niedziela, 19 sierpnia 2018

Denko LIPIEC 2018

Denko LIPIEC 2018
Wakacje upływają nam w tym roku w tropikalnych temperaturach, co nie wpływa na stosowanie wielu kosmetyków, bo zwyczajnie człowiek się rozpuszcza. Może jedynie żele pod prysznic i wszelkiego rodzaju mgiełki chłodzące mają większe wzięcie. Dlatego byłam przekonana, że moje lipcowe denko będzie skromne i malutkie. Jak się jednak okaże poniżej wcale nie było tak źle. Zapraszam po szczegóły! 
Jak zawsze rozpocznę od mojej ulubionej kategorii jaką są kosmetyki do PIELĘGNACJI TWARZY. W lipcu znalazło się tutaj pięć produktów i trochę masek. 
woda micelarna Sensiobio H2O, Bioderma - jak wiecie to mój ulubiony micelar i nadal żaden inny nie zdołał go pobić. Po pełną recenzję zapraszam Was TUTAJ,  a ja widzę, że zużycie jednego opakowania 250 ml zajmuje mi średnio 4 - 6 miesięcy, więc chyba nie jest tak źle z wydajnością. 
- tonik z glistnikiem i wodą źródlaną Herbal Essences, Avon - to pozostałości moich starych zapasów i niestety nie dowiedziałam się, jak działa ten kosmetyk, bo przeterminował się tak znacznie, że nie chciałam już ryzykować używania go. Swoją drogą szkoda, że Avon odszedł od idei tworzenia linii kosmetycznych opartych na składnikach naturalnych. 
- lekki krem nawilżający przeciw błyszczeniu, Mixa - bardzo lubię kosmetyki z linii Mixa i żałuję, że tak rzadko po nie sięgam! Krem był rzeczywiście leciutki w konsystencji, przyjemnie pachniał i bardzo szybko się wchłaniał. Dawał dobre uczucie nawilżenia i nieznaczną redukcję świecenia. Nie robił nam skóry zupełnie matowej, ale takiej jakby lekko muśniętej pudrem transparentnym. Krem idealnie nadawał się pod makijaż i zdecydowanie się polubiliśmy. Myślę więc, że wrócę do niego w przyszłości. 
- głęboko regenerujący krem-maska do twarzy na noc Anew, Avon - zawierał kapsułki kwasu hialuronowego dzięki czemu bardzo szybko i skutecznie nawilżał skórę. Używałam go dwa-trzy razy w tygodniu zamiast kremu na noc, lub kilka nocy w rzędu w ramach kuracji. Skóra była po nim znacznie ładniejsza, bardziej wygładzona i świeższa. To już moje drugie opakowanie tego kosmetyku, a to chyba jest jego najlepszą rekomendacją ;-)
- serum Fenomen C Perfecta, Dax Cosmetics - zużywałam bardzo długo. Miałam okres, że używałam go codziennie, a później jak zapomniałam tak kisiłam i kisiłam na półce w łazience.. Pełną recenzją znajdziecie TUTAJ. Nie wiem czy wrócę do tego serum, było OK, ale mam jeszcze sporo innych do testowania.
- próbka kremu Aqua Bomb, Garnier - nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że ten kosmetyk będzie bardziej żelowy, a w konsystencji wyglądał on raczej jak lekki krem. Dobrze się wchłaniał i fajnie nawilżał, ale jeszcze mam wobec niego mieszane uczucia. Na szczęście mam więcej próbek ;-) 
W kategorii kosmetyków DO CIAŁA udało mi się zużyć aż siedem produktów, a były to:
- żel aloesowy, Holika Holika - wszystko co dobre niestety kiedyś musi się skończyć i tak oto zdenkowałam mój kosmetyczny Hit Roku 2017. Pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ, a ja na szczęście mam już kolejne opakowanie... 
- żel do golenia różowy grejfrut, Balea - na niego także przyszła już pora. Przyznaję, że nigdy w życiu nie miałam produktu do golenia o tak pięknym zapachu i cudownej formule. Żel po wyciśnięciu z pojemnika ma piękna, różową barwę, a po chwili zmienia się w puszystą piankę. Zapach jest przepiękny i znacznie umila golenie. Co ważne, dzięki temu produktowi maszynka ślizga się po skórze znacznie sprawniej i nie podrażnia skóry. Cudowny kosmetyk!
- żel do higieny intymnej Active, Avon - miał być odpowiedni dla osób uprawiających sport i dzięki niemu miałam dłużej zachowywać świeżość. Nic takiego nie odczułam i ogólnie pomimo, że kosmetyk ten działał ok, nie podrażnił mnie ani niczym nie zdenerwował, to wolę produkty firmy Lactacyd, albo Tess. 
- kremowy żel pod prysznic z owsem i rumiankiem Avon Care, Avon - bardzo przyjemny w użyciu i duży żel pod prysznic, który przyzwoicie się pienił i pięknie pachniał. Dobrze oczyszczał skórę, ale też ją nawilżał i przydał mi się nie raz, gdy miałam podrażnioną skórę. Duże, rodzinne opakowanie 400 ml wystarczyło mi na dość długo. Chętnie wrócę do niego lub jemu podobnym produktom, bo dobrze mieć w domu żel o delikatniejszej formule. 
- lotion nawilżający Baby, Avon - używałam zanim poznałam żel aloesowy na podrażnioną skórę zwłaszcza po depilacji. Miał specyficzny, dzidziusiowy zapach, super szybko się wchłaniał i łagodził wszelkie podrażnienia. Niestety marka wycofała się z jego produkcji. 
- mini żel pod prysznic Honeymania, The Body Shop - żele TBS to moi ulubieńcy! Mają cudowne zapachy, delikatne formuły, dobrze się pienią i są wydajne. Takie miniaturki kupuję głównie z uwagi na możliwość zabierania ich ze sobą na siłownię, czy na wycieczki. Żel Honeymania pachniał jak miód z mlekiem i trochę mi ten zapach przypominał kosmetyki z linii Nuxe, więc jeśli też lubicie ich zapachy, to warto sprawdzić tą wersję żelu. 
- kremowe mydło do rąk Moringa z Kokosem, Ziaja - odkąd odkryłam mydła do rak z Ziaja, zagościły w mojej kuchni na stałe. Przyjemny, lekko tropikalny zapach, kremowa formuła, która nie wysusza skóry dłoni i porządne oczyszczanie - czego chcieć więcej? Bardzo przyjemny kosmetyk za niewielka cenę, jeśli jeszcze nie znacie, to zdecydowanie polecam. 
Jeśli chodzi o MASECZKI to znów trochę się ich uzbierało. Starałam się mimo upałów utrzymywać zużycie w tej kategorii na poziomie i tak zdenkowałam:
Pure Clay Detox Mask, L'Oreal - bardzo fajna maseczka, której działania się obawiałam, że będzie zbyt silne i mnie podrażni. A tu nic takiego! Maska ma bardzo przyjemną w aplikacji konsystencję i dobrze rozsmarowuje się na skórze twarzy. Ma czarno-szary kolor, który nieco blednie gdy maska wysycha. W składzie maski znajdują się trzy mineralne glinki: kaolin, absorbująca zanieczyszczenia; montymorylonit, pomagającą zredukować niedoskonałości oraz ghassoul z oligoelementami rozjaśniającymi skórę. Oprócz glinek w składzie ma znajdować się węgiel. Podczas aplikacji, zwłaszcza przy grubszej warstwie kosmetyku, czułam lekki dyskomfort i pieczenie. Jednak po zmyciu jej ze skóry nie było widać śladu zaczerwienienia czy podrażnienia. Pory stały się znacznie jaśniejsze, a skóra lekko rozjaśniona. Maska była przyjemna w użyciu, jednak wersja zielona bardziej mi się spodobała i to nią w przyszłości planuję zakupić (z naciskiem na "w przyszłości"). 
- oczyszczająca maska Juicy z zieloną herbatą, Holika Holika - ma cudowny zapach, zupełnie jak olejek z zieloną herbatą. Zadaniem esencji, którą nasączona jest maska jest nie tylko oczyszczenia cery, ale jej lekkie ściągnięcie. Płachta ma nieco dziwny kształt, jest bardzo szeroka i do tego ma spory otwór na usta. Ale da się ładnie dopasować do kształtu twarzy. Podczas działania maski czuć delikatne chłodzenie. Zdjęłam ją po 15 min, tak jak zaleca producent, mimo że płachta była jeszcze bardzo wilgotna. Skóra po użyciu maski była fajnie nawilżona i odświeżona, zauważyłam też, że stała się matowa. Jest świetna!
oczyszczająca maska peel-off Carbo Detox Biały Węgiel, Bielenda - fajna maska, o której pisałam przy okazji posta Mania Maseczkowania 3. Tam znajdziecie pełną recenzję.
rozjaśniająca maska w płacie Edge Cutimal CAT, Belleza Castillo - jak dla mnie to ten kotek bardziej przypomina pandę... Maska była bardzo mocno nasączona esencją, aż ciężko było ją rozłożyć taka była mokra. Serum nie miało zapachu, a przynajmniej ja go nie wyczułam. Maskę trzymałam na twarzy 20 min, czyli tyle ile zaleca producent. Podczas aplikacji nic złego się nie działo. Po zdjęciu płachty skóra była naprawdę fajnie nawilżona i gładka, choć nie zauważyłam aby była rozjaśniona. Jednak ja teraz jestem nieco opalona, więc to może być nawet niewidoczny efekt. Na skórze pozostało nieco esencji więc pozwoliłam jej swobodnie wysychać. Niestety podczas wysychania zaczęły mnie piec policzki i po chwili było to nie do wytrzymania, więc zmyłam buzię wodą. To już któryś raz tak mam, że podczas używania maski jest OK, a chwilę później wychodzą mi jakieś podrażnienia. Maska fajnie nawilżyła mi skórę i była naprawdę naładowana esencją, jednak z uwagi na podrażnienie małe szanse że sięgnę po nią ponownie.
- maska Nourishing z linii Essentials, Oriflame - znajduje się w saszetce można więc z powodzeniem zabrać ją ze sobą w podróż, czy na wakacje. Jedna saszetka wystarczyła mi na jedną, dość obfitą aplikację. Kosmetyk wyglądem przypomina budyń, w dodatku w zapachu wyczuwalne są nuty wanilii. Maseczka ma działanie odżywcze, a w jej składzie znajduje się m.in. olejek z orzechów makadamia oraz kompleks witaminowy. Kremowa maska była przyjemna w aplikacji, a po jej użyciu moja skóra była przyjemnie nawilżona i odżywiona. Bardzo fajny kosmetyk - uwaga podobno jest limitowany!
czekoladowo-kakaowa maseczka kolagenowa, Puroderm - pachnie pięknie czekoladą, co bardzo umila jej aplikację. Płat jest nieco grubszy niż te ze znanych mi wcześniej masek. Maska podczas aplikacji delikatnie chłodzi skórę. Zawiera ekstrakt z kakao, kolagen - odpowiedzialny za wygładzenie skóry oraz wit. E. Ma działanie przywracające elastyczność i witalność skóry. Po zdjęciu odczuwałam lekkie pieczenie pod oczami na policzkach, ale skóra wyglądała dobrze i nie była nigdzie zaczerwieniona. Efekt był naprawdę WOW - skóra była znacznie bardziej wygładzona i miała wyrównany kolor. Niestety na jej powierzchni był wyczuwalny film, co mnie trochę drażniło.
maska Anew Essential, Avon - ma jak dla mnie trochę dziwny kształt, bo składa się jakby z dwóch części. Do tego otwory na oczy są dla mnie nieco zbyt małe. Ale jak każdą tego typu maskę, da się ją jakoś mniej więcej dopasować. Esencja, którą nawilżona jest maska ma ładny, cytrusowy zapach. Sam płat jest dość gruby i mocno nasączony.  Maska ma za zadanie aktywować młodość skóry. Po aplikacji zauważyłam, że skórą ma równiejszy kolor i jest gładsza. Była też dobrze nawilżona i odświeżona.
maski mango oraz hydro-boost, Balea - a o tych maskach więcej opowiem we wpisie poświęconym kosmetykom tej marki, już niebawem! 
maska Dotleniająca + CO2, L'Biotica -  płachta była bardzo mocno nasączona esencją, aż chlupnęło jak wyjmowałam maskę z opakowania. Płat był dobrze skrojony, chociaż miałam problemy z odwinięciem kawałka przy oku i w efekcie miałam jeden wywinięty do zewnątrz, a drugi do wewnątrz. Podczas aplikacji czułam przyjemne chłodzenie skóry, choć pod koniec miałam wrażenie, że coś mnie podrażnia. Mimo efektu fajnego nawilżenia po zdjęciu maski skóra była podrażniona i lekko mnie piekła. Po kolejnych 10 minutach na szczęście większość tego pieczenia ustała, ale miałam wrażenie, że skóra jest jakby bardziej wrażliwa. Mimo, że mam zaufanie do produktów tej marki, to akurat po tą maskę więcej nie sięgnę, bo ewidentnie coś w niej mi nie służy.
HIGIENA
- płyn do płukania jamy ustnej Total Care Zero, Listerine - płyn bez alkoholu, czyli tak jak lubię bo nie szczypie w buzię. Przyzwoity smak i działanie. Niedawno pytałam o to mojego dentystę, który stwierdził, że wcale nie jest udowodnione, że płyny z alkoholem działają lepiej i nie ma potrzeby podrażniać sobie dziąseł. 
- pasta herbal, Colgate - zwyczajna pasta o przyzwoitym działaniu i przyjemnym smaku. 
- mydełko oliwka i aloes Love Nature, Oriflame - miało prześliczny zapach, który ogromnie mi się spodobał już od pierwszego wąchania. Jak bardzo lubię mydełka z tej serii, tak to mi trochę podpadło, bo trochę się "lało" i musiałam co chwilę opłukiwać umywalkę, bo mydełko miało taki limonkowy kolorek, więc i zacieki robiły się zielonkawe. Ale wybaczam mu za ten zapach i super działanie ;-)
- próbki perełek zapachowych Un Stoppables, Lenor - ich zapach kojarzył mi się z zapachem płynów do płukania Lenor i jest to bardzo ładny zapach. Po wyjęciu pranie i pralka wewnątrz pięknie pachniała. Niestety na ubraniach ten zapach wcale się nie utrzymał, mało tego - niektóre ubrania wręcz tak jakby śmierdziały. Dlatego nie zachwyciłam się tym produktem i raczej nie planuję jego zakupu, a Wy znacie perełki? Używacie?
Zrobiłam nieco porządków wśród kosmetyków do MAKIJAŻu i wszystkie, które tutaj się znajdują to efekty tych "czystek". Większość zwyczajnie się przeterminowała, lub zaczęła dziwnie zachowywać dlatego postanowiłam się ich pozbyć. Korektor Color Trend z Avonu (ostatni, biały po prawej) był bardzo fajny i służył mi dość długo, dobrze ukrywając co trzeba. Lubiłam także kolorowe tusze do rzęs - fioletowy z Color Trend, Avon (drugi od lewej) oraz złoty, także z Avonu (czwarty od lewej), mimo, że prawie nie było go widać. Zdenkowałam także kilka ZAPACHÓW, chociaż to same maleństwa, a jedna z perfumetek zaczęła dziwnie czarnieć. Planowałam o wiele większe porządki w wakacje, ale może uda mi się to w sierpniu.
Tymczasem tak prezentuje się całe moje lipcowe denko i kosmetyczne zużycia. Znacie kosmetyki, które dzisiaj Wam przedstawiłam? Coś Was szczególnie zainteresowało? Dajcie znać w komentarzach! 

piątek, 10 sierpnia 2018

Recenzja: kosmetyczny boks z Drogerii Vica

Recenzja: kosmetyczny boks z Drogerii Vica
W maju zostałam zaskoczona bardzo miłą niespodzianką z portalu Ambasadorka Kosmetyczna. Jako ich ambasadorka premium otrzymałam boks z Drogerii Vica.pl pełen kosmetyków i próbek! I mimo, że w tym samym miesiącu dostałam bardzo wiele paczek urodzinowych, o czym pisałam w majowym haul'u nie tylko kosmetycznym, udało mi się przetestować już nieomal wszystko z pudełka i spieszę do Was z recenzjami. A jest o czym pisać! 
Pudełko było niewielkie, ale znalazło się w nim aż sześć pełnowymiarowych kosmetyków i jedenaście próbek. Właściwie na upartego dzięki zawartości, jaka została dobrana można by "przeżyć" na przykład na krótkiej wycieczce i brakowałoby jedynie może jednej - dwóch rzeczy ;-) Wszystkie kosmetyki, które znalazły się w pudełku są dla mnie zupełnymi nowościami. Jedynie olejek z drzewa herbacianego jako produkt znam, ale akurat nie z tej firmy. To już moje trzecia przesyłka z portalu Ambasadorka Kosmetyczna. Wcześniej miałam przyjemność testować krem Nivea Essentials Urban Skin oraz spray Voiger do czyszczenia łazienek. Zainteresowanych recenzjami odsyłam do odpowiednich linków, a jeśli wy także chcielibyście testować ciekawe kosmetyki (i nie tylko), to zachęcam Was oczywiście do założenia profilu na portalu Ambasadorka Kosmetyczna
Jako pierwszą w pudełku znalazłam mini rękawiczkę do demakijażu firmy GLOV. Możecie sobie wyobrazić moją radość! Używałam już ściereczki do demakijażu innej firmy, ale dużej, a to maleństwo wielkości palca można zabrać ze sobą dosłownie wszędzie! Oczyma wyobraźni widzę już siebie zmywająca makijaż na siłowni - w tym miejscu zawsze mi brakowało takiego gadżetu. Jak już wspominałam rękawiczka mieści się na palcu i wykonana jest z bardzo mięciutkiego materiału. Po zwilżeniu wodą możemy nią zmywać makijaż oka bez użycia żadnych innych środków. Sama w to nie wierzyłam, ale makijaż schodzi bardzo sprawnie i wcale nie trzeba pocierać oczu! Opakowanie z jednorożcami zdecydowanie skradło mi serca, a sama rękawiczka jest w ślicznym kolorze różowym. 
Niedawno wróciłam znad jeziora i w związku z tym mam szereg "wakacyjnych" problemów ze skórą ;-) Mimo, że oddychałam zdecydowanie czystszym powietrzem niż na co dzień, to po powrocie moja skóra stała się potwornie zanieczyszczona, zdarzają mi się także wypryski. Dodatkowo upały jakie panują chyba w całym kraju powodują, że skóra znacznie bardziej się przetłuszcza. Olejek z drzewa herbacianego firmy MELALEUCA Poland to dla mnie prawdziwe wybawienie! Do przemywania zmian trądzikowych używam jego roztworu z wodą (w stosunku 1:2 czyli na jedną cząstkę olejku przypadają dwie takie same wody). Roztwór mieszam w małej plastykowej butelce kupionej w Rossmanie i przemywam skórę nasączonym wacikiem. Czasami mieszam go też z oliwką dla dzieci, kiedy chcę bardziej natłuścić skórę (ale zdecydowanie nie latem!). Z ulotki wewnątrz opakowania dowiedziałam się jednak, że olejek można wykorzystać na wielu sposobów i jest on zdecydowanie bardziej uniwersalny niż myślałam. Można go używać przy drobnych oparzeniach i skaleczeniach, ukąszeniach owadów, bólach gardła, grzybicy stóp i paznokci, a także na stany zapalne dziąseł czy opryszczkę wargową. Olejek z drzewa herbacianego ma właściwości antybakteryjne i bakteriobójcze, może być nawet wykorzystywany do sprzątania. A przy tym pięknie pachnie!  
Z wakacji wróciłam oczywiście z opalenizną przez co moja skóra stała się przesuszona i wrażliwa. I znów ratunek znalazłam w kosmetycznym boksie z Drogerii Vica - lotion do ciała z firmy Instituto Espanol. Kosmetyk ten posiada kolagen i ekstrakt ze śluzu ślimaka oraz ma działanie silnie regenerujące. Podczas nakładania go na skórę czuję bogactwo składników niczym w maśle do ciała, mimo że konsystencja jest bardziej lejąca. Znacie to uczucie, kiedy podczas nakładania kosmetyku nawilżającego dosłownie czujecie jak skóra wchłania składniki odżywcze? To własnie to! Lotion szybko się wchłania pozostawiając skórę aksamitnie gładką i satynową. Zapach ma kobiecy, kwiatowy, ale delikatny. Bardzo uprzyjemnia to aplikację. Opakowanie ma 100 ml jest więc to idealna ilość do zabrania ze sobą na wakacje. Aż żałuję, że o nim zapomniałam jadąc nad jezioro. Oczywiście balsam ten możemy także kupić w większym opakowaniu 500 ml. 
Wśród wielu saszetek w pudełku znalazły się próbki szamponu i balsamu do włosów Hydra włoskiej firmy Stylish is Professional. Szampon bardzo porządnie się pienił i przyjemnie pachniał. Próbka wystarczyła mi na jedno porządne umycie moich średnio długich włosów (a bałam się, że będzie za mało!). Po umyciu włosy były mocniejsze, ale jakby sztywniejsze w dotyku i mniej sprężyste. Owszem były mocniejsze i bardziej sprężyste, ale efekt sztywności nie spodobał mi się. Na szczęście tuż po umyciu włosów szamponem sięgnęłam po odżywkę z tej samej linii, czyli Balsamo Hydra Stylish is Professional. Odżywka miała śliczny żółty kolorek, jak żółtko. Pachniała bardzo pięknie i intensywnie, a zapach utrzymywał się jeszcze na włosach do kolejnego dnia! Nie bardzo wiedziałam jak poradzić sobie z saszetką, dlatego użyłam jej w całości na moje włosy. Później doszłam do wniosku, że połowa wystarczyła by mi w zupełności. Po około 3 minutach spłukałam odżywkę. Włosy natychmiast stały się miękkie i przyjemne w dotyku. Loki skręciły się ładnie i wyraźnie było widać, że włosy dostały porządną dawkę nawilżenia. Podsumowując działanie obu tych kosmetyków, to odżywka zachwyciła mnie totalnie i chętnie będę ją widziała w swojej pielęgnacji. Co do szamponu, to jedynie razem z odżywką w duecie. 
Moim największym problemem jest pamiętanie o używaniu kremów do rąk. Mam to szczęście, że na co dzień nie mam problemów z przesuszoną skórą dłoni, nie oznacza to jednak, że jest ona idealnie nawilżona i gładka. Saszetka z kremem do rąk z wyciągiem z jagód Goji firmy Derma Plus to kolejny świetny kosmetyk, który znalazłam w pudełku. Krem ma silne działanie anti-aging na skórę, pięknie ją nawilża i ujędrnia. Spodobało mi się, że ekstrakt z jagód goji pochodzi z upraw ekologicznych, a sam kosmetyk nie zawiera SLES, parabenów, wazeliny, czy barwników. Krem jest bardzo wydajny, niewielka saszetka wystarczyła mi na kilka użyć, a skóra na moich dłoniach jest teraz w zdecydowanie lepszym stanie. 
Dwie próbki wody perfumowanej hiszpańskiej marki SAPHIR to także dla mnie nowość. Miałam przyjemność poznać zapach Siloe (damski) oraz Victorioso (męski), która bardzo przypadł do gustu mojemu ukochanemu. Muszę przyznać, że mi także spodobały się cytrusowe, orzeźwiające nuty Victorioso. Z kolei Siloe ma w sobie wiele kwiatowych nut i jest z jednej strony delikatny i dziewczęcy, ale z drugiej bardziej uwodzicielski i stanowczy. Oba zapachy mają średnią trwałość (jeśli można rzetelnie ocenić trwałość zapachu po próbce), ale są bardzo przyjemne do noszenia, zwłaszcza w cieplejsze wieczory. Zapach nie przytłacza, a otula osobę, która go użyła dając wrażenie zwiewności i lekkości. 
Możecie się śmiać, ale cały ten szał na kosmetyki ze śluzem ślimaka jakoś mnie jeszcze nie opętał. Nie wiem czemu, ale wciąż mam przed oczami widok poruszających się ślimaków z altanki babci i widok tego śluzu skutecznie odstrasza mnie przed testowaniem wszystkiego, co już na wstępie informuje o zawartości tego składnika. Pewnie więc nie wypróbowałabym tego świetnego serum z Instituto Espanol, ale zachęcona samymi dobrymi wspomnieniami po pozostałych kosmetykach z boksu, postanowiłam dać mu szansę. Zgodnie z opisem na stronie drogerii kosmetyk ten ma zastosowanie w wielu problemach skóry - pomaga zwalczać trądzik,  opóźnia efekty starzenia, łagodzi przebarwienia czy zmniejsza blizny. Oczywiście po użyciu dwóch saszetek nie mogę potwierdzić działania długofalowego, na krótszy czas trzeba jednak przyznać, że serum bardzo fajnie nawilża skórę i już je za to lubię ;-) Kosmetyk ma formę prawie przeźroczystego żelu, co przy aktualnych upałach jest wprost zbawienne. Bardzo szybko wchłania się w skórę i jeśli nie użyjemy go za dużo, to nie pozostawi na niej absolutnie żadnego filmu. Serum stosowałam na noc pod krem, ponieważ rano zazwyczaj zapominam o tym etapie pielęgnacji. Po 5 dniach (a raczej wieczorach) stosowania mam wrażenie, że moja skóra wygląda na gładszą, jest też zdecydowanie milsza w dotyku i jakby rozjaśniona. Przyznam się Wam, że aż jestem ciekawa co by się stało, gdybym poużywała to serum dłużej?
W boksie kosmetycznym, który dostałam z portalu Ambasadorka Kosmetyczna znalazła się także kredka do brwi oraz lakier do paznokci i top coat. Kredka Brow This Way z firmy Rimmel w kolorze 002 medium okazała się dla mnie wręcz idealna w kolorystyce, chociaż teraz przy opaleniźnie zdecydowanie wolę po prostu hennę. Lakier żelowy firmy Poezja ma bardzo dobre krycie. Testowałam kolor 906 mleczny jasny róż, który moim zdaniem zdecydowanie ładniej wygląda na żywo, niż na zdjęciach katalogowych. Do pokrycia nim płytki paznokcia wystarczą jedna-dwie warstwy, a jeśli ktoś lubi mocne lśnienie to na wierzch może także użyć nabłyszczającego topu. W pudełku znajdowała się jeszcze próbka wkładki Gentle Day, o wysokiej chłonności i wyjątkowo delikatnej powłoce. No i sami powiedzcie, czy to nie jest aż szokujące, że wszystko to zmieściło się to tego małego, zgrabnego pudełeczka? Znacie portal Ambasadorka Kosmetyczna? A Drogerię Vica.pl? A może któryś z przedstawionych przez mnie dziś kosmetyków jest już wam znany? Dajcie koniecznie znać w komentarzach.    
Copyright © Nostami blog , Blogger