziecie w wymienionym wyżej poście. 
Bardzo lubię magazyn Claudia i czytam go regularnie od kilku lat (nawet nie chcecie wiedzieć ile miejsca zajmują mi te gazety w domu! Koniecznie muszę zredukować ich ilość!). Numer październikowy tego miesięcznika można było kupić z kosmetykiem marki _element - żelem pod prysznic lub szamponem. Ja zdecydowałam się na żel o właściwościach peelingujących z kiełkami rzeżuchy. Bałam się, że będzie miał zapach tej rośliny, na szczęście pachnie całkiem przyjemnie ;-)
Także we wrześniu wraz z uczniami z mojej pracy świętowaliśmy mały sukces i wtedy to po raz pierwszy próbowałam lodów tajskich. Okazało się, że są całkiem smaczne, a bogactwo wariantów może przyprawić o ból głowy! Ja zdecydowałam się na miętę z limonką i lody były całkiem orzeźwiające i smaczne. Jednak nadal pozostaję wierna fanką lodziarni Roma i ich specjałów!

Tak oto w nieco przydługiej formie prezentują się moje nowości sierpnia i września, w większości jednak kosmetyczne. Niebawem szykuje się więc kilka nowych recenzji! A może macie specjalne życzenia co opisać w pierwszej kolejności? Znacie kosmetyki które dzisiaj pokazałam? Podzielcie się opiniami w komentarzach, chętnie poczytam! 

Copyright © Nostami blog , Blogger