środa, 26 lipca 2017

Żel i krem ATOPIS - duet do pielęgnacji skóry suchej i atopowej

Żel i krem ATOPIS - duet do pielęgnacji skóry suchej i atopowej
Mimo, że moja skóra na co dzień nie sprawia mi większych problemów, to jednak bywają momenty, gdy staje się mocno wrażliwa i podrażniona. Obserwując swoje ciało wiem, że wiąże się to zazwyczaj z moim cyklem. Sięgam wtedy po zupełnie inne produkty do pielęgnacji, a dziś chcę przedstawić Wam duet ATOPIS z firmy Novaclear.


Testowałam dwa produkty - płyn do mycia twarzy i ciała oraz krem natłuszczająco-nawilżający do twarzy i ciała. Właściwie, to powinnam napisać "testowaliśmy", bo produkty te świetnie sprawdziły się przy pielęgnacji skóry mojego narzeczonego ;-)


Płyn do mycia twarzy i ciała ATOPIS zawiera olej konopny i ekstrakt z korzenia lukrecji. Bardzo delikatnie oczyszcza skórę bez naruszania jej naturalnej bariery, dlatego z powodzeniem nadaje się do codziennego stosowania. Kosmetyk nie zawiera drażniących substancji chemicznych, jak np. silikonów, czy SLS. Nie zawiera także barwników, ani substancji zapachowych. W plastykowej tubie zamknięty jest półprzeźroczysty żel o dość leistej konsystencji. W sprzedaży jest także większe opakowanie z pompką, co moim zdaniem przy tej formule produktu może być wygodniejsze w stosowaniu. Żel nie pieni się, przez co mam wrażenie, że używam go więcej niż przy standardowym żelu od mycia. Łagodnie oczyszcza skórę i pozostawia na niej delikatnie wyczuwalną warstwę ochronną. Skóra po jego użyciu jest wyraźnie nawilżona, nawet w suchych partiach. Nic nie swędzi, nie piecze, nie podrażnia. Jednakże z uwagi na brak substancji zapachowych żel ten nie odświeża, a raczej pielęgnuje skórę.

Krem natłuszczająco-nawilżający do twarzy i ciała ma białą, kremową konsystencję. Nałożony na skórę twarzy był jak dla mnie zbyt bogaty, dlatego zazwyczaj stosowałam go na noc -  w lecie już wystarczająco świeci mi się skóra. Kosmetyk sprawdził się także przy pielęgnacji ciała, zwłaszcza suchych partii. Znacie to uczucie, gdy po kąpieli w wodzie nie użyjecie balsamu, a skóra zaraz zaczyna swędzieć? Tutaj krem ten sprawdził się doskonale i zupełnie nie przeszkadzała mi już bezzapachowa formuła. Produkt jest bardzo wydajny, niewielka ilość z powodzeniem wystarczy na duże obszary ciała. Nie jest to jednak krem pod makijaż - w połączeniu z podkładem, czy kremem BB skóra świeci się niemiłosiernie. No, ale przecież nie takie jest przeznaczenie tego produktu!


Kosmetyki ATOPIS mają za zadanie pielęgnację i ochronę skóry atopowej, suchej i wrażliwej. Przywracają naturalne PH skóry, a dzięki obecności organicznego oleju konopnego w składzie mają wpływ na odbudowę warstwy hydrolipidowej naskórka. W ich składzie znajdziemy także ekstrakt z lukrecji łagodzący podrażnienia, panthenol przyśpieszający regenerację naskórka (żel) oraz alantoinę (krem). Produkty ATOPIS można zakupić w aptece, koszt nie jest duży około 20 zł. Płyn do mycia twarzy i ciała występuje w opakowaniu o pojemności 200 ml oraz 500 ml z pompką. Krem natłuszczająco-nawilżający do twarzy i ciała odpowiednio w opakowaniu 100 ml oraz 250 ml. Więcej informacji na temat tych i innych kosmetyków ATOPIS, a także wiedzy o pielęgnacji skóry atopowej dowiecie się ze strony producenta TUTAJ

Znacie te produkty? A może w inny sposób radzicie sobie z problemami suchej lub atopowej skóry? Dajcie znać w komentarzach! 



zBLOGowani.pl

niedziela, 23 lipca 2017

Letnia pielęgnacja stóp

Letnia pielęgnacja stóp
Trzeci wpis wyzwania "Wakacyjny Poradnik Urodowy" poświęcony jest letniej pielęgnacji stóp. O tej porze roku częściej zwracamy uwagę na tą część naszego ciała - odkryte sandałki i kolorowe paznokcie nie lubią się z zaniedbaną skórą. Przyznaję, że nie przepadam za żmudną pielęgnacją stóp, jeśli więc lubisz szybkie i proste rozwiązania to zapraszam Cię do dalszej części tego posta.


Upały dają się nam ostatnio mocno we znaki. Coraz częściej też czuję, że moje stopy są ociężałe i zmęczone nawet rano! Na szczęście mam w domu kosmetyk, który świetnie radzi sobie z tym problemem - chłodząca pianka Foot Work z firmy Avon. Produkt ten po naciśnięciu sprayu pokrywa naszą skórę pianką, która ma silne działanie chłodzące. Trochę przypomina mi to zawsze używanie pianki Pantenol. Tutaj jednak natychmiast wyczuwamy przyjemny chłodek, który utrzymuje się na skórze dość długo, skutecznie odprężając i dodając energii. Nasze naczynie krwionośne dzięki temu obkurczają się, a my nie czujemy już tego niemiłego opuchnięcia spowodowanego wysokimi temperaturami. Proste i genialne! Oczywiście piankę, możemy także używać na nogi, zwłaszcza w okolicy kostek i łydek - nie tylko stopom należy się ulga w upalne dni.



Jeśli czytasz mojego bloga od jakiegoś czasu, to wiesz że w maju zafundowałam moim stopom po raz pierwszy kurację z maską złuszczającą. Byłam zaskoczona jej działaniem, które ujawnia się dopiero po jakimś czasie. Jednak zdecydowanie wygląd złuszczającej się płatami skóry nie należy do najprzyjemniejszych, poza tym niektóre zrogowacenia nadal pozostały. Używałam wtedy zastępczo płatków peelingujących z kwasami AHA z firmy Avon. O obu tych produktach pisałam w TYM poście.


Jednak, gdy skóra na moich stopach zaczyna być w złym stanie, a pięty robią się szorstkie sięgam po... masażer! Tak, nie przesłyszeliście się ;-) SCULPTOR to urządzenie masujące, które posiada wśród różnych rodzajów końcówek także ścierającą, a ze względu na dużą moc urządzenia okazało się, że jest to najlepszy sposób na pozbycie się zrogowaceń i starego naskórka ze stóp! Urządzenie dostałam w prezencie, ale było prawdopodobnie zakupione w Mango. Jednak jestem przekonana, że tego typu masażerów jest na rynku obecnych wiele. Jeśli chcecie używać ich do peelingu stóp polecam zwrócić uwagę na to, czy jest możliwość dokupienia końcówek ścierających (wbrew pozorom zużywają się!). Polecam także wybrać model zasilany kablem elektrycznym - dzięki temu urządzenie będzie miało zdecydowanie większą moc, a co za tym idzie - skuteczniejsze działanie. Dzięki Sculptorowi zapomniałam już jak używa się klasycznego pumeksu czy tarki do stóp, a skóra na moich stopach jest miękka przez całe lato ;-)


Oczywiście obok mechanicznego złuszczania wspomagam się kosmetykami i latem są to zazwyczaj specjalne, lżejsze wersje zapachowe popularnych produktów. W tym roku postawiłam na trio z firmy Avon - peeling i lotion o zapachu Mojito oraz spray odświeżający o zapachu zielonej herbaty i mięty. Peeling zawiera delikatne drobinki ścierające, dlatego używam go raczej do codziennej pielęgnacji, a większe zrogowacenia usuwam mechanicznie. Nawilżający balsam ma konsystencję lekkiego lotionu, który bardzo szybko wchłania się w skórę i nie pozostawia lepkiej warstwy. Oba produkty mają przepiękny i orzeźwiający limonkowy zapach, który dodatkowo chłodzi stópki. Spray także ma działanie chłodzące i można go używać zarówno do odświeżenia stóp w ciągu dnia, jak i do wnętrza butów. Pozostawia przyjemny zapach zielonej herbaty i mięty. 



Odkryte stopy latem są zazwyczaj bardziej wrażliwe na bodźce zewnętrzne. Zdarza się, że po całym intensywnym dniu mimo zachowanej pielęgnacji potrafią mnie piec i szczypać. Sięgam wtedy po kojąca kąpiel do stóp - gotowy produkt, który wystarczy wlać do miski z wodą i wymoczyć w niej stopy. Ostatnio zużywam jeszcze "zimowe" zapasy i jest to relaksująca kąpiel do stóp z orzechami makadamia firmy Avon, która przepięknie pachnie niczym ciasteczka petit beurre!!! Taką odświeżającą kąpiel można też przygotować dodając do wody soli kuchennej i dowolnego olejku zapachowego.

Być może sądząc po długości tego wpisu można odnieść wrażenie, że moja pielęgnacja stóp latem nie jest wcale taka prosta, jak zaznaczałam we wstępie. Trzeba jednak pamiętać, że niektóre etapy są włączane tylko w zależności od potrzeby, a nie na co dzień. Znacie przedstawione tu produkty? A może macie własne sposoby na letnią pielęgnację stóp? Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze ;-)

Dzisiejszy post to moja odpowiedź na wyzwanie "Wakacyjny Poradnik Urodowy", o którym pisałam w TYM poście. Przypominam, że nadal możecie dołączyć do tej zabawy, do czego Was bardzo zachęcam.      

Poprzednie moje wpisy biorące udział w "Wakacyjnym Poradniku Urodowym":
- Ochrona przeciwsłoneczna - LINK
- Regenereacja skóry i włosów po opalaniu - LINK

środa, 19 lipca 2017

Mania maseczkowania

Mania maseczkowania
Maseczki do twarzy to kosmetyki, które potrafią zdziałać bardzo wiele dla naszej cery. Są to też produkty, wobec których pokładamy chyba największe nadzieje - w końcu producenci obiecują nam takie cuda po ich zastosowaniu! Przedstawiam Wam dzisiaj kilka starszych i nowszych maseczek, które miałam przyjemność używać.


Na początek maseczka Pure Clay firmy Loreal, którą miałam okazję testować dzięki urodzinowej paczce od wirtualnej koleżanki z Dress Cloud ;-) Maska pięknie oczyszcza i matowi cerę. Bardzo spodobał mi się jej eukaliptusowy zapach, który jest dość intensywny więc może drażnić wrażliwsze nosy. Maska jest z kolorze zielonkawym, a po wyschnięciu staje się prawie biała. Próbka, którą testowałam ma 7 ml i wystarcza spokojnie na dwa użycia. Kosmetyk nałożyłam na oczyszczoną twarz i po około 10 minutach zmyłam. Podczas wysychania zauważyłam, że w wielu miejscach na twarzy w masce utworzyły się małe dziurki, niczym pory. Zmywanie było trochę utrudnione, ale wspomogłam się gąbką konjac i udało się. Skóra po użyciu tej maski była dobrze oczyszczona, ale nie wysuszona. W dotyku dało się wyczuć miękkość i gładkość. Zauważyłam też, że pory stały się mniej widoczne, a skóra o wiele mniej błyszcząca. Ten produkt możemy kupić w wersji w słoiku, która podobno wystarcza na około 10 użyć. 

Mimo świetnego działania maski z Loreala to widoczna na zdjęciu powyżej zielona maseczka oczyszczająca z linii Plant Spa firmy Avon jest nadal moim ulubieńcem. Pisałam o niej przy okazji posta na temat kosmetyków do oczyszczania TUTAJ


Tym razem w wersji próbki, choć sama maseczka występuje w postaci tuby o pojemności 75 ml - maseczka głęboko oczyszczająca z minerałami z morza martwego Planet Spa z firmy Avon. Zanim poznałam wersję zieloną to właśnie ta maseczka była moim faworytem. Maska ma specyficzny zapach, który bardzo ciężko opisać, ale jest on przyjemny. Nakładam ją na całą twarz z pominięciem okolic oczu i czekam do jej wyschnięcia około 10-15 min. Następnie zmywam ją wodą przy pomocy gąbeczki konjac. Po zabiegu skóra jest odświeżona i głęboko oczyszczona. Drobne zaskórniki są mniej widoczne, a cała skóra jest znacznie bardziej matowa. 


Bardzo dobre właściwości oczyszczające, choć jak dla mojej cery nieco zbyt silne działanie ma maseczka z Neem Himalaya Herbals. Pisałam o niej przy okazji testowania także innych kosmetyków tej firmy TUTAJ.


Łagodząco-kojący zabieg redukujący zaczerwienienia Eveline Cosmetics kupiłam zaciekawiona formułą "multimaskingu", czyli jednoczesnego nakładania na twarz dwóch różnych typów maseczek w zależności od potrzeb danej partii. W jednej części znalazła się zatem oczyszczająca i matująca maseczka z zieloną glinką, którą użyłam w strefie T. Z kolei na policzkach skorzystałam z maseczki uszczelniającej naczynka z wyciągiem z kasztanowca, która znajduje się w drugiej części opakowania. Zasadniczo nie mam niby cery naczynkowej, choć zdarza się, że kosmetyczki zwracają mi uwagę, że mam obszary, gdzie jestem nadmiernie zaczerwieniona. Mam natomiast cerę dość wrażliwą. Po użyciu tej maseczki moja skóra była niestety podrażniona w tych miejscach, gdzie używałam maseczki oczyszczającej. Owszem skóra była matowa i dobrze oczyszczona, jednak mocno zaczerwieniona. W opakowaniu jest dwa razy po 5 ml i taka ilość wystarcza spokojnie na użycie maseczki co najmniej dwukrotnie. Drugi test potwierdził jednak, że nie jest to produkt dla mnie. Jeśli chodzi o używanie tej maseczki, to polecam wcześniej rozciąć obie części i używać oddzielnie - znacznie ułatwia to nakładanie maseczki. Sam produkt jest bardzo gęsty i przyjemny w użyciu. Maseczka oczyszczająca jest w kolorze zielonkawym, a uszczelniająca naczynka w kolorze beżowym. Aplikujemy je na około 10 min. Producent zaleca po upływie tego czasu nadmiar zetrzeć lub wmasować do wchłonięcia. Ja z uwagi na szczypanie skóry zmyłam obie maseczki wodą.  


Maseczka peel off Balea (różowa) - to typowa maseczka, która po nałożeniu na skórę zastyga, a po wyschnięciu zrywamy ją niczym drugą skórę. Maska dość intensywnie pachnie, co nieco podrażniło moje oczy, ale na szczęście nie mocno. W opakowaniu mamy dwie saszetki po 8 ml. To spokojnie wystarczy na więcej niż dwa użycia. Mi wystarczyło dokładnie na cztery. Maskę nałożyłam grubszą warstwą na skórę, aby po zastygnięciu łatwiej ją ściągać. Po użyciu kosmetyku skóra była bardzo ładnie oczyszczona i gładka. Maski typu peel off są dobrym sposobem na oczyszczenie skóry. Szczerze polecam, zwłaszcza przy niskich cenach kosmetyków tej firmy.


Jeśli jesteśmy przy firmie Balea, to Absolutnie spodobała mi się ich lawendowa łagodząca maseczka w musie! Pisałam o niej w poście dotyczącym kilku kosmetyków tej firmy W TYM MIEJSCU.

Ufff... temat maseczek, to prawie jak temat - rzeka i uwierzcie, że przedstawiłam Wam dzisiaj zaledwie ułamek ;-) Jednak, aby nie zmęczyć czytelników poprzestanę tym razem na tym zestawieniu. Używałyście którejś ze wspomnianych przez mnie maseczek? Sprawdziły się w działaniu? Jakie macie wobec nich odczucia? Koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach ;-) 



sobota, 15 lipca 2017

Regeneracja skóry i włosów po opalaniu

Regeneracja skóry i włosów po opalaniu
Tegoroczne lato jeszcze nie zmęczyło nas upałami - pogoda jest raczej umiarkowana. Jednak jeśli tak jak ja jesteście posiadaczkami jasnej karnacji, to nawet te umiarkowane słoneczko może wyrządzić skórze niemałe szkody. Dziś przedstawię Wam kosmetyki, które pomagają w ukojeniu skóry po słonecznej kąpieli. Jest to drugi post wyzwania "Wakacyjny Poradnik Urodowy".


Jestem posiadaczką dość jasnej i wrażliwej na słońce cery. Każdy kontakt ze słońcem kończy się u mnie zaczerwienieniem, a często też poparzeniem, gdy przebywam na dworze cały dzień, zwłaszcza nad wodą. Doskonale wiem jak reaguje moja skóra na słońce dlatego już od końca kwietnia nie wychodzę z domu bez kremu z filtrem (czasem także i wcześniej zwłaszcza przy sportach zimowych). Mimo to zdarza się jednak, że dochodzi u mnie do poparzenia skóry. Często po powrocie do domu po takim upalnym dniu mam dziwne uczucie - jest mi zarówno chłodno, z uwagi na niższą temperaturę wieczorem, ale też gorąco, bo pali mnie moja rozgrzana do czerwoności skóra. W takiej sytuacji najszybszym ukojeniem jest dla mnie okład z kefiru lub maślanki, albo pianka Panthenol. I nie znam nic bardziej skutecznego (i delikatniejszego). Tych sposobów raczej nie muszę nikomu przedstawiać, przekazywane są z pokolenia na pokolenie ;-) 


Jednak nawet wtedy kiedy jestem na słońcu kilka godzin, to mimo naprawdę skrupulatnego używania kremów z filtrem, czuję że moja skóra staje się bardziej wysuszona i podrażniona. Sięgam wtedy po kosmetyki, które skutecznie i łagodnie ją regenerują. Moim ostatnim odkryciem jest aloesowy żel firmy Holika Holika. Wiele razy czytałam recenzje o tym produkcie wśród blogerek, jednak odstraszała mnie konieczność zamawiania tego produktu i czekania na przesyłkę. Gdy więc w lokalnej drogerii znalazłam go na półce nie zastanawiałam się zbyt długo - wiedziałam, że chce go koniecznie przetestować. Jego działanie przerosło moje oczekiwania, a produkt okazał się naprawdę genialny! Kosmetyk na formę przeźroczystego żelu o delikatnym, świeżym zapachu. Nie bez znaczenia jest też jego bardzo efektowne opakowanie, które budzi duże zainteresowanie. Żel zamknięty jest w butelce zakończonej klipsem. Sama formuła jest dość lejąca, a zastosowanie bardzo wszechstronne. Żel zawiera 99% ekstraktu z aloesu, który ma działanie nawilżające. Szybko i skutecznie łagodzi zaczerwienienia i podrażnienia oraz naprawdę mocno nawilża! Dlatego jest niezastąpionym produktem do pielęgnacji skóry po opalaniu. Oprócz tego żel aloesowy świetnie nadaje się do łagodzenia śladów po ukąszeniach wszelkich owadów oraz jako nawilżająca odżywka do włosów. Produkt tak wszechstronnego zastosowania, że powinien być obecny w każdym domu!


Kolejny kosmetyk, który szybko i skutecznie nawilża skórę spragnioną wody, to orzeźwiający żel Endless Touch Skin So Soft z firmy Avon. Ten kosmetyk o żelowej konsystencji pachnie PRZEPIĘKNIE cytrusami, a skóra po jego użyciu staje się aksamitna w dotyku i satynowa. Produkt zawiera olejek arganowy. Żel zamknięty jest w stojącej tubie zamykanej na klips, dzięki czemu mamy pewność, że zużyjemy go do ostatniej kropli. Posiadam go ze swoich zapasów, nie jest on już niestety dostępny w regularnej ofercie Avon. A szkoda, bo jest naprawdę wart zainteresowania.


Opaloną słońcem skórę uwielbiam podkreślać olejkiem Huile Prodigieuse NUXE. Zaczęło się od zakupu malutkiego opakowania, które okazało się niesamowicie wydajne. W tym roku na jednej z promocji z Superpharm ujrzałam duże opakowanie, w dodatku ze sprayem za niecałe 30 zł! Nie mogłam przejść obojętnie obok! I tak stałam się szczęśliwą posiadaczką dużej wersji, która jest znacznie wygodniejsza w użytkowaniu. Suchy olejek NUXE delikatnie ozłaca skórę, co wygląda przepięknie gdy jest ona muśnięta słońcem. Nie są to żadne drobiny, ale delikatny połysk. Zapach olejku jest obłędny - taki miodowy. Wiem, że zazwyczaj kobiety dzielą się na te, które uwielbiają zapach produktów NUXE i te, które go nie znoszą. A zapach trzeba polubić, bo utrzymuje się dość długo (i o to chodzi). Kosmetyk ten zawiera olej z ogórecznika i ze słodkich migdałów, jest bogaty w witaminę E. Także ten produkt można stosować zarówno na skórę całego ciała, jak i na włosy, które dzięki niemu stają się pięknie odżywione i błyszczące.


Nawiązując do włosów, to one także mogą być bardziej przesuszone po kąpielach słonecznych. Do ich pielęgnacji dodaję wtedy odżywkę w sprayu Moisture Kick firmy Schwarzkopf, którą poleciła mi fryzjerka. Moje włosy są naturalnie lekko kręcone, a dzięki tej odzywce skręt loków ładnie zostaje podkreślony. Same włosy natychmiast stają się bardziej nawilżone i odżywione. Do tego przyjemnie pachną ;-)


Natychmiastowe działanie ma także nawilżająca mgiełka do ciała Hydration Moisturizing z Yves Rocher. Mgiełka zawiera żel z aloesu i rumianek, dlatego szybko i skutecznie koi skórę podrażnioną słońcem. Wygodne opakowanie z pompką pozwala na używanie jej w zależności od potrzeby w każdej chwili. Lekko ziołowy zapach odświeża i relaksuje.


Na zakończenie chciałam Wam jeszcze przedstawić dwa nawilżające balsamy z letnich serii. Oba należą do serii Naturals i są z firmy Avon. Pierwszy, o nazwie Escape to połączenie kokosu i karamboli, które przywodzi na myśl rajską plażę na zapomnianej wyspie. Drugi, czyli Dazzling pachnie różowym grapefruitem z nutką mięty - zupełnie jak owocowe drinki sączone na leżaku. Oba balsamy mają kremową konsystencję, a skóra po ich użyciu jest gładka i miękka w dotyku. Dzięki zapachowym nutom kojarzą się z wypoczynkiem i wakacjami. Wąskie opakowanie zmieści się do każdej letniej walizki, a zamykanie na klips ułatwi używanie w różnych warunkach. Choć może lepiej zostawić je na jesienną porę, aby przypominały nam wakacyjne, słoneczne chwile? ;-)

Przedstawiłam Wam dzisiaj sześć produktów, których działanie pomoże w regeneracji i ukojeniu skóry podrażnionej promieniami słonecznymi. Macie tutaj swoich faworytów? A może używacie zupełnie innych produktów? Koniecznie podzielcie się opiniami w komentarzach - uwielbiam Was czytać! ;-) 
Powyższy post to moja odpowiedź na wyzwanie "Wakacyjny Poradnik Urodowy", o którym pisałam w TYM poście. Przypominam, że dalej możecie dołączyć do tej zabawy, do czego Was bardzo zachęcam.      

Poprzednie wpisy biorące udział w "Wakacyjnym Poradniku Urodowym":
- Ochrona przeciwsłoneczna - LINK


piątek, 7 lipca 2017

Wakacyjny Poradnik Urodowy - wyzwanie

Wakacyjny Poradnik Urodowy - wyzwanie
Jak wiecie bloga prowadzę całkiem od niedawna, dlatego "z pewną dozą nieśmiałości" postanowiłam wziąć udział w wyzwaniu "Wakacyjny Poradnik Urodowy", które rzuciła blogerkom i blogerom Urodzianka.pl wraz z portalem Trusted Cosmetics. Wyzwanie już się rozpoczęło, ciągle jeszcze możecie do niego dołączyć o czym piszę poniżej. 



Wyzwanie "Wakacyjny Poradnik Urodowy" rozpoczęło się z początkiem lipca 2017 i ma trwać do końca wakacji. Każdej niedzieli na blogu Urodzianka.pl oraz www.trustedcosmetics.pl pojawi się wpis tematyczny, pod którym blogerki i blogerzy biorący udział w wyzwaniu mają za zadanie dodać komentarz - link do własnego artykułu na ten temat. Osoby, które nie posiadają własnego bloga także mogą wziąć udział w konkursie. Wtedy w komentarzu do artykułu wpisują po prostu swoją odpowiedź na "zadany" temat. Bardzo ważne jest, aby komentarze, czy linki do artykułu wklejać zarówno na blogu urodzianka.pl, jak i trustedcosmetics.pl. Całe wyzwanie ma starannie opracowany plan tematyk oraz terminarz. I tak na przykład 2 lipca był to temat "Ochrona przeciwsłoneczna", a na 6 sierpnia zaplanowana jest "Letnia pielęgnacja włosów".
Więcej szczegółów na temat wyzwania "Wakacyjny Poradnik Urodowy" znajduje się pod tym linkiem KLIK

Dlaczego zdecydowałam się podjąć tego wyzwania? Myślę, że jest to świetna przygoda i też sposób na poznanie wielu osób, które tak jak i ja lubią pisać o kosmetykach i prowadzą blogi o tematyce urody. Narzucona niejako tematyka i harmonogram zadań jest dobrym organizatorem dla moich planów dotyczących tematyki wakacyjnych wpisów, a przy tym nie są one oderwane od rzeczywistości i o większości i tak chciałabym napisać (przykład: "Ochrona przeciwsłoneczna, o której napisałam zanim ruszyło wyzwanie!). Dodatkowo - chyba specjalnie dla takich ludzi jak ja - wypowiedzi i linki do artykułów możemy dodawać we właściwie prawie dowolnym terminie, byle zmieścić się przed końcem wakacji i dodać je we właściwym miejscu na blogach organizatorów. Dzięki temu własnie także TERAZ możecie dołączyć do wyzwania do czego Was serdecznie zachęcam! ;-) 
Wspomnę jeszcze o sprawach "przyziemnych", choć nie mniej ważnych. Nagrodą w wyzwaniu jest pięć kosmetycznych boxów wypełnionych po brzegi preparatami pielęgnacyjnymi oraz kosmetykami do makijażu. Czujecie już zapach tej niespodzianki? ;-) Nie wspomnę już tutaj o dodatkowej formie promocji swojego bloga, o której przecież marzy każda osoba prowadząca zarówno małego, jak i dużego bloga ;-) 

Mój pierwszy post, który jest także realizacją pierwszego zadania znajdziecie TUTAJ. Serdecznie zapraszam Was do jego lektury! 

Zdecydowałam się podjąć wyzwanie, bo przecież "do odważnych świat należy". A co Wy o tym sądzicie? Podejmujecie rękawicę? A może brałyście już udział w tego typu konkursie? Podzielcie się koniecznie odczuciami w komentarzach, a jeśli chciałybyście dołączyć do wyzwania to poniżej podaję linki do artykułów na ten temat:

http://urodzianka.pl/2017/06/08/wakacyjny-poradnik-urodowy-zapowiedz-wyzwania-dla-maniaczek-maniakow-pielegnacji/
http://urodzianka.pl/2017/07/01/rozpoczynamy-wyzwanie-wakacyjny-poradnik-urodowy/

http://www.trustedcosmetics.pl/wakacyjny-poradnik-urodowy-zapowiedz-wyzwania-dla-maniaczek-i-maniakow-pielegnacji/




wtorek, 4 lipca 2017

Denko CZERWIEC 2017

Denko CZERWIEC 2017
W czerwcu udało mi się zużyć kilka kosmetyków, które były ze mną już dłuższy czas. Był to m.in. krem na dzień Winter Day Solutions oraz spray nawilżająco-ochronny Sun oba z firmy Avon. Oprócz tego głównie kosmetyki do pielęgnacji. Zapraszam do dalszej lektury! 


Ponieważ do oczyszczania skóry twarzy używam zazwyczaj dwóch produktów naraz (jeden przy umywalce, drugi pod prysznicem), dlatego też zdarza się, że kończą mi się oba naraz. Tak było tym razem i dlatego w denko znalazły się aż dwa takie produkty:
- żel do oczyszczania twarzy Purritin Rehydrin firmy IWOSTIN - fajna kremowa, niewysuszająca konsystencja. Żel wcale się nie pienił (!) a mimo to skutecznie i łagodnie oczyszczał skórę, która była później dobrze nawilżona. Zapach bardzo neutralny. Ogólnie kosmetyk ok, choć jeśli ktoś lubi mocne uczucie oczyszczenia, to ten produkt tego nie gwarantuje.

- żel oczyszczający do twarzy Neutrogena - super zapach i świetny produkt! Bardzo się polubiliśmy i myślę, że na pewno do niego kiedyś wrócę. Pisałam o nim przy okazji przeglądu kosmetyków do oczyszczania twarzy TUTAJ


Z produktów do pielęgnacji skóry twarzy zużyłam kilka kosmetyków:
- krem na dzień Winter Day Solutions firmy Avon - który, jak wskazuje jego nazwa najlepiej działa zimą ;-) Tłusty, bardzo dobrze nawilżający i odżywczy krem typowo na zimę. Posiada wysoki filtr SPF 20. Ładnie pachnie i dobrze się wchłania. Skóra jest po nim bardzo dobrze ochroniona przed słońcem, wiatrem, mrozem. Używam tego kremu zimą zarówno na co dzień, pod makijaż, jak i przy sportach zimowych. Po wchłonięciu kremu możemy spokojnie nakładać makijaż bez obaw, że coś się zroluje, czy nie połączy z kremem. Był jednak zbyt tłusty na aktualny czas, więc resztki zużyłam do skóry nóg i rąk. 

- krem na dzień IWOSTIN z linii Rurritin Rehydrin - przyznaję, że moje skóra miewa tendencje do trądziku, ale zdecydowanie nie jest typowo trądzikową cerą. Dlatego sporadycznie sięgam po produkty przeznaczone do tego typu cery, jedynie dla "poratowania" się w nagłej sytuacji. Krem Rehydrin dobrze nawilżał skórę, choć nie należał do moich ulubieńców. Przeszkadzał mi jego zapach, mimo, że szybko się ulatniał. Nie posiada także filtrów UV, co dla mnie jest bardzo ważne w kremach na dzień.

- żel-kuracja antybakteryjna Ziaja - mój kosmetyk "numer jeden", a to kolejne zużyte opakowanie ;-) Jest tak pocięte, bo zużywałam do ostatniej kropelki^^ Każdej z nas przytrafia się częściej lub rzadziej jakaś paskudna krostka. Moja skóra ma taką tendencję, że zmiany takie są wyjątkowo bolesne. Próbowałam niezliczonej ilości preparatów na trądzik rożnych firm. Z przeróżnym skutkiem. Produkt firmy Ziaja jest dla mnie jak na razie jedną z lepszych alternatyw, choć nie jest idealny. Ma on postać półprzeźroczystego niebieskawego żelu. Nakładamy go bezpośrednio z tubki na zmianę na wcześniej oczyszczoną skórę. Według producenta: - normalizuję pracę gruczołów łojowych - przyspiesza złuszczanie warstwy rogowej naskórka - ogranicza rozwój bakterii - działa łagodząco na nadmiernie wrażliwą skórę. Ciężko jest mi ocenić kliniczne działanie tego reduktora na gruczoły łojowe czy warstwę rogową skóry. Zauważyłam natomiast, że krosty po potraktowaniu ich tym preparatem goją się szybciej i co bardzo dla mnie ważne PRZESTAJĄ BOLEĆ. Nie wiem, czy wiecie co mam na myśli - taka nabrzmiewająca zmiana, która czujemy cały dzień i która zwyczajnie mocno boli. Ten środek w takich sytuacjach pomaga mi najskuteczniej i dlatego do niego wracam.


W moim czerwcowym denko wśród produktów do ciała znalazły się:
- spray nawilżająco-ochronny Sun z firmy Avon - cudo, które zostało mi jeszcze po poprzednich wakacjach i mogłam je wykończyć na początku tego sezonu. Spray ochronny posiada filtr SPF 15, a przy tym delikatnie brązuje naszą skórę. Uzywamy bezpośrednio na odkryt partie skóry i chwilkę czekamy, aż się wchłonie. Spray nie ma wysokiej ochrony przeciwsłonecznej, raczej określiłabym go jako produkt "na koniec wakacji", jeśli macie tak jak ja jasną karnację. Chętnie sięgnę znów po tego typu produkt jeśli pojawi się w katalogu, a moja skóra nabierze już nieco opalenizny.

- żel pod prysznic Oriental Sanctuary Avon, który bałam się, że będzie pachniał korzennie a pachniał pięknie mandarynkami ;-) Więcej na temat tego produktu przy przeglądzie żeli TUTAJ


- emulsja do higieny intymnej LACTACYD COMFORT - wspomagająca leczenie podrażnień skóry i uczucie dyskomfortu w miejscach intymnych, zawiera kwas mlekowy. To moim zdaniem najlepsza marka produktów do higieny intymnej!

- dezodorant w kremie NEO firmy Garnier - był ok, do czasu gdy zaczynał się kończyć, wtedy wszędzie się kruszył i brudził wszystko dookoła. Jest to dezodorant w kremie, który aplikujemy - dzięki specjalnej nakrętce - bezpośrednio na skórę pod pachami. Dezodorant ma kremową, białą konsystencję, która nie zostawia śladów na ubraniu. Ma przyjemny, pudrowo-kwiatowy zapach. Rzeczywiście, tak jak zapewnia producent, daje uczucie suchej skóry. Jeśli chodzi o jego skuteczność, to jest on dość niezły, choć zapewnienia o dwóch dobach bez potu są mocno przesadzone.


Pora na pielęgnację włosów, tutaj także małe zużycie:
- maska do włosów KALLOS Jasmine - na te maski ciągle panuje szał wśród klintek HEBE. Maska pachnie jaśminem, a włosy są po niej odżywione i nawilżone. To moja druga maska tej firmy, pierwsza - Latte zupełnie nie przypadła mi do gustu. Najbardziej drażnił mnie chyba jej zapach i to stąd od razu odrzucało mnie od tego kosmetyku. Jasmine zapachem jest już lepsza, chociaż też bez szału, miałam po prostu bardziej przyjemne w zapachu maski. Włosy są po tej masce miękkie i błyszczące, choć mam wrażenie, że nieco obciążone. Jednak przy moich "kręciołach" zdecydowanie wolę, gdy są cięższe, niż gdy się puszą. Po skończeniu tej maski mam w planach wersję Banan, o której czytałam wiele pozytywnych opinii. 


- szampon Bouncy Curls Yves Rocher -"Szampon do włosów kręconych Boucles Curls firmy Yves Rocher zawiera wyciąg z liści baobabu, dzięki któremu włosy łatwo się rozczesują i są bardziej odporne na puszenie się" - tyle od producenta. Bo jako posiadaczka kręconych, bardzo plączących się włosów nie zauważyłam kolosalnej różnicy po użyciu tego szamponu. Owszem produkt przyjemnie pachnie. Owszem fajnie, że nie zawiera parabenów. Ale trzeba wspomnieć, że szampon ten słabo się pieni (ja akurat lubię gdy szampon robi dużo piany). Włosy są po nim oczyszczone, ale nic poza tym. Mam nawet wrażenie, że są bardziej suche i wymagają większej ilości maski niż normalnie. Jeśli chodzi o skręt loka to także nie powala. Podsumowując - dla mnie ten szampon to taki średniak. Nie zachwycił mnie niczym szczególnym, ale może komuś innemu bardzo się spodobać.


W czerwcowym denko znalazło się także kilka próbek produktów:

- kremu na noc AUBE - który omyłkowo użyłam na dzień
- odzywki pielęgnującej do włosów suchych i zniszczonych NIVEA - odżywka ok, choć po jednorazowej aplikacji trudno powiedzieć coś więcej
- maseczka Pure Clay firmy Loreal - której piękny, eukaliptusowy zapach bardzo mi się spodobał, a i działanie okazało się całkiem fajne ;-)



W wakacje planuję większe porządki wśród moich zbiorów kosmetycznych, być może kolejne denko będzie zawierało więcej kolorówki, której tym zarazem zupełnie nie miałam. A jak wygląda Wasze zużycie kosmetyków w czerwcu? Znacie lub używałyście coś z mojego przeglądu? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;-)

sobota, 1 lipca 2017

Himalaya Herbals wielkie testowanie

Himalaya Herbals wielkie testowanie
Czy kiedykolwiek dostałyście w przesyłce od firmy KWIATY??? Mi się to jeszcze nie zdarzyło. Właściwie zupełnie nigdy bym się tego nie spodziewała! Dlatego musicie wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy otwierałam wielkie pudło dostarczone mi przez kuriera... Znajdowały się w nim dwa sekulenty! Prawdziwe! I to w całkiem niezłym stanie, jak na podróż paczką. W taki oto sposób firma Himalaya Herbals postanowiła zapoznać mnie ze swoimi kosmetykami ;-)


W paczce oprócz wspomnianych wyżej kwiatków znajdowały się także kosmetyki Himalaya: oczyszczająca pianka do mycia twarzy, peeling oraz maseczka wszystkie z linii antybakteryjnej, a do tego intensywnie nawilżający krem do twarzy i ciała oraz wybielająca pasta do zębów. Wszystkie te produkty zostały już przeze mnie przetestowane i chętnie podzielę się tutaj z Wami recenzjami z ich używania.


Jako pierwszą przetestowałam oczyszczającą piankę do mycia twarzy z serii Himalaya Neem. Neem to inaczej Miodla Indyjska - znane od tysięcy lat zioło o właściwościach antybakteryjnych. Pianka do mycia zawierająca Neem ma działanie oczyszczając i bakteriobójcze pomocne zwłaszcza przy tłustej cerze z tendencją do trądziku. Kosmetyk ma postać płynu, który po wyciśnięciu z atomizera tworzy delikatną piankę. Tą pianką zmywamy skórę twarzy. Pianka ma kolor lekko zielonkawy i przepięknie pachnie ziołami i eukaliptusem. Oprócz wspomnianego już Neem mamy tu także kurkumę. Pianka bardzo skutecznie oczyszcza skórę twarzy i ją matowi. Ja jestem posiadaczką cery normalnej-miejscowo wrażliwej z tendencją do trądziku. Stąd jak dla mnie pianka jest idealna, ale nie do stosowania na co dzień, gdyż jej działanie jest dość silne i czuję jak moja skóra jest po niej ściągnięta. Za to rewelacyjnie pomogła mi w pozbyciu się wszelkich zanieczyszczeń i wyprysków - po prostu zniknęły!

 
Peeling oczyszczający z Neem, to kolejny produkt z linii dedykowanej do skóry trądzikowej. Peeling posiada dość ostre drobinki dlatego posiadaczki wrażliwszej cery (jak ja) muszą bardzo uważać przy używaniu tego produktu. Produkt świetnie sprawdzi się za to u tych osób, które mają tłustą skórę i lubią uczucie mocnego, dokładnego oczyszczania. Sam peeling ma kremową konsystencję i bardzo przyjemny, ziołowy zapach. Dobrze usuwa wszelkie zanieczyszczenia ze skóry i przygotowuje ją od dalszych zabiegów. Zawiera granulki z pestek moreli. W połączeniu z pianką oczyszczającą jest dobrym wstępem do maseczki z tej samej linii.

 
Maseczka oczyszczająca z Neem czyli Miodlą Indyjską pomaga w leczeniu i zapobiega powstawaniu wyprysków. Maseczka w swoim składzie zawiera także krzem, tlenki żelaza, glin, magnez i wapń oraz glinkę Multani Mitti. Kosmetyk ma za zadanie oczyścić naszą skórę ze wszelkich zanieczyszczeń, ale także delikatnie ją wygładzić i ukoić. Nakładamy ją na oczyszczoną wcześniej skórę twarzy. Ja wcześniej użyłam pianki oczyszczającej i peelingu z tej samej serii. Maseczka wyglądem przypomina błoto ;-) Ma ziołowy zapach, który jest dość przyjemny i nie drażni. Po nałożeniu na twarz maska ma kolor brunatno-brązowy, a po zastygnięciu zmienia się na zielony. Pokazałam to Wam na zdjęciach ;-) Jako, że moja skóra jest czasami bardzo wrażliwa, to nie wytrzymałam zalecanych przez producenta 10-15 min i zaraz po zastygnięciu maseczki zmyłam ją ciepłą wodą z gąbeczką konjac. Nie wiem, czy udało by mi się to bez tej gąbeczki, bo maseczka ciężko zmywała się z twarzy. Skóra po zmyciu maseczki była bardzo mocno oczyszczona i zmatowiona. Producent zaleca stosowanie tej maseczki 1-2 razy w tygodniu, jednak myślę, że dla mojej skóry raz na tydzień to będzie zdecydowanie wystarczająco. Bardzo polecam ta maskę osobom, które borykają się z tłustą, zanieczyszczoną cerą!



Na kolejny testowy "ogień" poszedł intensywnie nawilżający krem do twarzy i ciała Himalaya Herbals. Przyznaję, że nie przepadam za tego typu kosmetykami "do wszystkiego", głównie dlatego, że ich konsystencja jest dla skóry mojej twarzy zazwyczaj zbyt bogata. Jednak tutaj wręcz zachwyciłam się składem i obecnością naturalnych składników: krem zawiera kiełki pszenicy bogate w witaminę E oraz słodkie migdały! Konsystencja kremu jest gęsta, dzięki czemu już niewielka ilość wystarczy na porządne nawilżenie skóry. Bo właściwości nawilżające ten krem ma SUPER. Nie wiem czy widać to na zdjęciu z moją ręką, ale skóra jest wyraźnie odżywiona i zauważalnie bardziej nawilżona zaraz po użyciu. Krem ma przyjemny zapach i duże, 150 ml opakowanie. Świetnie nadaje się także do pielęgnacji skóry całego ciała. Do mojej twarzy okazał się troszeczkę zbyt bogaty i powoduje nieco świecenie. Używam go więc na noc, aby skorzystać z dobroczynnych składników nawilżających, ale nie błyszczeć się jak choinka.



Wśród kosmetyków jakie dostałam do testowania znalazła się także pasta do zębów Sparkly White. Okazało się, że kosmetyk ten jest bardzo dobrze znany mojej mamie, która często sięga po pasty tej firmy, głównie z uwagi na to, że nie zawierają one fluoru. Dla mnie ten produkt był zupełną nowością, dlatego tym bardziej ochoczo zabrałam się za jego testowanie. Pasta Sparkly White zawiera naturalne składniki - enzymy roślinne z papai i ananasa, które w naturalny sposób usuwają przebarwienia i wybielają zęby. Na ten efekt będę musiała jednak nieco poczekać - w końcu żadna pasta wybielająca nie działa z dnia na dzień. Kosmetyk zawiera także wyciąg z drzewa arakowego, który ma za zadanie pielęgnować dziąsła i zapobiegać ich stanom zapalnym i krwawieniu. Jako, że jest to mój główny problem jeśli chodzi o higienę jamy ustnej to mam bardzo wielkie nadzieje względem działania tej pasty. Jednak myślę, że na ocenę tych właściwości jest jeszcze zbyt wcześnie. 
Co mogę ocenić już teraz? Konsystencja pasty jest jednolita, zapach ziołowy, delikatnie miętowy, ale nie nachalnie jak w niektórych pastach. Smak także nie ostry, co stanowi prawdziwą ulgę dla podrażnionych dziąseł. Mimo to w ustach pozostaje uczucie świeżości na długi czas. Sama pasta dobrze się pieni i oczyszcza zęby. Warto dodać, że nadmiar fluoru nie do końca jest dla naszego organizmu obojętny, dlatego pasta Himalaya, któa go nie zawiera może być świetną alternatywą.



To było moje pierwsze testowanie pochodzących z Indii kosmetyków firmy Himalaya Herbals. Przyznaję, że pozytywnie zaskoczyła mnie w nich obecność naturalnych składników, ale też skuteczne działanie. Kosmetyki z linii oczyszczającej z Neem okazały się bardzo dokładnie oczyszczać skórę i mocno ją matowić. To prawdziwe wybawienie w gorące, letnie dni ;-) Z kolei gęsty, odżywczy krem bardzo szybko i zauważalnie nawilża skórę i myślę, że przyda się także np. po opalaniu. Co do działania wybielającej pasty to wiąże z nią duże nadzieje, a czas oceni czy je spełniła (i mój dentysta!). A wy znacie kosmetyki Himalaya Herbals? Jak się u Was sprawdziły? 

Jeśli chciałybyście zapoznać się też z innymi produktami tej firmy to zapraszam na ich stronę TUTAJ

Copyright © Nostami blog , Blogger